Wydarzenia

angel haze

Słów kilka o koncercie Angel Haze

12645224_1221406701206961_112287188089673837_n

fot. Karol Ludwikowski

Po wczorajszym występie Angel Haze w warszawskim klubie Proxima, niektórzy narzekali, że opis wydarzenia na facebooku był dłuższy niż koncert sam w sobie. Wszystkim osobom, którym nie wystarczyła godzina, by pozbyć się wątpliwości, kto jest obecnie najgroźniejszą zawodniczką na rapowej scenie, mogę tylko napisać jedno — kupcie sobie bilet na najbliższy występ gwiazdy w tym czy innym kraju, poświęćcie kilka minut na (ponowny) odsłuch całej dyskografii raperki i przestańcie narzekać. Bo my, szczerze zaskoczeni formą i przekazem środowego koncertu, wciąż nie możemy wyjść z podziwu.

Każdy kto choć trochę śledzi karierę Angel wie, że premiera jej debiutanckiej płyty Dirty Gold nie poszła zgodnie z planem. Tym bardziej nie poszła po myśli wytwórni Island. I choć na krążku jest kilka naprawdę mocnych fragmentów, w tym tygodniu Haze skupiła się przede wszystkim na ostatnio wydanym mikstejpie, Back to the Woods. I nie zawaham się napisać, że jest to prawdopodobnie jedno z najbardziej mrocznych i zimnych wydawnictw wśród kobiecego rapu od czasów Black Pearl Yo-Yo. Co mnie uderzyło najbardziej to chyba fakt, że podkłady wyprodukowane przez Tk Kayembe, które jako wersje studyjne zakorzenione są dość mocno w brudnym klimacie rodem z Detroit, podczas koncertu przerodziły się w trapowe lodowate bangery, które zmroziły serca stojących pod sceną fanów artystki. Wykonania takich numerów jak „D-Day”, „On Fire”, „Moonrise Kingdom” czy „The Wolves” były równie niepokojące, co fascynujące. Coś w krzyku (tak, to był krzyk!) Angel sprawiało, że chciałam, by natychmiast przestała opowiadać o bólu i cierpieniu, a jednocześnie miałam poczucie, że mogłabym słuchać tych historii w nieskończoność. I oczywiście, przez cały koncert raperka, niczym gwiazda rock’n’rolla, nie zwalniała tempa. Widać, widać było, że nie jest to najlepszy okres w życiu Haze, która przyznała, że nagrywając płytę była w głębokiej depresji. Raperka wyraźnie wyglądała na zmęczoną, ale paradoksalnie dzięki temu tym bardziej skupiała się na wykonywanej pracy, wkładając w to całe serce, nawet jeśli miałoby być ono złamane. Nawet jej skromny skrój, w postaci spodni, koszulki i czapki z daszkiem zasłaniającej twarz, doskonale oddawał panujący melancholijny nastrój w Proximie. I jeszcze te światła, światła, które podkreślały gęsty i mglisty klimat!

Przyznaję, że spodziewałam się trochę bardziej wesołego show. Marzyłam o tym, by usłyszeć na żywo numery takie jak „Deep Sea Diver” czy „April’s Fool”. I choć żaden z wymienionych kawałków nie zagościł na setliście, to właśnie materiał z Dirty Gold kończył występ Angel. Najpopularniejszy singiel raperki, „Battle Cry”, był doskonałą kropką nad i, koncertu bezlitosnej MC ze Stanów Zjednoczonych. Zwracam honor i oddaję cały szacunek Angel, nie za pozostanie buntowniczką walczącą z wielkimi wytwórniami czy dziewczyną z ulicy, która rapuje agresywniej niż każde z wcieleń Nicki Minaj, ale przede wszystkim za pozostanie sobą. Widziałam koncert Azealii Banks trzy lata temu, podczas festiwalu Free Form, i tak, muszę przyznać — bawiłam się świetnie, natomiast ani skoczne „212”, ani wszędobylskie „Harlem Shake” nie dały mi tyle do myślenia, co środowe smutki Angel. Ten koncert nie był ani lepszy ani gorszy od wspomnianego występu Banks… był po prostu inny.

Straight outta Detroit… Angel Haze!

1093945_10152266945802687_379152801156427226_o

Angel Haze koncertuje w pełni za naszą zachodnią granicą, a my już czekamy na występ w warszawskim klubie Proxima. Jednak przed show najgorętszej raperki z Detroit, przypomnijmy sobie najważniejsze momenty z krótkiej, aczkolwiek intensywnej, kariery tej zaledwie 23-letniej artystki.

Między 2009 a 2012 Angel wydała kilka mikstejpów, ale nic nie zwróciło naszej uwagi tak jak Reservation. Niespodziewanie płyta otrzymała fantastyczne recenzje od krytyków, czego efektem są nie tylko 88 punkty na portalu Metacritic, ale także wyróżnienie radia BBC w kategorii „najlepsze mixtape’y 2012 roku” oraz pochwały płynące prosto z serwisu Pitchfork. To właśnie na tym albumie znalazły się takie hity jak „New York” czy „Werkin’ Girls”. Moim faworytem niezmiennie pozostaje „Wicked Moon”, z gościnnym udziałem wokalistki Nicole Wray.

Angel Haze wydawała się być nie do powstrzymania, a freestyle pod beat „Cleanin’ Out My Closet” Eminema, pochodzący z Classick, tylko potwierdził tę teorię. Numer, w którym wokalistka przyznała, że została zgwałcona, nie tylko zszokował wszystkich ze względu na bardzo odważny tekst (może nawet bardziej od słów Shady’ego w stronę znienawidzonej matki?), ale także doskonale pokazał skillsy i wrażliwość Haze.

W 2013 roku Angel Haze jako jedyna dziewczyna, tuż obok ScHoolboya Q czy Ab-Soula, znalazła się w zestawieniu „Freshman 2013” na okładce magazynu XXL. Była także laureatką BBC Sound of 2013. Czego moglibyśmy chcieć więcej? Solowego albumu! Angel zaczęła więc nagrywać nowe numery…

…jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Konflikt na linii raperka-wytwórnia zaostrzał się z każdym kolejnym dniem i każdym kolejnym wpisem na Twitterze. Haze nie szczędzi ostrych słów, gdy coś jej się ewidentnie nie podoba, o czym wie doskonale Azealia Banks. Nieustanne zmiany daty premiery debiutanckiego krążka ciągnęły się w nieskończoność, ale Dirty Gold ukazał się ostatecznie 30 grudnia 2013 roku. Pomimo wcześniejszych zawirowań, płyta spodobała się krytykom, którzy chwalili nowoczesne połączenie hip hopu z elektroniką oraz elastyczne flow raperki. Wydawnictwo promowały dwa single — „Echelon (It’s My Way)” oraz „Battle Cry”, w którym gościnnie pojawiła się Sia. Tego kawałka na pewno nie zabraknie podczas koncertu w Warszawie.

Jednym z ostatnich projektów artystki jest mroczny mixtape, Back in the Woods. Na płycie znalazło się 13 numerów, które traktują o niekoniecznie szczęśliwym epizodzie w życiu Angel. Jednak wygląda na to, że koniec końców Haze wychodzi na prostą, a dzięki szczerości, którą nam oferuje od pierwszych chwil bycia w show biznesie, jej muzyka inspiruje i pomaga przetrwać gorsze czasy.

Angel Haze zagrała również niewielką rolę w serialu Catfish: The TV Show. Zdobyła też nominacje do BET Awards, MTV Video Music Awards i wielu innych nagród. Obecnie pracuje nad kontynuacją Dirty Gold, którą pewnie usłyszymy po skończeniu trasy Back to the Woods. To co, z kim widzimy się 3 lutego w Proximie?

Angel Haze zagra w Polsce

Bez tytułu
Chciałoby się napisać !!!!!!!!!!!! Tak, Angel Haze wystąpi w naszym kraju. (więcej…)

Nowy mixtape: Angel Haze Back to the Woods

angel-haze-back-to-the-woods
W tegoroczne wakacje Angel Haze poczęstowała nas dwoma świeżymi kawałkami („Impossible”, „Babe Ruthless”), a teraz mamy okazję posłuchać nowego mixtape’u Back to the Woods. Ta płyta to kilkanaście kawałków okraszonych smutkiem i złością bowiem jak twierdzi sama zainteresowana, gdy zaczynała tworzyć materiał, była w niemałej depresji. Za produkcję tych mrocznych, ale jednak pełnych energii, podkładów odpowiada niejaki Tk Kayembe. Nie pozostaje mi nic innego, jak zostawić Was ze streamem. Miłego!

Nowy utwór: Angel Haze „Babe Ruthless”

angel-haze-ruthless
Dwa tygodnie temu prezentowaliśmy świetny kawałek Angel, „Impossible”, a już dzisiaj raperka częstuje nas kolejną nowością. Charakter „Babe Ruthless” najlepiej oddaje okładka singla, na której to Haze jednoznacznie wyraża swoją opinię o hejterach. Ten ognisty kawałek, wyprodukowany przez Tk Kayembe’a, znajdzie się na nadchodzącym mixtapie Back to the Woods. Premiera płyty zapowiedziana jest na 14 września.

Nowy utwór: Angel Haze „Impossible”

angel-haze-impossible
Wszystkie ręce w górę, Angel Haze powróciła z nowym singlem. Chaotyczna, brudna i surowa, produkcja autorstwa Tk Kayembe doskonale odzwierciedla gorączkowe flow raperki. Zapomnijcie o miałkim popowym „Battle Cry” czy cukierkowo-elektronicznym „Echelon (It’s My Way)”. Angel ponownie prezentuje się jako muzyczna rebeliantka. Sorry I’m crazy — słyszymy na „Impossible” i trudno nie zgodzić się ze słowami autorki. Z niecierpliwością czekamy zatem na kontynuację Dirty Gold z 2013 roku.

Nowy utwór: Angel Haze „GXMES”

angel-haze-gxmes
Na początku lutego pisaliśmy o nowym utworze Angel Haze i jak się teraz okazuje nie jest to ostatnia świeżynka od raperki. Angel szykuje się do wydania niezależnie epki z 3 kawałkami, a dziś macie okazję poznać drugi z nich. „CANDLXS” nie przypadł mi specjalnie do gustu, jest ciut lepiej jeśli chodzi o swobodne „GXMES”, ale mimo wszystko wolę jednak jak Haze nie zwalnia tempa i forsuje flow na maksa. Może po namalowaniu okładki nie starcza już sił? Oceńcie sami, a ja dodam jeszcze tylko, że In the Winter of Wet Years pojawi się w niedalekiej przyszłości na iTunes.

Nowy utwór: Angel Haze „CANDLXS”

angel-haze-candlxs
Rok po premierze średnio przyjętego przez krytyków debiutu Dirty Gold, Angel Haze prezentuje nowy numer. Młoda raperka twierdzi, że jest to jedno z najbardziej osobistych nagrań w jej karierze. Jej słowa powinny znaleźć odzwierciedlenie również w okładce do singla bowiem jest to obrazek namalowany przez samą zainteresowaną. Nawet jeśli mam wykształcenie plastyczne to trudno mi zabrać głos w sprawie talentu Angel. Na pewno wszystkie te nowości można podsumować zdaniem: love is in the air. Posłuchajcie spokojnej, ale pełnej namiętności, piosenki „CANDLXS” poniżej.

Nowy utwór: Nick Jonas feat. Angel Haze „Numb”

angeljonas

No dobra, wpisałam w miskowej wyszukiwarce hasło Nick Jonas i okazuje się, co zresztą nie powinno być zaskoczeniem, że jeszcze nie mieliśmy… hm… przyjemności. Dziś przekraczam tę bardzo cienką granicę. Wszystko oczywiście z uwagi na Angel Haze, której udział w najnowszym singlu słynnego zmiękczacza nastoletnich kolan jest krótki, ale za to treściwy. Gdyby ktoś był jednak nieco bardziej zainteresowany, to solowy album Nicka ukaże się 11 listopada. Za nagranie „Numb” odpowiedzialny jest Mike Posner, który wcześniej współpracował z takimi sławami jak Pharrell Williams, Snoop Dogg, T.I., czy 2 Chainz. Nie oszukujmy się jednak — kawałek jest dość plastikowy i chociaż łatwo wpada w ucho, to i bez większego trudu szybko z niego wylatuje. Potańczyć się da, ale na koniec i tak w głowie pozostanie „No, I’m not a Jonas Brother, I’m a grown-up”.

Nowy teledysk: Angel Haze „A Tribe Called Red”

457339_459426140764535_600607258_o

„A Tribe Called Red” to naprawdę dobry utwór z debiutanckiego albumu Angel Haze Dirty Gold. Wydawałoby się, że kawałek, w którym jest tyle zmian tempa oraz szybki rap, powinien być zobrazowany w podobny sposób — bardzo dynamicznie. Jednak Angel postawiła na minimalizm, być może po to, żeby nie odrwacać uwagi od utworu. Reżyserem teledysku jest Rollo Jackson.