Wydarzenia

michael kiwanuka

Recenzja: Michael Kiwanuka Kiwanuka

Michael Kiwanuka - Kiwanuka

Michael Kiwanuka - Kiwanuka

Michael Kiwanuka

Kiwanuka

Polydor

Michael Kiwanuka z orszakiem płynie na fali rozgłosu „Cold Little Heart”, przechodząc cało od zagrożenia klątwą drugiej płyty przy Love & Hate do sprawdzianu trzeciego albumu. Rezultatem jest Kiwanuka — kolejne wydawnictwo z rejonu popu z ambicjami; po raz kolejny przesiąknięte niedzisiejszą songwriterską wrażliwością.

Co wcale nie przeszkadza, by zacząć z przekorą. Singlowy, upbeatowy „You Ain’t the Problem”, w którym Michael niespodziewanie dołączył do braci Isley w „That Lady”, to prawdopodobnie najbliższy przeboju utwór, jaki mogliśmy tu dostać. Prócz tego wskazuje również jeden z przewodnich motywów albumu. Gitarowa, psychodeliczna posypka jest znakiem rozpoznawczym Kiwanuki. Danger Mouse, prócz własnej muzycznej historii, postanowił najwyraźniej wykorzystać popularność Tame Impali w środowisku okołosoulowym. Drugi na płycie, równie przebojowy „Rolling” brzmi jak utwór napisany przez Kevina Parkera. Wrażenie trwa chwilę, bo piosenka przechodzi płynnie w „I’ve Been Dazed”, brzmiące tak, jakby za „Hey Jude” wzięło się Blur. Trudno orzec, kto tu kogo wskrzesza — Mouse Kiwanukę czy Kiwanuka Mouse’a. Owszem, przewodzi klasyczna, nieskazitelna barwa głosu naszego wrażliwca, ale czuć tu wyraźnie charakter producenta, z jego wadami i zaletami. Zanim jednak zdążymy się nad tym zasępić, dopadnie nas jeden z bardziej przesiąkniętych nostalgią utworów na albumie, „Piano Joint”.

Smutek „Piano Joint” wiatr wywieje prawdopodobnie z resztkami listopadowych liści. Nostalgiczna ballada na sezon przejściowy niebezpiecznie balansuje na granicy patosu, a mimo to trudno odmówić jej uroku i przemyślanej aranżacji. Danger Mouse (oraz Inflo; nawias celowy) swoim zwyczajem dba o dużą przestrzeń, w której każdy element potraktowany jest sprawiedliwie i nie wychodzi poza bezpieczną granicę. Można by się tego bezpieczeństwa, czy nawet produkcyjnej przewidywalności, czepiać — zaskoczenie na pewno nie otrzymało w tym obrazie pierwszoplanowej roli. Kiwanuka ma nadzwyczaj uporządkowaną strukturę — nostalgia, nawet jeżeli dominująca, w kluczowym momencie podlega programowemu przełamaniu bardziej psychodelicznym fragmentem. W takim właśnie nastroju kontrolowanej, tęsknej zadumy doprawionej psychodelią zostaniemy do samego finału. Sztab produkcyjny przewidział iście filmowy rozkwit budowanego nastroju, ale wciąż na solidnym gruncie.

Mimo wszystko, nawet przy skłonnościach Mouse’a do takich, a nie innych (powiedzmy wprost, epickich) aranżacji, płyta sączy się w takt harmonijnej struktury do samego końca, zostawiając nas z uczuciem obcowania z jednym, bezbrzeżnym utworem. Jest jednak bardziej spójna i konsekwentna od progresywnego Love & Hate. Przejmujący głos Michaela Kiwanuki niesie się z sobie właściwą swobodą na tych tkliwych, ale i gitarowo nasyconych podkładach. Jak zwykle spogląda w przeszłość, wiodąc niekoniecznie do Damona Albarna (choć to skojarzenie, zjawiające się przy „I’ve Been Dazed”, nie chce ode mnie odejść), ale do Bobby’ego Womacka, Isaaca Hayesa czy nawet Gila Scotta-Herona. Całe szczęście, nadal czuć, że to nie Womack ani Scott-Heron czy tym bardziej Albarn — tylko Kiwanuka. W królewskiej etoli pewnie spogląda z okładki albumu. Jego producent nie zapewni mu już nagrody Grammy. W swojej kategorii wokalista wychodzi jednak z tej produkcji co najmniej z tarczą.

#FridayRoundup: Michael Kiwanuka, Sudan Archives, Gang Starr, Earl Sweatshirt i inni

Jak co tydzień dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych. Tym razem polecamy do odsłuchu nowe krążki Michaela Kiwanuki, Sudan Archives, Gang Starr, Earla Sweatshirta, Brothera Alego, Apollo Browna, Yelawolfa i Stalleya. Na plejliście ze wszystkim na dole strony dodatkowo halloweenowy Future, Toro y Moi, Ben L’Oncle Soul, R.Lum.R i Juto.


Kiwanuka

Michael Kiwanuka

Polydor

Po niewielkim poślizgu i wielu, wielu singlach Michael Kiwanuka zaprezentował wreszcie światu swój trzeci longplay w pełnej krasie! Już wcześniej piosenkarz pozytywnie zdał najtrudniejszy test debiutanta — nie tylko jego drugi krążek Love & Hate zebrał pozytywne recenzje i wprowadził do twórczości muzyka nową jakość, ale piosenkarz wpisał swoje nazwisko w popkulturowy obieg, unieśmiertelniając się chociażby w czołówce serialu Wielkie kłamstewka. Teraz Brytyjczyk przeniósł swoją fascynację klasycznym soulem na kolejny poziom. Jego zespół produkcyjny po raz kolejny zasilili Danger Mouse i Inflo, a wśród inspiracji stylistycznych znaleźli się Gil Scott-Heron, Bobby Womack i Otis Redding. Kiwanuka bardziej zdecydowanie niż wcześniej sięgnął po gitary elektryczne, ale tylko po to, by dobitniej podlać swoją soulową mieszankę psychodelicznym sosem — mimo wcześniejszych podejrzeń nie zamienił Kiwanuki w projekt garażowy. Najlepiej o własnym charakterze opowie jednak sama muzyka. Włączajcie zatem bez zwłoki! — Kurtek


Athena

Sudan Archives

Stones Throw

Atena: bogini mądrości, sztuki i wojny. Opiekunka miast, która wyróżnia się włócznią i tarczą. Sudan Archives w Athenie zamiast boskich atrybutów uzbrojona jest w skrzypce i głos. Jej pełnoprawny debiut to mądry aliaż klasyki z nowymi brzmieniami. Posągowe, monumentalne orkiestracje jak w vivaldowskim „Confessions” i singlowym „Glorious” przerywają instrumentalne miniaturki („Ballet of the Uhatched Twins I” „Stuck”, „House of Open Tuning II”). Intrygujące „Green Eyes” i „Coming Up” wyróżniają się na najnowszym wydawnictwie Sudan Archives. Poprzedza ją obiecująca zeszłoroczna epka Sink. Poddajcie się wobec tego władzy nowej Ateny. — Ibinks


One of the Best Yet

Gang Starr

TTT / Gang Starr

Stało się, Gang Starr powrócili z nowym albumem One of the Best Yet! Kilka tygodni po ukazaniu się pierwszego od lat utworu grupy — „Family And Loyalty”, DJ Premier prędko ogłosił na 1 listopada datę premiery krążka, na którym możemy usłyszeć niewykorzystane dotąd zwrotki Guru. Na całość ma złożyło się szesnaście kawałków, a poza J. Cole’em, którego słyszeliśmy już na „Family and Loyalty”, na płycie pojawiła się stara gwardia rapu, od wielu lat związana z Gang Starr — Group Home, Jeru the Damaja, Big Shug oraz Freddie Foxxx. Do tego dochodzą jeszcze M.O.P, Q-Tip, Royce 5’9″, Ne-Yo i Nitty Scott. To ogromny ukłon w stronę fanów klasycznego boombapowego brzmienia. — Mateusz


Feet of Clay

Earl Sweatshirt

Tan Cressida / Warner Bros.

Miękkie plamy herbalnego szeleszczenia wplecione w najnowszą EP-kę najzdolniejszego rapera z korzeniami w Odd Future (don’t @ me) sugerują wyraźnie, że Feet of Clay powinniśmy traktować raczej jako zbiór B-side’ów z zeszłorocznego cudownego Some Rap Songs niż jako autonomiczny projekt. Kawałki sięgają po liczne odcienie emocjonalne, których doświadczyć mogliśmy na zeszłorocznym krążku. Dostajemy zatem zarówno lżejsze, laidbackowe jamy, połamane sample z powykręcanymi kończynami, jak i przejmujące, podszyte nostalgią zwierzenia (w tej materii najlepiej sprawdza się „El Toro Combo Meal”). Zaskakuje także singlowe „East”, które, z jednej strony odważne i eksperymentalne, wydaje się także przejawem subtelnego trollingu. Przyjemność z odsłuchu i ostateczną ocenę w tej kwestii pozostawiam jednak już Wam. — Wojtek


Secrets & Escapes

Brother Ali

Rhymesayers

Bez jakichkolwiek zapowiedzi, reprezentujący wytwórnię Rhymesayers — Brother Ali wypuścił właśnie swój najnowszy album zatytułowany Secrets & Escapes. Na tym jednak nie kończą się niespodzianki. Produkcją krążków rapera zajmował się do tej pory Ant z zespołu Atmosphere, najnowsze wydawnictwo powierzone zostało w ręce Evidence’a, którego ciężkie beaty świetnie wpasowały się w klimat krążka, który powstał podczas kilku sesji odbywających się w kalifornijskim garażu należącym do Mr. Slow Flow. Ci dwaj panowie to klasa sama w sobie, a jeżeli dodamy jeszcze gościnne zwrotki od takich postaci jak Pharoahe Monch czy Talib Kweli, wiadome będzie, że mamy do czynienia z mocnym, hip-hopowy materiałem. Warto dodać również, że w utworze zatytułowanym „Situated”, Ev wziął na warsztat sampel z Czesława Niemena! — Efdote


Sincerely, Detroit

Apollo Brown

Mello Music

Apollo Brown wraca z nowym albumem! Po serii płyt w duetach z różnymi raperami (między m.in. Joell Ortiz i Ras Kass), kilku beat tape’ach i składankach producenckich przyszedł czas na krążek z twórcami z rodzimego Motor City. Sincerly, Detroit ukazało się nakładem Mello Music Group 29 października, a jego premierę poprzedzały trzy single: „God Help Me”, z gościnnymi udziałami między innymi Black Milka i Ketchphraze’a, „Backbone”, na którym słyszymy Guilty Simpsona, Fat Raya i Melanie Rutherford, a kilka dni temu ukazało się „Dominance”. Tu na bit swoje wersy kładą Aztek the Barfly, Kid Vishis i Vstylez, a na deckach udziela się takżę DJ Los. To klasyczny Apollo jakiego znamy z poprzednich płyt, ale czego by nie mówić, słucha się tego bardzo dobrze. — Mateusz


Ghetto Cowboy

Yelawolf

Slumerican

Wydane na początku tego roku Trunk Muzik 3 było dla Yelawolfa pożegnaniem z Shady Records. Raper po wielu latach postanowił zakończyć współpracę z wytwórnią swojego idola i przeszedł na swoje. Ghetto Cowboy będzie więc nowym otwarciem w jego karierze. Pierwsze single wskazywały na to, że nowy krążek brzmieniowo będzie odbijać w stronę ciepło wspominanego przez fanów Love Story. Projekt składać się będzie z 14 utworów, a u boku gospodarza usłyszymy m.in. DJ-a Paula. — Mateusz


Reflections on Self: Head Trip

Stalley

Blue Collar Gang / Nature Sounds

Najnowszy album Stalley’a boryka się z tymi samymi bolączkami co lwia część współczesnego oldschoolu. Pomimo tego, że w beatach szumi vinyl, rymy lepią się gęsto a całość tętni duchem amerykańskich osiedli, w starciu z ogromem wrażeń, jakie potrafi zaserwować dzisiejsza scena hip-hopowa, Reflection on Self: Head Trip jawi się, co najwyżej, jako popis przyzwoitej próby rzemiosła. W beatach słychać zapędy madlibowej śmiałości, jednak nigdy niewykraczające poza zachowawczą formułę, sam zaś Stalley głosem przywodzi na myśl obdartego ze swojego słodkiego ekscentryzmu Ab-Soula. Żeby nie odbierać krążkowi jednak całego uroku, przyznać trzeba że obraną koncepcje realizuje konsekwentnie, a rapowych purystów prawdopodobnie urzecze swoim retro klimatem. — Wojtek


Wszystkie wydawnictwa wyżej i pełną selekcję tegorocznych okołosoulowych premier znajdziecie na playliście poniżej.

Michael Kiwanuka na kolorowej scenie COLORS

Michael Kiwanuka na kolorowej scenie COLORS

Kolejnym artystą, który wystąpił na scenie studia COLORS był Michael Kiwanuka. W ramach promocji jego najnowszego, trzeciego albumu nazwanego po prostu Kiwnauka, wokalista zaprezentował singiel „Solid Ground”. Tym razem sceneria studia była ciemna, a występujący artysta ubrany na kolorowo. Anglik w żółtych trampkach, czerwonej koszuli i przy retro syntezatorze zaśpiewał swój kawałek w sposób delikatny i emocjonujący. Zobaczcie i posłuchajcie „Solid Ground” poniżej i jeśli jeszcze nie sięgnęliście po płytę Kiwanuka, odróbcie lekcje jak najszybciej.

Kiwanuka przesuwa premierę płyty, ale przedstawia kolejne single

Michael Kiwanuka - Solid Ground

Michael Kiwanuka - Solid Ground

Miłośnicy poprzedniego krążka artysty nie będą zawiedzeni

Trzeci album Michaela Kiwnauki miał pierwotnie ukazać się w miniony piątek, ale w ostatniej chwili premierę przesunięto o tydzień. W międzyczasie piosenkarz podzielił się jednak ze zniecierpliwionymi słuchaczami dwoma nowymi numerami — najpierw w połowie października zaprezentował „Piano Joint (This Kind of Love)”, a w niedzielę w ramach zadośćuczynienia za opóźnienie przedstawił „Solid Ground”. Oba numery są gęsto zaaranżowane i bardziej soulowe niż pierwsze dwa single eksplorujące dla odmiany gitarowe fascynacje artysty. Miłośnicy Love & Hate z pewnością nie będą zawiedzeni nadchodzącą płytą!

Beztroski Michael Kiwanuka na łonie natury

Do premiery trzeciego longplaya Michaela Kiwanuki został nieco ponad miesiąc, a tymczasem muzyk zaprezentował nam teledysk do pierwszego singla promującego płytę — „You Ain’t the Problem”. Organiczne nagranie zyskało równie organiczny teledysk nakręcony w zdecydowanej większości na łonie natury w hipisowskim duchu. Mamy więc piosenkarza leżącego na sianie, półnagich młodzieńców przepychających się na kwiecistej polanie czyn tajemniczą kobietę kąpiącą się w rzece. Zobaczcie sami!

Michael Kiwanuka zapowiada trzeci album

Michael Kiwanuka pozytywnie zdał najtrudniejszy test debiutanta — nie tylko jego drugi krążek Love & Hate zebrał pozytywne recenzje i wprowadził do twórczości muzyka nową jakość, ale piosenkarz wpisał swoje nazwisko w popkulturowy obieg, unieśmiertelniając się chociażby w czołówce serialu Wielkie kłamstewka. Teraz Brytyjczyk jest gotów na trzecią dużą odsłonę swojej dyskografii. 25 października Polydor wyda album zatytułowany po prostu Kiwanuka, który wydaje się już teraz dopięty na ostatni guzik. Wczoraj wokalista podzielił się okładką, tracklistą (na której znajdziemy 13 utworów), pierwszym singlem i szczegółami projektu. Jego zespół produkcyjny po raz kolejny zasilili Danger Mouse i Inflo, a wśród inspiracji stylistycznych znaleźli się Gil Scott-Heron, Bobby Womack i Otis Redding. Dodatkowo piosenkarz na zimę zaplanował trasę koncertową po Europie promującą płytę — najbliżej wystąpi 3 grudnia w Berlinie. Więcej na oficjalnej stronie internetowej. Poniżej pierwszy zwiastun płyty — progresywne, upbeatowe „You Ain’t the Problem”.

Michael Kiwanuka czuje funk dzięki pomocy Toma Mischa

Jedno jest pewne — nowy singiel Michaela Kiwanuki na pewno nie posłuży jako opener nowego sezonu Wielkich kłamstewek. Dzięki funkowo-dyskotekowej produkcji Toma Mischa, jednego z cichych bohaterów soulu ostatnich lat, jego nowy singiel „Money” ma zupełnie inny wydźwięk niż cokolwiek z jego dotychczasowego katalogu. Podobnie jak stylizowana na lata 70. okładka nowy singiel jest przesiąknięty klimatem epoki — przebojowy w mniej oczywisty sposób niż ostatnie produkcje Marka Ronsona, ale ogólnie wpisujący się w ten sam nurt. Nie wiadomo, czy panowie planują wspólnie jakiś większy projekt.

Karen O i Michael Kiwanuka tworzą dla Kenzo

Karen O i Michael Kiwanuka tworza dla Kenzo
Znane marki i koncerny prześcigają się w kolejnych akcjach promocyjnych, wymyślając coraz lepsze metody dotarcia do klienta i zwrócenia uwagi na swoje produkty. Marka Kenzo słynie z oryginalnych pomysłów na spoty reklamowe, w które wplata nieszablonową muzykę. Wcześniej zaprezentowali reklamę nowego zapachu, gdzie aktorka i modelka Margaret Qualley, znudzona oficjalnym spotkaniem, wychodzi z niego i szaleje po hotelu. Tym razem dom mody postawił na coś spokojniejszego, ale równie interesującego. Zapowiedź najnowszej kolekcji wiosna/lato 2018 zaprezentowano poprzez krótki film, do którego zaangażowano muzycznie Karen O z rockowego bandu Yeah Yeah Yeahs oraz soulowego artystę Michaela Kiwanukę. Powstała ballada, o melodramatycznym i romantycznym zabarwieniu, przepełniona tęsknotą i bólem. Reżyserką spotu jest znana i nietuzinkowa Ana Lily Amirpour, amerykańska reżyserka filmowa brytyjskiego pochodzenia. Zapraszam do zapoznania się ze szczegółami nowej kampanii Kenzo i przede wszystkim do posłuchania kawałka „Yo! My Saint”.

Nowy teledysk: Michael Kiwanuka „Cold Little Heart”

Michael Kiwanuka całkiem słusznie wciąż promuje swój znakomity zeszłoroczny album Love & Hate. Pod koniec zeszłego tygodnia piosenkarz podzielił się adekwatnie wyważonym teledyskiem do jednego z najbardziej rozczulających momentów płyty — „Cold Little Heart”. Obraz wyreżyserowany przez Davida Helmana z Keithem Stanfieldem w roli głównej można zobaczyć poniżej.

Nowy teledysk: Michael Kiwanuka „One More Night”

kiwanuka

Michael Kiwanuka to muzyczny magik, który potrafił stworzyć niepowtarzalną atmosferę zarówno na swoim debiucie, jak i na drugim albumie Love & Hate . Nie stał się ofiarą syndromu drugiej płyty, a jego utwory doceniane są przez słuchaczy. Po „Black Man in the White World” oraz „Love & Hate” przyszła pora na kolejny utwór z drugiej płyty, czyli „One More Night”. To kolejny singiel z tych przyjemnych radiowych, które mogą spodobać się szerszej rzeszy słuchaczy. To oczywiście nie jest wadą. Nie wszystkie utwory muszą być ciężkie i skomplikowane. Muzyka ma wzruszać, ale także cieszyć, a przede wszystkim łączyć. Klip do trzeciego kawałka nie jest skomplikowany, ale jest urzekający w swojej prostocie. Sprawdźcie obrazek poniżej, a jeśli jeszcze nie słuchaliście Love & Hate albo nie czytaliście naszej recenzji, czym prędzej nadróbcie zaległości.