Wydarzenia

Recenzja: Big Sean Finally Famous

Data: 1 sierpnia 2011 Autor: Komentarzy:

Big Sean

Finally Famous (2011)

G.O.O.D. / Def Jam

G.O.O.D. Music to jedna z lepiej sprawujących młodych muzycznych oficyn wydawniczych w Stanach. W przeciągu paru ostatnich lat dała nam Johna Legenda, Kida Cudiego, wskrzesiła chicagowską legendę – Commona, zgromadziła w swych szeregach imponujący zespół producencki. Ciągle słyszymy o coraz to nowszych artystach podpisujących umowy z G.O.O.D., szczególnie odkąd Kanye tak namieszał swoją Piękną Mroczną Zakręconą Fantazją. W momencie gdy wszyscy oczekujemy Watch the Throne, trzeciej płyty Cudiego, nowego Commona na bitach No I.D., oraz długo oczekiwanego solowego debiutu Pushy-TClipse, wytwórnia wydaje niemal skazanego na porażkę Big Seana.

Zasadniczy problem z panem Seanem jest taki, że słuchając Finally Famous, prawie go tam nie słyszymy. Mamy za to Drake’a na zmianę ze wczesnym Kanye’m Westem, a w otwierającym album przechwałkowym „I Do It” pojawia się także Lil Wayne. Styl Big Seana można uznać za wypadkową stylów wymienionych panów, z tym jednak mankamentem, że wyprana z tego co najlepsze – klasy, charyzmy czy umiejętności ubrania historii o życiu w blasku fleszy w niegłupie metafory. Bez wymienionych powyżej atrybutów przytłaczająca nas już od momentu poznania tytułu płyty opowieść o spełnianiu się amerykańskiego snu (urozmaicona kilkoma zwrotkami braggadacio), zaczyna robić się męcząca. Dlatego skupmy się lepiej na stronie muzycznej, która wypada znacznie ciekawiej.

Ratunkiem dla Finally Famous są bowiem właśnie bity. Podkłady dominującego na liście producentów No I.D. są wysmakowane, soulfulowe, intrygują bębnami, a znakomitym dla nich dopełnieniem są refreny w wykonaniu Johna Legenda, The-DreamaDwele’a (ten ostatni niestety tylko w wersji Deluxe). Dziwi brak produkcji od Kanye, ale nie stanowi to problemu i nie wywołuje odczucia niedosytu. Dobrze spisali się The Neptunes, którzy swoje najlepsze lata mają zdecydowanie za sobą. Szkoda, że nie obyło sie jednak bez wyraźnej skazy na produkcji – „Dance (A$$)” już po pierwszym odsłuchu będzie Was straszyć po nocach niechlujnym samplem z MC Hammera.

Finally Famous jest klasycznym przypadkiem hip hopowej płyty, gdzie warstwa muzyczna dominuje nad liryczną. Mimo wszystko rap Big Seana jest na tyle przyzwoity, że zdecydowanie nie możemy mówić o marnotrawstwie bitów (co często przecież się w hip hopie zdarza). Z pewnością zapamiętamy „So Much More”, „Memories pt. II”„Don’t Tell Me You Love Me”. Co do reszty tej pewności nie ma. To definitywnie materiał, który umili nam kawałek lata w oczekiwaniu na kolejne głośne mainstreamowe premiery – nie tylko te ściśle związane z G.O.O.D. Music.

Komentarze

komentarzy