Wydarzenia

jamie cullum

Niesamowity występ Arethy Franklin podczas Międzynarodowego Dnia Jazzu

aretha

Barack Obama od początku swojej prezydentury wspierał czarnych artystów i ich muzykę, nie tylko podczas różnych wydarzeń artystycznych, ale również w trakcie wypowiedzi. Dzięki temu zyskał duże uznanie w świecie muzycznym. Tym razem nie było inaczej, bo podczas piątego Międzynarodowego Dnia Jazzu wystąpiły same gwiazdy muzyki soul, R&B i jazz, między innymi: Robert Glasper, Herbie Hancock, Dee Dee Bridgewater, Jamie Cullum, Al Jarreau, Diana Krall, Dianne Reeves, Sting, Marcus Miller, Esperanza Spalding, czy Trombone Shorty. Imprezę w Białym Domu poprowadził Morgan Freeman, a całe show skradła królowa soulu Aretha Franklin. Na wstępie wykonała klasyk, kawałek Leona Russella, śpiewany także przez Whitney Houston na płycie I Look to You — „A Song For You”. Jednak największe zaskoczenie wywołała pojawiając się na scenie przy akompaniamencie nut Herbiego Hancocka i oddając hołd zmarłemu niedawno Prince’owi w utworze „Purple Rain”. Nie mogło skończyć się inaczej, jak tylko owacją na stojąco. Czekam z utęsknieniem na nowy materiał od Arethy, coś innego niż przeinterpretowane kowery innych artystów. Tymczasem całe wydarzenie, które stało na bardzo wysokim poziomie, możecie obejrzeć i posłuchać poniżej.

Jamie Cullum i cover „What Do You Mean” Justina Biebera

cullumJamie Cullum jest niesamowity! W sieci można obejrzeć, a przede wszystkim wysłuchać kolejny utwór z serii The Song Society. Tym razem na warsztat został wzięty jeden z najważniejszych wakacyjnych hitów Justina Biebera czyli „What Do You Mean” i zaaranżował go na swój własny, szalony sposób. Całość, wszystkie dźwięki zagrane w coverze, zostały „wydobyte” z pianina przez liczne puknięcia, stuknięcia i kopnięcia, które jak sam jazzman przyznaje, układają się w wesołe muzyczne puzzle. Cover wykonał fantastycznie i zdecydowanie polecamy przesłuchać także tą wersję tego niekwestionowanego sztosu.

Nowy teledysk: Jamie Cullum feat. Laura Mvula „Good Morning Heartache”

album-imageJamie Cullum powrócił z nową płytą! Z tej okazji wypuścił studyjne wideo do „Good Morning Hearache”, gdzie towarzyszy mu zjawiskowa Laura Mvula. Interlude, czyli najnowszy projekt Culluma, który ukazał się szóstego października, to najbardziej jazzowy album w jego dorobku. Muzyk sięgnął tym razem do korzeni jazzu, nagrywając własne interpretacje utworów takich ikon jak Billie Holiday, Nina Simone czy John Coltrane. Wygląda na to, że najpopularniejszy brytyjski jazzman dojrzał i stara się zmienić wizerunek nieokrzesanego, troszeczkę zwariowanego artysty w ukształtowanego muzyka. Świetny materiał na leniwy środek tygodnia i mój osobisty faworyt, jeżeli chodzi o jesienne wieczory ;)


 

 

 

Nowy utwór: Jamie Cullum „My One and Only Love”

jamienew

Jamie Cullum przygotowuje się do wydania kolejnego krążka. Album zatytułowany Interlude ma trafić do sprzedaży już 6 października. Fani na pewno już zacierają ręce na myśl o wersji deluxe, która będzie wzbogacona o DVD z koncertem zarejestrowanym podczas festiwalu Jazz à Vienne oraz książeczkę zawierającą zdjęcia z trasy i ze studia nagraniowego. Pierwszym singlem promującym to wydawnictwo został cover utworu „Don’t Let Me Be Misunderstood”, który Jamie przygotował wspólnie z Gregory Porterem. Niedawno w sieci pojawiła się druga kompozycja z najnowszej płyty Culluma, którą dziś Wam przekazuję. „My One and Only Love” to piosenka napisana przez Guy’a Wooda i Roberta Mellina, opublikowana w 1952 roku. Utwór wykonywały takie sławy jak Frank Sinatra, Chet Baker, John ColtraneJohnny Hartman. Jak brzmi nowa odsłona tej piosenki? Sprawdźcie poniżej (podpowiedź: na rozpoczęcie jesieni gra znakomicie).

Z tęsknoty za żywymi instrumentami

jazzW świecie, w którym dostęp do muzyki maści wszelkiej osiąga się jednym kliknięciem, zalewani jesteśmy masą produkcji. Nie mówię, że to źle, zwłaszcza, że jestem przedstawicielką pokolenia, które dorastając musiało się nieźle nagimnastykować (zwłaszcza przy przewijaniu kaset długopisem), żeby móc w każdej chwili posłuchać różnych dźwięków. Bardziej ubolewam nad tym, że za sprawą tegoż postępu technologicznego żywe instrumenty wypierane są przez bit maszyny i samplery. Rzadziej również jakiś projekt jest w stanie zaskoczyć słuchacza do tego stopnia, że dosłownie wbija go w krzesło/fotel/kanapę czy inny mebel na którym właśnie spoczywa. Inną kwestią jest fakt, że wszelkie odmiany gatunków takich jak jazz nadal pozostają poza mainstreamem, choć zdarzają się artyści, którzy zręcznie te gatunki eksploatują w sposób przystępny dla większego grona odbiorców.

Odświeżając ostatnimi czasy twórczość Glaspera, przy okazji oczekiwań na część drugą Black Radio, podryfowałam w kierunku takich właśnie klimatów. Kooperacje Roberta są doskonałym przykładem na to, jak umiejętnie położyć czarne brzemienia na jazzowe aranżacje. Wybór dobrze znanych wokalistów powoduje, że niejeden słuchacz klika „play”, by już za chwile otoczyły go najwyższej jakości dźwięki, wydobywane przez prawdziwych wirtuozów. To właśnie za  instrumentalne kompozycję (często covery) cenię Glaspera najbardziej. Chociażby nagrania z serii 1 Mic 1 Take wracają niczym bumerangi, idealnie pasując do jesiennej aury. W duecie z niezastąpionym Derrickiem Hodgem są mistrzowskimi towarzyszami do relaksacji w czystej postaci. Klawisz + kontrabas – niby tylko, ale wystarczy.

Glasper podsycił apetyt do tego stopnia, że dosłownie pociekła mi ślina na dźwięk fortepianu wydobywającego się spod sprawnych palców, brytyjskiego tym razem, pogromcy mięśni sercowych i narządów słuchu.  Jamie Cullum drodzy Miskowicze całkiem niedawno wydał swój kolejny krążek, o którym zresztą pisaliśmy. Jeśli jeszcze go nie słyszeliście, oto i dobra okazja. Ten młodziutki muzyk wie jak porwać aranżacjami na cały band, okazyjnie przy współpracy z utalentowanymi wokalistami. Zostawcie go jednak w jednym pomieszczeniu z samym fortepianem i mikrofonem, a sprawi, że poczujecie się jak na koncercie orkiestry symfonicznej. „Piach” w głosie i szaleńcze solo na klawiszu wywoła u słuchaczy dreszcze, a u „angielskiego króla coverów” siódme poty – do tego stopnia pochłonie go muzyka. Wielu pamięta go z jednego z najlepszych wersji live Rhiannowego „Don’t Stop The Music” , ale czy pokusiliście się również o sprawdzenie innych kawałków na żywo? Nie? Oto i fragment tego samego koncertu na festiwalu North Sea Jazz Festival, na którym zresztą gościem był już nie raz. Oszałamiające. Po co perka i bas, skoro wystarczy klapa fortepianu, nie tylko klapa zresztą.

Idąc tropem niesamowitych festiwali przypomniało mi się, jak kilka lat temu, na Festiwalu Standardów Jazzowych w Siedlcach, na scenie zobaczyłam mego ukochanego polskiego wokalistę Kubę Badacha, ale nie z Poluzjantami, lecz z projektem The Globetrotters. Fascynacja wibrafonem i niestandardowymi instrumentami perkusyjnymi pozostała mi do dzisiaj. Dodana do zamiłowania do nieziemskich umiejętności wokalnych Kuby i dęciaków powoduje, że nie sposób skończyć słuchania na jednym ich utworze. Światowy poziom, przeżycie jedno na milion. Żaden wirtualny instrument nie jest w stanie wywołać takich wibracji w ludzkim organizmie. Najlepsza produkcja, choćby nie wiem jak perfekcyjna, pozostanie jedynie dobrze dopracowanym efektem rzemieślnictwa. Świadomość, że w każdej chwili wokalista, bądź instrumentalista może „polecieć po czarnych”, potknąć się, daje możliwość docenienia, że tego nie uczynił, że jest tak dobry, że jedyne brudne interwały wydobywane są w celu osiągnięcia zamierzonego, niespodziewanego, w przyjemny sposób drażniącego efektu.

Na dalszą część tej muzycznej wycieczki pozostawiam Was już samych. Jakiś drogowskaz? Eksplorację zacznijcie na naszym własnym podwórku, tym razem w żeńskim wydaniu: Anna Serafińska, Dorota Miśkiewicz czy stara, dobra Ewa Bem pokierują Was dalej.

Ta wyżej wspomniana reprezentacja to jedynie namiastka tego, co czeka nas, gdy raz postanowimy postawić stopę w krainie czarodzieja zwanego „przystępnym jazzem” . W niej to magia tkwi w instrumentalnych szaleństwach, wokalnych jamach i najprawdziwszej chemii między słuchaczem a artystą. Tam gdzie kończy się elektronika, zaczyna się coraz częściej odchodząca w zapomnienie wirtuozeria. Nie pozwólmy, by prawdziwi muzycy grali jedynie do kotleta czy w knajpach, już nawet nie zadymionych, bo przecież wprowadzono zakaz palenia w miejscach publicznych. Producenci wciąż czerpią z osiągnięć muzyki 20-go wieku, czyż to nie najlepszy dowód na to, że nie wolno zapominać o korzeniach? Kiedyś nawoływano kobiety na traktory, a ja dziś postuluję: muzycy do instrumentów.

Krok w tył: José James #6

2q83903

W ubiegły wtorek powróciliśmy do albumu For All We Know – wspólnego dzieła José Jamesa i pianisty Jefa Neve’a. W 2010 roku, w ramach promocji płyty, panowie pojawili się razem w programie Jamie’go Culluma. (więcej…)

Nowy album: Jamie Cullum Momentum

cullum momentumPierwszy krążek Jamiego, który stanął na mojej półce w 2009 roku, to jego piąte studyjnego dzieło The Pursuit. Nie tylko mnie oczarował zapewne swoją interpretacją Rihannowego „Don’t stop the music”. Od tamtego momentu uplasował się w czołówce moich ulubionych królów coverowania oraz mistrzowskich wykonań na żywo, które za każdym razem potrafią zaskoczyć niespodziewanymi jazzowymi solówkami. Wirtuozeria z jaką poskramia fortepian powoduje najprzyjemniejszy rodzaj dreszczy. Niemal niemożliwa do podrobienia barwa i genialny sposób prowadzenia wokalu, to tylko niektóre atuty – z mojej osobistej, bardzo długiej listy pochwalnej. Jednak najbardziej cenię Culluma za wprowadzanie do mainstreamu trudnego i niepopularnego gatunku jakim jest jazz. Nowe wydawnictwo Momentum od dotychczasowych poczynań Jamiego nie odbiega. Wręcz przeciwnie, stanowi dowód świetnej, solidnej formy artysty. Standardowo w centrum jest bajeczny wokal, któremu akompaniuje klawisz. Wokół tego budowane są magiczne aranżacje, których słucha się doskonale zarówno oddzielnie, jak i w całości. Wersja deluxe zawiera dodatkowo m.in. nagrania na żywo, z których wartym polecenia jest szczególnie duet z Laurą Mvulą  „Sad, Sad World”. Już pierwszy singiel „Everything you didn’t do” zapowiadał dobry album, po przesłuchaniu całości z uśmiechem stwierdzam, że oczekiwaniom sprostano. Koniecznie sięgnijcie po to wydawnictwo i Wy.

Tracklista:
01 – The Same Things
02 – Edge of Something
03 – Everything You Didn’t Do
04 – When I Get Famous
05 – Love For $ale’ (ft. Roots Manuva)
06 – Pure Imagination
07 – Anyway
08 – Sad, Sad World
09 – Take Me Out (of Myself)
10 – Save Your Soul
11 – Get a Hold of Yourself
12 – You’re Not the Only One

Bonus Tracks:
13 – Momentum
14 – Unison
15 – Comes Love
16 – Everything You Didn’t Do (Live At Abbey Road)
17 – Sad, Sad World (Live At Abbey Road)
18 – Love For $ale (Live At Abbey Road)
19 – Pure Imagination (Live At Abbey Road)
20 – You’re Not the Only One (Live At Abbey Road)
21 – Save Your Soul (Live At Abbey Road)

Coverownia #2: Jamie Cullum „Don’t Stop The Music”

jamie3

Dzisiaj za pozwoleniem Lejdi K wyjątkowo ja „poprowadzę” coverownie, a za temat posłuży mi „nowy” utwór Jamie’go Cullum’a. Brytyjski wokalista jazzowo-popowy na początku listopada wydał swój piąty album studyjny pt. „The Pursuit”. Krążek przyjemny w klimatach do których przyzwyczaił już swoich fanów na poprzednich wydawnictwach. Jednak to co najbardziej lubię u Cullum’a to jego podejście do kompozycji innych artystów. Jamie lubi od czasu do czasu, niestety głównie na koncertach wziąć na warsztat jakiś utwór i zaprezentować go w kompletnie innej wersji. I trzeba mu to przyznać – robi to świetnie. Tym razem postanowił przerobić utwór Rihanny „Don’t Stop The Music” i wyjątkowo umieścić go na krążku. Wyszło mu to rewelacyjnie, z klasą i smakiem. Numer stał się bardziej przestrzenny, nabrał innego wyrazu, głębi, całkowicie inna jakość. Zdecydowanie wolę wersje Pana Cullum’a niż oryginalną, ale to zawsze kwestia gustu. Jeżeli zaś chodzi o teledysk – wiele widziałem już wybuchających przedmiotów, ale sposób realizacji pomysłu przewyższa je o głowę. Dostajemy klimatyczny numer z klimatycznym obrazkiem, który jak zwykle do sprawdzenia po skoku.

(więcej…)