Wydarzenia

Recenzja: Ghostpoet Some Say I So I Say Light

Data: 14 sierpnia 2013 Autor: Komentarzy:

Some+Say+I+So+I+Say+Light+ghostpoetsomesay

Ghostpoet

Some Say I So I Say Light (2013)

Play it Again Sam

Ważna informacja: Ghostpoet nie jest raperem, choć na debiutanckim Peanut Butter Blues & Melancholy Jam nie było to jeszcze tak oczywiste.  Przykładem może być singiel „Cash and Carry Me Home”, który miał prawie wszystko, co powinien zawierać treściwy storytelling. Na swojej drugiej płycie, Some Say I So I Say Light, Obaro Ejimiwe manifestacyjnie odrzuca rapowe metrum i wymóg konsekwentnej powtarzalności rymów na rzecz skomplikowanej metaforyki i luźnej narracji.  Takiej jak ta z utworu „Meltdown”: I was hesitant at first, thinking it ain’t the right time. The eggshell hearts – just cracked, crying on the train.

To specyficzny rodzaj melorecytacji, który stawia Ghostpoeta gdzieś w pół drogi między mrocznym flow Roots Manuva a strumieniem świadomości Tricky’ego. Takich porównań nasuwa się zdecydowanie więcej, bo Some Say I So i Say Light to płyta na wskroś brytyjska, a każdy utwór brzmi jak lekcja z tego, co utarło się już w świadomości słuchaczy jako „UK Sound”. Dowody? Otwierający wydawnictwo utwór „Cold War” brzmi niczym Burial eksperymentujący z dęciakami. „Them Waters” to kaskada garażowych synkop, „Dial Tones” jest nowoczesną trawestacją stylu „made in Bristol”, podczas gdy „Msi Musmid” osacza depresyjną atmosferą podobną do tej, jaką oferował nieco zakurzony już Kind Midas Sound. Mnogość zapożyczeń nie oznacza jednak, że to płyta wtórna, wręcz przeciwnie — dźwięki proponowane przez Ghostpoeta są raczej sensowną kontynuacją tradycji wyspiarskiego trip-hopu. Some Say I So I Say Light wypełniona jest przestrzennymi, nowoczesnymi produkcjami, do których głęboki głos Obaro pasuje jak ulał. Na płycie pojawiają się też wokale dwóch folkowych wokalistek — Woodpecker Wooliams (przejmujący refren w „Meltdown”) oraz Lucy Rose („Dial Tones”), a gdy je słychać, to tak, jakby ktoś otworzył okno w dusznej piwnicy.

Bo żeby była jasność — twórczość Ghostpoeta nie należy do najłatwiejszych w odbiorze i nadaje się do słuchania raczej po zmierzchu. Obaro prezentuje tu cały wachlarz przygnębiających historii: rozstanie (Maybe if I looked afar/ I could stop the catastrophe / But you and me weren’t meant to be / And someone somewhere knew it from the start), zapijanie smutków (Think I’ve got a problem but the mirror says ‚no’ And the wallet says ‚yes’ – more drinks I guess) czy uczucie dojmującej samotności  (I am here/ Standing by the river/ Head to toe just shivers/ Wonder where you are). Jeśli nie macie naturalnej odporności na treści depresyjne, to wydawnictwo może sprawić, że  przesiedzicie całą noc w oknie paląc papierosy albo pisząc dziwaczne smsy do swoich byłych. Z Ghostpoetem lepiej obchodzić się rozsądnie.

I chociaż nie jest to płyta w żaden sposób przełomowa, to gęsta, hipnotyczna atmosfera, jaką udało się wykreować Obaro na swoim drugim krążku stawia go w pierwszym rzędzie najbardziej obiecujących angielskich artystów. Na miejscu Tricky’ego, ogarnęłabym się i zadbała o nowy album. Następca drepcze mu po piętach.

Komentarze

komentarzy