Wydarzenia

„Jestem cholernie szaloną kobietą, czyż nie?” – Princess Freesia dla soulbowl.pl

Data: 11 marca 2013 Autor: Komentarzy:

princess-freesia

Posiada niesamowity talent oraz niepowtarzalne usposobienie. Kreatywna wolnomyślicielka i pasjonatka. Ceni niezależność oraz wierzy w ideały. Nagrywa piekielnie dobre utwory, które pokochają wszyscy miłośnicy brzmień lat osiemdziesiątych z pogranicza funku i soulu przeplatanymi z wpływami disco. Autorka The Lapdancer LP -albumu, który z powodzeniem mógłby zawładnąć niejedną duszą. Wciąż niedoceniana.

Wybaczcie ten patetyczny wstęp, jednak z nieukrywaną dumą cieszę się, że udało nam się przeprowadzić rozmowę z kobietą, której muzyka potrafi w moment odgonić moje ciemne myśli, przyspieszyć tętno oraz wypełnić otoczenie najszczerszym pożądaniem. Poświęćcie zatem kilka minut, by zrozumieć jak to jest być „stellarsonicznym” i czuć się naprawdę „hoxxxy”.

Jesteś rodowitą Australijką. Jak to się stało, że większość swojego czasu spędzasz w Londynie? Czy podróże i poznawanie nowych miejsc odgrywa w Twoim życiu specjalną rolę?

Od 2006 roku moja twórcza sieć skoncentrowana była w Londynie, głównie przez współpracę z kochanym i utalentowanym Soulpersoną. Jako, że lata mijały i niewiele działo się w Australii (obecnie jednak utkwiłam tu w stanie zawieszenia, czekając na swój łotewski paszport, by móc wrócić do UK, gdzie jest moje miejsce), postanowiłam wykonać pierwszy ruch i żyć oraz pracować bardziej intensywnie z SoulP w jego mieszkaniu, tuż pod Londynem. Stanowimy świetny zespół, a ja kompletnie zwariowałam na punkcie Londynu i UK (czy „UKingdom” – jak czasem je określam), więc wydawało się to logicznym kolejnym krokiem w mojej karierze. Jestem również zapalonym obieżyświatem oraz uwielbiam międzynarodowe podróże, więc mogę się tym rozkoszować wracając do UK, po krótkiej chwili wytchnienia tutaj w Oz (przyp. tłumacza – Oz – nazwa używana w odniesieniu do Australii). Zawsze lubię zatrzymać się w Seulu czy Korei Południowej, na tamtejszych lotniskach panuje wszechobecne uczucie ożywienia. Czuję, że żyję gdy korzystam z tych międzynarodowych połączeń.

Kiedy poczułaś, że śpiewanie jest Twoją nieodłączną częścią? Pamiętasz swój pierwszy publiczny występ?

Przypominam sobie, że w bardzo młodym wieku zostałam namówiona do wstąpienia do szkolnego chóru, ponieważ ktoś uznał, że mam „słodki głos”. Na początku jednak byłam bardzo nieśmiałym i niechętnym artystą. Jako ośmiolatka brałam lekcje aktorstwa, które pomogły mi stać się bardziej odważnym wykonawcą. W liceum uczęszczałam do szkolnego chóru i brałam udział w musicalach. W pierwszym roku po ukończeniu szkoły, kiedy próbowałam określić w którą stronę chcę pójść, zdałam sobie sprawę, że mogę wykorzystać swoją kreatywność w bardziej znaczący sposób. Zaczęłam pisać dużo poezji oraz współpracowałam z ludźmi muzyki, pomagając im przy pisaniu tekstów i melodii. Dodatkowo tworzyłam elektroniczne kompozycji w domu, używając podstawowego oprogramowania. Te zainteresowania zachęciły mnie do wzięcia udziału w przesłuchaniach do licencjackiego kursu na kierunku Muzyka Popularna na Złotym Wybrzeżu w Australii. Dostałam się i przez 3 lata intensywnie nagrywałam, pisałam i liznęłam lekcji śpiewania (nigdy nie byłam najlepszym kandydatem do lekcji, jako że oburzam się, gdy ktoś mówi mi, co i w jaki sposób to robić, haha! Lubię nieograniczoną kreatywność.). Rozwijałam się zarówno jako muzyk oraz SŁUCHACZ muzyki – a więc osoba, która potrafi ją docenić. Skończyło się tym, że zostałam rok dłużej pisząc pracę na temat „Rare Groove Subculture”! Nie pamiętam swojego pierwszego publicznego występu, jednak przypominam sobie pierwsze wykonanie własnego materiału. Miałam 17 lat – moja twarz miała kolor czerwieni, nie mogłam na nikogo spojrzeć, musiałam zamknąć oczy i zaciskać dłonie, gdyż bałam się, że stracę wątek! Przebyłam długą drogę od tamtego momentu, na szczęście.

Wyraźnie słychać, że inspiruje Cię brzmienie z pogranicza lata 70/80. Musze przyznać, że udaje Ci się perfekcyjnie odtworzyć feeling i groove tamtych nagrań. Z czego się to bierze?

Rzeczywiście – rzadko, żeby nie powiedzieć – prawie nigdy, słucham współczesnej muzyki. I dziękuję Ci bardzo, cóż za gość z Ciebie, a niech mnie! Wydaje mi się, że brzmienie produkcji z lat 70tych i 80tych oraz energia płynąca z muzyki tego okresu jest bardzo organiczna, od początku do końca, nawet jej elektroniczne elementy. Była bardzo prawdziwa, czysta i nieskalana, a w porównaniu do większości obecnej muzyki – łatwo oddzielić ją od dużej części bezmyślnego chłamu, który słyszymy współcześnie. Lubię nawet rock, country czy metal pochodzący z tamtego okresu, ponieważ atmosfera była mniej pretensjonalna, a we wszystkim chodziło o muzykę. Przyznaję, że ostatnio myślę trochę bardziej komercyjnie, być może przez bycie częścią przemysłu. Na tę chwilę ustalam nowe rzeczy do wypróbowania, by poszerzyć swoje kreatywne cele. Nigdy natomiast nie napisałabym piosenki, by spełnić swoje marzenia o dochodach. To po prostu zła forma i potrafi natychmiast obedrzeć z duszy, zwłaszcza, gdy jedyną motywacją są pieniądze. Głównym źródłem mojej frustracji związanej ze współczesną muzyką jest to, ze wszyscy wydają się zbyt mocno próbować. Przeszkadza mi, gdy nie mogę poczuć tego, co ktoś próbuje osiągnąć za pomocą fragmentu muzyki czy tekstu. Melodia powinna sprawiać, że czuję coś więcej niż siebie. Wiem, że brzmi to banalnie, ale ja naprawdę lubię, gdy muzyka chwyta mnie za gardło i pokazuje, co traciłam!

Jako osoba czynnie pisząca teksty, ciągle grzebię w wirtualnych skrzynkach w poszukiwaniu na nowo odnalezionych starych „ośrodków inspiracji”. Nowe odkrycia z przeszłości napełniają mnie energią tamtej ery, powodują ciarki (to właściwie motto Digisoul – „jeśli to powoduje u ciebie ciarki, to właśnie to tworzy Digisoul, haha!”) oraz tworzą mój własny „Freesiowy” hołd dla muzyki.

Mogłabyś wymienić kilku muzyków, którzy w największym stopniu ukształtowali Ciebiei Twójh gust muzyczny? Który z nich potrafi przyprawić cię o ciarki, a którego muzyka powoduje, że nie możesz ustać w miejscu?

Cóż, oprócz odnajdowania muzycznego nieba razem z Soulpersoną, który na zawsze zmienił sposób, w jaki pracuję, jestem gorliwą fanką Leona Ware’a. Poczułam to w chwili, gdy po raz pierwszy usłyszałam jego „stellarsoniczny” styl w „Club Sashay”. Od tego momentu poznałam go i występowałam, jako jedna z jego chórzystek na występie w Londynie. Wierzę, że było to jedno z ważniejszych wydarzeń w mojej karierze do tej pory. Nawiasem mówiąc – występ u boku Roya Ayersa również traktuje w podobnych kategoriach. Roy jest kolejnym, najbardziej przeze mnie szanowanym muzykiem. Obaj mają szelmowskie poczucie humoru, są żartobliwi, lecz Leona zmysłowość jest… Ohhhh! Leon wplata zmysłowe przyjemności we wszystko, co tworzy. Jego twórczość z Minnie Riperton, Melissą Morgan and Michaelem Wycoffem, obok jego własnych wybitnych albumów, po prostu wydłużają we mnie „hoxxxy” emocje. Jocelyn Brown jest dla mnie jak starsza siostra i często z nią występuję. Obecnie kreślimy wspólnie melodie , na zarówno na jej, jak i na mój nadchodzący album inspirowany latami 80tymi, Soulperfreesia. Razem z Soulpersoną pracujemy nad nim od prawie dwóch lat. Jocelyn inspiruje mnie na wielu płaszczyznach. Czasami daje mi lekcje gotowanie w stylu południowo-kalifornijskim, haha! Kocham również moją rodzinę z Digisoul  – Nicka Van Geldera, Carla Hudsona, Andy’ego Tolmana, Katie Leone, Terry’ego Lewisa, Punk Pappa itp. – wszyscy podają do stołu swoje talenty, serwując najbardziej przepyszne dawki soulu, które mogłeś podejrzeć podglądaczu.

Wybacz, zdaję sobie sprawę, że mój język może wprowadzać zamęt, ale mam głęboko zakorzenione uwielbienie do „ukuwania nowych słów”. Mam zatem tendencję do wymyślania słów i wyrażeń. Wiele osób nie wie, o czym do cholery w większości przypadków mówię, haha! Nad wyraz się ekscytuję, gdy mówię o swojej pasji i moich ludziach, moim soulowym plemieniu. Wybacz mi więc, moja słowną słabość.

Podsumowując – moja wdzięczność, za bycie otoczoną tymi wspaniałymi ludźmi (czy we własnej osobie, gdy jestem w UK, czy to przez łącza internetowe) przekłada się na naszą wspólną pracę oraz przyjacielskie więzi, które się tworzą. Jesteśmy soulową rodziną. Nie ważne gdzie na obecnie jesteśmy, wspieramy się w 100 procentach. Tego rodzaju więzi są święte. Można w nich znaleźć magię i uzdrowienie.

*Zapomniałam wspomnieć, że jedną z osób, która ma na mnie największy wpływ jest też Isaac Hayes, haha!

Stworzyłaś termin steelarsonic sound. Opisz proszę definicję tego stylu.

Hahaha, tak, kolejny przykład mojego “oświeconego ukuwania wyrazów”. Jestem cholernie szaloną kobietą, czyż nie?! „Stellarsonic” w gruncie rzeczy oznacza brzmienie, które wzbudza emocje większe niż my sami. Brzmienie, które zachwyca i rozwija ciebie samego, które powoduje mrowienie i łaskotanie, w ten przyjemny sposób… Dla mnie na przykład – „Rockin’ You Eternally” Leona Ware’a jest jednym z przykładów dźwięków „stellarsonic”. Gdybym kiedyś wychodziła za mąż, to byłby utwór do „pierwszego tańca”!

Twoja współpraca z Soulpersoną układa się znakomicie. Widać, że rozumiecie się doskonale, co przekłada się na fenomenalne tracki. Czy jest to zasługa alchemii między Wam oraz prywatnej przyjaźni?

Oh jesteś tak uprzejmy, dziękuję Ci bardzo! Jest zawsze bardzo nagradzającym fakt, że ludzie rozumieją nasze wysiłki. Uwielbiamy razem pracować, cechujemy się wyjątkową intuicją, muzycznie wpasowujemy się w siebie nawzajem (mimo, że mamy tendencję do kłótni o mixy, haha!). Potrafimy wyzwalać w sobie nawzajem ogień i przemieniać go w metaforycznego feniksa, który posiada moc przywrócenia nas obydwojga z popiołów, którymi są często trudności wynikające z bycia muzykiem/osobą kreatywną (tzn. brak funduszy na realizację naszych marzeń, itp.). Wielbimy narodziny pięknego dziecka w postaci piosenki, która często wzrusza nas oboje. Nie chciałabym zabrzmieć arogancko (haha, za późno!), ale czuję, że nasza muzyka jest wyjątkowa dla nas obojga. Począwszy od sposobów, które wpłynęły na rozwój naszego życia jako ludzi, jak i profesjonalnych muzyków. W tym często kapryśnym przemyśle, który wytwarza muzykę dla mas z przekazem manipulującym umysłami, by móc kontrolować ludźmi w okropny, skupiony na sobie zachłanny sposób. Jest to rodzaj muzyki, która pochodzi bardziej z serca, niż z portfela. Jesteśmy oboje bardzo zapalczywymi i zaangażowanymi osobami, które dzielą dwojaką wizję robienia dobrej muzyki z zamysłem i pewnością siebie oraz łącząc odpowiednie elementy, które mamy nadzieję zainspirują innych, by być odważnymi i robić muzykę prosto z serca. Czasami mówię o niej, jako o muzyce „światła”, gdyż czasami czuję otaczającą mnie energię. Dzieję się tak za każdym razem, gdy próbuję nową piosenkę doprowadzić do „światłości”.

Lapdancer LP był Twoim i Soulpersony wspólnym dziełem. Za brzmienie Rainbbow Ride odpowiadałaś w pojedynkę. Jak odnalazłaś się w tej roli producenta?

 Od zawsze byłam solowym producentem swojego własnego materiału (mniej lub bardziej), mimo, że nie rozwinęłam się w tej dziedzinie tak bardzo jak w byciu solową piosenkarką… Uwielbiam swoje zamiłowanie do programowania elektronicznie brzmiącej muzyki, w przeciwieństwie do mojego intuicyjnego zamiłowania do muzyki retro. Dzieję się tak pewnie dlatego, że stanowi ona odniesienie do nowoczesności. Wykorzystując nowoczesne style i techniki produkcji zawsze czułam najgłębszą łączność z latami 70tymi i 80tymi i zawsze będzie to źródło mojej największej siły, jeśli chodzi o tworzenie świetnych piosenek. Nawet w połowie nie jestem takim producentem i inżynierem jak Soulpersona. Swobodnie i z pokorą to przyznaję. Nieustannie jednak dążę do bycia lepszą, wszechstronną wersją siebie i będę dalej rozwijać swoje umiejętności, by stać się lepszym producentem własnych projektów. Wiele nauczyłam się z samego obserwowania Soulpersony w trakcie sesji tworzenia muzyki, a osłuchując się swoimi ulubionymi gatunkami muzyki, również spijam wiedzę nie tylko w dziedzinie technik pisania piosenek, ale również wartości produkowania. Mimo, że nie zbliżam się do Quincy Jonesa czy Leona Ware’a, nadal mam nadzieję aspirować do osiągnięcia wspanialszych dokonać w niedalekiej przyszłości, haha! Cóż, dziewczyna może sobie pomarzyć, czyż nie?
Jakie sa Twoje przyszłe muzyczne plany?

W skrócie – być najbardziej „hoxxxy” jak to tylko możliwe, we wszystkim co tworzę. Chcę również wywołać u Was stellarsoniczne dreszcze w stylu retro. Chcę Wam dawać przyjemność, haha!

O czym najczęściej śni Princess Freesia? Zdradź nam proszę jeden z Twoich snów.

To bardzo ciekawe pytanie, nikt nigdy nie zadał mi go w wywiadzie, więc dziękuję za wybranie się na poszukiwania wśród pól Freesii! Więc… Nie jestem w stanie przywołać jednego, powtarzającego się motywu, jednak jednym z najbardziej pamiętnych i znaczących snów, które potrafię sobie przypomnieć, zawierał w sobie: latanie, przemierzanie starych i nowych światów, stanie się czystą energią pozbawioną ciała oraz bycie instruowanym przez kosmitów do rozwijania potencjału umysłu, umiejętności, czytania kosmicznych nagrań od końca… Rozumiesz, taki normalny rodzaj rzeczy. Jestem uduchowioną osobą, mimo, że nie praktykuję niczego w szczególności – czuję, to co czuję, i chcę być tak kochająca i prawdziwa jak to tylko możliwe. Wydaje mi się, że to zamierzenie często ma odzwierciedlenie w moich snach.

Tłumaczenie: Anna Kupińska (Estrella Q)

Komentarze

komentarzy