
fot. Monika Kozłowska
Warszawa. Hotel Polonia Palace. Godzina 14:30. Wchodzimy z koleżanką do pokoju, gdzie przez chwilę czekamy w napięciu na menadżera Y’akoto. Mężczyzna przychodzi o czasie, pyta czy na pewno jesteśmy dziennikarzami. „Tak, jesteśmy” – odpowiadamy z dumą. Za kilka minut w drzwiach staje sama zainteresowana. Uścisk dłoni, wymiana uśmiechów. Zanim usiądziemy, Y’akoto bierze szklankę wody, przy okazji częstując nas napojem. W końcu zaczynamy (jak się później okaże – długą) rozmowę. O debiutanckiej płycie Baby Blues, o życiu pomiędzy Afryką a Europą, o tańcu, muzyce elektronicznej i planach na przyszłość. Przed Wami pierwsza część zarejestrowanego spotkania. Drugą możecie przeczytać pod tym linkiem.
Wiemy, że nie jest to Twoja pierwsza wizyta w Polsce. Co pamiętasz z ostatnich koncertów w naszym kraju? Jakie były Twoje wrażenia?
Moje wrażenia o Polsce były takie, że to ja byłam pod wrażeniem! Nie wiedziałam wtedy, że ludzie słuchają tutaj mojej muzyki, więc byłam bardzo wdzięczna.
Czy widownia była w porządku na koncercie? Znali Twoje piosenki?
Nie przypominam sobie czy znali moje piosenki. Byli bardzo uważni, słuchali mnie, po prostu świetnie się bawiliśmy.
Miło to słyszeć. Pochodzisz z artystycznej rodziny. Jakie wartości przekazali Ci Twoi rodzice, mam tu na myśli zwłaszcza Twojego Tatę, jeśli chodzi o muzykę? Czego się od nich nauczyłaś?
Myślę, że tego, żeby być wolnym, próbować wszystkiego czego się chce, nie czuć wstydu. Jeśli chcesz śpiewać piosenki, których nie śpiewa nikt inny, po prostu zrób to, nie trać czasu na myślenie o tym czym to jest, jeśli to czujesz – po prostu to zrób. Mój Tata jest bardzo impulsywną osobą i zawsze robił muzycznie to, co przyszło mu do głowy. Grywał na każdym instrumencie, nawet nie chodzi o to, że grał perfekcyjnie. Myślę, że to jest najważniejsza rzecz, najważniejsza wartość jaką mi przekazał: nie możesz być perfekcyjny w czymś takim jak muzyka, ponieważ muzyka nie jest jak matematyka, albo jak nauka czy ekonomia. Perfekcją w muzyce jest wolność i brak strachu.
Urodziłaś się w Hamburgu, ale mieszkałaś także w Ghanie. Obecnie podróżujesz pomiędzy dwoma kontynentami – Afryką i Europą. Jak duży wpływ ma to Ciebie, na Twoją muzykę?
Ma to na mnie ogromny wpływ. Znam ludzi z Niemiec i znam ludzi z Ghany, znam ludzi z całej Afryki, z Francji, ze Stanów – to sprawia, że człowiek jest bardzo otwarty. Ponieważ każdy jest tak różny i każdy mówi w innym języku, co sprawia, że jest się bardzo elastycznym. Wiesz, nie możesz być nigdy zbyt pewnym, gdyż każda kultura jest inna. W taki właśnie sposób wpływa to na moją muzyką. Mimo, że jestem muzykiem, zawsze jestem gotowa się uczyć. Momentami nawet moje własne piosenki mogą mnie czegoś nauczyć.
Czy widzisz jakieś różnice pomiędzy tworzeniem muzyki w Afryce i Europie? Ponieważ wydaje się, że w Afryce muzyka to wolność, a Europa robi wszystko dla pieniędzy, komercyjnie.
Myślę, że zaczyna robić się podobnie, ponieważ wszędzie ludzie chcą zarobić pieniądze, na całym świecie ludzie chcą zdobyć pieniądze. Wydaje mi się, że ludzie (w Afryce – przyp. autora) mniej się zastanawiają nad muzyką. Mam wrażenie, że dzieciaki w Afryce, zapoznawane są z muzyką bardziej niekonwencjonalnie, na zasadzie: wszyscy to robią, wszyscy śpiewają w kościele czy w domu, jest to bardziej powszechne. Lecz myślę, że komercyjny aspekt muzyki staje się podobny. Ludzie na całym świecie chcą żyć z tego co robią, chcą być rozpoznawani jeśli są artystami, chcą być rozpoznawani jako artyści, to jest praktycznie takie samo.
W piosence „Tamba” śpiewasz o chłopcu, który jest żołnierzem. Skąd decyzja o wyborze numeru jako singla? Wydaje się to bardzo odważna decyzja, zwłaszcza, że jesteś w stanie nagrać numery, które mają większy potencjał radiowy.
Zaczęłam pisać 5 piosenek na mój album Baby Blues, „Tamba” była jedną z nich. Pojawiło się pytanie jak chcę zaprezentować siebie? Pierwszy singiel jest zawsze także wprowadzeniem do muzycznego świata. W tamtym czasie każdy pojawiał się z hukiem, z czymś głośnym, zabawnym, czymś o miłości. Wydaje mi się to bardzo piękne, ale w tamtym czasie nazwałam mój album Baby Blues („baby blues” w języku angielskim oznacza depresję poporodową – przyp. autora) ponieważ byłam w bardzo bluesowym momencie życia. Jestem szczęściarą, ale znam ludzi, którzy walczyli i którzy wciąż żyją bluesem. Myślę, że „Tamba” to coś co inspiruje mnie najmocniej, ponieważ, jak ktoś może mieć tak potworne dzieciństwo albo nie mieć go zupełnie i ciągle walczyć, a jednak przetrwać? Widziałam kilka dokumentów i znałam nawet kogoś kto przetrwał wojnę, kto nie był dokładnie dzieckiem-żołnierzem, ale kto był na wojnie. Te rzeczy zawsze inspirują mnie by znaleźć odwagę w moim własnym życiu i powiedzieć sobie: zobacz, masz szczęście, musisz robić to co najlepsze i dlatego zdecydowałam zaprezentować siebie w ten sposób. Myślę, że ludzie którzy mnie znają, wiedzą, że zawsze inspirują mnie prawdziwe historie.
W ostateczności był się to dobry wybór.
Cieszę się, ponieważ nie było to łatwe. Radia niezbyt mnie lubiły.
Wierzę, że znasz Nnekę, jest z Nigerii, choć mieszka obecnie w Niemczech, jest również bardzo popularna w Polsce. Obie piszecie piosenki o Afryce – czy czujesz, że jesteście „głosami Afryki”? Czy traktujesz to jako misję, by sprawić by ludzie obudzili się na to co dzieje się tam teraz?
Myślę, że Nneka – po pierwsze jest wspaniałą artystą, którą podziwiam. Zabrała mnie raz w trasę i mogłam dla niej grać. Ale myślę, że jeśli chodzi o świadomość, ona robi to znacznie lepiej. Z pełną świadomością mówi o Afryce, zwłaszcza o swoim miejscu, jej rodzinnej Nigerii, gdzie kręci swoje teledyski. Co ja chcę osiągnąć, to obudzić świadomość w ludziach na całych świecie. Ona prawdopodobnie powiedziałaby to samo. Uważam, że to co ma wpływ na ludzi w jakimś miejscu na świecie, ma również wpływ na wszystkich innych. Chodzi nie tylko o świadomość Afryki, chodzi o świadomość wszystkich ludzi. To czego potrzebujemy, to wiedzieć, że co przytrafia się nam, przytrafia się nam jako ludzkości. Dlatego tworzymy świadomość o tym, co się dzieje, gdyż to co ma miejsce w Afryce, istnieje również w Azji, Europie, być może nawet tutaj, Twoim sąsiadom. Nie musi mieć to związku z dziećmi-żołnierzami, może to po prostu być niesprawiedliwość. Pojawia się w Waszych własnych społecznościach.
Jako nastolatka próbowałaś sił w zespole reaggowo-rockowym. Wiemy także, że miałaś przygodę z elektroniką. Skąd decyzja o powrocie do korzeni, do afro-soulu?
Nadal tworzę muzykę elektroniczną, jest to w zasadzie część mnie. Mam bardzo dobrego przyjaciela, z którym robię muzykę. Znamy się od… o mój Boże (śmiech)… będzie około 15 lat. Wciąż tworzymy elektronikę, gdyż myślę, że jest ona świetnym sposobem modyfikowania muzyki. To jest sztuka ekspresyjna, możesz robić z muzyką co tylko chcesz, może nagrywać dźwięki i po prostu się nimi bawić, w bardzo niekonwencjonalny sposób. Spotykamy się co tydzień i tworzymy elektroniczną muzykę, gdyż jest to moja pasja. Lubię pracować na komputerze. Gdy miałam 22 lata postanowiłam zacząć robić muzykę dla ludzi. Moim marzeniem jest tworzyć dla wszystkich, nie tylko dla fanów elektroniki albo soulu. Chcę się otworzyć. W swojej muzyce, podobnie jak i osobowości, próbuję się nie ograniczać. Pragnę się poruszać po Warszawie, tak swobodnie jak po Londynie, czy Los Angeles, czy Paryżu, bo wierzę w ogromne zjednoczenie. Taka właśnie powinna być muzyka, powinna tworzyć przestrzeń dla wszystkich. Dlatego postanowiłam postawić na prostotę, skupić się na słowach i muzyce.
Jesteś także nauczycielką tańca. Czym jest dla ciebie taniec?
Taniec jest dla mnie bardzo istotny. Przede wszystkim sprawia, że jesteś zdrowy i szczęśliwy. Zawsze dobrze jest mieć odrobinę wysiłku fizycznego. Po prostu wierzę w radość z poruszania się i odkrywania jak Twoje ciało jest zbudowane i co jest w stanie zrobić. Uważam, że każdy może tańczyć, poruszać się i odnaleźć piękny sposób na wyrażanie siebie. Tym właśnie jest dla mnie taniec, może on uzdrowić ludzi, wyrwać ich ze smutku, depresji, dzieciom pozwala lepiej się rozwijać. W przyszłości planuję otworzyć swoje własne studio tańca.
Czy byłaś zatem odpowiedzialna za choreografię do swoich teledysków?
Cała idea i pomysły były moje. Bardzo chciałam wprowadzić taniec do swojej twórczości. Nie tylko dlatego, że się go uczyłam, ale ponieważ uważam, że taniec jest świetnym sposobem na odpowiadanie historii. Jest również przyjemny dla oka, piękny do podziwiania. W ten sposób ludzie też mogą mnie poznać, gdyż jeśli chcę opowiedzieć historię do „Tamba”, to nie chcę pokazać obrazków, które widzisz w wiadomościach. Pracowałam z lokalnymi choreografami, bo ważna jest dla mnie współpraca z ludźmi w kraju. Nie chcę przychodzić jako obcy choreograf i niejako pokazać „tego się nauczyłam, musicie to zrobić”. Zawsze uważam za interesującą współpracę z ludźmi, ale nic nie dzieje się beze mnie, jestem zaangażowana.
A co jeśli chodzi o choreografię do „Good Bettter Best”? Swoją drogą, to jeden z moich ulubionych teledysków.
Jeśli chodzi o „Good Better Best” rozmawiałam z choreografem, która powiedziała mi, że spodobała się jej idea wolnego tańca. Chciałam po prostu biegać, by choreografia była pełna wolnego, ulicznego rozbłysku. Myślałam o swoim dzieciństwie, o tym jak jako dziecko biegłam ulicą, zbierając po drodze swoich przyjaciół. To nie jest typowy taniec, jest to bardzo współczesne. Nie wiem czy pamiętasz, jest ta scena, gdy patrzysz z dachu i tam jest fragment typowego, afrykańskiego tańca. W muzyce, lubię to, że ludzie mogą śpiewać moje piosenki, w kuchni, czy na przyjęciu. W tańcu również chciałabym by mieli tę możliwość. Jeśli układ jest zbyt skomplikowany, zbyt złożony, wtedy ludzie nie będą potrafili go wykonać. Taka jest właśnie moja filozofia. W teledysku do „Without You”, w którym jest dziewczyna i chłopak, w środkowej części wykonujemy bardzo prostą choreografię, to też był mój pomysł.
Komentarze