n.o.r.e.
Nowy teledysk: N.O.R.E. feat. Pharrell „Like the Way”
Czy ktoś jeszcze pamięta baunsujące „Nothin'” i karaibskie „Oye mi canto” rapera ukrywającego się pod pseudonimem N.O.R.E. (akronim od Niggaz on the Run Eatin’)? A może inaczej – czy ktoś jeszcze pamięta jego samego? Trochę to przykre, że nowe nagrania niegdyś superpopularnych i lubianych wykonawców przemykają bez żadnego zainteresowania. Ale jest w tym i trochę winy ich samych, bo ile przebojów można wylansować na jednym bicie? Oczywiście bywa i tak, że całkiem sporo, ale żaden worek nie jest bez dna, a od 2002 roku już niedługo minie cała dekada. To, co kiedyś byłoby strzałem w dziesiątkę, dzisiaj brzmi jak marna kopia minionych przebojów i smutne echo czasów, które przeminęły bezpowrotnie. Sam Pharrell zresztą (który jak przypuszczam, odpowiada tu za produkcję) pozostał w miejscu już kilka lat temu i nie może się przełamać, by wylansować coś na czasie, a jednocześnie w swoim doskonale rozpoznawalnym już stylu. A propos samego teledysku – panowie, czy nie jesteście już aby trochę zbyt leciwi na takie imprezy?
John Legend wokalistą MSTRKRFT
Nazwa MSTRKRFT może wyglądać groźnie, ale jej wymowa nie brzmi znowu aż tak srogo – to po prostu ,,Master-craft”. Ten kanadyjski duet, który ukochał sobie przede wszystkim elektroniczne dźwięki, prócz twórczości własnej, jest znany także z remiksów dla takich wykonawców jak Bloc Party, Justice czy The Kills. W marcu panowie wydali swój drugi album zatytułowany „Fist Of God”, a do współpracy przy nim zaprosili m.in. Johna Legenda, Lil’ Mo (ona żyje!), N.O.R.E. oraz Ghostface Killah. Efekt jest jak najbardziej niebanalny i wart skosztowania. Właśnie wypuszczono teledysk do jednego z utworów z tejże właśnie płyty, w którym główne skrzypce gra (śpiewa?) wspomniany już Legendarny John. To bardzo odświeżające usłyszeć Legenda w takim innym, z pozoru obcym mu i dalekim od jego zwyczajowej twórczości, wydaniu. Całkiem znakomity kawałek. Jakością dorównuje mu także teledysk, którego akcję umieszczono w jednym ze sklepów w Los Angeles z cyklu ,,wszystko za 99 centów” (na nasze ,,wszystko za 4 ZŁ” lub ,,1 euro”). Tragiczna historia. Sklepowa dżungla, setki rzeczy, które nawet nie wiesz do czego służą, a istnieją; kicz i komercja, fluorescencyjne Maryjki i plastikowe Jezusy, a gdzieś w tym wszystkim rodzące się, ale już wiadomo, że niemożliwe do zrealizowania, uczucie. Wybaczcie, jednak muszę – le smark. ,,Piknie” zilustrowane. Ale oto i nasze czasy.