Łona i Webber
Nawiasem mówiąc (2016)
Dobrze Wiesz Nagrania
Nawiasy to znaki pisarskie, używane z reguły parzyście do ujmowania między nie tekstu lub symboli. Ta krótka definicja z Wikipedii mogłaby również odnaleźć się w notce o tej płycie, bo klamr mamy tutaj zatrzęsienie. Nawiasem Mówiąc to piąta (i pół) płyta duetu Łona i Webber z zespołu Łona i Webber, która jest jedną z lepszych, jeżeli nie najlepszą ich produkcją.
Tylko Łona w naszym rapowym światku jest w stanie zauważyć plakatowy romans Gombrowicza i Azeali Banks przed opublikowaniem takiego gorącego newsa na portalach typu Pudelek czy TMZ. Aż strach pomyśleć jakie jeszcze połączenia Adam potrafi dostrzec w sklepach z szeroko pojętą kulturą. Doskonale wie, że jesteśmy gdybającym narodem i spokojnie moglibyśmy w tej dyscyplinie wystawić drużynę na olimpiadzie i co cztery lata sięgać po złoty medal, GDYBY igrzyska obejmowały taką konkurencję. Tenże raper doskonale wie, dlaczego Jarmusch chudnie w połowie, kiedy decydujemy się na heroiczny czyn rzucając papierosy i tym samym nasze rozmowy ubożeją bez dymiącego nałogu (po części rozprawiał na ten temat również w kawałku „Rzuć to” z Afro Jaxem). Łona jest rozbrajający w rapowaniu o prostych sprawach w metaforyczny sposób, jak w numerze „Co tak wyje?”, gdzie problem imigrantów sprowadza do jazdy pociągiem i klas w nim podróżujących. Tak samo z kawałkiem „Woodstock ’89”, w którym poddaje w wątpliwość (przypadek?) istnienie ludzkiego jestestwa, przez pryzmat tytułowego festiwalu. Odsłuchujesz te numery kilkukrotnie i za każdym razem wyłapujesz kolejne metafory, czy odniesienia chociażby do słów homilii Jana Pawła II bądź bajki „Wilk i Zając”. Dlatego niesamowitą frajdę sprawiają kolejne odtworzenia tego projektu. Na całej płycie przeplatają się problemy mniej lub bardziej istotne; raz mierzymy się ze wspomnianymi uchodźcami, by potem przyklasnąć przy utworze „Nie mam pojęcia” i złapać się na tym, jak ciężko zapamiętać imiona nowonarodzonych dzieci znajomych. To wszystko jest podane w błyskotliwy i oryginalny sposób, no ale nawiasem mówiąc, czy kogoś to jeszcze dziwi w przypadku tego duetu?
Webber naklepał minimalistycznych kompozycji, które choć mało rozbudowane, to stanowią doskonałe tło do powyższych problemów, z którymi zmaga się Łona. Mimo, że czasem chciałoby się dodatkowego dźwięku, może jakiegoś innego patentu, to nijak przyczepić się do nich nie da. Łonę kochamy przede wszystkim za opisywanie życiowych drobnostek, które wydają się niby oczywiste, ale kto inny by je dostrzegł, a następnie nakreślił w taki sposób jak Adam? Do tego trzeba doliczyć jeszcze symbolikę zjawisk, wydarzeń czy słów, bo przeciskając je przez jego percepcję świat wygląda zupełnie inaczej.
Jeżeli kiedyś doszłoby do sytuacji, że zostanie wybudowana arka, która ma ocalić tylko kilku polskich raperów przed ogromnym potopem, Łona wchodziłby na pokład jako jeden z pierwszych. W dodatku dostałby na niej funkcję, aby nieco poopowiadać kolegom na temat fachu, bo „Znowu nic” powinno być kierowane do wszystkich pokoleń nawijaczy. Wspaniała płyta i o wiele bardziej równa niż ostatnie Cztery i pół. Bez nawiasu.
Komentarze