Banks
The Altar
Harvest Records
Jedna z bardziej obiecujących swego czasu artystek (nominowana do Brand New Nominee przez MTV i trzecie miejsce w Sound of 2014 organizowanego przez BBC) po dwóch latach przerwy wydaje drugi album. Największym problemem Goddess przy okazji premiery poprzedniej płyty było wydanie prawie połowy materiału (tej mocniejszej połowy), w ramach EPek bądź singli, przez co całość jako album nie robiła takiego wrażenia jak mocne i przykuwające uwagę single. Przy The Altar na szczęście ten błąd nie został popełniony ponownie, jednakże ciężko nie odnieść wrażenia, że przy odsłuchu tego albumu nie cofamy się do 2014 roku.
Przyglądając się poszczególnym utworom jak i płycie jako całości mamy powtórkę z rozrywki – trochę mrocznych ballad, kilka mocniejszych utworów, jeden bardziej akustyczny i jedno muzyczne nieporozumienie. No chyba, że „Trainwreck” to zamach Banks na stacje radiowe, bo kawałek bardziej nadaje się do Eski niż BBC Radio, w którym nie raz wokalistka już się pojawiała. Podobny układ utworów znajduje się na Goddess i nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś powiedział, że obie płyty pochodzą z tego samego okresu twórczości.
Absolutnie nie oznacza to, że The Altar jest płytą złą, wręcz przeciwnie. Niepokojące „Fuck With Myself”, w którym poszeptywanie przeplata się z bardzo pewnym, kobiecym śpiewem uświadamia ukryty potencjał drzemiący w Jilian (mimo, że może się wydawać, że sam utwór nawiązuje nieco do FKA Twigs). Tak samo „Gemini Feed” z niezłym teledyskiem zapada w pamięć bardzo osobistym rozliczeniem z toksycznej relacji, nie stroniąc od mocnych słów czy „Judas”, które przywodzi na myśl ciemne i duszne od perfum sypialnie, którym już blisko do Weeknda. Nawet „Mother Earth”, które pozornie odstaje swoim brzmieniem od reszty albumu, jest przyjemnie kojące w obliczu płyty naładowanej syntezatorami, modulatorami głosu i przeszywającym basem. Kształt warstwy muzycznej jest w dużej mierze zasługą jednego z wieloletnich współpracowników Banks, znanego szerszej publiczności także ze swojej twórczości SOHNa.
Z jednej strony, łatwo jest zauważyć postęp jaki dokonała amerkanka pod względem pewności siebie, świadomości swojego warsztatu, czy też zdolności do pisania mocnych, zapadających w pamięć tekstów, które wydają się być doskonałą terapią dla artystki. Motywy wyczerpujących relacji, problemów z samoakceptacją, niesamowitej wrażliwości i niezliczonych pokładów emocji wokalistki przeplatają się przez cały album, w dobrze nam znanych, ciemnych i eterycznych barwach. Z drugiej strony, ciężko nie odnieść wrażenia, że Banks stać na dużo więcej niż kolejne utwory w dobrze znanej, nieco już wyeksploatowanej stylistyce minimalistycznego brzmienia z pogranicza popu i nowoczesnego R&B. Nie ma absolutnie wątpliwości, że w tych klimatach czuje się doskonale, co prezentuje na „The Altar” pod naprawdę każdą postacią to bardzo szybko można poczuć, że w kolejnym utworze ciężko będzie można zaskoczyć nas czymś nowym. Rozumiem nie wykraczanie poza swoimi muzycznymi strefami komfortu, ale nie wiem czy można mówić o ewolucji, a już na pewno nie o rewolucji w przypadku nowej płyty.
Oczywiście płyta idealnie trafia w specyficzny nastrój i stan ducha, a pogoda za oknem zdecydowania nastraja w ten klimat, to jednak wierzę, że Banks zrobi jeszcze na nas tak potężne wrażenie jak przy okazji pierwszych EPek. Ale to jeszcze nie teraz.
Komentarze