rhye
Odsłuch: Rhye Home

Rhye prezentują czwarty krążek Home
Nie ma co — zaskakuje nas żywotność wspólnego projektu Robina Hannibala i Mike’a Milosha. Może dlatego, że wcześniejsza sophistipopowa inkarnacja Hannibala — grupa Quadron z Coco O. na wokalu — wydała tylko dwie płyty. Tym samym jedenastoletni dorobek Rhye wydaje się kilka dni po premierze ich czwartej płyty wręcz nienaturalnie rozciągnięty w czasie. Zwłaszcza że kolejne po kultowym debiucie Woman krążki to formalnie jedynie more of the same. Nie inaczej jest i tym razem, Hannibal to arcymistrz sophistopopowo-smoothsoulowo-postdyskotekowych mariaży, a Milosh niezmiennie czaruje androgenicznym wokalem, w którym pobrzmiewają echa i Sade, i Ala Greena. Dla miłośników tej najgłaszej z gładkich fuzji dźwięków kojących zmysły, kolejne trzy kwadranse materiału Rhye będą prawdziwym powrotem do tytułowego Domu.
Nowy utwór: Rhye „Malibu Nights”


Dusza i pianino — tak określa swoją instrumentalną miniaturę Rhye. „Malibu Nights” pochodzi z wydanej przed miesiącem epki Spirit, gdzie wyrafinowana elektronika spotyka się z aranżacjami na pianino. W nagraniu zarejestrowanym w studiu członek projektu Mike Milosh stwarza kameralny, filmowy nastrój. Muzyk poprzez tworzoną kompozycję wyraża różne odcienie miłości, w tym również do instrumentu. Czasem słowa są niepotrzebne, by zadziała się magia.
#FridayRoundup: Ciara, Jamila Woods, Rhye, Ari Lennox i inni

Jak co tydzień dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych. Tym razem w longplay zebrała pokaźną garść wypuszczanych od roku singli Ciara, błyskotliwy drugi album wydała Jamila Woods, oficjalnie zadebiutowali Ari Lennox i Leven Kali, a z nowymi płytami powrócili m.in. Rhye, Logic czy Mac Demarco. Jeszcze więcej nowości znajdziecie na playliście na samym dole artykułu.
Beauty Marks
Ciara
Beauty Marks
W przeciągu minionego roku Ciara wróciła z niebytu na swoje, bombardując nas co rusz kolejnymi przebojowymi singlami, które dzisiaj wreszcie udało jej się zebrać swojego siódmego studyjnego krążka Beauty Marks. I chociaż każdy z wypuszczonych numerów był z odrobinę innej bajki, wszystkie miały jeden wspólny mianownik — intrygowały, angażowały i nie pozostawiały obojętnym, niezależnie od stylistyki, którą akurat wzięła na tapet piosenkarka — były przygody z Jersey Club, afrobeatem, trap&B o 80-sowym zacięciu, a nawet funkiem i nu-disco. Wydaje się, że dzięki przejściu na swoje Ciara stała się bardziej odważna i wyrazista, co zwiastować mogło jej najlepszy krążek w karierze. Beauty Marks jako całość brzmi jednak bardziej kompromisowo i brakuje jej efektu wow, choć to w wykonaniu piosenkarki w dalszym ciągu nowa jakość i nowy początek. Ostateczny werdykt pozostawiamy jednak wam. Na pewno warto dać tej odsłonie wokalistki szansę. — Kurtek
Legacy! Legacy!
Jamila Woods
Jagjaguwar
Albumy poświęcone ważnym tematom niosą ze sobą ryzyko zagubienia tych nieco bardziej istotnych z punktu widzenia słuchacza, muzycznych treści. Tymczasem druga (i kolejna poświęcona ważnym tematom) płyta wokalistki i poetki Jamili Woods LEGACY! LEGACY! w dniu premiery zbiera same pochwały. Trudno się temu dziwić. Artystka nie tylko w pełni celebruje tu afroamerykańską kulturę i jej ikony, ale też niewątpliwie celebruje istotę muzyki. Wokalistka po raz kolejny zabiera słuchacza w przyjemną neo-soulową podróż, pozwalając mu rozpłynąć się w dźwiękach przemyślanych aranżacji, stanowiących anturaż dla kojącej i pewnej barwy głosu Jamili. LEGACY! LEGACY! to album, który zdecydowanie należy przesłuchać od „BETTY” do „BETTY”. — Maja Danilenko
Spirit
Rhye
Loma Vista
Z każdym projektem Michael Milosh przechodzi muzyczną transformację. Od tajemniczego Woman przez pop-soulowe Blood do spokojnego brzmienia pianina w najnowszym wydawnictwie Spirit. Kompozycje stworzone zostały na pożyczonym instrumencie, a całość, która brzmi jakby akustycznie, powstała po wielu dniach ciężkiej pracy na klawiszach. Za bardziej analogowy klimat odpowiada Dan Wilson z zespołu Semisonic, który dołączył do Milosha i Thomasa Bartletta. Z ich wspólnej pracy powstało osiem chilloutowych kompozycji składających się na album Spirit. — Forrel
Shea Butter Baby
Ari Lennox
Dreamville / Interscope
Ari Lennox w końcu wypuszcza długo wyczekiwany debiutancki krążek. Shea Butter Baby to zbiór dwunastu kawałków, w tym znanych nam już dobrze singli „Whiped Cream” i tytułowego „Shea Butter Baby” z J. Colem. Już po spojrzeniu na okładkę możemy wywnioskować, że będzie zmysłowy, utrzymany w stylistyce neo-soulu projekt. Za brzmienie odpowiedzialni są muzycy blisko związani z obozem Dreamville m.in. Elite i Ron Gilmore, ale na liście płac pojawił się również Masego. W roli gości występują jedynie J.I.D oraz wspomniany już wcześniej Jermaine. Propozycja w sam raz na sobotni wieczór. Jeżeli nie słyszeliście jeszcze zjawiskowego głosu Ari to pora nadrobić zaległości. — Mateusz
Low Tide
Leven Kali
Interscope
Kiedy przy okazji lutowej premiery „Sumwrong” życzyłem Levenowi Kalemu rychłego i udanego debiutu długogrającego, nie sądziłem, że sprawa rozwinie się tak szybko. Tymczasem ledwie tydzień po premierze singla „Mad at U” Kali zaskoczył nas dzisiaj premierą oficjalnego debiutanckiego longplaya. Na Low Tide pieczołowicie przebrał swoją obfitującą w single dotychczasową dyskografię, sięgając choćby po doskonale znany zeszłoroczny duet z Syd w „Do U Wrong”. A miał z czego wybierać, bo utrzymane w klimacie alternatywnego R&B single wydaje regularnie już od 2016 roku, a na liście jego współpracowników znajdziemy oprócz Syd także Playboia Cartiego, Kari Faux, Topaza Jonesa czy Diggy’ego. Ostatecznie na krążek złożyło się 11 numerów i nieco ponad pół godziny muzyki oscylującej w klimacie mieszanki soulu i R&B ze stajni The Internet. To niewątpliwie jedna z najciekawszych okołosoulowych premier ostatnich tygodni, nie przegapcie! — Kurtek
Confessions of a Dangerous Mind
Logic
Def Jam
Po wypuszczeniu przez Logica „Homicide” z Eminemem zastanawiałem się, na ile track był po prostu przelotową kompilacją dynamicznych flow, a na ile będzie miał on wpływ na ostateczny kształt najnowszego albumu rapera, Confession of a Dangerous Mind. I rzeczywiście, na tle Everybody o silnie popowym potencjale i bardzo swobodnego stylistycznie YSIV, nowy krążek wydaje się najspójniejszym legalnym wydawnictwem artysty w ostatnim czasie. Logic nie unika kilku pułapek, z popadania w które słynie. Pojawiają się żenujące punchline’y, miałkie beaty, a flow rapera to momentami kompilacja najmodniejszych patentów, na których leciało ostatnio pół sceny. — Wojtek
The Juice: Vol. I
Emotional Oranges
Avant Garden / Island
Enigmatyczny kolektyw Emotional Oranges, który nie raczył wyjawić jeszcze swojego wizerunku, zadebiutował swoim albumem The Juice Vol. 1, z którego soczyste dźwięki wylewają się przyjemnie z głośnika. Największe zamieszanie zrobili pierwszym singlem „Personal”, który bardzo szybko został odsłuchany kilka milionów razy w krótkim czasie. Z kolei równie znany kawałek „Motion” wylądował w spocie do najnowszego sezonu reality show RuPaul’s Drag Race. Grupa skupia się głównie na muzyce, a nie na sobie samych, dlatego pozwalają, aby ich kompozycje żyły własnym życiem i mówiły same za siebie. Brzmieniowo oscylują w granicach popu, R&B i soulu, a ich wpływy opierają się na klasykach Mama’s Gun Erykah Badu oraz The Miseducation of Lauryn Hill. Posłuchajcie, co mówi muzyka Emotional Oranges. — Forrel
Here Comes the Cowboy
Mac DeMarco
Mac’s Record Label
Nowe wydawnictwo Maca DeMarco ani nie zawodzi, ani nie porywa. Here Comes The Cowboy to stary dobry Mac — mijają lata, a DeMarco nadal jest tym samym, wyluzowanym gościem w koszuli w kratkę, podartych vansach i czapce z daszkiem. Jego nowe LP kontynuuje to, co działo się na wydanym w 2017 krążku This Old Dog. Leniwe brzmienie przeplata się tu ze słodkimi piosenkami miłosnymi. Na płycie znalazło się również miejsce dla zmarłego Mac Millera, któremu składa hołd między innymi w utworze „Heart to Heart”. DeMarco konsekwentnie buduje swój wizerunek współczesnej indie rockowej legendy. Fani będą zadowoleni. — Polazofia
Karmagedon
Tede & Sir Mich
Tede Enterprise
Tede i Sir Mich powracają z prawdziwym (K)armagedonem. Jacek nigdy nie był niedźwiedziem zapadniętym w sen zimowy, ale nowy krążek to, można by rzec, prawdziwe obudzenie lwa w reprezentancie stołecznej sceny. Na niektórych z kilkunastu utworów oberwało się paru osobom, z którymi raper jest w konflikcie od dłuższego bądź krótszego czasu. Ciekawym jest fakt, że na płycie Karmagedon w wersji digitalowej znalazło się 19 czy 20 gości, z czego ponad 10 w jednym utworze. Poza tym Tede i Michał bawią się muzyką, korzystają z auto-tune’a lub nie, w zależności od tego czy chcą (i słowo „chce” jest tutaj kluczowe, bo Jacek robi co mu się rzewnie podoba i efekt końcowy i tak będzie podobny do wydawnictw poprzednich, czyli sukces). Aha, no i jest to pierwszy krążek w dystrybucji Asfaltu. Owocnej współpracy! — Kuba Żądło
Wszystkie wydawnictwa wyżej i pełną selekcję tegorocznych okołosoulowych premier znajdziecie na playliście poniżej.
Rhye prezentuje nowy singiel i projekt muzyczny

Kanadyjski artystka Mike Milosh, w ramach projektu muzycznego Rhye, zapowiedział nowe EP o nazwie Spirit. Na mini album będzie składało się osiem fortepianowych kompozycji, opowiadających o miłości w życiu Kanadyjczyka, jak również o jego miłości do pianina. Pierwszym singlem promującym epkę jest kawałek „Needed” napisany wspólnie z Danem Wilsonem z grupy Semisonic. Oprócz Dana, wydawnictwo współtworzyli multiinstrumentalista i producent Ólafur Arnalds oraz wokalista Doveman. Premiera Spirit 10 maja, a kawałek do odsłuchu poniżej. Enjoy!
Spis utworów Spirit:
1. „Dark”
2. „Needed”
3. „Malibu Nights”
4. „Patience”
5. „Green Eyes”
6. „Wicked Dreams”
7. „Awake”
8. „Save Me”
Rhye na Tauron Nowa Muzyka Katowice


Tegoroczną edycją festiwalu Tauron Nowa Muzyka otworzy Rhye! W czwartek, 20 czerwca, zagra w sali koncertowej Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Rhye to projekt, który skupiony jest wokół frontmana, producenta i wokalisty Mike’a Milosha. Początkami sięga do 2012 roku, a zasłynął między innymi dzięki albumowi Woman. Mozaika pełnych emocji partii fortepianowych, buczących analogowych syntezatorów, żywej perkusji i ekspansywnych wokali – tak najprościej można opisać twórczość grupy. W dorobku Rhye słychać inspiracje R&B oraz szeroko rozumianą elektroniką. Z niecierpliwością czekamy na czternastą już edycję Taurona, która jak co roku odbędzie się w Katowicach. Festiwal potrwa od 20 do 22 czerwca. Przy okazji, przypominamy naszą recenzję albumu Blood oraz doskonałego Woman.
Recenzja: Rhye Blood

Rhye
Blood (2018)
Universal Music
Niespełna pięć lat po premierze debiutanckiego Woman doczekaliśmy się kolejnego albumu od Rhye. Zmiany, które dotknęły duetu, nastąpiły lada moment po premierze debiutu, gdy producent Robin Hannibal postanowił odejść. Jakby tego było mało, jedyny członek zespołu Micheal Milosh przeżył rozstanie ze swoją żoną, która stanowiła inspirację do napisania i stworzenia Woman. Pięć lat wystarczyło jednak, żeby podjąć współpracę z muzykami, którzy pracowali wcześniej z Jhené Aiko, Kelis czy Davidem Byrne. Jak bardzo te zmiany wpłynęły na brzmienie formacji?
Fani kompletnej zmiany brzmienia, rewolucji, czy nawet ewolucji, mogą poczuć się mocno rozczarowani. Zmiany są tak subtelne i delikatne jak głos lidera projektu Milosha. Miłośników pierwszego albumu nie trzeba będzie pytać dwa razy co to za formacja, co jednak niekoniecznie okazuje się zaletą. Brzmienie jest bardziej organiczne, słychać tutaj, że mamy do czynienia z całym zespołem, a nie duetem wokalista-producent, którzy tworzą projekt podczas kilku sesji w małym studio, jak to miało miejsce w przypadku Woman. Niestety nie robi to tak piorunującego wrażenia jak podczas pierwszego odsłuchu debiutu. Słyszymy bowiem naturalną kontynuację tamtego brzmienia, która w drugiej połowie płyty zaczyna się już troszeczkę nużyć.
Otwierające album „Waste” miło przypomina nam o poprzedniej płycie, „Taste”, jeden z najlepszych momentów na płycie, jest świeże, a delikatnie pulsujące klawisze perfekcyjnie łączą się ze smyczkami. Wszystko jest tutaj na swoim miejscu i takich numerów, gdzie zespół brzmi kompletnie w nowej odsłonie, zdecydowanie powinno być więcej. Nieco bardziej elektroniczne „Feel Your Weight”, w którym Micheal sam sobie dogrywa chórki również pozostawia pozytywne wrażenie, świetnie komponując się z kojącym „Please”. „Count to Five” bardzo zgrabnie balansuje między alt R&B a smooth jazzem — i to kolejny utwór, do którego chce się wracać. W momencie jednak gdy rozpoczyna się nawiązujące do tytułu płyty „Blood Knows”, zaczyna ujawniać się chyba największa wada drugiej połowy płyty — brak wyrazu, bardziej konkretnej formy w pewnym momencie zaczyna przeszkadzać. Brzmienie formacji oparte jest o delikatne, ciepłe dźwięki, niemniej jednak nie powinno powodować to poczucia nieładu i bezkształtności, a takie wrażenie można odnieść, słuchając „Blood Knows” i kolejnych „Stay Safe” czy „Softly”. Lekką monotonię przerywa „Phoenix” w soft-rockowym klimatacie czy wieńczące album „Sinful”, którego sekcja instrumentalna przywodzi na myśl muzykę Woodkida. Słowa uznania po raz kolejny należą się Miloshowi, który nie przestał pracować nad swoim warsztatem wokalnym. Jego niesamowite wokalizy i ezoteryczne brzmienie głosu tworzą klimat nie do podrobienia.
Drugie już studium miłości i pożądania od Rhye niewątpliwie zyskało nową muzę, którą jest nowa kobieta Micheala. Mimo tego może się wydawać, że gdzieś to już słyszeliśmy. Choć przy Blood trudno mówić o jednoznacznym rozczarowaniu, z pewnością oczekiwania wobec projektu nie zostały w pełni zaspokojone. To w dalszym ciągu niezła płyta i warto jej posłuchać. Tymczasem prace nad kolejnym albumem już trwają, a Milosh zapewnia, że nie będziemy musieli czekać na niego przez pięć kolejnyych lat. Na ten moment musimy jednak zadowolić się Blood.
#FridayRoundup: Justin Timberlake, Rhye, The James Hunter Six, Skyzoo i inni

Dzisiejszy dzień stoi pod znakiem nowej płyty Justina Timberlake’a. Jeżeli jednak „Man of the Woods” Was zawiedzie lub zanudzi, to z pewnością znajdziecie alternatywę w postaci nowego krążka od Rhye, rapowych albumów od trueschoolowego Skyzoo oraz wielkiej niewiadomej jaką jest Brian. Na deser natomiast zostanie mała dawka soulowych brzmień od ekipy The James Hunter Six.
Man of the Woods
Justin Timberlake
RCA Records
Justin Timberlake jest absolutną legendą i ojcem współczesnego brzmienia muzyki pop. Po ponad 20 latach na scenie wciąż pozostaje na szczycie, co jest zasługą doskonałego odczytywania oczekiwań fanów i ciągłej ewolucji w stronę prawdziwie dojrzałych dzieł, takich jak The 20/20 Experience. Po 5 latach przerwy od nagrywania solowych albumów Justin zdecydował się powrócić w najlepszy sposób, jaki mógł wybrać. Funkowe i seksowne „Filthy”, monumentalne „Supplies” i emocjonalne „Say Something” udowadniają, że kombinacja Timberlake, Timbaland i The Neptunes to gwarancja niezawodnej jakości. Man of the Woods zawiera aż 16 utworów (65 min), tylko dwa występy gościnne i zaledwie kilku producentów. To po prostu nie może się nie udać. Polecam każdemu miłośnikowi każdej muzyki, w ciemno — Adrian
Blood
Rhye
Loma Vista Recordings
Pomimo całego zamieszania z wydawcą, wyników sprzedaży poniżej oczekiwań, czy wycofania się jednego z członków duetu, producenta Robina Hannibala, doczekaliśmy się kontynuacji delikatnego Woman. Mike Milosh, tym razem solo, zachowuje dużą część zmysłowego brzmienia Rhye, które podkreśla swoim niesamowicie wyjątkowym głosem. Jednocześnie stara się rozwijać koncepcję z pierwszej płyty, chociaż zmiany są równie subtelne, co dźwięki towarzyszące wokalowi. Po promujących singlach „Taste” i „Please”, słychać zmianę, którą zapowiada sam frontman – tym razem zamiast sypialnianego projektu mamy muzykę i dźwięki wręcz stworzone, do grania na żywo. Dodatkowo, po pięciu latach od Woman, nie będziemy musieli tak długo czekać na album kolejny po Blood. Prace już trwają! — Richie Nixon
Whatever It Takes
The James Hunter Six
Daptone
Mam takie wrażenie, może mylne, że choć muzyka Jamesa Huntera towarzyszy nam od lat (jego pierwsze solowe płyty to połowa lat 90., ale jego przełomem artystycznym był krążek People Gonna Talk wydany przez Roundera 12 lat temu) i systematycznie ewoluuje od rock&rollowego postrzegania blue eyed soulu w stronę rasowego rhythm & bluesa, to jednak to wciąż muzyka tła, która pięknie wypełnia przestrzeń, ale ostatecznie niewiele wnosi od siebie. Nie chcę absolutnie podważać kunsztu czy warsztatu ani samego Huntera, ani jego przybocznego kwintetu — ten jest bezsprzeczny, raczej nieśmiało zasugerować, że to co Hunter robi, robi znakomicie, jest jednak odtwórcze. Zagalopowałem się chyba zbyt daleko, ale mam wrażenie, że od kiedy przed dwoma laty zespół zaczął nagrywać dla Daptone coś jednak trochę drgnęło i jest nadzieja, że zgodnie z tytułem na nowym krążku Whatever It Takes The James Hunter Six, jak to się brzydko mówi z angielska, zrobią robotę — wszystko to, co będzie trzeba i czego nam, słuchaczom, będzie trzeba. Na poparcie mamy pięknie ubarwioną retro okładkę i trzy subtelne, ale z pewnością niebędące muzyką do windy single promocyjne — na czele z przewodzącym stawce „I Don’t Wanna Be Without You”. — Kurtek
In Celebration of Us
Skyzoo
First Generation Rich
Czołowy nowojorski trueschoolowiec młodego pokolenia wraca z czwartą płytą. In Celebration of Us zawiera piętnaście utworów, a wśród nich te na produkcji Illminda i Apollo Browna. Wydawałoby się, że treściowo dostaniemy to samo, co zawsze, ale chyba można liczyć na pewne zmiany: „Na tym projekcie chciałem skupić się bardzie na teraźniejszości niż miało to miejsce na moich poprzednich krążkach. (…) To album o tym kim jesteśmy i dlaczego jesteśmy tu gdzie jesteśmy jako społeczeństwo” – powiedział Skyzoo w jednym z wywiadów. Gościnnie pojawia się między innymi Raheem DeVaughn, a ciekawostką jest to, że w utworze „Parks & Recreation” usłyszymy sampel z utworu Michała Urbaniaka i Urszuli Dudziak „A Day In The Park”. — Dill
Amen
Rich Brian
88rising Music / Empire
Kiedy singiel „Dat $tick” Rich Briana (dawniej Rich Chiggi) zdobył popularność, nie wszyscy byli pewni z jakim nastawieniem podchodzić do dokonań młodego rapera. Jedni komplementowali wyjątkową jak na nastolatka barwę głosu, inni widzieli w nim kolejny rapowy mem, który zniknie w czeluściach internetu równie szybko jak się pojawił. Muszę przyznać, że sam wciąż jestem zawieszony gdzieś pomiędzy tymi opiniami. Debiutanckie Amen będzie więc pierwszym poważnym sprawdzianem dla chłopaka z Indonezji. Na albumie pojawią się jeszcze inni artyści z labelu 88rising — Joji i Niki, a także rozdający ostatnio gościnne zwrotki na prawo i lewo Offset. Ciekawe jak zmiana ksywki wpłynie na ostateczny kształt projektu. — Mateusz
Kolejna zapowiedź nowej płyty duetu Rhye


Alternatywny duet Rhye serwuje kolejny przedsmak nadchodzącego albumu Blood. Po singlach „Please”, „Taste” oraz „Count to Five”, Mike i Robin prezentują emocjonalną kompozycję „Song For You”, która nie tylko opowiada o samym zakochaniu się, ale jest również ścieżką dźwiękową dla samego procesu. Muzycznie kawałek utrzymany jest w dream-popowym klimacie, z wysublimowaną instrumentalną domieszką. Przy takich nutach można się zakochać. Premiera Blood — 2 lutego.
Rhye z nowym podwójnym singlem i teledyskiem do „Please”

Duet Rhye, czyli Mike Milosh i Robin Hannibal, nasi ulubieni współcześni reinterpretatorzy sophistipopowej myśli, po czterech latach od znakomitego debiutu Woman wracają z nowym materiałem. Jak dotąd w odsłonie dwóch nagrań: singlowego „Please” i dołączonego do cyfrowego wydania b-side’u w postaci „Summer Days”. Nadal kuszą, nadal czarują — nie tylko gustownym kobiecym aktem na okładce, ale przede wszystkim wyważonym i eleganckim, ale jednocześnie uwodzicielskim brzmieniem. Sprawdźcie koniecznie!
Odsłuch: Bonobo Migration


Zdolny producent Bonobo, gwiazda Ninja Tune, zaprezentował swój kolejny niezwykły album. Do tej pory z Migration poznaliśmy dwa single — instrumentalne „Kerela” oraz nastrojowe „Break Apart„. Wśród zaproszonych gości usłyszeć można amerykański duet Rhye, Nicole Miglis, nowojorski zespół Innov Gnawa oraz Nicka Murphy’ego, a właściwie Cheta Fakera. Krążek jest mieszanką subtelnej elektroniki, instrumentów i ciekawych wokali na featuringach, a całość utrzymana jest w smutnej melancholijnej atmosferze. Press play poniżej.