Wydarzenia

al green

Nowe EP: Disclosure Moog for Love

disclosure

Taka niespodzianka. Niespodziewanie w sieci pojawiła się epka elektronicznego duetu Disclosure. Moog for Love zawiera wprawdzie tylko trzy kawałki, ale są one na wysokim poziomie. Kompozycja „Fell Like I do” to elektroniczny, ale sensualny utwór z gościnnym udziałem legendy soulu w postaci Ala Greena. „Boss” bracia prezentowali już wcześniej na Wild Life Festival i jest typową klubową produkcją w ich stylu. Z kolei tytułowe „Moog for Love” to świeża elektroniczna propozycja z gościnnym udziałem house’owego DJ’a Daniela Pearce’a, lepiej znanego jako Eats Everything. Bez skrupułów wszystkie single mogłyby zastąpić niektóre tracki z ostatniego albumu Lawrence’ów Caracal, który niestety pozostawiał wiele do życzenia. Sprawdźcie sami poniżej.

Disclosure „Boss”
Disclosure & Al Green „Feel Like I Do”
Disclosure & Eats Everything „Moog for Love”

Ranking: 20 naszych ulubionych coverów The Beatles

Paul & The Supremes 1968

Poniższe zestawienie powstało w związku z zaistnieniem dwóch okazji żeby zamieścić na misce artykuł oscylujący wokół twórczości chłopaków z Liverpoolu. Pierwszą z nich jest przedwczorajsza zapowiedź pierwszego koncertu Paula McCartneya w Polsce – jak dla mnie istotny powód, by drugi raz w tym roku wpaść na Stadion Narodowy. Druga okazja związana jest z dniem dzisiejszym. 22 marca 1963 roku, dokładnie pół wieku temu, miała miejsce premiera debiutanckiego albumu The Beatles – grupy która na zawsze zmieniła oblicze muzyki rozrywkowej. Nieważne, czy słuchacie rocka, metalu, soulu, hip hopu, czy szeroko pojętej elektroniki – autorytet Cudownej Czwórki jest nie do podważenia i niezależny od podziałów. Dlatego postanowiliśmy na jeden dzień stać się rubbersoulbowl.pl i napisać o coverach Beatlesów w wykonaniu naszych „miskowych” artystów.

20. The Supremes „A Hard Day’s Night” (1964)
Beatlesi kochali Motown i to ze wzajemnością. Na początku kariery chętnie coverowali przeboje ze stajni Berry’ego Gordy’ego („Mr. Postman”, „Money”), później role się odwróciły. Największymi motownowskimi fankami chłopaków były dziewczyny z The Supremes. A Bit Of Liverpool, tytuł ich trzeciego studyjnego albumu, mówi sam za siebie. Na mocno zainspirowaną „brytyjską inwazją” płytę trafiło aż pięć coverów The Beatles, w tym prezentowane na dole „A Hard Day’s Night”. W Wielkiej Brytanii płyta wydana została pod tytułem With Love (From Us To You) będącym wyraźną aluzją do „From Me to You”.

19. The Brothers Johnson „Come Together” (1976)
„Come Together” zostało wykonane przez tyle znakomitości muzycznych, że ciężko byłoby wskazać ten jeden idealny cover. Czemu zatem the The Brothers Johnson? Ponieważ Diana Ross i Supremes już się pojawiły w rankingu. Ponieważ Michael Jackson nie do końca podołał takiemu wyzwaniu. Ponieważ król beatlesowskich coverów Joe Cocker to nie nasze klimaty. Ponieważ mamy właśnie na naszym profilowym facebooku tydzień z Quincym Jonesem, producentem The Brothers Johnson. Bo tak.

18. Beastie Boys „I’m Down” (1986)
„I’m Down” to mało znany utwór Żuków, wydany jako strona B singla „Help!”. Cover w wykonaniu Beastie Boysów również kariery nie zrobił jako odrzut z ich debiutanckiego Licensed To Ill (co dobrze słychać po produkcji – Rick Rubin pełną, brodatą gębą). Świat się nie zawalił z powodu wyrzucenia utworu z tracklisty, ale uważam, ze stanowiłby na płycie idealne podkreślenie rockowych korzeni raperów z Nowego Jorku. Jedno z kilku rewelacyjnych podkreśleń.

17. Bill Withers „Let It Be” (1971)
„Let It Be”…”Lovely Day”? Kalifornijski czarodziej zamienił klawisze na struny i sprawił, że tytułowy track z ostatniej płyty Beatlesów stał się czymś jakby innym. Odmienne instrumentarium, ale emocje identyczne – Bill Withers stracił matkę będąc w bardzo młodym wieku, tak samo jak dedykujący ten utwór swojej zmarłej rodzicielce Paul McCartney. Słowa mądrości zawsze będą słowami mądrości, nieważne w jakim muzycznym języku. #PATETYCZNYFRAZES

16. Wu-Tang Clan & Erykah Badu „The Heart Gently Weeps” (2007)
Hiphopowa wersja „While My Guitar Gently Weeps”, jednego z najbardziej popisowych utworów George’a Harrisona. RZA wiedział, że zebrać najmocniejsze trio Wu-Tangowych raperów (Method Man, Ghostface, Raekwon) to za mało, zatem zaprosił do utworu Erykę Badu, Johna Frusciante oraz syna George’a – Dhaniego Harrisona. Efekt przerósł nie tylko oczekiwania słuchaczy, ale i całą zawartość 8 Diagrams –  albumu Wu-Tang Clanu, o którego powstaniu wolałbym zapomnieć.

15. Eddie Hazel „I Want You (She’s So Heavy)” (1977)
P-funkowcy nie chcieli być gorsi i też mieli swój cover Beatlesów. Utwór powstał w czasie kiedy Latający Cyrk George’a Clintona wytaczał takie działa jak One Nation Under A GrooveMothership Connection, a trafił na mocno przegapiony solowy debiut ich najsłynniejszego gitarzysty – Eddiego Hazela. „Maggot Brain” może to nie jest, ale i tak kto by przypuszczał, że z „I Want You (She’s So Heavy)” można by wykrzesać tyle nieskrępowanej, funk-rockowej energii.

14. Lynden David Hall „All You Need Is Love” (2003)
Przebój „All You Need Is Love” raczej nie był chętnie coverowany przez artystów z naszej miski. Gdybym chciał być złośliwy powiedziałbym, że to przez dość trudne metrum piosenki. Poszukując udanej czarnej wersji propagandy miłości Żuków dotarłem do 2003 roku i ścieżki dźwiękowej do filmu „Love Actually”. Lynden David Hall podchodząc do sprawy bardzo minimalistycznie złożył znakomity hołd swoim rodakom. Nie ma fajerwerków, ale jest za to klasa.

13. Isaac Hayes „Something” (1970)
Isaac Hayes na początku lat siedemdziesiątych miał status takiej gwiazdy, że pseudonim Czarny Mojżesz nawet nikogo bardzo nie szokował. Nie rozsunął nigdy Morza Czerwonego, ale rozciągnął do granic możliwości „Something” Beatlesów. Przekształcona w 11-minutowego potwora piosenka była dla jednych arcydziełem, a dla drugich profanacją. Jak na opinie na temat utworu zareagował sam Hayes? Pewnie wzruszył ramionami, poprawił pokrytą złotymi cekinami pelerynę i ruszył w kolejną trasę.

12. Nina Simone „Here Comes The Sun” (1971)
Pozytywny hymn George’a Harrisona nie mógł wypaść lepiej w niczyim innym wykonaniu, niż w wykonaniu postaci znanej z takich utworów jak „Feeling Good” i „Ain’t Got No…I’ve Got Life”. Tekst utworu opiera się na motywie kończącej się zimy jako metafory pokonywania trudności życiowych przez autora piosenki. Patrząc na to co mam za oknem jestem jednak bardziej zwolennikiem dosłownego przekazu „Here Comes the Sun”. Wynocha zimo!

11. Earth, Wind & Fire „Got to Get You Into My Life” (1978)
Musical pod tytułem „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” stał się z miejsca jednym z największych nieporozumień w historii filmu muzycznego, niedaleko od tej jabłoni padła również sama nafaszerowana coverami Beatlesów ścieżka dźwiękowa. Nie odważyłem się nigdy tego całego przesłuchać, ale z przyjemnością sięgam po „Got to Get You Into My Life” w wykonaniu Earth, Wind & Fire. Track zawarty został również na oficjalnej składance największych przebojów Żywiołaków, zdecydowanie nie bez powodu. Jeden z najśmielej funkujących coverów The Beatles.

10. Otis Redding „Day Tripper” (1966)
Otis Redding wielokrotnie w swojej (niestety) krótkiej karierze udowodnił, że nieważne czyj utwór weźmie na warsztat, to wyjdzie z tego najczystsza definicja muzyki soul. Cover pochodzącego z albumu Rubber (nomen omen) Soul utworu, to doskonały przykład tego jak skutecznie zaadoptować czyjąś muzykę pod własny styl, ale jednocześnie nic nie stracić na wartości oryginału.

9. Booker T. & The MGs „Abbey Road Medley” (1970)
Zespół instrumentalistów z Memphis rozwinął wcześniej wspomniany pomysł The Supremes i nagrał album w stu procentach oparty na coverach Żuków i to z jednego albumu. Zatytułowany został McLemore Avenue – od ulicy, na której znajdowało się studio legendarnej wytwórni Stax Records. Sytuacja analogiczna do tytułu Abbey Road, okładka projektu również wiele wyjaśnia. Część utworów nagrana została pojedynczo, część została zebrana w większe wiązanki. Oto jedna z nich.

8. Natalie Cole „Lucy In The Sky With Diamonds” (1978)
Utwór Lennona zainspirowany szkolnym rysunkiem córeczki, a tak naprawdę to wszyscy dobrze wiemy czym. Jeden z symboli psychodelicznego oblicza Beatlesów (ale nie aż tak jak abstrakcyjne do granic możliwości „I Am The Walrus”) doczekał się genialnego kobiecego wykonania (nie żadnego „wykonu”). To jedyny live cover w moim zestawieniu, ale po prostu nie mogło zabraknąć Natalie Cole – prawdziwej „dziewczyny z kalejdoskopowymi oczami”.

7. Syreeta „She’s Leaving Home” (1972)
Cover utworu będącego wyobrażeniem jednej z największych obaw każdego rodzica. Nadinterpretując wybór utworu można powiedzieć, że Syreeta Wright udokumentowała tu swoje rozstanie ze Steviem Wonderem. Rozwód ten miał bardzo pokojowy charakter i na szczęście nie zniszczył ich więzi na linii muzycznej. W motownowskiej wersji „She’s Leaving Home” brakuje mi obecnej w pierwowzorze orkiestry smyczkowej, Syreeta nadrabia jednak świetnie zaśpiewanym refrenem urozmaiconym przez talkboxowe partie Steviego.

6. War „A Day In The Life” (1976)
War – zespół pod wezwaniem Erica Burdona, byłego lidera The Animals – miał już w 1976 status latin-funkowego giganta z kilkoma solidnymi przebojami na koncie („Spill The Wine”, „The Cisco Kid”, „Low Rider”). Ambicji jednak wciąż nie brakowało, stąd oryginalny pomysł, by drugą połowę albumu Love Is All Around poświęcić na dwa masywne covery dwóch gigantów rocka: Rolling Stonesów i Beatlesów. Jeśli chodzi o Cudowną Czwórkę, wybór bardzo odważnie padł na „A Day In The Life”. Zważywszy na kultowy status utworu podsumowującego geniusz Sgt Peppera, szanse na kompromitację były wielkie. Burdon wrócił z tarczą z tej wojny.

5. Ray Charles „Eleanor Rigby” (1968)
Wielu dziennikarzy muzycznych wymienia „Eleanor Rigby” jako ten przełomowy moment, w którym Beatlesi przestali być grzecznym rockowym bandem, a stali się głodnymi eksperymentów reformatorami muzyki rozrywkowej. Do dziś nie wiadomo, kim dokładnie była tytułowa pani Rigby (niestety serwis rapgenius.com wtedy nie istniał…), ale w ciągu tych paru dekad powstało kilka wiarygodnych teorii. Różne są też teorie kto nagrał najlepszy cover tego utworu. Ja postawiłbym pieniądze na tradycyjne, czysto soulowe podejście pana Raya Charlesa.

4. Marvin Gaye „Yesterday” (1970)
„Yesterday” to jeden z najwięcej razy coverowanych utworów w historii muzyki rozrywkowej. Komisja rekordów Guinessa naliczyła ponad dwa tysiące zarejestrowanych studyjnie wykonań tej piosenki. Narodzona we śnie Paula McCartneya melodia wypływała z ust takich „naszych” artystów jak Ray Charles, Donny Hathaway, Marvin Gaye, En Vogue, czy Boyz II Men. Jako psychofan Marvina nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to jego wersja „Yesterday” jest najlepszą jaką słyszałem.

3. Stevie Wonder „We Can Work It Out” (1970)
Cover „We Can Work It Out” trafił na album Signed, Sealed & Delivered, uznawany jako początek złotego okresu twórczości Steviego Wondera. Cover ten stał się szybko obowiązkowym elementem koncertów Steviego, przyniósł mu także drugą w życiu nominację do nagrody Grammy. W 2010 roku muzyk wykonał ten utwór na żywo w Białym Domu podczas ceremonii przyznania Paulowi McCartneyowi nagrody im. Gerschwinów. Występ obserwował Barack Obama, kimkolwiek ten człowiek jest.

2. Wilson Pickett „Hey Jude” (1968)
„Take a sad song and make it better” – śpiewał Paul w wielkim przeboju dedykowanym (podobno) zaniedbywanemu synowi Johna Lennona. Wilson Pickett nie miał ambicji by „zrobić to lepiej” – nagrał ten cover wyłącznie dlatego, że nie miał pomysłu na własny nowy singiel. Obecny w tym samym czasie w studiu gitarzysta Duane Allman zaproponował „Hey Jude” i w taki właśnie sposób – zupełnie spontanicznie – powstał jeden z najwybitniejszych coverów tego utworu.

1. Al Green „I Want To Hold Your Hand” (1969)
„I Want To Hold Your Hand” to jeden z najbardziej tanecznych przebojów The Beatles. Dziwić może zatem fakt, że prezentujemy go w wykonaniu Ala Greena, wokalisty słynącego głównie ze spokojnego, quiet stormowego repertuaru. Jakiekolwiek przypisywanie artystom najlepszych stron ich brzmienia traci na znaczeniu w momencie, gdy Al tworzy coś takiego. Stały bywalec zestawień najlepszych beatlesowych coverów – bez podziału na gatunki.

Wzmianka honorowa: Danger Mouse „99 Problems/Helter Skelter” (2004)
Poza konkursem, gdyż to tylko mash-up nawijki Jaya-Z z muzyką Beatlesów. Pochodząca z Grey Albumu (Black Album + White Album) kombinacja „99 Problems” i „Helter Skelter” to przykład idealnej symbiozy. Wersy Hovy zyskały nowy wymiar swego prowokacyjnego tonu, proto-metalowe gitary McCartneya i Harrisona zaskoczyły energią  podaną w zupełnie nowy sposób. Największym zwycięzcą był DJ Danger Mouse – jeden z najważniejszych muzycznych producentów XXI wieku wypłynął na szerokie wody właśnie dzięki tej zabawie z blendami.

15. rocznica śmierci 2Pac’a: „Thugz Get Lonely 2” ft. Al Green

Co prawda przewidziałam inną notkę na ten cykl, ale wypadło nam nowe wydawnictwo i z tegoż tytułu ma pierwszeństwo. „Thugz Get Lonely 2” co prawda ukazało się już w 2004 roku na płycie Loyal to the Game, (którą w gruncie rzeczy wyprodukował Eminem) i w oryginalnej wersji gościnnie pojawił się Nate Dogg (przypominam – tego Pana też już pożegnaliśmy w tym roku) ALE! dziś prezentuje najnowszy remiks. Coś typu mash-up piosenki Al Green’a „Tired of Being Alone” i wyżej opisanego tracku Shakur’a. Całkiem przyjemne jak na wtorkowe popołudnie!

Leela James zrobi to po raz kolejny.

leelaa

Szczerze mówiąc, myślałam, że pogłoski o nowym albumie Leeli są dalekie od prawdy. Lubię tak się mylić. Powoli rusza machina promocyjna. Okładkę widzicie powyżej. Cóż o niej? Na pierwszy rzut oka widać, że Pani James zmienia swój image na bardziej cukierkowy, nie jestem pewna czy zachwyci on najwierniejszych fanów, aczkolwiek na pewno przysporzy nowych. Chcąc nie chcąc, wygląda ładnie i kobieco. Przejdźmy do muzyki. Krążek “Let’s Do it Again” będzie zawierał soulowe standardy muzyczne takich wykonawców jak Etta James, Al Green, The Rolling Stones, John LegendJames Brown. Cover utworu ‚It’s a man’s man’s man’s world’ ostatniego z wymienionych przeze mnie artystów, jest też pierwszym singlem. Możecie go nawet legalnie ściągnąć i odsłuchać TU. Data premiery przesunęła się na 24 marca. Co do kawałka, zdecydowanie nabrał on świeżości. Nie da się ukryć, ze charakterystyczny głos artystki wraz z dobrym akompaniamentem może zdziałać wiele. Podoba mi się. Mam natomiast pewne wątpliwości co do całości. Chyba wolałabym jednak nowe, autorskie kompozycje Leeli James, niż odgrzewane kotlety. Chociaż, zostawiła dla nas coś w zanadrzu.

Grammy po raz 51

Zdanie wstępne – wczoraj w Los Angeles odbyła się 51 ceremonia rozdania nagród Grammy. Zwycięzców w interesujących nas kategoriach poznacie po skoku. Bo czy oni naprawdę liczą się, gdy wokół Grammy działo się tyle ciekawych rzeczy ?  Choć może powinnam użyć przymiotnika ,,smutnych” …  Jednak o tym za chwilę! Zwycięzcy jak zwycięzcy … i nic dla Jazmine Sullivan! Sama gala także mało podniecająca. M.I.A. nawet nie urodziła na scenie. Jestem rozczarowana. Gdzie Sasza F. ? Wiecie, uwielbiam pojechać sobie po niej de temps en temps, ale show bez Saszy jest niepełny niczym Jessica Biel bez Justina Timberlake’a. Plus  dla KanYe za  porzucenie auto-tune’a, przynajmniej na te kilkadziesiąt sekund, to musiało być poświęcenie. Jennifer Hudson – pięknie, dostojnie i z klasą. J-Hud ma już Oscara I Grammy. Beyoncé ma TYLKO Grammy. Jak to zniesie Beyoncé ? Sasza będzie musiała sporo się nagimnastykować.  Sasza szybko nie spocznie. ,,Czworokąt” Smokey Robinsona, Ne-Yo, Jamie Foxx’a, Duke’a Fakira przekonał mnie najbardziej. Swaga Like Us również do rzeczy, ale sami przyznajcie, że nic by się nie stało, gdyby M.I.A. naprawdę powiła swe dziecię na tej scenie. Chcemy igrzysk ! Tylko o to przecież chodzi przy takich imprezach. W zamian mieliśmy za to Uszatko-Temekową aferę rozgrywającą się gdzieś w Brazylii. Usher miał wystąpić na poprzedzającej rozdanie Grammy imprezie u Clive Daviesa i najprawdopodobniej pojawić się także na gali. Zamiast tego musiał spieszyć do mekki medicos brasileiros plastycznych, gdzie jego żona nabawiła się komplikacji po przebytych zabiegach upiększających. Grammy byłoby może bardziej kolorowe, gdyby księżniczka z Barbadosu Rihanna i jej książę Chris Brown nie … no właśnie, co tam się stało ? To małe księstwo chyli się ku upadkowi. Albo już po nim. Smutne. Czy chłopak, który śpiewa z Elmo byłby zdolny do takich rzeczy ? Wychodzi na to, że niestety tak. Ale po plotki i inne teorie spiskowe zapraszamy Was na nasze soulbowlowe forum. Po skoku znajdziecie występy i listę zwycięzców w czarnej konwencji. (więcej…)

Ogłoszono nominacje do Grammy !

Wczoraj wieczorem podczas specjalnego koncertu ogłoszono nominacje do nagrody Grammy, uważanej za najbardziej prestiżowe wyróżnienie w muzyce. Największe szanse na zgarnięcie statuetki podczas 51 ceremonii rozdania nagród, która odbędzie się 8 lutego w Los Angeles ma Lil’ Wayne. Raper, który okazał się w tym roku bezkonkurencyjny na wielu polach, może pochwalić się 8 nominacjami. Zaraz za nim plasuje się zespół Coldplay z siedmioma. Jay-Z, Ne-Yo oraz KanYe West zdobyli po 6 nominacji, co na pewno bardzo zasmuciło mojego Kejna, a Waszego KanYe, bo i tym razem nie przoduje. Zawsze jednak może wyżalić się w capsach. 5 szans na statuetkę ma nasza faworytka, młodziutka Jazmine Sullivan. Z kolei T.I., Lupe Fiasco, Jennifer Hudson i brytyjska Adele mają na koncie po 4 nominacje. Pełną listę nominacji można znaleźć TUTAJ.  Nominowani w konwencji ,,soul bowl” ukażą się Wam, o ile będziecie kontynuować lekturę. (więcej…)

Maxwell zaczyna działać!

maxwell.jpg

Pamiętacie go jeszcze? Mało śmieszny żart. Otóż wielka gwiazda r&b Maxwell, posiadający miliony fanów, a fanek pewnie przede wszystkim, po 6 latach przerwy wraca na scenę aby zaszokować wszystkich swoją trasą koncertową. Niestety jest to trasa tylko po USA. Może kiedyś uda się go złapać gdzieś w Europie. Pierwszy koncert odbędzie się w Bostonie 8 października, a ostatni 23 listopada w Filadelfii. Dziwi mnie jednak fakt, iż zaczyna koncertować, a płyty CIĄGLE nie widać. Ciągle z dużych liter ponieważ pierwszy album z zapowiadanej trylogii „Black Summers Night” miał ukazać się rok temu w walentynki. A może to taki chwyt marketingowy?
O tym, że jest w świetnej formie, zarówno muzycznej jak i fizycznej, mogliśmy przekonać się w czerwcu na rozdaniu nagród BET gdzie wykonywał utwór „Simply Beautiful” ku pamięci Ala Greena.

Nagrody BET 2008 rozdane

jill@bet

Po raz ósmy rozdano nagrody stacji BET. Przyszło dużo ludu, bo lansu nigdy nie za dużo. Zwycięzcy byli raczej nudni i przewidywalni, niekoniecznie także zasłużeni. Za to występy podczas ceremonii jawią się całkiem ciekawie. Na zdjęciu Jill Scott, która co prawda przegrała z Halle Berry w kategorii Najlepsza Aktorka, pokonał ją także Raheem DeVaughn, ale za to wyglądała przepięknie i tak też śpiewała w utworze dedykowanym Alowi Greenowi, laureatowi statuetki za Całokształt Twórczości.

(więcej…)

Dziadek Al kopie tyłki młodzianom

algreenlayitdown

Najprawdopodobniej to nie żaden młodzian, a dziadek Al Green (rocznik 1946!) nagrał najbardziej soulową płytę ostatnich miesięcy. Siadajcie, wszyscy mizdrzący się chłopcy i wyginające w pół dziewczęta! Lay It Down przypomina o tym, o co tak naprawdę powinno chodzić w muzyce wychodzącej z duszy. Nad produkcją tego międzypokoleniowego dzieła czuwali Questlove z The Roots i James Poyser. Aby dziadek Al nie czuł się za bardzo samotny podczas nagrań, do studia zaproszono młodych artystów, dysponujących nie tylko ciekawymi głosami, ale i osobowością. I tak w nagraniach wzięli udział Corinne Bailey Rae, John Legend oraz Anthony Hamilton. Chórki zaśpiewała natomiast Jaguar Wright. Całe towarzystwo musiało szybko się złapać wspólny język. I nie myślcie, że młodzi musieli podtrzymywać starszego pana. O, nie. Al jak najbardziej dotrzymuje kroku młodemu pokoleniu, o ile ich nawet nie wyprzedza. To musi być zasługa tych starych, dobrych genów. Lay It Down to żaden comeback, ani tribute album. To regularny krążek dojrzałego artysty, który zaprosił do współpracy młodszych kolegów, aby nadać produkcji jeszcze więcej smaku i finezji. O powstawaniu płyty, bardzo spontaniczno-improwizacyjnym zresztą, ciekawostkach z nim związanych (Questlove przestudiował wszystkie stare albumu Ala pod względem realizacji dźwięku ! To się nazywa odrobić pracę domową.) mówi poniższy filmik. Al jest git, non? Taki do typ do kradzenia z nim koni. Fajnie zobaczyć także jak zwykle przeuroczą Corinne. Za każdym razem, gdy widzę te jej sukienki, mam zamiar zorganizować napad na jej szafę. A więc, Wy teraz oglądacie, a ja wracam do słuchania.

Na deser mam dla Was jeszcze Ala w wersji vintage, tak by było wątpliwości z kim mamy do czynienia. Skubany geniusz !