soulpersona
Soulpersona odświeża „Rockin You Eternally” Leona Ware’a

Niby nic, a jednak warte uwagi. Angielski producent dokonał kosmetyki ponadczasowego utworu Leona Ware‚a, „Rockin You Eternally„. Nasza ulubienica Princess Freesia (prywatnie partnerka Soulpersony) wyznała nam w zeszłym roku jak duży wpływ ma na nich twórczość Ware’a. Zwróćcie uwagę na dodatkowe partie klawiszy, nagrane przez Carla Hudsona. W sam raz na leniwe popołudnie.
Soulpersony ćwiczenia z relaksacji

Ten kawałek powinien zostać hymnem wszystkich leniuchów. Każde niedzielne leżakowanie powinno upływać nam z tym utworem w tle. Do takich wniosków można dojść,słuchając nowego remixu Soulpersony, który wziął na tapetę utwór „Yo Yo” grupy Yo Yo Honey. To nie pierwszy raz, kiedy producent odświeżał brzmienie tej grupy. Wcześniej wydał przeróbkę nagrania „Groove On”. Skoro tak dobrze mu idzie, może obie strony powinny nawiązać współpracę i wskrzesić ten soulowy duet? Jedno jest pewne – sama aranżacja jest wspaniała i nastraja tylko do jednego – rozkoszowania się odprężeniem.
„Jestem cholernie szaloną kobietą, czyż nie?” – Princess Freesia dla soulbowl.pl


Posiada niesamowity talent oraz niepowtarzalne usposobienie. Kreatywna wolnomyślicielka i pasjonatka. Ceni niezależność oraz wierzy w ideały. Nagrywa piekielnie dobre utwory, które pokochają wszyscy miłośnicy brzmień lat osiemdziesiątych z pogranicza funku i soulu przeplatanymi z wpływami disco. Autorka The Lapdancer LP -albumu, który z powodzeniem mógłby zawładnąć niejedną duszą. Wciąż niedoceniana.
Wybaczcie ten patetyczny wstęp, jednak z nieukrywaną dumą cieszę się, że udało nam się przeprowadzić rozmowę z kobietą, której muzyka potrafi w moment odgonić moje ciemne myśli, przyspieszyć tętno oraz wypełnić otoczenie najszczerszym pożądaniem. Poświęćcie zatem kilka minut, by zrozumieć jak to jest być „stellarsonicznym” i czuć się naprawdę „hoxxxy”.
Od 2006 roku moja twórcza sieć skoncentrowana była w Londynie, głównie przez współpracę z kochanym i utalentowanym Soulpersoną. Jako, że lata mijały i niewiele działo się w Australii (obecnie jednak utkwiłam tu w stanie zawieszenia, czekając na swój łotewski paszport, by móc wrócić do UK, gdzie jest moje miejsce), postanowiłam wykonać pierwszy ruch i żyć oraz pracować bardziej intensywnie z SoulP w jego mieszkaniu, tuż pod Londynem. Stanowimy świetny zespół, a ja kompletnie zwariowałam na punkcie Londynu i UK (czy „UKingdom” – jak czasem je określam), więc wydawało się to logicznym kolejnym krokiem w mojej karierze. Jestem również zapalonym obieżyświatem oraz uwielbiam międzynarodowe podróże, więc mogę się tym rozkoszować wracając do UK, po krótkiej chwili wytchnienia tutaj w Oz (przyp. tłumacza – Oz – nazwa używana w odniesieniu do Australii). Zawsze lubię zatrzymać się w Seulu czy Korei Południowej, na tamtejszych lotniskach panuje wszechobecne uczucie ożywienia. Czuję, że żyję gdy korzystam z tych międzynarodowych połączeń.
Przypominam sobie, że w bardzo młodym wieku zostałam namówiona do wstąpienia do szkolnego chóru, ponieważ ktoś uznał, że mam „słodki głos”. Na początku jednak byłam bardzo nieśmiałym i niechętnym artystą. Jako ośmiolatka brałam lekcje aktorstwa, które pomogły mi stać się bardziej odważnym wykonawcą. W liceum uczęszczałam do szkolnego chóru i brałam udział w musicalach. W pierwszym roku po ukończeniu szkoły, kiedy próbowałam określić w którą stronę chcę pójść, zdałam sobie sprawę, że mogę wykorzystać swoją kreatywność w bardziej znaczący sposób. Zaczęłam pisać dużo poezji oraz współpracowałam z ludźmi muzyki, pomagając im przy pisaniu tekstów i melodii. Dodatkowo tworzyłam elektroniczne kompozycji w domu, używając podstawowego oprogramowania. Te zainteresowania zachęciły mnie do wzięcia udziału w przesłuchaniach do licencjackiego kursu na kierunku Muzyka Popularna na Złotym Wybrzeżu w Australii. Dostałam się i przez 3 lata intensywnie nagrywałam, pisałam i liznęłam lekcji śpiewania (nigdy nie byłam najlepszym kandydatem do lekcji, jako że oburzam się, gdy ktoś mówi mi, co i w jaki sposób to robić, haha! Lubię nieograniczoną kreatywność.). Rozwijałam się zarówno jako muzyk oraz SŁUCHACZ muzyki – a więc osoba, która potrafi ją docenić. Skończyło się tym, że zostałam rok dłużej pisząc pracę na temat „Rare Groove Subculture”! Nie pamiętam swojego pierwszego publicznego występu, jednak przypominam sobie pierwsze wykonanie własnego materiału. Miałam 17 lat – moja twarz miała kolor czerwieni, nie mogłam na nikogo spojrzeć, musiałam zamknąć oczy i zaciskać dłonie, gdyż bałam się, że stracę wątek! Przebyłam długą drogę od tamtego momentu, na szczęście.
Rzeczywiście – rzadko, żeby nie powiedzieć – prawie nigdy, słucham współczesnej muzyki. I dziękuję Ci bardzo, cóż za gość z Ciebie, a niech mnie! Wydaje mi się, że brzmienie produkcji z lat 70tych i 80tych oraz energia płynąca z muzyki tego okresu jest bardzo organiczna, od początku do końca, nawet jej elektroniczne elementy. Była bardzo prawdziwa, czysta i nieskalana, a w porównaniu do większości obecnej muzyki – łatwo oddzielić ją od dużej części bezmyślnego chłamu, który słyszymy współcześnie. Lubię nawet rock, country czy metal pochodzący z tamtego okresu, ponieważ atmosfera była mniej pretensjonalna, a we wszystkim chodziło o muzykę. Przyznaję, że ostatnio myślę trochę bardziej komercyjnie, być może przez bycie częścią przemysłu. Na tę chwilę ustalam nowe rzeczy do wypróbowania, by poszerzyć swoje kreatywne cele. Nigdy natomiast nie napisałabym piosenki, by spełnić swoje marzenia o dochodach. To po prostu zła forma i potrafi natychmiast obedrzeć z duszy, zwłaszcza, gdy jedyną motywacją są pieniądze. Głównym źródłem mojej frustracji związanej ze współczesną muzyką jest to, ze wszyscy wydają się zbyt mocno próbować. Przeszkadza mi, gdy nie mogę poczuć tego, co ktoś próbuje osiągnąć za pomocą fragmentu muzyki czy tekstu. Melodia powinna sprawiać, że czuję coś więcej niż siebie. Wiem, że brzmi to banalnie, ale ja naprawdę lubię, gdy muzyka chwyta mnie za gardło i pokazuje, co traciłam!
Jako osoba czynnie pisząca teksty, ciągle grzebię w wirtualnych skrzynkach w poszukiwaniu na nowo odnalezionych starych „ośrodków inspiracji”. Nowe odkrycia z przeszłości napełniają mnie energią tamtej ery, powodują ciarki (to właściwie motto Digisoul – „jeśli to powoduje u ciebie ciarki, to właśnie to tworzy Digisoul, haha!”) oraz tworzą mój własny „Freesiowy” hołd dla muzyki.
Cóż, oprócz odnajdowania muzycznego nieba razem z Soulpersoną, który na zawsze zmienił sposób, w jaki pracuję, jestem gorliwą fanką Leona Ware’a. Poczułam to w chwili, gdy po raz pierwszy usłyszałam jego „stellarsoniczny” styl w „Club Sashay”. Od tego momentu poznałam go i występowałam, jako jedna z jego chórzystek na występie w Londynie. Wierzę, że było to jedno z ważniejszych wydarzeń w mojej karierze do tej pory. Nawiasem mówiąc – występ u boku Roya Ayersa również traktuje w podobnych kategoriach. Roy jest kolejnym, najbardziej przeze mnie szanowanym muzykiem. Obaj mają szelmowskie poczucie humoru, są żartobliwi, lecz Leona zmysłowość jest… Ohhhh! Leon wplata zmysłowe przyjemności we wszystko, co tworzy. Jego twórczość z Minnie Riperton, Melissą Morgan and Michaelem Wycoffem, obok jego własnych wybitnych albumów, po prostu wydłużają we mnie „hoxxxy” emocje. Jocelyn Brown jest dla mnie jak starsza siostra i często z nią występuję. Obecnie kreślimy wspólnie melodie , na zarówno na jej, jak i na mój nadchodzący album inspirowany latami 80tymi, Soulperfreesia. Razem z Soulpersoną pracujemy nad nim od prawie dwóch lat. Jocelyn inspiruje mnie na wielu płaszczyznach. Czasami daje mi lekcje gotowanie w stylu południowo-kalifornijskim, haha! Kocham również moją rodzinę z Digisoul – Nicka Van Geldera, Carla Hudsona, Andy’ego Tolmana, Katie Leone, Terry’ego Lewisa, Punk Pappa itp. – wszyscy podają do stołu swoje talenty, serwując najbardziej przepyszne dawki soulu, które mogłeś podejrzeć podglądaczu.
Wybacz, zdaję sobie sprawę, że mój język może wprowadzać zamęt, ale mam głęboko zakorzenione uwielbienie do „ukuwania nowych słów”. Mam zatem tendencję do wymyślania słów i wyrażeń. Wiele osób nie wie, o czym do cholery w większości przypadków mówię, haha! Nad wyraz się ekscytuję, gdy mówię o swojej pasji i moich ludziach, moim soulowym plemieniu. Wybacz mi więc, moja słowną słabość.
Podsumowując – moja wdzięczność, za bycie otoczoną tymi wspaniałymi ludźmi (czy we własnej osobie, gdy jestem w UK, czy to przez łącza internetowe) przekłada się na naszą wspólną pracę oraz przyjacielskie więzi, które się tworzą. Jesteśmy soulową rodziną. Nie ważne gdzie na obecnie jesteśmy, wspieramy się w 100 procentach. Tego rodzaju więzi są święte. Można w nich znaleźć magię i uzdrowienie.
*Zapomniałam wspomnieć, że jedną z osób, która ma na mnie największy wpływ jest też Isaac Hayes, haha!
Hahaha, tak, kolejny przykład mojego “oświeconego ukuwania wyrazów”. Jestem cholernie szaloną kobietą, czyż nie?! „Stellarsonic” w gruncie rzeczy oznacza brzmienie, które wzbudza emocje większe niż my sami. Brzmienie, które zachwyca i rozwija ciebie samego, które powoduje mrowienie i łaskotanie, w ten przyjemny sposób… Dla mnie na przykład – „Rockin’ You Eternally” Leona Ware’a jest jednym z przykładów dźwięków „stellarsonic”. Gdybym kiedyś wychodziła za mąż, to byłby utwór do „pierwszego tańca”!
Oh jesteś tak uprzejmy, dziękuję Ci bardzo! Jest zawsze bardzo nagradzającym fakt, że ludzie rozumieją nasze wysiłki. Uwielbiamy razem pracować, cechujemy się wyjątkową intuicją, muzycznie wpasowujemy się w siebie nawzajem (mimo, że mamy tendencję do kłótni o mixy, haha!). Potrafimy wyzwalać w sobie nawzajem ogień i przemieniać go w metaforycznego feniksa, który posiada moc przywrócenia nas obydwojga z popiołów, którymi są często trudności wynikające z bycia muzykiem/osobą kreatywną (tzn. brak funduszy na realizację naszych marzeń, itp.). Wielbimy narodziny pięknego dziecka w postaci piosenki, która często wzrusza nas oboje. Nie chciałabym zabrzmieć arogancko (haha, za późno!), ale czuję, że nasza muzyka jest wyjątkowa dla nas obojga. Począwszy od sposobów, które wpłynęły na rozwój naszego życia jako ludzi, jak i profesjonalnych muzyków. W tym często kapryśnym przemyśle, który wytwarza muzykę dla mas z przekazem manipulującym umysłami, by móc kontrolować ludźmi w okropny, skupiony na sobie zachłanny sposób. Jest to rodzaj muzyki, która pochodzi bardziej z serca, niż z portfela. Jesteśmy oboje bardzo zapalczywymi i zaangażowanymi osobami, które dzielą dwojaką wizję robienia dobrej muzyki z zamysłem i pewnością siebie oraz łącząc odpowiednie elementy, które mamy nadzieję zainspirują innych, by być odważnymi i robić muzykę prosto z serca. Czasami mówię o niej, jako o muzyce „światła”, gdyż czasami czuję otaczającą mnie energię. Dzieję się tak za każdym razem, gdy próbuję nową piosenkę doprowadzić do „światłości”.
Lapdancer LP był Twoim i Soulpersony wspólnym dziełem. Za brzmienie Rainbbow Ride odpowiadałaś w pojedynkę. Jak odnalazłaś się w tej roli producenta?
W skrócie – być najbardziej „hoxxxy” jak to tylko możliwe, we wszystkim co tworzę. Chcę również wywołać u Was stellarsoniczne dreszcze w stylu retro. Chcę Wam dawać przyjemność, haha!
O czym najczęściej śni Princess Freesia? Zdradź nam proszę jeden z Twoich snów.
To bardzo ciekawe pytanie, nikt nigdy nie zadał mi go w wywiadzie, więc dziękuję za wybranie się na poszukiwania wśród pól Freesii! Więc… Nie jestem w stanie przywołać jednego, powtarzającego się motywu, jednak jednym z najbardziej pamiętnych i znaczących snów, które potrafię sobie przypomnieć, zawierał w sobie: latanie, przemierzanie starych i nowych światów, stanie się czystą energią pozbawioną ciała oraz bycie instruowanym przez kosmitów do rozwijania potencjału umysłu, umiejętności, czytania kosmicznych nagrań od końca… Rozumiesz, taki normalny rodzaj rzeczy. Jestem uduchowioną osobą, mimo, że nie praktykuję niczego w szczególności – czuję, to co czuję, i chcę być tak kochająca i prawdziwa jak to tylko możliwe. Wydaje mi się, że to zamierzenie często ma odzwierciedlenie w moich snach.
Tłumaczenie: Anna Kupińska (Estrella Q)
Przetwory Soulpersony

Niejednokrotnie dawałem wyraz sympatii w stronę Londyńczyka. Groove, którym operuje, piekielnie dobrze sprawdzał się zarówno przy okazji jego solowych projektów jak i w przypadku współpracy z Princess Fressią. Tym razem SoulP zebrał w jednym secie lwią część z publikowanych przez siebie wcześniej re-editów. Większość z nich to soulowe klasyki, które urosły do rozmiaru hymnów gatunku. Na warsztat producenta „wskoczyli” bowiem m.in. tacy artyści jak Barry White, Kool and Gang, Roy Ayers, Dionne Warwick czy Marvin Gaye. Półtorej godziny fenomenalnej mikstury, która pozwoli Wam wyfrunąć daleko ponad zimową chlapę.
Nowy utwór: Positive Flow „Do What I Do” feat. Omar (Soulpersona Raregroove Remix)

Tradycyjne już konkursy Tokyo Dawn Records na najlepsze remiksy poszczególnych utworów przy okazji premierowych płyt z katalogu oficyny zdobywają coraz większą popularność. Tym razem wybrano singiel z debiutanckiego albumu Flow Lines autorstwa Positive Flow. Jednym z pierwszych opublikowanych reinterpretacji jest remiks (więcej…)
Nowy utwór: Lucy Pearl „Dance Tonight” (Soulpersona Remix)

Lucy Pearl ponownie zapraszają do tańca. Oczywiście nie zespół we własnej osobie, tylko w remiksie Soulpersony. Pochodzący z Londynu muzyk i producent powrócił do debiutanckiego singla z wydanego w 2000 r. Lucy Pearl. Bardzo przyjemne, chilloutowe podejście do klasyki. Jak miło, że jeszcze ktoś pamięta o takich zespołach. Jako fan supergrupy kupuję to, a Wy?
Nowy teledysk: Soulpersona & Princess Freesia – „You Did It Again”

Princess Freesia to prezent zesłany od Bogów. „You Did It Again”, wyraźnie inspirowane twórczością disco-soulowych grup z początku lat osiemdziesiątych (w tym przypadku Kleeer), jest kolejnym dowodem na to, że współpraca Księżniczki i Soulperona’y daje rewelacyjne rezultaty. Jestem zachwycony tą kobietą i szczerze dziękuję (więcej…)
Dj Ike & Soulbowl: Press Play # 11

fot. Patryk Lewandowski
Po raz jedenasty zapraszamy Was do przejrzenia naszych rekomendacji płytowych. Tym razem naszą listę uświetnił Dj Ike. Zeszłorocznym albumem Listen udowodnił, że nie należy przejmować się szufladkami i kategoriami. Pomimo wielu obowiązków, koncertów z Wudoe oraz tajemniczych projektów z jego udziałem, nie miał problemu by przyjąć nasze zaproszenie. W mgnieniu oka przygotował dla nas nie jedną, a cztery płyty, z którymi nie rozstaje się w ostatnim czasie. Przednia selekcja, zapraszamy!
Dj Ike
Calibre, Condition, Signature Records, 2011
Muzyki słucham głównie w podróży. Ten album kupiłem już jakiś czas temu, ale dopiero niedawno, będąc skazanym na spędzenie kilku godzin w przedziale pociągu, zatopiłem się w płycie na dobre. Miłośnikom lekkiej strony muzyki drum and bass nie trzeba mówić kim jest Calibre. Do rzeczy zatem. Wszystkie kompozycje mają wspólny mianownik- jest nim głęboki, melodyjny, szeroki i naszpikowany dźwiękami świat. Synkopiczne podziały wzbogacone są pięknymi wokalami (sample oraz dobrze znany wtajemniczonym DRS). Calibre odpływa także w downtempo, a nawet serwuje ‚coś z pazurem’. Album jest podróżą, dzięki której nawet PKP nabiera innych barw.
Pyskaty, Pasja, Aptaun, 2012
Czekałem na ten album bardzo długo. Przed premierą słyszałem dwa utwory, do których nota bene dograłem sekwencje cutów. Nie zmienia to faktu, że Pasja jest, obiektywnie rzecz ujmując, płytą dopracowaną w każdym calu, bogatą muzycznie (za sprawą wielu producentów z najwyższej półki: Zbylu, Sherlock, Oer, The Returners czy O.S.T.R.), świetną merytorycznie (Pyskaty jest zdecydowanie w formie) na trójwymiarowej okładce kończąc. Przez wiele dni nie mogłem się oderwać od tego krążka, a w szczególności od ‚Czy?’, ‚Mówią o nim’ oraz singlowego numeru ‚S.A.L.I.G.I.A.’. Płyta to kawał bardzo solidnego i dojrzałego rapu.
Intouchables La Bande Originale Du Film, TF! Musique, 2011
Byłem na filmie w kinie, widziałem go dwa razy w domu. Za każdym razem śmiałem się i płakałem na zmianę. Genialny obraz, genialne kreacje aktorskie i do tego clue, czyli genialna muzyka. Jest fantastycznie dobrana i mimo dominacji kompozycji fortepianowych nie jest wyłącznie nostalgicznym tłem do obrazu. ‚Una Mattina’ czy ‚Fly’ mocno chwytają za serce, a w ich sąsiedztwie pojawiają się utwory, które wprawiają całe ciało w ruch, jak np. ‚The Ghetto’ George’a Bensona. Polecam ten album wszystkim, nie tylko miłośnikom muzyki filmowej, ponieważ na krążku nie ma patosu, a jest po prostu piękna muzyka i to w różnych obliczach.
Hubert Laws, Land of Passion, Columbia, 1979
Żeby nie było sztampowo – pozycja, do której ostatnio często wracam, mimo, że ma już pewnej długości wąsy i brodę. Hubert Laws jest jednym z najbardziej charakterystycznych muzyków jazzowych z jakimi miałem kiedykolwiek styczność. Dźwięki fletu działają uspokajająco w każdej sytuacji, a kompozycje zawarte na płycie są pełne bardzo uczuciowych elementów muzycznych mimo, że flet nie jest ich główną częścią. Mamy tutaj sporo wokali, dęciaków, gitarę i nieśmiertelne, moogowe wstawki. Wszystko lekko buja, jest wyważone i bardzo apetyczne. Tytułowy numer ‚Land Of Passion’ stał się nawet inspiracją dla jednego z największych talentów w historii światowego turntablismu, A-Traka, który wykorzystał utwór do przygotowania efektownej i melodyjnej rutyny.
Kurtek
Lǐ Xīanglán, Pathé 100: The Series 5, EMI Hongkong, 2005
Jest w muzyce przedwojennej jakaś niepojęta, zupełnie naturalna cząstka człowieczej duszy, która w późniejszej muzyce była stopniowo zatracana, aż dziś nie usłyszymy jej w ogóle. A może to tylko wrażenie wywołane upływającym czasem, dysonansem pokoleń i kultur? Tę nieuchwytną, a jednak dawno temu pochwyconą na taśmach i płytach, cechę nawet wyraźniej czuć na dalekim wschodzie. Chińskie melodie pierwszej połowy XX wieku potrafią być onieśmielająco piękne – z jednej strony czerpią z zachodnich odkryć – jazzu i europejskich tradycji muzyki klasycznej, z drugiej – inkorporują swoje wielowiekowe dziedzictwo muzyczno-kulturowe. Spotkanie tradycji z nowymi formami wyrazu daje początek prostym, acz niesamowicie kunsztownym kreacjom muzycznym (wśród nich choćby „Candy Seller’s Song”, „I Regret Not Meeting You Before I Wed” czy „Eternally”). To kolekcja 23 doskonałych piosenek z lat 40., wykonywanych przez obdarzoną nietuzinkowym, dość europejsko brzmiącym, głosem, jedną z siedmiu wielkich przedwojennych chińskich śpiewających gwiazd – Lǐ Xīanglán (znaną także jako Yoshiko Ōtaka, Yoshiko Yamaguchi lub Shirley Yamaguchi).
Chojny
Clipse, Hell Hath No Fury, Star Trak Entertainment, 2006
Pusha-T swoimi ostatnimi featuringami („New God Flow”!) potwierdza, że jest jednym z najbardziej wartościowych zawodników w rapgrze. W oczekiwaniu na składankę G.O.O.D. Music i oficjalny solowy debiut z przyjemnością wróciłem do Hell Hath No Fury Clipse’ów. Co tu dużo pisać – bracia Thornton we współpracy z przeżywającymi drugą młodość The Neptunes stworzyli ponadczasowy album i hiphopowy klasyk XXI wieku. Oceny w prasie (średnia 89% wg Metacritic) mówią same za siebie.
K.Zięba
Soulpersona & Princess Freesia, Lapdancer, Digisoul, 2011
Fenomenalna pozycja. Nie wiem, jakim cudem Lapdancer LP nie zyskało miana jednej z najlepszych płyt około soulowych zeszłego roku. Wybaczcie mój entuzjazm, ale kocham ten album. Warsztat Księżniczki jest różnorodny i kompletny, wręcz idealny (nie przesadzam). W jednej chwili hipnotyzuje i płacze, by za moment zmusić do tupania i klaskania. Odnajduję w jej głosie inspiracje Minnie Riperton, Grace Jones czy Betty Davis, jednak nie ma mowy o jakiejkolwiek podróbie.
Bogaty kolaż gatunków i styli nie pozwala na brak pochwał- Soul P okazał się być nie tylko dorywczym producentem od soulhouse’u, za jakiego go miałem (na obronę dodam, że Soulacoaster znam zaledwie od kilku dni), a kompletnym muzykiem, który nie ma słabszych dni. Jeśli kojarzycie 4Hero, Crazy P i Reel People, lubicie Jazzanova’ę i sprawdzacie każdą płytę Jamiroquai’a – gwarantuję, że zakochacie się również w Lapdancer LP.
Eye Ma
Wynter Gordon, Human Condition Doleo, 2012
Na twórczość Wynter trafiłam, kiedy w sieci ukazał się singiel „Still Getting Younger” (oficjalnie mój pierwszy wakacyjny hit) i natychmiast oczarował mnie jej głos. Debiutancki album artystki With the Music I Die przepełniony był taneczną muzyką, ale podświadomie czułam, że stać ją na więcej. Nie pomyliłam się w tej kwestii. Na najnowszej EPce odeszła od klubowych dźwięków i zaproponowała słuchaczom 8 numerów, które intrygują i hipnotyzują. Przewija się tutaj niebanalny pop rodem z lat 90., soul, a nawet rock. Kiedy odpaliłam pierwszy raz „Giving In” myślałam, że śpiewa to Gwen Stefani! Muzyka Wynter staje się coraz bardziej interesująca.
Lejdi K
Lianne La Havas, Is Your Love Big Enough?, Warner Music, 2012
Zawsze kiedy na rynku pojawiają się dziewczyny podobne do Corinne Bailey Rea wiedz, że coś się dzieje. W tym wypadku podobieństwo jest tylko wizualne. I dobrze. Dziewczyna ma na swoim koncie już kilka wydawnictw, ale jest to jej pierwszy album długogrający. Wyśmienicie dryfuje pomiędzy soulem, a folkiem. Doskonale wyraża emocje. Sama pisze niebanalne teksty, gra na pianinie i gitarze. Jej głos czasem koi, a czasem wkurza. Wszystko jednak dobrze spina klamra spójności. Album zdecydowanie do polecenia Wam.
Dźwięku Maniak
Alex Isley – theLoveArtMemoirsEp, 2012
Alex Isley to kolejna nowa twarz współczesnego soulu. Artystka wzorem Georgii Muldrow postanowiła zająć się nie tylko śpiewaniem, ale i komponowaniem własnych utworów. Jedno i drugie wychodzi Amerykance całkiem przyzwoicie o czym najlepiej przekonacie się słuchając jej debiutanckiej EPki theLoveArtMemoirs. Materiał, choć pod względem masteringu niedopracowany, powinien – nawet na dłuższą metę – zadowolić niejednego miłośnika pościelowych dźwięków z pogranicza soulu i r’n’b. Wszystko tu odbywa się nieśpiesznie, a zabawa wokalem i produkcją sprawiają, że z EPki nie wieje nudą, całość za to wyzbywa się oklepanych schematów. Warto. Odsłuch i darmowy download.