Wydarzenia

marvin gaye

Z wizytą w rockowym repozytorium Rolling Stone’a

Rockowe Repozytorium Rolling Stone'a

Rockowe Repozytorium Rolling Stone'a

Sztuka omiatania miotełką rockowych skamielin

Rolling Stone wypuścił we wtorek nową wersję swojego kanonicznego zestawienia 500 najlepszych albumów wszech czasów oryginalnie opublikowanego w 2003 roku. Jak sami piszą we wstępie, był to najbardziej poczytny artykuł w historii ich wydania online z 63 milionami odsłon od czasu zamieszczenia. Ja sam dołożyłem do tego wyniku swoją cegiełkę, podejrzewam nawet, że nie raz. Sława tego rankingu dotarła do mnie, gdy byłem jeszcze dzieciakiem i nic dziwnego, że było to pierwsze miejsce, gdzie zwróciłem się, gdy wreszcie dorosłem do zabrania się za swoją muzyczną samoedukację. Oczywiście nie było to najlepsze miejsce — tamta lista potwierdziła najgorsze stereotypy o redakcji Rolling Stone’a, który owszem, przez lata kształtował amerykańską popkulturę, ale mentalnie i stylistycznie zatrzymał się w czasach swojej świetności tj. gdzieś pod koniec lat 70. Zestawienie z 2003 roku zdominował więc przyciężki anachroniczny rock grany przez białych mężczyzn. Dość powiedzieć, że najwyżej notowany krążek sygnowany przez kobietę (nie licząc kolaboracji The Velvet Underground z Nico i Lennona z Yoko Ono) — Blue Joni Mitchell — znalazł się wtedy dopiero na pozycji 30. — w czołowej setce albumów nagranych przez kobiety było zaś w sumie jeszcze tylko pięć. Nie muszę chyba dodawać, że nie było to w żadnym stopniu akuratne odzwierciedlenie sytuacji. Sensowny update był temu zestawieniu zupełnie niezbędny.

Cały tekst do odsłuchu jako podcast na Spotify.

Nową listę układało w sumie ponad 300 osób — poza dziennikarzami, krytykami, producentami i osobami z branży zaproszono też samych artystów m.in. Beyoncé czy Taylor Swift, ale też obiecujących debiutantów i weteranów. Przez 17 lat doszło z pewnością do pewnej wymiany pokoleniowej, a kanon tego, co uważa się za klasyczne, znacząco się rozszerzył. Koniec końców w zestawie wymieniono prawie jedną trzecią płyt — aż 153, spośród których ponad połowa (83) to albumy z XXI wieku.

Przyznam, że ani się takiej aktualizacji nie spodziewałem, ani nie spodziewałem się, że zacznę z miejsca analizować ją w szczegółach i uznam za coś, co ma dla mnie znaczenie i wpływa na bieg mojego dzisiejszego życia. A jednak! Pamiętam, gdy jeszcze na długo przed erą streamingu, przeglądałem listę Rolling Stone’a z wypiekami na twarzy, ale i irytacją, że moi ówcześnie faworyci — Lauryn Hill i D’Angelo — wylądowali kolejno w czwartej i piątej setce, podczas gdy zestaw zdominowały pozycje, o których nigdy nie słyszałem. Minęło kilka lat, ale w końcu zebrałem się w sobie i narzuciłem sobie rygor w przesłuchiwaniu nieznanych mi krążków z tamtego zestawienia. Nie jestem w stanie teraz dokładnie ocenić, ani ile mi to zajęło, ani ile płyt faktycznie musiałem dosłuchać, ale podejrzewam, że była to lwia część tamtej listy i ponad pół roku skrupulatnych, choć nieregularnych odsłuchów. Szczęśliwie nie byłem już w wieku i miejscu, kiedy mógłbym rekomendacje amerykańskich redaktorów przyjmować bezkrytycznie — wręcz przeciwnie, podszedłem do zadania na chłodno, a pozycje być może istotne z punktu widzenia historii popkultury, ale zupełnie niebroniące się po latach brzmieniem i przekazem, jak kolejne płyty Aerosmith czy The Who, po jednym odsłuchu usuwałem na zawsze z pola widzenia. Ale były też liczne odkrycia i zaskoczenia — sam już nie jestem w stanie wskazać jakie — z rankingiem Rolling Stone’a kojarzą mi się dzisiaj wyłącznie te płyty, do których nie wróciłem już nigdy.

Powiew świeżego powietrza ściśle kontrolowany

Od kilkunastu dobrych lat, gdy chociaż pobieżnie przegląda się dział recenzji czy podsumowań końcoworocznych Rolling Stone’a, można wyraźnie dostrzec pewną zadyszkę — recenzenci w ustawicznym klęku przed Bobem Dylanem i Neilem Youngiem nie są w stanie kreować trendów — zamiast tego reagują na nowe z odpowiednim jedno- czy czasem dwu-sezonowym opóźnieniem. Ten syndrom ołtarzy boomerów dotknął też już zresztą Pitchfork, który w świadomości młodych zajął z początkiem ery cyfrowej miejsce na piedestale mediów muzycznych dawniej okupywane właśnie przez Rolling Stone’a. Wiadomo, że zawsze jest się bardziej reaktywnym, jeśli próbuje się łączyć to, co popularne z tym, co merytoryczne w jednym krytycznym splocie, a taką właśnie rolę obrał sobie Rolling Stone — musiał, jeśli chciał być punktem odniesienia dla mas. I ta nowa lista tę niezręczną pozycję w zupełności oddaje.

Ten zaśniedziały żelazny kanon oczywiście ostał się w dobrym kształcie — oddaje go przede wszystkim centralna część listy, ale niewątpliwie jest to zestaw zdecydowanie bardziej różnorodny, a i w czołówce nastąpiły istotne przetasowania. Przede wszystkim jest zauważalnie więcej krążków nagranych przez kobiety, a i ta najwyżej notowana Joni Mitchell awansowała z 30. na 3. lokatę. Mitchell pojawia się zresztą w zestawieniu wielokrotnie, podobnie jak Fiona Apple, Erykah Badu czy PJ Harvey (spośród których tylko Harvey pojawiła się na liście w 2003 roku). Rock coraz częściej równoważą w zestawieniu soul i hip-hop, choć dość zaskakująco poza Kendrickiem Lamarem, Drake’m i Kanye’m Westem zabrakło w zestawieniu nowego rapu (jest za to sporo pozycji z lat 90. i śmieszno-straszny pierwszy album 50 Centa). Jedyną trapową płytą jest z kolei debiut Bad Bunny’ego, który wpisuje się także w inną tendencję — dostrzegania dorobku artystów latynoskich — choćby symbolicznie — bliżej końca zestawienia znalazły się bowiem Selena, Shakira i niezrehabilitowany jeszcze prekursor reggaetonu Daddy Yankee, a najwyżej notowaną hiszpańskojęzyczną płytą, na 315., jest błyskotliwy debiut Rosalíi. To jednak wyjątki od niezachwianej anglosaskiej dominacji. Poza jeszcze kilkoma klasycznymi krążkami z afrykańskim funkiem, muzyka nieanglojęzyczna tutaj nie istnieje. Rockowy beton spulchniono natomiast całkiem wydatnie popem i R&B — Blonde Franka Oceana trafiło do pierwszej setki, dostrzeżono istnienie Destiny’s Child i Beyoncé. Znalazło się miejsce dla Taylor Swift, Adele, Kacey Musgraves, a nawet Blackoutu Britney Spears. Dość kontrowersyjnie do zestawu wrzucono też ostatnie krążki Harry’ego Stylesa czy Billie Eillish — za kilka lat okaże się być może, jak kończą się próby zaklinania rzeczywistości przez boomerów. W zestawieniu wciąż nie mają czego szukać wszyscy ci, którzy od klasycznego rocka stronią — metal kończy się tu i zaczyna na Metallice (w dwóch różnych odsłonach), elektronika to Daft Punk i LCD Soundsystem, jazz reprezentowany jest nieco szerzej, ale też dość powierzchownie i ostatecznie można sprowadzić go do Milesa Davisa. Niezale mają kilka sztandarowych punktów zaczepienia w postaci My Bloody Valentine, Pavement czy Neutral Milk Hotel, wielkodusznie zauważono także Tame Impala, ale to by było na tyle. Podobnie zresztą art pop i folk także skończyły się najwyraźniej w latach 90. Luki pozostawione przez niedoreprezentację innych gatunków wciąż wypełniają tu bowiem Dylan i Beatlesi.

I choć tych drugich ktoś mógłby określić największymi przegranymi nowego rankingu Rolling Stone’a — ich kultowy Sgt. Pepper pikuje z pozycji najlepszej płyty wszech czasów na dalekie (w tym kontekście) miejsce 24. Tamten wybór, mocno kontrowersyjny dla fanów czwórki z Liverpoolu, miał chyba wówczas wskazać na jednoznaczną wyższość Beatlesów nad Beach Boysami, których Pet Sounds trafiło wtedy na miejsce drugie (na którym udało im się zresztą utrzymać przez tych 17 lat — to jedyny numer, który w pierwszej dziesiątce pozostał bez zmian). Dziesiątkę nowej listy otwiera znamiennie The Miseducation of Lauryn Hill (które wraz ze wspomnianym VooDoo D’Angelo zaliczyły ogromne awanse) — redakcja nie bez powodu okrasiła zresztą tę decyzję cytatem piosenkarki, pod którym podpisałaby się też Fiona Apple, że przemysł muzyczny jest seksistowski. To chyba miała być odpowiedź przemysłu, że Lauryn Hill, nie tragizuj. W czołowej dziesiątce znajdziemy też poza tym Fleetwood Mac, Purple Rain Prince’a, Songs in the Key of Life Steviego Wondera, Blue Joni Mitchell, a płytą wszech czasów okrzyknięto tym razem — całkiem adekwatnie do stanu świata — What’s Going On Marvina Gaye’a. A ja przeglądając tę dziwnie bliską mi selekcję w czołówce sam czuję się jak boomer i ofiara jakiegoś owczego pędu, o którym nie miałem pojęcia. Nawet jeśli sam w tym momencie ułożyłbym zgoła inną dziesiątkę, jakimś zrządzeniem losu zostałem ich wyborem trafiony i zatopiony. Być może nie doceniłem wpływu tamtej oryginalnej listy na mój gust, gdy dekadę temu zaczynałem te skumulowane odsłuchy? A może to wyłącznie dowód na ponadczasowość tych konkretnych klasycznych płyt, które, tak się akurat złożyło, i ja na własną rękę, i państwo z Rolling Stone’a na własną, wyłowiliśmy z przepastnego i niewyczerpanego przecież kanonu?

W moim poprzednim tekście o odkładaniu szczęścia zapomniałem w gruncie rzeczy dodać jednej ważnej sprawy, która tutaj wróciła jak bumerang i trochę zbiła mnie z tropu. Ja wciąż mimochodem dłubię jednak w tej nostalgii i wciąż poniekąd projektuję swoje szczęście według schematów, które już znam. I w miarę możliwości mimowolnie staram się je realizować. Pochylenie się nad nową listą Rolling Stone’a to nic innego, jak próba odtworzenia tamtych chwil, które spędziłem, analizując oryginalne zestawienie. Pozwólcie więc zatem, że teraz oddam się dosłuchiwaniu pozycji z nowego topu wszech czasów biblii muzycznych boomerów, których albo nie znam w ogóle, albo czuję potrzebę, by sobie je odświeżyć. Za mną już Laura Nyro, Jason Isbell i wspomniany Daddy Yankee, ale Spotify wskazuje, że przede mną jeszcze 44 godziny słuchania. Obiecuję jeść i spać.

Tekst oryginalnie opublikowany na blogu Kurtek.pl.

CJ Hilton coveruje Marvina Gaye’a

Minęła prawie dekada, od kiedy pisaliśmy o CJ-u Hiltonie jako o nowej nadziei R&B. Po featuringach z Raphaelem Saadiqiem, Nasem i Salaamem Remim wokalista zadebiutował wreszcie w 2013 roku mało wymyślnym krążkiem This Is Me w 2013 roku. Później wydał jeszcze jeden — Sex All Summer …Makes Love All Winter trzy lata później na bitach wspomnianego Remiego. Okazuje się, że piosenkarz wciąż nagrywa i w piątek światło dzienne ujrzała jego inkarnacja zjawiskowego „I Want You” Marvina Gaye’a. Paradoksalne jest to, że taki sam tytuł nosił także jeden z wczesnych singli Hiltona. Niemniej z tego starcia obronną ręką wychodzi numer Gaye’a — zarówno w wersji oryginalnej, jak i w nowym coverze Hiltona, które z jednej strony pozostaje wierne pierwowzorowi, z drugiej ujmuje pieczołowitym aranżem i dojrzałą interpretacją wokalną. Nie jest to co prawda Frank Ocean przerabiający „Moon River”, ale trzeba mieć sporo odwagi, by bez kompleksów i radiowych kompromisów stanąć twarzą w twarz z utworem takiej postury. Nie must listen, ale życzliwa rekomendacja.

#FridayRoundup: Marvin Gaye, Shafiq Husayn, Lion Babe, Quelle Chris i inni


Jak co tydzień dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych. Z każdym tygodniem na naszą plejlistę wpada coraz więcej świeżych tytułów, więc przygotujcie się na srogą dawkę nowych muzycznych przeżyć — wśród nich nowa odsłona legendarnych nagrań Marvina Gaye’a, długo wyczekiwany Shafiq Husayn, świeże nagrania Lion Babe czy rewelacyjna solówka Quelle Chrisa.


(więcej…)

Zaginiona płyta Marvina Gaye’a w marcu

To nie byle jaka rzecz! 29 marca, kilka dni przed rocznicą 80 urodzin Marvina Gaye’a, po raz pierwszy w całości usłyszymy zaginioną płytę piosenkarza You’re the Man z 1972. Krążek został nagrany podczas sesji w Detroit i Los Angeles w 1972 roku, czyli u szczytu artystycznego Gaye’a, zaraz po wydaniu What’s Going On, ale żaden z zarejestrowanych utworów poza tytułowym singlem nie został wówczas oficjalnie wydany. Ostatecznie przez lata większość materiału upubliczniono na różnego rodzaju kompilacjach, ale nowe wydawnictwo będzie zbierało je wszystkie razem. 15 spośród 17 numerów na krążku będzie miało też swoją premierę na winylu. Trzy z nich to nowe miksy Salaama Remiego — w tym promujący wydawnictwo „My Last Chance”, który w latach 90-tych doczekał się radiowego quiet stormowego remiksu, a dopiero w 2001 roku trafił na jedną z kompilacji artysty w oryginalnej wersji. Poniżej tracklista i nowy miks „My Last Chance”.

https://www.youtube.com/watch?v=WeRw55wTPWU

Tracklista:
1. “You’re the Man”
2. “The World Is Rated X”
3. “Piece of Clay”
4. “Where Are We Going?”
5. “I’m Gonna Give You Respect”
6. “Try It, You’ll Like It”
7. “You Are That Special One”
8. “We Can Make It Baby”
9. “My Last Chance” (Salaam Remi mix)
10. “Symphony” (Salaam Remi mix)
11. “I’d Give My Life for You” (Salaam Remi mix)
12. “Woman of the World”
13. “Christmas in the City” (instrumental)
14. “You’re the Man” (Version 2)″
15. “I Want to Come Home for Christmas”
16. “I’m Going Home (Move)”
17. “Checking Out (Double Clutch)”

Nowy utwór: TLC „It’s Sunny”

Nowy utwór TLC Its Sunny

Za ponad miesiąc odbędzie się premiera najnowszego i ostatniego albumu TLC. Rzesza fanów czeka na kawał dobrej muzyki od dziewczyn, jednak odkąd zabrakło Lisy, Chilli i T-Boz idą raczej w kierunku popu, niż R&B i hip-hopu. Poza tym, mam nieodparte wrażenie, że ktoś tu chyba liczy na dużą sprzedaż wydawnictwa, wypuszczając komercyjne kawałki. Kto kocha, ten kupi, ale nie jest to już TLC. Na potwierdzenie moich słów prezentuję nowy singiel grupy „It’s Sunny”. Wakacyjna i radosna kompozycja zbudowana na samplu kawałka „Sunny” Marvina Gaye’a, kowerowana później przez jedną z najbardziej słonecznych grup, czyli Boney M, idealnie wpasowuje się w klimat, który obecnie panuje za oknem. Pozytywne wibracje do odsłuchu poniżej. Szykujcie się na wakacje.

Winylowa epka Marvina Gaye’a na 45-lecie What’s Going On

marvin

Wydawałoby się, że w temacie klasycznego What’s Going On Marvina Gaye’a z 1971 powiedziano i wydano już wszystko. Okazuje się jednak, że niezupełnie. Na 45-lecie wydania klasycznego albumu Motown przygotowało specjalną winylową epkę, na której poza oryginalnymi numerami z wydanego przed laty singla trafią dwa zupełnie nowe miksy — akustyczny „Coffeehouse Mix” przygotowany przez znakomitego inżyniera dźwięku Russella Elevado oraz wersję z dogranymi wokalami BJ’a the Chicago Kida. Ryzkowne, ale czekamy. premiera jeszcze dziś. Płytę możecie zamówić tutaj.

Tracklista:
A1. „What’s Going On” (original mono single)
A2. „God Is Love” (original mono single)
B1. „What’s Going On” (duet with BJ the Chicago Kid)
B2. „What’s Going On” (Coffeehouse Mix)

Soul music fashion – moda w muzyce

fashio_soulModa i muzyka, to dwa nierozłączne terminy. Jedno od zawsze uzupełnia drugie, dlatego nie sposób nie wspomnieć o muzycznych ikonach stylu. Będzie to subiektywny przegląd artystów czarnej muzyki, którzy lubią lub lubili bawić się modą. Niektórzy podchodzili do niej zbyt poważnie, inni luźno odkrywali swój styl. Nie zabrakło ojca chrzestnego soulu, bardzo popularnej grupy żeńskiej z lat sześćdziesiątych, neo-soulowej artystki o nieprzeciętnym imieniu, a także stylowego nieokrzesańca. Jeżeli interesuje was połączenie mody i muzyki, to zapraszam do lektury.

 

The Supremes

Swoją działalność żeński kwartet rozpoczął w 1959 roku pod inną nazwą, a mianowicie The Primettes. Szybko jednak przemianowano grupę na The Supremes. Dziewczyny w latach sześćdziesiątych były najbardziej znanym i najbardziej komercyjnym dzieckiem labelu Motown. Szyk i elegancja królowały na scenie wraz z delikatnym, jak na czarnoskórą kobietę, wokalem frontmanki Diany Ross. Grupa stworzyła uznany w tamtych czasach styl wzorowany na doo-wopowym zespole Frankie Lymon & the Teenagers. Dystyngowany wygląd sceniczny rodem z musicali, w połączeniu ze wspomnianym wcześniej wokalem liderki i chwytliwymi utworami wyniosły The Supremes na szczyt list przebojów, zdobywając 12 numerów jeden listy Billboard Hot 100. Któż nie zna takich hitów jak podniosłe „Stop! In the Name of Love” czy miłosne „Baby Love” oraz chwytliwe „You Keep Me Hangin’ On”. Jako pierwsza czarnoskóra grupa popularyzowała kobiecy image, a należy pamiętać, że w ówczesnym czasie wciąż panowała segregacja rasowa. Na zespole wzorowano film SparkleDreamgirls. Do ostatniego powstała okładka do soundtracku z wierną kopią okładki Craem of the Crop z 1969 roku. W 1970 roku odejście z zespołu ogłosiła Diana Ross, która zajęła się karierą solową. Styl girlsbandu można określić jako pełen elegancji, bardzo kobiecy i glamour.

The Supremes „You Keep Me Hangin’ On”
 


James Brown

„Ojciec chrzestny” soulu uznawany jest za Boga stylu. Publiczność oszalała na jego punkcie gdy w 1966 roku wystąpił w telewizyjnym show z utworem „I Feel Good”. Pokazał się wówczas w kolorowym garniturze i warstwowej koszuli. Od tamtej pory eksperymentował, a jego ubiory stawały się coraz bardziej odważne i jaskrawe. Do swojego wizerunku dodawał pelerynę, zapinane na zamek kostiumy, a koszule rozpinał szeroko, by wodzić damską część publiczności. Gdy nastała era flower power Brown wprowadził kwieciste motywy. Do ostatniej chwili udowadniał na scenie, że nie stracił swojego poczucia stylu.

James Brown „I Feel Good”
 


Marvin Gaye

Nazywany jest „dzieckiem soulu” i „księciem Motown”. Jeden z najbardziej nieśmiałych artystów uchodzi za prawdziwą ikonę stylu. Dzięki nienagannie skrojonym stylowym garniturom i eleganckiemu wizerunkowi oraz przepełnionych romantyzmem soulowym balladom jak w „That’s The Way Love Is” rozkochał w sobie rzeszę fanek. Jako osoba niezwykle zaangażowana społeczno-politycznie zamienił swój wizerunek seksownego romantycznego wokalisty na buntowniczego człowieka klasy pracującej, wprowadzając do swojej garderoby dżinsy denim, flanelowe koszule, skórzane kurtki i awiatory. Zyskał wtedy uznanie stając się głosem ludu, a jego album What’s Going On podbił czarne listy przebojów. To dziś pozostaje inspiracją dla wielu artystów.

Marvin Gaye „Let’s Get It On”
 


Missy Elliott

Najbardziej znana raperka, która niedawno powróciła z nowym singlem, ma się dobrze, ubiera się w hip-hop i ciągle dba o swój styl. Ale nie w sposób przesadzony. Nie trzyma się sztywno ustalonych trendów. Nigdy nie zamierzała wyglądać sexy czy nawet bardzo fajnie. Jako przedstawicielka streetwearu, styl uliczny przeniosła do mody i wraz z albumem Respect ME! rozpoczęła współpracę z firmą Adidas, wprowadzając na rynek swobodne i wygodne dresy, buty sportowe i czapeczki. Zwinnie przemyciła luźny styl Supa Dupa Fly z lat dziewięćdziesiątych do początku XXI wieku, przez co świat poznał unowocześniony denim, workowate kombinezony i kolorowe skóry.

Missy Elliott „The Rain”
 


India.Arie

Jest jedną z nielicznych artystek, która udowadnia, że nie tylko seks się sprzedaje. Pojawiła się na rynku muzycznym we właściwym czasie, kiedy ludzie spragnieni byli autentyzmu. Pomimo oskarżeń o rozjaśnienie skóry na okładce jej najnowszego albumu Songversation, bez skrępowania celebrowała swój kolor skóry i naturalne piękno. Na dwóch pierwszych płytach Acoustic Soul oraz Voyage to India pozostawała wierna swoim korzeniom i prezentowała ubiory inspirowane kulturą afrykańską, jak w „Brown Skin” czy „Can I Walk With You”. Pozostając wierną muzyce soul, wraz z każdym projektem muzycznym, który stawał się nieco bardziej dojrzały i komercyjny, ewoluował również jej styl. Afrykańskie kostiumy zastąpione zostały codziennymi stylizacjami („I Am Not My Hair”), a później kreacjami ze szczyptą smaku i elegancji. Niezmienny pozostał turban na głowie artystki. Jak bardzo zmieniałby się wygląd India.Arie, to nie zatraca się ona w modowym snobizmie, a jej ubiór nie jest pustą demonstracją marki.

India.Arie „Can I Walk With You”
 


Goapele

Jedna z najlepszych neo-soulowych wokalistek o charakterystycznym mglistym wokalu. Artyści tego gatunku wyróżniają się indywidualnością, odmiennością i dystyngowanym stylem. Prowadzą zazwyczaj organiczne życie zgodne z naturą. Południowoafrykańskie korzenie dały artystce nieprzeciętną urodę. Od początku kariery nie ugina się ona pod presją panujących trendów muzycznych i nie boi się eksperymentować. Jako wykształcona i silna kobieta walczy o prawa człowieka na różnych płaszczyznach. Szeroka działalność nie przeszkodziła jej zaangażować się w promocję firm odzieżowych wspierających ochronę środowiska. Przy współpracy z firmą odzieżową Wildlife Works zaprojektowała T-Shirt wyprodukowany metodą niskiej emisji dwutlenku węgla. Celem jest wsparcie projektu ochrony dzikich zwierząt i lasów w Południowo-Wschodniej Kenii. Styl Goapele, jej oryginalne i kolorowe stroje z afrykańskimi elementami zostały dostrzeżone przez japońską firmę odzieżową Uniqlo, dzięki czemu została ona ambasadorką firmy. Przez jej teledyski przewijają się eleganckie sceny z wpływami afrykańskiej kultury i dzikiej przyrody. Nie sposób przejść obok jej pomysłowych wizualizacji i kreatywnych stylizacji i fryzur. Przekonajcie się poniżej.

Goapele „Closer”
 


Kanye West

Obok kontrowersyjnego zachowania i zadziornego charakteru Kanye ma również oryginalny styl. Nie zawsze jego wizerunek był taki, jaki widzimy obecnie. Chociaż nosząc luźne spodnie dresowe, zbyt obszerne koszulki polo i mnóstwo świecidełek można powiedzieć, że również był ikoną stylu, ale złego. Teraz jest doradcą modowym swojej żony, projektuje ubrania, a jego marka i wizerunek jako projektanta jest równie silny, jako artysty.

Kanye West „Love Lockdown”
 


Janelle Monáe

Zszokowała rynek modowy pokazując się w presleyowskiej fryzurze i ubraniach przeznaczonych głównie dla mężczyzn. W jej wizerunek na dobre wpasowały się smokingi z minionych epok, plisowane koszule, szelki i ciasno dopasowane spodnie. Swój równie oryginalny styl muzyczny przeniosła na siebie zacierając granice między modą męską a damską. Jak sama powiedziała „Nie wierzę w męskie ubrania lub damskie ubrania, po prostu lubię to, co lubię”.

Janelle Monáe feat. Big Boi „Tightrope”
 

Robin Thicke i Pharrell przegrali z rodziną Marvina Gaye’a

blurred

Jedna z największych muzyczno-prawnych afer ostatnich lat oficjalnie dobiegła końca. Mowa o Blurredlinegate, czyli o słynnym oskarżeniu Robina Thicke i Pharrella Williamsa o splagiatowanie przeboju Marvina Gaye’a. Dla przypomnienia: „Blurred Lines” według rodziny zmarłego króla muzyki soul było bezczelną kopią wydanego w 1977 roku “Got To Give It Up”. Chociaż oba utwory mają podobny klimat i instrumentarium, zarzut ten wydawał się być trochę naciągany. Innego zdania był amerykański wymiar sprawiedliwości, który rozstrzygnął wczoraj sprawę na korzyść rodziny Marvina. „Nareszcie czuję się wolna. Uwolniona z łańcuchów Pharrella WilliamsaRobina Thicke’a oraz od ich kłamstw” powiedziała po ogłoszeniu wyroku Nona Gaye, córka zmarłego piosenkarza. Autorzy „Blurred Lines” będą musieli zapłacić Gaye’om 7,3 miliony dolarów, co stanowi prawię połowę ich zysku z piosenki. Muzycy będą mieli nauczkę, ze linia między inspirowaniem się a powielaniem jest dość zamazana (get it?). Na pocieszenie niech pomyślą o Diddym, który do dzisiaj sto procent swoich tantiemów z „I’ll Be Missing You” musi oddawać Stingowi.

Poznaj drugą część projektu Yasiin Gaye

yasiin gayeDoczekaliśmy się publikacji drugiej części projektu Yasiin Gaye, za którym stoi Amerigo Gazeway. Pozytywne komentarze pierwszej odsłony przedsięwzięcia powinny pojawić się również przy okazji odsłuchu The Return: Side Two. Klasyczne zwrotki Mos Defa znalazły podatny grunt na kompozycjach z dorobku legendy Motown Records. Zresztą – koncepcje znacie doskonale, sprawdźcie zatem efekt finalny.

Yasiin Gaye – zapowiedź drugiej cześci

yasiin gaye

Nadchodzi druga część obsypanego pochwałami projektu Amerigo Gazewaya. Lutowa premiera konceptualnego albumu udowodniła, jak fantastyczne efekty rodzą się z połączenia hip hopu i soulu. Zmotywowany Gazeway dokonuje właśnie ostatnich szlifów drugiej odsłony projektu Yasiin Gaye. Póki co, możemy nacieszyć się kolejną reinterpretacją „Travellin Man” Mos Defa oraz sprawdzić wideo promujące. Warto czekać.