Wydarzenia

Recenzja: Dynasty Forever, DY

Data: 24 października 2016 Autor: Komentarzy:

14138857_1280431035302072_14773959177199983_o

Dynasty

Forever, DY (2016)

Dynasty

Dynasty szturmem wtargnęła do hip-hopu jako gwiazda nieźle bujającego kawałka „Epic Dynasty” ze składanki DJ-a Premiera Get Used to Us w 2013 roku. Pisano, że jako jedna z nielicznych wtedy raperek podtrzymuje klimat nowojorskich ulic, zanurza się głęboko w latach 90-tych i jak mało która kobieta, operuje wybuchowym flow i agresywną nawijką. Jeszcze wtedy wydawało się, że głodna sukcesu Dynasty objawi się jako następczyni Da Brat czy Angie Martinez. Wydaną jakiś czas później płytę A Star in Life’s Clothing cechowała konsekwencja i dyscyplina, znalazło się na niej parę naprawdę świetnych momentów („Sweet Music”), jednak koniec końców postać Dynasty przepadła wśród barwnych konkurentek — Angel Haze, Azealii Banks, Dominique Young Unique czy Tink. Niestety Forever, DY nie zwiastuje zmartwychwstania Dynasty.

Druga płyta raperki z Nowego Jorku to naturalna kontynuacja poprzedniczki z dużo bardziej pozytywnym przekazem. Już w otwierającym album „Greatness” Dynasty zapewnia o swojej wielkości i o tym, że marzenia są po to, by jej spełniać. Mocną stroną raperki zawsze był storytelling, co pokazała w fantastycznym „Magnificent”, ale na Forever, DY brzmi momentami jak rozmaici coachowie, trenerzy i doradcy personali, którzy powtarzają wyświechtane frazy o tym, że by osiągnąć w życiu sukces, wystarczy ruszyć się z kanapy. Pomimo naturalnego biegu płyty tylko nieliczne utwory wyróżniają się na tle dość klaustrofobicznych kompozycji podszytych nieco nostalgicznymi podkładami i łatwo rozpoznawalnymi samplami, które spokojnie mógłby pożyczyć Evidence na płytę Cats & Dogs. „Loyalty” przykuwa uwagę emocjonalnym soulowym refrenem Kafoeno, podobnie jest z „DreamPusher”, dzięki któremu niejeden słuchacz wpadnie w zadumę. To zresztą nie pierwszy raz, gdy goście przytłaczają główną bohaterkę krążka. W „Hunnin Grand”, ostrym bangerze skierowanym głównie do żeńskiej części publiczności, króluje Queenofex, której flow może i jest niedoskonałe, a wokal irytująco szorstki, ale wbija się w pamięć na dłużej niż wykalkulowane i czasami bezbarwne wersy Dynasty. Tym samym raperka dzieli los MC Melodee, która podobnie jak koleżanka po fachu za bardzo próbuje oddać hołd złotej erze, pozostając za konkurencją daleko w tyle.

Forever, DY to wydawnictwo, którego można słuchać naprzemiennie z A Star in Life’s Clothing, nie zauważając między nimi żadnej różnicy. Poleciłabym je raczej wiernym fanom Dynasty i osobom, które bardziej niż A$AP Rocky’ego wolą sięgnąć po Masta Ace’a. Może i raperka jest chodzącą definicją stwierdzenia robię swoje, ale w podziemiu damskiego rapu pojawiły się już bardziej interesujące osobowości pokroju Kamayiah czy Junglepussy, których pojedyncze mikstejpy wniosą na scenę więcej niż cała dyskografia Dynasty.

Komentarze

komentarzy