Wydarzenia

„Cierpliwa droga to słuszna droga” — Ania Szarmach dla soulbowl.pl

Data: 28 kwietnia 2014 Autor: Komentarzy:

ania sb

foto: Ł. Urbańsk

Ania Szarmach. Śpiewa, sama pisze teksty piosenek i komponuje. Fanka czarnych brzmień, nawet jeśli obecnie nagrywa w trochę innych klimatach. Kobieta, której udało się z powodzeniem sprowadzić do Polski jej idola — Franka McComba. Ta dwójka rusza już w maju ponownie w trasę (szczegółowe informacje na stronie piosenkarki) ALE! zanim duet zagra na jednej scenie, zapraszamy do lektury naszego wywiadu. Dziś część pierwsza rozmowy z Anią, niedługo także niespodzianka związana z Frankiem.

Serdecznie zapraszamy do posłuchania najbliższej audycji Hirka Wrony „Soul — muzyka duszy” (1 maja, 23:00, Trójka/Polskie Radio), gdzie gościem będzie właśnie Ania Szarmach.

Jak wspominasz ostatnie koncerty z Frankiem McCombem w Polsce?

Fantastycznie. Było to z pewnością jedno z najważniejszych wydarzeń w moim życiu; milowe i symboliczne, bo Frank McComb nie tylko był jedną z wielu moich inspiracji — on był główną inspiracją! Byłam i pozostaję wciąż zakochana po uszy w jego muzie, kompozycjach oraz olbrzymim talencie. Tak więc fakt, że wyrzuciłam maila od jego menadżerki, która chciała się ze mną skontaktować to była w sumie normalna reakcja, biorąc pod uwagę iż nie przypuszczałam, że coś takiego w ogóle może mnie spotkać.

Kiedy odkryłaś twórczość Franka i co Cię w niej najbardziej zafascynowało?

Pierwszym numerem Franka była piosenka formacji Buckshot Lefonque „Another Day”. Potem usłyszałam całą płytę… Mógł być to ’97 rok i na studiach w Katowicach wszyscy słuchali Buckshot Lefonque. Trzy piosenki, które śpiewał Frank były wyśmienite. Każda była inna — ballada ”Phoenix”, „Better Than I Am” i ten „Another Day” — hit światowy. Wówczas myślałam sobie, że to jest top pod każdym względem: kompozycyjnym, harmonicznym, wykonawczym, barwowym — jeżeli chodzi już stricte o wokal i tak naprawdę było tam wszystko czego szukałam. To też, kiedy w 2000 roku pojawiła się płyta Love Stories, to oszalałam na jej punkcie. Zgadzało się tam absolutnie wszystko. Love Stories była świetnie zaśpiewana, zagrana i nagrana — jak się później dowiedziałam — w przeciągu dwóch tygodni, co wówczas było nie lada wyczynem. Love Stories utknęła na zawsze w moim sercu.

Czego nauczyłaś się of Franka podczas wspólnych prób, nagrań, koncertów?

Myślę, że utwierdził mnie w przekonaniu, że na scenie najważniejsze jest skupienie, focus i przytomność umysłu. Jak również, że niezależna ścieżka jest ścieżką właściwą, którą on sam też podąża. Fakt, że moja inspiracja kroczy taką samą drogą jak ja dodaje mi skrzydeł. Widzę, że Frank oddaje się całkowicie muzyce i wspaniałe jest móc na to patrzeć, ale jeszcze wspanialej uczestniczyć w tym. Jest obdarzony wielkim talentem , który w połączeniu z dużą spontanicznością dają nieprawdopodobne wrażenia. Piękne jest też to, że wyciąga z muzy wszystko to, co jest możliwe w danym momencie. I bardzo wciąga wszystkich na scenie. Ma nieprawdopodobną siłę i przy takim muzyku inni czują się bezpiecznie. Wyzwala też chęć tworzenia i uczestniczenia w procesie kreowana. Poza tym słucha cały czas muzyki — to jest świetne, bo pokazuje mi na przykład, że nie odpływam za bardzo słuchając cały czas muzy. Pożyczył mi nawet swojego iPoda więc widziałam jakich płyt i wykonawców słucha. Słuchamy podobnej muzy. Frank McComb jest jazzmanem na naprawdę zaawansowanym poziomie. To nie tylko iskra. To jest geniusz.

Frank zdradził nam, że uwielbia grupę Sofa, z którą współpracował kilka lat temu. A gdyby poprosił Cię o przedstawienie jeszcze jakichś polskich artystów, kogo byś mu poleciła?

Na pewno poleciłabym zespół Poluzjanci, który częściowo w sumie jest mu znany, jednak chciałabym, aby usłyszał w całości Poluzjantów z ich własnym repertuarem.

To wróćmy do początków twojej przygody z muzyką… jak to się wszystko zaczęło?

Rodzice kupili pianino; to był taki mebel — ciekawostka. Potem podczas rozmowy opowiadali mi o szkole muzycznej — że jest coś takiego i że to pianino może się podczas nauki w niej przydać. Istotnym, o ile nie najważniejszym, jest fakt, że jeszcze wcześniej — miałam może 4, 5 lat babcia prowadzała mnie do swojej sąsiadki, gdzie było pianino. Przesiadywałam przy tym pianinie godzinami nie znając kompletnie dźwięków i odkrywałam nowy świat, który już wówczas wydawał mi się niesamowity, tajemniczy i nieprawdopodobnie szeroki chociaż nie umiałam w ogóle go zobaczyć wzrokiem i się w nim poruszać. Naciskając klawisze mogłam jedynie czuć go i to było zachwycające. Na szkołę muzyczną zdecydowałam się sama. Rodzice widzieli, że coś mnie w muzyce pociąga. Poza tym tata grał, dziadek grał, ciocia śpiewała, mama miała ciągoty literacko-aktorskie; mniemam więc, że ich dziecko wykazywało naturalną chęć kontynuacji tego, co w nich samych drzemało toteż pokazali mi co mogę z tym zrobić.

Jak z perspektywy czasu oceniasz wydanie Sharmi? Doskonale pamiętam ten moment, gdy „Silna” hulała na Vivie, ten kapelusz a la Jennifer Lopez, teledysk z rozmachem, wszystkie dziewczyny tego słuchały. Obecnie poruszasz się w bardziej niezależnym, zaawansowanym nurcie; jak wspominasz wydanie płyty Sharmi?

Te klimaty r’n’b zawsze były mi bliskie i 2006 rok to był chyba ostatni moment kiedy ten rodzaj muzy jeszcze funkcjonował. Wydaje mi się, że r’n’b już nie istnieje. Mamy teraz swoisty misz-masz — to, co robi Beyoncé czy J.Lo to już nie jest r’n’b, to są dziwaczne hybrydy różnych stylistyk — nowoczesnych, bardziej dance’owych, mniej soulowych. Osobiście pociąga mnie bardziej acoustic soul, około jazzowe klimaty. Jednak zamysł płyty Sharmi, singla w postaci „Silnej” i takiego, a nie innego teledysku to całkowicie zaplanowana droga i spełniająca moje ówczesne fascynacje muzą r’n’b. Wspominam to z wielkim sentymentem. Tego wówczas chciałam. Oprócz tego, że słuchałam wtedy takiej muzy, słuchałam także Joni Mitchell czy Billa Evans, ale kompletnie nie byłam gotowa żeby nagrać taką płytę jak Inna. Wiedziałam, że to będzie w następnej kolejności. Wszystko odbyło tak jak miało, ale z całą pewnością pobrzmiewają we mnie czarne klimaty — nasiąkłam tym po prostu.

Jakie są różnice w byciu artystą, który pracuje dla komercyjnych wytwórni a takim, który wydaje niezależnie?

Właściwie zarówno Sharmi jak i płyta Inna oraz POZYTYWka były wydane przez duże wydawnictwa. Niemniej zawsze promocja leży trochę po stronie artysty. Jedno wiem na pewno — nikt za mnie nie poczyni tego, czego sama nie zrobię. Dostrzegam też analogię w muzyce — w pisaniu piosenek na przykład. Nigdy nie pracowałam na zasadzie wydawania zleceń w pisaniu piosenek czy tekstów dla siebie komuś obcemu. Oczywiście mam wielu zaprzyjaźnionych producentów, songwriterów czy autorów tekstów, z których talentu chętnie korzystałam przy Sharmi na przykład — Grzegorz „Jabco” Jabłoński czy Wojtek Olszak, lecz są to ludzie, pozostający w moim kręgu, ludzie z którymi pracuję cały czas. Realizowanie tej niezależnej ścieżki bywa karkołomne, zważywszy chociażby na finanse czy promocję takiego materiału, ale z całą pewnością finały w postaci koncertów, płyt, sygnałów od fanów dają nieziemską satysfakcję i napęd w chęci dalszego kreowania własnego potencjału.

Wydaje się, że potrzeba w tym dużo samomotywacji, trzeba być bardzo wytrwałym.

Cały czas strofuję się za to, że cierpliwości mi brakuje, ale kiedy czasami rzeczywiście spoglądam na to, że jednak Sharmi, Inna czy POZYTYWka funkcjonują jako osobne wydawnictwa, gram z własnym programem koncerty, a ludzie znają te piosenki wówczas dociera do mnie, że jestem wytrzymała. Cierpliwa droga to słuszna droga. Nic się samo nie zrobi.

Jak już jesteśmy przy byciu niezależnym artystą, to pogadajmy chwilę o wykorzystaniu internetu, platformach, gdzie każdy może sobie wrzucić swój utwór. Zaczęło się od My Space’a, mamy You Tube, mamy Sound Cloud. Jak odnosisz się do udostępniania muzyki za darmo?

Moja płyta dostępna jest na iTunesie, Spotify, Deezer i chcę żeby tam legalnie funkcjonowała. Wolę to niż wrzucanie filmów czy muzyki na kanał YouTube nie wiadomo skąd, nie wiadomo przez kogo. Wszystko się też zmieniało na przestrzeni dekady, dlatego trudno teraz jeszcze znaleźć złoty środek. Na kanale You Tube można obejrzeć moje teledyski. I na przykład teledysk do piosenki „Wybieram cię” ma prawie 2 miliony obejrzeń. Numer po którym nie spodziewałabym się takiego odbioru okazuje się hitem. A ponieważ piosenka ta nie była zbyt często emitowana w radio, internet ewidentnie pomógł mi w promocji. Ludzie znają tę piosenkę, piszą do mnie cały czas, że chcą ją śpiewać i wykonują ją na weselach, ślubach etc. i to jest z całą pewnością zasługa obecności „Wybieram cię” w internecie właśnie. Jednocześnie piosenka ta znajduje się na płycie Inna i promuje album Inna.

Wspomniałaś wcześniej, że słuchasz jazzu. Czy uważasz, że brakuje muzyki jazzowej w mediach, jeśli tak to czy zastanawiałaś się kiedyś dlaczego tak się dzieje? Czy taki stereotyp, że muzyka jazzowa jest muzyką zbyt poważną, dla ludzi wykształconych jest ci znany?

O jazzie mogę mówić ze swojej perspektywy, czyli kogoś kto wykonuje inny rodzaj muzyki niż jazz. Moja muzyka ociera się o takie klimaty, wywodzę się poniekąd z tego świata ze względu na swoje studia i też współpracę z wieloma jazzowymi muzykami. Uważam, że jazzu jest za mało, ale myślę również, że ta muzyka bywa zaawansowana, rozbudowana oraz skomplikowana toteż często może być przez wielu niezrozumiana. Ten rodzaj muzyki wymaga również od słuchacza pokory, skupienia, chęci zaangażowania się w słuchanie oraz poruszania najszerszych horyzontów w głowie i w ogóle uruchamiania tej wrażliwości — jednym słowem — pracy. Przy leniwej naturze człowieka trudno kogoś zachęcić do zagłębienia się tak bardzo w muzę. Można to robić ucząc ludzi przyjemności z jej słuchania, tyle, że wówczas taka muzyka musi być po prostu emitowana. Bardzo się cieszę, że TVP2 zaczął pokazywać koncerty z taką muzyką. Niedawno świetny koncert Leszka Możdżera, wczoraj Adama Bałdycha [Adam Bałdych Imaginary Quartet — przyp. red.] co prawda średnia, póki co, pora nadania, ale sukcesem może być to, że oprócz komercji ktoś jednak decyduje się, aby wdrożyć telewidzom nieco więcej. Cieszy mnie, że coraz bardziej widoczne i promowane są festiwale takie jak Solidarity of Arts, w którym rokrocznie występuje plejada fantastycznych artystów polskich i zagranicznych. Jestem przekonana, że w naszym kraju dostrzega się kunszt, a poza tym Polacy to naprawdę wybitni i utalentowani muzycy. Jednak ciągle jeszcze większy nacisk powinno się kłaść na promocję muzyki i w ogóle kultury, która podkreśla walory artystyczne tak aby i oglądający czy słuchacz mógł się również rozwijać.

Jaki album wywarł na Tobie ostatnio wrażenie i dlaczego?

Robert Glaspert, Black Radio 2. Główne dlatego, że to według mnie niejako powrót do r’n’b dzisiejszych czasów. Nie ma już r’n’b, jak wcześniej wspominałam, ale ta płyta ewidentnie pozostaje w klimacie r’n’b i jednocześnie jest nowoczesna. Świetnie zagrana, zaśpiewana przez fantastycznych wokalistów. Zbiór muzyków i wokalistów jest wybitny. Ciekawostką jest na przykład Norah Jones, którą śpiewa piosenkę kompletnie nie w swojej stylistyce i sprawdza się w tym klimacie znakomicie. Genialna Lalah Hathaway, Brandy czy Anthony Hamilton. Dużo pomysłów poprzez różnorodność wykonań piosenek, a spójny klimat płyty jako świetna klamra powoduje, że ten album jest naprawdę ciekawy.

Wspomniałaś o Brandy. Jakich jeszcze wokalistek R&B, soul słuchałaś za młodu?

Frank McComb, Brandy właśnie, Monica, Mary J. Blige, Chaka Khan, Tamia, Tevin Campbell, Take 6, wszystkie wokalistki i wokaliści Quincy Jonesa jak i jego płyty: Q’s Jook Joint, Back on the Block.

Czy są jacyś artyści, z którymi chciałabyś podjąć współpracę?

Nigdy nie myślę o tym konkretnie; to się zwykle samo nawiązuje. Jestem otwarta na ludzi kreatywnych. Niekoniecznie musi być to wirtuoz, ale koniecznie musi być to ktoś, kto ma otwartą i kreatywną głowę oraz chęć do pracy i radość z tworzenia. Takie spotkania powodują, że można coś zmienić, zbudować coś interesującego, nowego no i że można siebie odkryć na nowo, coś fajnego zaproponować w muzyce i zawsze jest szansa, że to zainteresuje ludzi.

To na koniec, zdradź nam jeszcze swoje najbliższe plany, co będzie się działo oprócz majowych koncertów z Frankiem?

Najbliższe plany to trasa z Frankiem i koncert wieńczący w studiu Agnieszki Osieckiej. Nie dalej jak tydzień temu nagraliśmy nową piosenkę. Będziemy ją już wykonywać na koncercie. Być może będzie to kolejny singiel, który już jest gotowy. A co za tym idzie, być może kolejne piosenki. W którą to stronę pójdzie — tego jeszcze dokładnie nie wiem. Cieszy mnie tendencja powrotu do lat 90-tych, nie tylko modowa, ale także muzyczna. Cały poranek na bieżni słuchałam dziś pierwszych numerów Whitney Houston. Te czasy były genialne! :-)

Dziękujemy za rozmowę.

Komentarze

komentarzy