Wydarzenia

Recenzja: Jhené Aiko Souled Out

Data: 11 września 2014 Autor: Komentarzy:

Jhené Aiko

Souled Out (2014)

Artium / Def Jam

Trzeci kwartał 2014 roku można z całą pewnością ochrzcić miesiącem debiutów w nowej fali R&B. Najpierw swój długo wyczekiwany longplay wydawała FKA Twigs, a w tym tygodniu w jej ślady poszły Banks i Jhené Aiko. Żadna z nich nie była zupełnie anonimowa przed premierą swojego pierwszego studyjnego krążka i we wszystkich krytycy i fani pokładali spore nadzieje. O ile jednak Twigs i Banks potrafiły przełożyć swoje aspiracje na angażujący słuchacza materiał, Aiko, mimo dostrzegalnych chęci, miała z tym pewne problemy.

Od czasu Boba Dylana chyba nikt nie ma wątpliwości, że aby tworzyć znakomitą muzykę, nie trzeba być pierworzędnym wokalistą. I faktycznie, choć Aiko nie ma najmocniejszego głosu we współczesnym R&B, od kilku lat konsekwentnie pokazywała, że ma na siebie pomysł. Jej mikstejp Sailing Soul(s) sprzed trzech lat (na który, ku ogólnemu zdumieniu, udało jej się ściągnąć bezwzględnych pierwszoligowców amerykańskiej sceny hip-hop/R&B — Kanyego Westa, Kendricka Lamara, Drake’a i Miguela) bezapelacyjnie odkrywał nowe horyzonty przed stojącym wówczas na rozdrożu R&B. Trzy lata później nikt nie wątpi, w jakim kierunku zachodzi muzyczna ewolucja gatunku, ale po osłuchu oficjalnego debiutu Aiko Souled Out można odnieść wrażenie, że wokalistka dostała w międzyczasie lekkiej zadyszki w tym niełatwym wyścigu o styl i tożsamość nowego brzmienia. I nie chodzi tu o bezrefleksyjną pogoń za tworzonymi naprędce trendami ani o podjęcie ryzykownej próby wykreowania tych trendów samemu, bo do tego piosenkarka nie aspirowała od samego początku, ale o znaczące rozwodnienie brzmienia, tak by numery bez trudu dało się wpasować w schemat przeciętnej radiowej plejlisty. Paradoksalnie w bezpośrednim porównaniu Sailing Soul(s) po trzech latach od premiery wciąż prezentuje się ciekawiej, niż wydany przed kilkoma dniami Souled Out.

Aiko nigdy nie była wokalistką szczególnie wyrazistą. Jej artykulacja, barwa i skala w zależności od utworu wahały się od przeciętnego wykonania Cassie do bardziej zachowawczej muzycznie Rihanny. Na Sailing Soul(s) charakteru dodawały jej nieszczególnie urozmaicone, ale oparte na odczuwalnie uwydatnionej rytmice, podkłady. Wydawałoby się, że i tym razem takie nazwiska jak No I.D., Thundercat, Clams Casino czy Fistcuffs, który wyprodukował większość jej debiutanckiego mikstejpu, zadbają o w miarę świeże brzmienie płyty. Tymczasem sfera produkcyjna większości utworów jest równie rozmyta jak wokal Aiko, przez co ostatecznie, choć refreny i tematy się zmieniają, nie można oprzeć się wrażeniu, że piosenkarka przez dwanaście kompozycji i niemalże pięćdziesiąt minut albumu wykonuje jeden i ten sam utwór. Ale cóż, takie są efekty powierzenia produkcji większości numerów na płycie kolesiowi, który popełnił ostatnią płytę Commona.

Mimo wszystko stwierdzenie, że Jhené Aiko nie poczyniła żadnego postępu, albo, że przynajmniej nie próbowała, byłoby jawną nieprawdą. Przede wszystkim krążek jest znacznie staranniejszy technicznie — zwłaszcza wspomniany już Fistcuffs wypracował sobie przestrzeń, której brakowało mu wcześniej (słychać to zwłaszcza w singlowym „The Pressure”, bezsprzecznie jednym z najjaśniejszych momentów krążka). Poza tym na płycie znajdziemy liczne ukłony w stronę rozwijającej się prężnie sceny nowego R&B. Są więc nietrudne do zidentyfikowania zapożyczenia od kolegów i koleżanek z branży — dominuje oniryczny klimat, a całość upstrzona jest tu i ówdzie odrobiną psychodelii, przy czym znaczną część numerów cechuje raczej popowy niż rhythm & bluesowy sposób budowania kompozycji. Jednocześnie kolejne numery coraz mniej skupiają uwagę, tak, że pod koniec krążka można dojść do (wcale nie zupełnie nietrafionej) konkluzji, że na płycie nie dzieje się absolutnie nic. Znamiennie wokalistka pod koniec swojego własnego albumu wydaje się możliwie jeszcze bardziej zmęczona niż potencjalny słuchacz krążka — we wieńczących płytę numerach (zwłaszcza ostatnim „Pretty Bird”) błądzi, jakby w amoku, zataczając koła bez ładu i składu.

Płonna to nadzieja oczekiwać, że Souled Out dokona definicji czegokolwiek. Do tej pory jedynym zasługującym na szerszą uwagę osiągnięciem Jhené Aiko pozostaje więc zbudowanie w swojej dyskografii niezrozumiałego i cokolwiek niezdrowego związku między podobieństwem brzmieniowym słów „soul” i „sail”. Niestety na tę chwilę nic nie zapowiada tego, by ta sytuacja wkrótce miała się odmienić.

Komentarze

komentarzy