miley cyrus
Ariana Grande, Miley Cyrus i Lana Del Rey jako Aniołki Charliego


Ariana Grande, Lana Del Rey i Miley Cyrus połączyły siły na potrzeby remake’u „Aniołków Charliego”. W „Don’t Call Me Angel” wokalistki wcielają się w niegrzeczne agentki do zadań specjalnych. W popowo-trapowym nagraniu dominuje wokal Ariany Grande. Swoje 5 minut ma też zadziorna Cyrus. Od diabelskiej anielicy Lany Del Rey słyszymy za to kilka typowych dla niej linijek: „I fell from Heaven, now I’m living like a devil”. „To nie Destiny’s Child” — grzmią internauci. Do niezależnych kobiet faktycznie triu daleko. „Don’t Call Me Angel” jest na pewno najlepszym utworem Ari od czasu „Break Up…”. Premiera filmu już w listopadzie.
Mark Ronson, Miley Cyrus i ich „smutny banger”


Minęło kilka dobrych chwil, odkąd ostatni raz słyszeliśmy dwójkę z powyższego zdjęcia – choć Mark Ronson nieprzerwanie bierze udział w rozmaitych projektach, ostatni album firmowany jego nazwiskiem ukazał się trzy lata temu, natomiast zeszłoroczna płyta Miley Cyrus rozeszła się po kościach. Kilka dni temu ukazał się teledysk do utworu „Nothing Breaks Like a Heart” produkcji Ronsona, na którym Cyrus udziela się wokalnie, hołdując swoim muzycznym korzeniom w klimatach country – wiele komentarzy przywołuje inspirację legendarną Dolly Parton (czyli matką chrzestną Cyrus). Ronson zapowiedział, że jego nadchodzące wydawnictwo będzie pełne „smutnych bangerów”. „Starałem się jak mogłem, żeby nie powtarzać ‚Uptown Funk’, i jedyne, co naprawdę miało sens, to to, co mnie wzruszało i wywoływało melancholię” – powiedział w niedawnym wywiadzie dla BBC. Singiel „Nothing Breaks Like a Heart” został opatrzony klipem, w którym Cyrus i Ronson zabierają widzów na samochodowy pościg ulicami Kijowa. Mieszanka stylów jest tu co najmniej niebanalna, ale działa naprawdę dobrze.
Nowy utwór: Miley Cyrus „My Sad Christmas”


Nowy teledysk: Miley Cyrus „BB Talk”


Recenzja: Miley Cyrus Miley Cyrus & Her Dead Petz

Miley Cyrus
Miley Cyrus & Her Dead Petz (2015)
Self-released
Miley Cyrus poprowadzi tegoroczną galę MTV Video Music Awards. Ta wiadomość, jak również późniejsze rozdanie nagród, była szokująca, ale pozwalała oswoić się z myślą — końcówka sierpnia może być naprawdę gorąca. Już wtedy przeczuwało się, że będą tandetne/pstrokate/wulgarne (niepotrzebne skreślić) stroje, niesmaczne żarty o zabarwieniu seksualnym, a co za tym idzie także nieznośna atmosfera obciachu i żenady. Ogłoszenie Kanyego Westa, który zdecydował się kandydować na prezydenta Stanów Zjednoczonych w 2020 roku przebija co prawda ostrą wymianę zdań pomiędzy wyżej wspomnianą artystką a Nicki Minaj, ale również nie ustępuje niespodziance, jaką był darmowy album pierwszej z pań.
Miley rozpoczęła swój wizerunkowy manifest twerkowaniem z Robinem Thicke i na najnowszym (warto dodać, że wydanym niezależnie) wydawnictwie idzie nie o jeden, a nawet o dwa kroki dalej. Po raz kolejny, w numerze otwierającym płytę — „Dooo It” — Cyrus wygłasza protest, śpiewając: Tak, palę trawkę i tak, kocham pokój, ale mam to gdzieś, nie jestem hipiską. I patrząc na jej tryb życia nie sposób nie uwierzyć w to, co deklaruje… choć jakby zastanowić się nad tym dłużej, nasza bohaterka może być najnormalniejszą dziewczyną na świecie, ale pozwoli wszystkim myśleć, że jest inaczej, nic bowiem nie sprzedaje się lepiej niż nastoletnia supergwiazda pop, która przybiera postawę buntowniczki z wyboru. I co gorsza, na tej płycie są momenty, w których słuchacz daje się przekonać o jej zapędach psychodelicznych, np. gdy dedykuje piosenkę „Pablow the Blowfish” zmarłej rybce, płacząc chyba nawet bardziej niż za straconym ukochanym. I całkiem normalną reakcją jest to, że po przesłuchaniu takich kawałków jak „1 Sun”, „Tiger Dreams”, „Cyrus Skies” czy przerywniku w postaci „I’m So Drunk” człowiek ma ochotę odpalić sobie jointa, puścić legendarny już kanał na YouTube — Krainę Grzybów — zapominając o bożym świecie. A więc tak, nie jest to płyta dla ludzi o słabych nerwach, a mimo tego że cały ten narkotyczno-lukrowany projekt wydaje się być spójny kontekstowo, pełno tu zamętu i zawirowań.
Miley Cyrus & Her Dead Petz zawieszone jest gdzieś pomiędzy psychodelicznym rockiem, eksperymentalnym popem a delikatną elektroniką. Ze świecą szukać tu akcentów landrynkowego R&B, którymi przepełniony był Bangerz, i choć niewątpliwie warto wyróżnić gościnny występ Big Seana w marzycielskim „Tangerine”, Miley definitywnie wpadła w fazę fascynacji rockową kapelą The Flaming Lips. Dowodem na to są przede wszystkim: smutnawa kompozycja „Karen Don’t Be Sad” oraz równie depresyjne „Space Boots Up”. Interesujący jest również fakt, z jaką łatwością Miley podsyca plotki o swoich homoseksualnych skłonnościach w kawałku „Bang Me Box”. I to jest chyba dobre miejsce, by przypomnieć wszystkim tym, którzy nie mogą powstrzymać się od fali nienawiści, zarzucając Miley promowanie niemoralnych treści, że seks to karta przetargowa w show biznesie od dawien dawna — wystarczy przywołać tylko album ze zdjęciami Madonny zatytułowany Sex z 1992 roku, który niemal ociera się o pornografię. A więc tak, Miley doskonale wie jakimi narzędziami operuje i nawet jeśli te mechanizmy znamy również my, wydawać by się mogło obeznani słuchacze, to właśnie ta niepewność kiedy i czy w ogóle Cyrus wyskoczy z naprawdę świetnym numerem np. w postaci monologu jak w „BB Talk”, szczerym do bólu miłosnym dramatem „I Get So Scared”, fantazyjnym instrumentalnym „Milky Milky Milky” czy irytującym i nierównym „Slab of Butter (Scorpion)” sprawia, że jesteśmy głodni i spragnieni wrażeń. Bo choć prędzej czy później Miley Cyrus & Her Dead Petz zapisze się na łamach dyskografii Miley jako płyta nagrana w afekcie i da się to wszystko wytłumaczyć nieokiełznaną młodością, która jak wszyscy wiemy, rządzi się swoimi prawami, końcowy cel i tak został osiągnięty: Cyrus jest na językach. Zwariowana? Zblazowana? Zbuntowana? — pytał ostatnio w swoim artykule Bartek Chaciński. Trzy razy tak, ale Miley przede wszystkim potrafi zwracać na siebie uwagę. Również w ten muzyczny sposób, o czym czytelnicy Pudelka zdają się zapominać.
MTV Video Music Awards rozdane


Does he have your vote America? @kanyewest accepts the Video Vanguard award http://t.co/pyg3SBh8gq
— MTV (@MTV) sierpień 31, 2015
Freedom and @Pharrell light up downtown LA at the #VMAs http://t.co/RcWJsRdL8P
— MTV (@MTV) sierpień 31, 2015
Love this collab! @twentyonepilots + @asvpxrocky #VMAs http://t.co/6Y9erK6cyX
— MTV (@MTV) sierpień 31, 2015
.@macklemore just kicked things off in downtown LA! #VMAs http://t.co/TdVFvkd0X4
— MTV (@MTV) sierpień 31, 2015
BRB going to watch this @justinbieber #VMA performance 1,000,000 times http://t.co/8QReVFULQD
— MTV (@MTV) sierpień 31, 2015
Nowy teledysk: Pharrell Williams feat. Miley Cyrus „Come Get It Bae”

Szkoda, że Pharrell nie pojawił się w Polsce. Musiał nakręcić klip do singla ze swojego ostatniego albumu, „Come Get It Bae”. W filmie tańczące w rytm utworu kobiety wszystkich ras, stara, stylowa kamera oraz osoba Miley Cyrus. Ogólnie bardzo pozytywnie i fajnie, że Pharrell trzyma się tak bardzo tematu kobiet nie tylko w tytule albumu, tekstach piosenek, muzyce, ale również i w teledyskach. Całość jest bardzo spójna i podoba mi się to. Zapraszam do oglądania!
Nowy teledysk: Miley Cyrus „Tongue Tied”

Nie sądziłem, że kiedykolwiek spodoba mi się utwór Miley Cyrus, raczej nic tego nie zapowiadało. Dlatego broniłem się przed tym jak mogłem, odsłuchując „Tongue Tied” chyba kilkanaście razy, by ostatecznie przyznać jednak, że TEN NUMER JEST NIEZŁY. Pod względem produkcji jest to zupełnie inny świat od tego, którym gwiazdka Disneya częstowała nas dotychczas, a i sama Miley nie brzmi tutaj irytująco. Kolejny plus wędruje do ludzi od teledysku, bo wykonali kawał naprawdę dobrej roboty. Co prawda na pierwszym planie nadal jest ta narzucająca się nagość wokalistki, jej wizerunkowy znak rozpoznawczy, za to już sam montaż poszczególnych ujęć przywołuje na myśl choćby zacne klipy z ostatniej epki FKA Twigs. Czyżby naczelna skandalistka młodszego pokolenia popkultury miała jednak dobre intencje? Czy może należy traktować to jedynie jako małe, aczkolwiek miłe odstępstwo od normy i nie doszukiwać się jakiegoś muzycznego nawrócenia? Zapewne czas pokaże, póki co sprawdźcie, czym zaskoczyła nas tym razem.
EDIT: To było jednak zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Okazuje się bowiem, że muzyka podłożona pod gimnastykującą się Miley Cyrus to w oryginale numer „Stockholm Syndrome” autorstwa 30s i ZOEE. Klip z kolei powstał przy współpracy z portalem NOWNESS, a za jego reżyserię odpowiedzialny jest Quentin Jones. Założycielka magazynu Adult, Sarah Nicole Prickett, która w tym przedsięwzięciu również maczała palce, wyjaśnia, że klip w założeniu miał być bardziej ironiczny, aniżeli erotyczny, a Miley Cyrus gra w nim swoją karykaturę. Według niej, Miley nie jest byłym dzieckiem Disneya, będzie dzieckiem Disneya już zawsze. Pani Sarah idzie nawet o krok dalej i twierdzi, że sześćdziesiąt lat po tym, jak Walt Disney współpracował z Salvadorem Dali, jego fantasmagoryczne marzenia o głupkowatej niewinności i erotycznie naładowanym surrealizmie zostały właśnie wskrzeszone. Niezależnie od tego, jak to wszystko interpretować, bez dwóch zdań wszyscy wyżej wymienieni zapewnili mi dzisiaj niemałe zamieszanie. Powstały obraz najprawdopodobniej będzie towarzyszył wokalistce podczas jej tegorocznej trasy koncertowej.
Odsłuch: Pharrell Williams G I R L

Rok 2013 należał w całości do Pharella Williamsa, Pharrell rządzi światową muzyczną, kolejna nagroda (tu wstaw dowolną) została przyznana Williamsowi… Wszyscy nasłuchaliśmy się peanów na cześć producenta, może czas dla odmiany po prostu przejść do słuchania? Uwaga, uwaga: zapowiadany na 3 marca G I R L jest już do odsłuchu. Są gościnne występy Miley Cyrus, Justina Timberlake’a, Alicii Keys i Daft Punk. Jest obecnie najbardziej popularny numer świata: „Happy”. Będzie płyta roku?
Album do odsłuchu tutaj.