Goodie Mob
Age Against the Machine (2013)
The Right Records
Czternaście lat minęło od czasu premiery ostatniego (nagranego w pełnym składzie) albumu Goodie Mob. Przez prawie półtorej dekady zmieniło się wszystko: rynek muzyczny, artystyczna i komercyjna kondycja hip hopu, znaczenie kolektywu Dungeon Family. W przypadku autorów klasycznego Soul Food największą zmianą była transformacja Cee Lo Greena. Najbardziej wyrazisty członek kwartetu stał się kolejno ikoną hip hopu z Atlanty, szarą eminencją alternatywnego popu, a ostatecznie wielkim gwiazdorem od castingowych programów muzycznych i śpiewania kolęd. Nie ma co ukrywać — powyższe znajduje odzwierciedlenie w zawartości Age Against the Machine, co jest jednocześnie wadą i zaletą albumu.
Jeśli ktoś liczył, że podział ról na płycie będzie równy i sprawiedliwy, musiał być naprawdę naiwny. Cee-Lo dominuje tutaj w każdej możliwej kwestii. To on wykonuje refreny, to on ma honorowe miejsce w utworze z efektownym mostkiem przed zwrotką. Ma nawet kilka solowych utworów — ewentualnie takich, w których ktoś inny z ze składu pełni jedynie rolę hypemana. Słuchając albumu odnoszę wrażenie jednak, że wyższość pana Greena jest w pełni uzasadniona. Najlepiej słychać to w utworach, w których podział ról jest wyrównany. Wtedy to właśnie on prezentuje zawsze najlepsze flow, humor i najcelniej trafia w sedno poruszanych tematów (a tych mamy tutaj cały wachlarz — od trochę infantylnych wspomnień o młodzieńczej miłości, przez ego-tripping i ocenę kondycji rapowej sceny, do prowokowania dyskusji na temat rzekomo uśpionych uprzedzeń rasowych). Na obronę T-Mo, Big Gippa i najbardziej rozczarowującego wyjątkowym brakiem charyzmy Khujo mam tylko gratulacje za świetnie pociągnięty ofensywny, południowy banger nagrany przy wsparciu T.I.’a.
Warstwa muzyczna również dobrana została tak, żeby sprostać przede wszystkim wymaganiom ekscentrycznego lidera. W efekcie otrzymaliśmy mieszankę wybuchową, dzięki której zwolennicy pierwszych solówek Cee-Lo poczują się jak w domu. Triumfalne uderzenie niczym ze ścieżki dźwiękowej klasycznego filmu akcji („State of the Art”), jazzująca awangarda („Kolors”), soulfulowa klasyka („Understanding”) nasączony funkowym szaleństwem trap („Pinstripes”), silne inspiracje rockiem („Nexperience”) — elementy układanki można by wymieniać i wymieniać. Wiele utworów nie trwa więcej niż trzy minuty, zrywa ze strukturalnymi standardami, czasem w zamierzony sposób stwarza wrażenie muzycznych szkiców. Jeśli kojarzy się Wam to z albumami Gnarls Barkley, to bardzo dobrze kombinujecie.
Ostateczna ocena Age Against the Machine związana jest z ustaleniem czy mamy do czynienia z albumem Goodie Mob, czy albumem w stylu „Cee Lo i koledzy”. Tego typu dylematy dotyczą wielu innych reaktywacji zespołów po latach. W tym przypadku osobiście polecam odłożyć na bok procenty przedstawiające kto w jakim stopniu się zaangażował, a skupić się na muzyce. Wtedy zauważycie, ze mamy do czynienia z całkiem kreatywnym i wartościowym materiałem od hip hopowych już-praktycznie-dinozaurów — z wycieczką w świat Dungeon Family, momentami bardziej esencjonalną niż ostatni solowy album Big Boia. Jeśli wolelibyście jednak po prostu płytę Goodie Mob, możecie obniżyć ocenę o pół gwiazdki.
Komentarze