Young Fathers
White Men Are Black Men Too (2015)
Big Dada
Young Fathers bez reszty zatapiają się w wykreowany przez siebie mariaż plemiennej rytmiki i hymnicznych refrenów i — po raz kolejny — udaje im się nie utopić. Znów z niezwykłą przebiegłością oszukują przeznaczenie, z wielości pozornie nieprzystających do siebie dźwięków lepiąc dynamiczny pejzaż muzyczny. Ich atrybutami są szaleństwo, witalność i bezgraniczna kreacja. Nowatorstwo stylistycznej mieszanki tria na White Men Are Black Men Too zyskało możliwie nawet bardziej naoczny charakter — wokale, choć momentami pozornie na pierwszym planie, w istocie nakryte są tutaj półprzezroczystą zasłoną utkaną ze szmerów, krzyków, pisków, stukotów, ech i trzasków, co nadaje płycie afroshoegaze’owego charakteru — bez użycia gitar! Rap, zastąpiony raczej melorecytacją i przebojowymi zaśpiewami, oddaje prym strukturom rytmicznym, które stapiając się w barwny zgiełk, przenoszą słuchacza w głąb gwarnych ulic Bombaju czy São Paulo („Rain or Shine”, „Liberated”, „Old Rock n Roll”). Nie dajcie się jednak zwieść — oto wkroczyliście w narkotyczną projekcję strumienia świadomości trzech kolesiów z Edynburga, gdzie manifest polityczny miesza się w równej proporcji z niemal dadaistycznym umiłowaniem formy.
Komentarze