Wydarzenia

Recenzja: 20syl Motifs

Data: 15 lipca 2014 Autor: Komentarzy:

20syl

Motifs (2014)

On and On Records

Najnowsze dzieło 20syla to wypadkowa stylu produkcji wypuszczanych przez niego ostatnimi czasy — w końcu nie bez powodu nazwał płytę tak, a nie inaczej. Namiastkę tego, czego spodziewać się mogliśmy po Motifs dały nam chociażby liczne, nieco eksperymentalne remiksy m.in. Rihanny, Kendricka czy Schoolboya, sygnalizujące wysoką formę francuskiego producenta i jednocześnie wzmagające oczekiwania względem nadchodzącego wydawnictwa. Gdzieś po drodze pojawiło się również mocno bujające „Bet Dap Goom Bown”, które z kolei zwiastować mogło niejako powrót do korzeni. 20syl na nowej epce postanowił ostatecznie połączyć sprytnie muzyczne innowacje i klasykę w jedną spójną całość.

Sylvain Richard, bo tak brzmi imię i nazwisko 20syla, to postać mocno osadzona w hip hopie, początek jego aktywności muzycznej przypada na końcówkę lat 90. Rozkręcił dwa bardzo dobrze znane w Europie składy Hocus PocusC2C. Podczas gdy w przypadku artystów nowobeatowej sceny pokroju Ta-ku czy duetu Snakehips mówić możemy o mocnych inspiracjach hiphopowymi brzmieniami, w przypadku 20syla mamy do czynienia z producentem, który z hip hopu się wywodzi. A tacy często borykają się z muzycznym zastojem, jak np. 9th Wonder nadal produkujący w ten sam deseń co 10 lat temu. Trueschoolowi obrońcy zwykli nazywać taki stan rzeczy „wypracowanym stylem”. Dlaczego o tym piszę? A no dlatego, że Sylvain — mimo stricte hiphopowego startu — potrafił znakomicie odnaleźć się w nowych muzycznych realiach i dużo bardziej zasadne byłoby dziś lokowanie go jako producenta w okolicach eksperymentalnej muzyki elektronicznej.

W największym skrócie Motifs to mocna, wyrazista perkusja z tłustym, a zarazem melodyjnym basem, wpadającymi w ucho samplami i dźwiękami syntezatorów wpuszczającymi w całość wyczuwalny powiew świeżości. AstekDwóch Sławów, „czołowy” polski fan 20syla, z nowego wydawnictwa powinien być raczej zadowolony. Ja jestem. Każda z produkcji aspirować mogłaby spokojnie do miana hitowej, a otwierające płytę „CYDTT” puszczone gdzieś w tłocznym klubie najprawdopodobniej sprawi, że parkiet spłonie. Dodatkowo umiejętny dobór gości, spośród których najlepsze wrażenie pozostawił Oddisee, wykorzystując chyba maksimum możliwości, jakie dawał mistrzowski podkład w „Ongoing Thing”. Winylowa wersja z szachowym skoczkiem w postaci zebry na okładce to do tej pory najlepiej wydane przeze mnie 10 euro w tym roku. Oczywiście plus wysyłka.

Komentarze

komentarzy