quincy jones
Powiało legendą: Quincy Jones, Mark Ronson i Chaka Khan łączą siły
Quincy Jones zapowiada nowe projekty
Quincy Jones ma 84 lata, ale wciąż trzyma się dobrze i aktywnie działa w przemyśle rozrywkowym. W wywiadzie dla GQ powiedział, że chciałby żeby Donald Glover zagrał jego postać w 10-częściowym mini-serialu, który ma być biografią legendarnego producenta. Ale to nie wszystko co ma w planach:
W swoim życiu nigdy nie byłem tak zajęty jak teraz. Robimy 10 filmów, 6 albumów, 4 broadwayowskie przedstawienia, 2 projekty z dużymi sieciami telewizyjnymi i biznes z prezydentem Chin. Własność intelektualna. To niesamowite.
– powiedział Jones.
Na razie żadna duża telewizja nie zapowiedziała wspomnianego mini-serialu, ale za to już wiadomo, że Quincy współpracuje z Netflixem i CBS przy filmach dokumentalnych, Najpewniej również biograficznych. Jest na co czekać.
Noa wystąpi we Wrocławiu
Artystka izraelskiego pochodzenia, która oczarowała Stinga i Quincy Jones’a. Produkcją jej albumu Noa w 1994 roku zajął się sam Pat Metheny. O kim mowa? Oczywiście o Noa. Mówią, że jej głos jest anielski. Zgadzam się z tym w zupełności, lecz dodaję, że nie tylko głos, ale również piosenki. Muzyka Noa absorbuje całkowicie i przenosi do innego wspaniałego świata. Cieszy mnie więc ogromnie fakt, że wokalistka odwiedzi Wrocław już 30 listopada w ramach Ethno Jazz Festival. Koncert odbędzie się w Synagodze Pod Białym Bocianem. Zdecydowanie nie ma co się zastawiać! Najwyższy czas ustawić się w kolejce po bilety w cenie 150 zł, 120 zł, 90 zł lub wejściówki (studenci i uczniowie) w cenie 50 zł. W formie zaproszenia na koncert zostawiam Was z jednym z najbardziej znanych utworów artystki z 1994 roku „I Don’t Know”.
Stand By Me bo All You Need Is Love, przecież We Are The World
Na pożółkłych kartkach pamiętnika znalazłam podkreślone i obmalowane sercami słowa „muzyka łagodzi obyczaje”. Przypomniały mi się czasy młodości, kiedy to na ławce siedzieliśmy młodzi, szczęśliwi, puszczając muzykę z magnetofonu (do momentu póki baterie się nie wyczerpały). Miłośniczka Chaki Khan kochająca się w Rayu Charlsie obok ubranej w glany w środku lata fanatyczki Led Zeppelin. Naprzeciwko szeroko uśmiechnięte dziewczę, której ściany w pokoju ozdabiały plakaty Spice Girls i Petera Andre. Metallica i Nirvana przegrywane z kasety na kasetę obiegały całe towarzystwo, a na szkolnych wycieczkach walkmany (później zastąpione przez discmany) przekazywane z siedzenia na siedzenie rozbrzmiewały wersami polskich rapsów. Szczęśliwi posiadacze boomboxa byli pierwszymi zapraszanymi na wszelkie plenerowe poczynania. Pozbawieni telefonów komórkowych i niekończącego się transferu, przemierzaliśmy drogę do domu znajomych i z powrotem tylko po to, by pożyczyć VHS z nagranym z telewizji koncertem. Na notowania list takich jak 30 ton – lista, lista przebojów, czekało się długimi godzinami, by wreszcie móc zobaczyć choć fragment ulubionego teledysku. Chłonęło się wszystko, ale mimo że nie każdy kawałek i artysta wpasowywał się w kształtujące się wówczas muzyczne gusta, nigdy nie gardziło się zamiłowaniami innych. Wielogodzinne dyskusje polegały na próbie ukazania walorów „swojego idola”, wymianie zasłyszanych czy przeczytanych w Bravo nowinek. Trafiłeś na plakat z ulubieńcem kumpeli, natychmiast nakładałaś wytarte od biegania po dworze trampki i biegłaś co sił w nogach, by wspólnie udekorować jej ścianę. Ileż frajdy sprawiało wtedy jaranie się muzyką, a jakże niewiarygodne wydawało się to, co dzisiaj jest normą. Jedno kliknięcie i dyskografie największych gwiazd znajdują się na mojej półce, dysku, w mojej własnej małej chmurze. Ale… wszystko ma swoją cenę. Ofiarowano nam niesamowity dar w postaci nieograniczonych możliwości zagłębienia się w najdalsze muzyczne zakątki świata. Nikt nie ostrzegł, że do tego dostaniemy również tysiące posiadaczy niewyparzonych twarzy, nie umiejących konstruktywnie rozmawiać, potocznie zwanych hejterami. Wydarzenia ostatnich dni jeszcze mocniej rozbudziły we mnie chęć znalezienia odpowiedzi na pytanie „skąd tyle nienawiści?”. Z czego wynika chęć uduszenia Justina Biebera? Z wnikliwych obserwacji wynika również, że młode pokolenie często ostro krytykuje nielubiane gatunki, za zdradę prawie uważając i niemal wirtualnie kamieniując artystów, którzy „bratają się z wrogiem”. Mam wrażenie, że przeoczyłam ten moment, w którym to dzieciaki przestały bawić się razem na podwórkach, a zaczęły pogardliwie spoglądać na wszystko co inne (czyt. nieznane czy niezrozumiałe). Gdy tak pogrążyłam się w tym smutku i morzu nienawiści uratowana zostałam przez to, co kiedyś zwykło łączyć, nie dzielić. MUZYKA. Utwór, który zawsze przywraca mi wiarę w ludzkość, wzbudza chęć walki o lepszy świat, o tolerancję, to tak często zapominany hymn „We Are The World”.
JukeBox #17: Quincy Jones
Po dłuższej przerwie wracam z JukeBox’em. Za dzisiejszego bohatera wybrałem sobie Pana Jones’a i to nie przypadkowo. Może nie mieliśmy okazji o tym wspomnieć w naszej misce, ale wielki muzyk zdecydował się na powrót. Nowy album, na który mają się składać remixy największych przebojów powstałych dzięki „magicznym dotknięciu” Quincy’ego, ma się ukazać na przełomie maja/czerwca i będzie się nazywał „Q: Soul Bossa Nostra”. Artysta zaprosił największych do współpracy. Pojawią się: Jennifer Hudson, Ludacris, Usher, Robin Thicke, LL Cool J, Trey Songz, Tyrese, Tevin Campbell, Barry White, Jamie Foxx, John Legend, Robin Thicke, Mary J. Blige, Wyclef Jean, Snoop Dogg, Talib Kweli a remixy zrobią m.in. Akon, Scott Storch, Naturally 7, Jermaine Dupri, David Banner, T-Pain i Q-Tip. Kropkę nad „i” postawi sam Quincy. Lista naprawdę imponująca. Niestety mam wrażenie, że wydawnictwo okażę się wielką klapą. Już mamy przedsmak w formie „Strawberry Letter 23” z Akon’em w roli głównej. Miałkie to i plastikowe. Czasami lepiej jest zostawić po sobie dobre wspomnienia niż przypominać się na siłę. Dlatego ja dziś wspominam te numery, w których Quincy Jones pokazywał klasę. Jednym z nich jest „Summer in the City”. Sprawdźcie sami.
JukeBox #6: Chaka Khan „Ain’t Nobody”
W 1983 roku Chaka Khan w towarzystwie zespołu Rufus wypuszczają płytę live „Stompin’ at the Savoy”. Jako bonus track umieszczają „Ain’t Nobody”, który momentalnie staję się hitem i najbardziej rozpoznawalnym utworem wokalistki. Źródła podają, że Quincy Jones po usłyszeniu kompozycji chciał ją zdobyć na „Thriller” Michael’a Jackson’a, ale już była obiecana producentowi Pani Khan. W sumie ciekawe jakby ten utwór brzmiał, gdyby trafił w ręce Quincy’ego i został zaśpiewany przez Michael’a. Odsłuch po skoku.