Wydarzenia

the supremes

Tyler, The Creator prezentuje kawałek z filmowego soundtracku

Już 30 listopada w polskich kinach pojawi się najnowsza wersja filmu o Grinchu – zielonym stworku, który nienawidzi Świąt Bożego Narodzenia. A kto bardziej nadaje się do pracy nad soundtrackiem do tej opowieści niż sam Goblin? Twórcy postanowili namówić Tylera do stworzenia singla promującego obraz. Jak raper poradził sobie z tym zadaniem? O tym możemy przekonać się już dziś. „You’re A Mean One, Mr. Grinch” to kawałek otwierający ścieżkę dźwiękową, która będzie mieć premierę 9 listopada. Pod spodem znajdziecie kompletny spis utworów.

Spis utworów:

1. Tyler, the Creator “You’re a Mean One, Mr. Grinch”
2. Tyler, the Creator “I Am the Grinch”
3. Run-D.M.C. “Christmas Is”
4. Jackie Wilson “Deck the Halls”
5. The Brian Setzer Orchestra “Run Rudolph Run”
6. The Supremes “Favorite Things”
7. Buster Poindexter and His Banshees of Blue “Zat You Santa Claus?”
8. Run-D.M.C. “Christmas in Hollis”
9. The Brian Setzer Orchestra “Jingle Bells”
10. Nat King Cole “The Christmas Song (Merry Christmas to You)”
11. Pentatonix “God Rest Ye Merry Gentlemen”
12. Danny Elfman “A Wonderful Awful Idea”
13. Danny Elfman “Stealing Christmas”

Soul music fashion – moda w muzyce

fashio_soulModa i muzyka, to dwa nierozłączne terminy. Jedno od zawsze uzupełnia drugie, dlatego nie sposób nie wspomnieć o muzycznych ikonach stylu. Będzie to subiektywny przegląd artystów czarnej muzyki, którzy lubią lub lubili bawić się modą. Niektórzy podchodzili do niej zbyt poważnie, inni luźno odkrywali swój styl. Nie zabrakło ojca chrzestnego soulu, bardzo popularnej grupy żeńskiej z lat sześćdziesiątych, neo-soulowej artystki o nieprzeciętnym imieniu, a także stylowego nieokrzesańca. Jeżeli interesuje was połączenie mody i muzyki, to zapraszam do lektury.

 

The Supremes

Swoją działalność żeński kwartet rozpoczął w 1959 roku pod inną nazwą, a mianowicie The Primettes. Szybko jednak przemianowano grupę na The Supremes. Dziewczyny w latach sześćdziesiątych były najbardziej znanym i najbardziej komercyjnym dzieckiem labelu Motown. Szyk i elegancja królowały na scenie wraz z delikatnym, jak na czarnoskórą kobietę, wokalem frontmanki Diany Ross. Grupa stworzyła uznany w tamtych czasach styl wzorowany na doo-wopowym zespole Frankie Lymon & the Teenagers. Dystyngowany wygląd sceniczny rodem z musicali, w połączeniu ze wspomnianym wcześniej wokalem liderki i chwytliwymi utworami wyniosły The Supremes na szczyt list przebojów, zdobywając 12 numerów jeden listy Billboard Hot 100. Któż nie zna takich hitów jak podniosłe „Stop! In the Name of Love” czy miłosne „Baby Love” oraz chwytliwe „You Keep Me Hangin’ On”. Jako pierwsza czarnoskóra grupa popularyzowała kobiecy image, a należy pamiętać, że w ówczesnym czasie wciąż panowała segregacja rasowa. Na zespole wzorowano film SparkleDreamgirls. Do ostatniego powstała okładka do soundtracku z wierną kopią okładki Craem of the Crop z 1969 roku. W 1970 roku odejście z zespołu ogłosiła Diana Ross, która zajęła się karierą solową. Styl girlsbandu można określić jako pełen elegancji, bardzo kobiecy i glamour.

The Supremes „You Keep Me Hangin’ On”
 


James Brown

„Ojciec chrzestny” soulu uznawany jest za Boga stylu. Publiczność oszalała na jego punkcie gdy w 1966 roku wystąpił w telewizyjnym show z utworem „I Feel Good”. Pokazał się wówczas w kolorowym garniturze i warstwowej koszuli. Od tamtej pory eksperymentował, a jego ubiory stawały się coraz bardziej odważne i jaskrawe. Do swojego wizerunku dodawał pelerynę, zapinane na zamek kostiumy, a koszule rozpinał szeroko, by wodzić damską część publiczności. Gdy nastała era flower power Brown wprowadził kwieciste motywy. Do ostatniej chwili udowadniał na scenie, że nie stracił swojego poczucia stylu.

James Brown „I Feel Good”
 


Marvin Gaye

Nazywany jest „dzieckiem soulu” i „księciem Motown”. Jeden z najbardziej nieśmiałych artystów uchodzi za prawdziwą ikonę stylu. Dzięki nienagannie skrojonym stylowym garniturom i eleganckiemu wizerunkowi oraz przepełnionych romantyzmem soulowym balladom jak w „That’s The Way Love Is” rozkochał w sobie rzeszę fanek. Jako osoba niezwykle zaangażowana społeczno-politycznie zamienił swój wizerunek seksownego romantycznego wokalisty na buntowniczego człowieka klasy pracującej, wprowadzając do swojej garderoby dżinsy denim, flanelowe koszule, skórzane kurtki i awiatory. Zyskał wtedy uznanie stając się głosem ludu, a jego album What’s Going On podbił czarne listy przebojów. To dziś pozostaje inspiracją dla wielu artystów.

Marvin Gaye „Let’s Get It On”
 


Missy Elliott

Najbardziej znana raperka, która niedawno powróciła z nowym singlem, ma się dobrze, ubiera się w hip-hop i ciągle dba o swój styl. Ale nie w sposób przesadzony. Nie trzyma się sztywno ustalonych trendów. Nigdy nie zamierzała wyglądać sexy czy nawet bardzo fajnie. Jako przedstawicielka streetwearu, styl uliczny przeniosła do mody i wraz z albumem Respect ME! rozpoczęła współpracę z firmą Adidas, wprowadzając na rynek swobodne i wygodne dresy, buty sportowe i czapeczki. Zwinnie przemyciła luźny styl Supa Dupa Fly z lat dziewięćdziesiątych do początku XXI wieku, przez co świat poznał unowocześniony denim, workowate kombinezony i kolorowe skóry.

Missy Elliott „The Rain”
 


India.Arie

Jest jedną z nielicznych artystek, która udowadnia, że nie tylko seks się sprzedaje. Pojawiła się na rynku muzycznym we właściwym czasie, kiedy ludzie spragnieni byli autentyzmu. Pomimo oskarżeń o rozjaśnienie skóry na okładce jej najnowszego albumu Songversation, bez skrępowania celebrowała swój kolor skóry i naturalne piękno. Na dwóch pierwszych płytach Acoustic Soul oraz Voyage to India pozostawała wierna swoim korzeniom i prezentowała ubiory inspirowane kulturą afrykańską, jak w „Brown Skin” czy „Can I Walk With You”. Pozostając wierną muzyce soul, wraz z każdym projektem muzycznym, który stawał się nieco bardziej dojrzały i komercyjny, ewoluował również jej styl. Afrykańskie kostiumy zastąpione zostały codziennymi stylizacjami („I Am Not My Hair”), a później kreacjami ze szczyptą smaku i elegancji. Niezmienny pozostał turban na głowie artystki. Jak bardzo zmieniałby się wygląd India.Arie, to nie zatraca się ona w modowym snobizmie, a jej ubiór nie jest pustą demonstracją marki.

India.Arie „Can I Walk With You”
 


Goapele

Jedna z najlepszych neo-soulowych wokalistek o charakterystycznym mglistym wokalu. Artyści tego gatunku wyróżniają się indywidualnością, odmiennością i dystyngowanym stylem. Prowadzą zazwyczaj organiczne życie zgodne z naturą. Południowoafrykańskie korzenie dały artystce nieprzeciętną urodę. Od początku kariery nie ugina się ona pod presją panujących trendów muzycznych i nie boi się eksperymentować. Jako wykształcona i silna kobieta walczy o prawa człowieka na różnych płaszczyznach. Szeroka działalność nie przeszkodziła jej zaangażować się w promocję firm odzieżowych wspierających ochronę środowiska. Przy współpracy z firmą odzieżową Wildlife Works zaprojektowała T-Shirt wyprodukowany metodą niskiej emisji dwutlenku węgla. Celem jest wsparcie projektu ochrony dzikich zwierząt i lasów w Południowo-Wschodniej Kenii. Styl Goapele, jej oryginalne i kolorowe stroje z afrykańskimi elementami zostały dostrzeżone przez japońską firmę odzieżową Uniqlo, dzięki czemu została ona ambasadorką firmy. Przez jej teledyski przewijają się eleganckie sceny z wpływami afrykańskiej kultury i dzikiej przyrody. Nie sposób przejść obok jej pomysłowych wizualizacji i kreatywnych stylizacji i fryzur. Przekonajcie się poniżej.

Goapele „Closer”
 


Kanye West

Obok kontrowersyjnego zachowania i zadziornego charakteru Kanye ma również oryginalny styl. Nie zawsze jego wizerunek był taki, jaki widzimy obecnie. Chociaż nosząc luźne spodnie dresowe, zbyt obszerne koszulki polo i mnóstwo świecidełek można powiedzieć, że również był ikoną stylu, ale złego. Teraz jest doradcą modowym swojej żony, projektuje ubrania, a jego marka i wizerunek jako projektanta jest równie silny, jako artysty.

Kanye West „Love Lockdown”
 


Janelle Monáe

Zszokowała rynek modowy pokazując się w presleyowskiej fryzurze i ubraniach przeznaczonych głównie dla mężczyzn. W jej wizerunek na dobre wpasowały się smokingi z minionych epok, plisowane koszule, szelki i ciasno dopasowane spodnie. Swój równie oryginalny styl muzyczny przeniosła na siebie zacierając granice między modą męską a damską. Jak sama powiedziała „Nie wierzę w męskie ubrania lub damskie ubrania, po prostu lubię to, co lubię”.

Janelle Monáe feat. Big Boi „Tightrope”
 

Ranking: 20 naszych ulubionych coverów The Beatles

Paul & The Supremes 1968

Poniższe zestawienie powstało w związku z zaistnieniem dwóch okazji żeby zamieścić na misce artykuł oscylujący wokół twórczości chłopaków z Liverpoolu. Pierwszą z nich jest przedwczorajsza zapowiedź pierwszego koncertu Paula McCartneya w Polsce – jak dla mnie istotny powód, by drugi raz w tym roku wpaść na Stadion Narodowy. Druga okazja związana jest z dniem dzisiejszym. 22 marca 1963 roku, dokładnie pół wieku temu, miała miejsce premiera debiutanckiego albumu The Beatles – grupy która na zawsze zmieniła oblicze muzyki rozrywkowej. Nieważne, czy słuchacie rocka, metalu, soulu, hip hopu, czy szeroko pojętej elektroniki – autorytet Cudownej Czwórki jest nie do podważenia i niezależny od podziałów. Dlatego postanowiliśmy na jeden dzień stać się rubbersoulbowl.pl i napisać o coverach Beatlesów w wykonaniu naszych „miskowych” artystów.

20. The Supremes „A Hard Day’s Night” (1964)
Beatlesi kochali Motown i to ze wzajemnością. Na początku kariery chętnie coverowali przeboje ze stajni Berry’ego Gordy’ego („Mr. Postman”, „Money”), później role się odwróciły. Największymi motownowskimi fankami chłopaków były dziewczyny z The Supremes. A Bit Of Liverpool, tytuł ich trzeciego studyjnego albumu, mówi sam za siebie. Na mocno zainspirowaną „brytyjską inwazją” płytę trafiło aż pięć coverów The Beatles, w tym prezentowane na dole „A Hard Day’s Night”. W Wielkiej Brytanii płyta wydana została pod tytułem With Love (From Us To You) będącym wyraźną aluzją do „From Me to You”.

19. The Brothers Johnson „Come Together” (1976)
„Come Together” zostało wykonane przez tyle znakomitości muzycznych, że ciężko byłoby wskazać ten jeden idealny cover. Czemu zatem the The Brothers Johnson? Ponieważ Diana Ross i Supremes już się pojawiły w rankingu. Ponieważ Michael Jackson nie do końca podołał takiemu wyzwaniu. Ponieważ król beatlesowskich coverów Joe Cocker to nie nasze klimaty. Ponieważ mamy właśnie na naszym profilowym facebooku tydzień z Quincym Jonesem, producentem The Brothers Johnson. Bo tak.

18. Beastie Boys „I’m Down” (1986)
„I’m Down” to mało znany utwór Żuków, wydany jako strona B singla „Help!”. Cover w wykonaniu Beastie Boysów również kariery nie zrobił jako odrzut z ich debiutanckiego Licensed To Ill (co dobrze słychać po produkcji – Rick Rubin pełną, brodatą gębą). Świat się nie zawalił z powodu wyrzucenia utworu z tracklisty, ale uważam, ze stanowiłby na płycie idealne podkreślenie rockowych korzeni raperów z Nowego Jorku. Jedno z kilku rewelacyjnych podkreśleń.

17. Bill Withers „Let It Be” (1971)
„Let It Be”…”Lovely Day”? Kalifornijski czarodziej zamienił klawisze na struny i sprawił, że tytułowy track z ostatniej płyty Beatlesów stał się czymś jakby innym. Odmienne instrumentarium, ale emocje identyczne – Bill Withers stracił matkę będąc w bardzo młodym wieku, tak samo jak dedykujący ten utwór swojej zmarłej rodzicielce Paul McCartney. Słowa mądrości zawsze będą słowami mądrości, nieważne w jakim muzycznym języku. #PATETYCZNYFRAZES

16. Wu-Tang Clan & Erykah Badu „The Heart Gently Weeps” (2007)
Hiphopowa wersja „While My Guitar Gently Weeps”, jednego z najbardziej popisowych utworów George’a Harrisona. RZA wiedział, że zebrać najmocniejsze trio Wu-Tangowych raperów (Method Man, Ghostface, Raekwon) to za mało, zatem zaprosił do utworu Erykę Badu, Johna Frusciante oraz syna George’a – Dhaniego Harrisona. Efekt przerósł nie tylko oczekiwania słuchaczy, ale i całą zawartość 8 Diagrams –  albumu Wu-Tang Clanu, o którego powstaniu wolałbym zapomnieć.

15. Eddie Hazel „I Want You (She’s So Heavy)” (1977)
P-funkowcy nie chcieli być gorsi i też mieli swój cover Beatlesów. Utwór powstał w czasie kiedy Latający Cyrk George’a Clintona wytaczał takie działa jak One Nation Under A GrooveMothership Connection, a trafił na mocno przegapiony solowy debiut ich najsłynniejszego gitarzysty – Eddiego Hazela. „Maggot Brain” może to nie jest, ale i tak kto by przypuszczał, że z „I Want You (She’s So Heavy)” można by wykrzesać tyle nieskrępowanej, funk-rockowej energii.

14. Lynden David Hall „All You Need Is Love” (2003)
Przebój „All You Need Is Love” raczej nie był chętnie coverowany przez artystów z naszej miski. Gdybym chciał być złośliwy powiedziałbym, że to przez dość trudne metrum piosenki. Poszukując udanej czarnej wersji propagandy miłości Żuków dotarłem do 2003 roku i ścieżki dźwiękowej do filmu „Love Actually”. Lynden David Hall podchodząc do sprawy bardzo minimalistycznie złożył znakomity hołd swoim rodakom. Nie ma fajerwerków, ale jest za to klasa.

13. Isaac Hayes „Something” (1970)
Isaac Hayes na początku lat siedemdziesiątych miał status takiej gwiazdy, że pseudonim Czarny Mojżesz nawet nikogo bardzo nie szokował. Nie rozsunął nigdy Morza Czerwonego, ale rozciągnął do granic możliwości „Something” Beatlesów. Przekształcona w 11-minutowego potwora piosenka była dla jednych arcydziełem, a dla drugich profanacją. Jak na opinie na temat utworu zareagował sam Hayes? Pewnie wzruszył ramionami, poprawił pokrytą złotymi cekinami pelerynę i ruszył w kolejną trasę.

12. Nina Simone „Here Comes The Sun” (1971)
Pozytywny hymn George’a Harrisona nie mógł wypaść lepiej w niczyim innym wykonaniu, niż w wykonaniu postaci znanej z takich utworów jak „Feeling Good” i „Ain’t Got No…I’ve Got Life”. Tekst utworu opiera się na motywie kończącej się zimy jako metafory pokonywania trudności życiowych przez autora piosenki. Patrząc na to co mam za oknem jestem jednak bardziej zwolennikiem dosłownego przekazu „Here Comes the Sun”. Wynocha zimo!

11. Earth, Wind & Fire „Got to Get You Into My Life” (1978)
Musical pod tytułem „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” stał się z miejsca jednym z największych nieporozumień w historii filmu muzycznego, niedaleko od tej jabłoni padła również sama nafaszerowana coverami Beatlesów ścieżka dźwiękowa. Nie odważyłem się nigdy tego całego przesłuchać, ale z przyjemnością sięgam po „Got to Get You Into My Life” w wykonaniu Earth, Wind & Fire. Track zawarty został również na oficjalnej składance największych przebojów Żywiołaków, zdecydowanie nie bez powodu. Jeden z najśmielej funkujących coverów The Beatles.

10. Otis Redding „Day Tripper” (1966)
Otis Redding wielokrotnie w swojej (niestety) krótkiej karierze udowodnił, że nieważne czyj utwór weźmie na warsztat, to wyjdzie z tego najczystsza definicja muzyki soul. Cover pochodzącego z albumu Rubber (nomen omen) Soul utworu, to doskonały przykład tego jak skutecznie zaadoptować czyjąś muzykę pod własny styl, ale jednocześnie nic nie stracić na wartości oryginału.

9. Booker T. & The MGs „Abbey Road Medley” (1970)
Zespół instrumentalistów z Memphis rozwinął wcześniej wspomniany pomysł The Supremes i nagrał album w stu procentach oparty na coverach Żuków i to z jednego albumu. Zatytułowany został McLemore Avenue – od ulicy, na której znajdowało się studio legendarnej wytwórni Stax Records. Sytuacja analogiczna do tytułu Abbey Road, okładka projektu również wiele wyjaśnia. Część utworów nagrana została pojedynczo, część została zebrana w większe wiązanki. Oto jedna z nich.

8. Natalie Cole „Lucy In The Sky With Diamonds” (1978)
Utwór Lennona zainspirowany szkolnym rysunkiem córeczki, a tak naprawdę to wszyscy dobrze wiemy czym. Jeden z symboli psychodelicznego oblicza Beatlesów (ale nie aż tak jak abstrakcyjne do granic możliwości „I Am The Walrus”) doczekał się genialnego kobiecego wykonania (nie żadnego „wykonu”). To jedyny live cover w moim zestawieniu, ale po prostu nie mogło zabraknąć Natalie Cole – prawdziwej „dziewczyny z kalejdoskopowymi oczami”.

7. Syreeta „She’s Leaving Home” (1972)
Cover utworu będącego wyobrażeniem jednej z największych obaw każdego rodzica. Nadinterpretując wybór utworu można powiedzieć, że Syreeta Wright udokumentowała tu swoje rozstanie ze Steviem Wonderem. Rozwód ten miał bardzo pokojowy charakter i na szczęście nie zniszczył ich więzi na linii muzycznej. W motownowskiej wersji „She’s Leaving Home” brakuje mi obecnej w pierwowzorze orkiestry smyczkowej, Syreeta nadrabia jednak świetnie zaśpiewanym refrenem urozmaiconym przez talkboxowe partie Steviego.

6. War „A Day In The Life” (1976)
War – zespół pod wezwaniem Erica Burdona, byłego lidera The Animals – miał już w 1976 status latin-funkowego giganta z kilkoma solidnymi przebojami na koncie („Spill The Wine”, „The Cisco Kid”, „Low Rider”). Ambicji jednak wciąż nie brakowało, stąd oryginalny pomysł, by drugą połowę albumu Love Is All Around poświęcić na dwa masywne covery dwóch gigantów rocka: Rolling Stonesów i Beatlesów. Jeśli chodzi o Cudowną Czwórkę, wybór bardzo odważnie padł na „A Day In The Life”. Zważywszy na kultowy status utworu podsumowującego geniusz Sgt Peppera, szanse na kompromitację były wielkie. Burdon wrócił z tarczą z tej wojny.

5. Ray Charles „Eleanor Rigby” (1968)
Wielu dziennikarzy muzycznych wymienia „Eleanor Rigby” jako ten przełomowy moment, w którym Beatlesi przestali być grzecznym rockowym bandem, a stali się głodnymi eksperymentów reformatorami muzyki rozrywkowej. Do dziś nie wiadomo, kim dokładnie była tytułowa pani Rigby (niestety serwis rapgenius.com wtedy nie istniał…), ale w ciągu tych paru dekad powstało kilka wiarygodnych teorii. Różne są też teorie kto nagrał najlepszy cover tego utworu. Ja postawiłbym pieniądze na tradycyjne, czysto soulowe podejście pana Raya Charlesa.

4. Marvin Gaye „Yesterday” (1970)
„Yesterday” to jeden z najwięcej razy coverowanych utworów w historii muzyki rozrywkowej. Komisja rekordów Guinessa naliczyła ponad dwa tysiące zarejestrowanych studyjnie wykonań tej piosenki. Narodzona we śnie Paula McCartneya melodia wypływała z ust takich „naszych” artystów jak Ray Charles, Donny Hathaway, Marvin Gaye, En Vogue, czy Boyz II Men. Jako psychofan Marvina nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to jego wersja „Yesterday” jest najlepszą jaką słyszałem.

3. Stevie Wonder „We Can Work It Out” (1970)
Cover „We Can Work It Out” trafił na album Signed, Sealed & Delivered, uznawany jako początek złotego okresu twórczości Steviego Wondera. Cover ten stał się szybko obowiązkowym elementem koncertów Steviego, przyniósł mu także drugą w życiu nominację do nagrody Grammy. W 2010 roku muzyk wykonał ten utwór na żywo w Białym Domu podczas ceremonii przyznania Paulowi McCartneyowi nagrody im. Gerschwinów. Występ obserwował Barack Obama, kimkolwiek ten człowiek jest.

2. Wilson Pickett „Hey Jude” (1968)
„Take a sad song and make it better” – śpiewał Paul w wielkim przeboju dedykowanym (podobno) zaniedbywanemu synowi Johna Lennona. Wilson Pickett nie miał ambicji by „zrobić to lepiej” – nagrał ten cover wyłącznie dlatego, że nie miał pomysłu na własny nowy singiel. Obecny w tym samym czasie w studiu gitarzysta Duane Allman zaproponował „Hey Jude” i w taki właśnie sposób – zupełnie spontanicznie – powstał jeden z najwybitniejszych coverów tego utworu.

1. Al Green „I Want To Hold Your Hand” (1969)
„I Want To Hold Your Hand” to jeden z najbardziej tanecznych przebojów The Beatles. Dziwić może zatem fakt, że prezentujemy go w wykonaniu Ala Greena, wokalisty słynącego głównie ze spokojnego, quiet stormowego repertuaru. Jakiekolwiek przypisywanie artystom najlepszych stron ich brzmienia traci na znaczeniu w momencie, gdy Al tworzy coś takiego. Stały bywalec zestawień najlepszych beatlesowych coverów – bez podziału na gatunki.

Wzmianka honorowa: Danger Mouse „99 Problems/Helter Skelter” (2004)
Poza konkursem, gdyż to tylko mash-up nawijki Jaya-Z z muzyką Beatlesów. Pochodząca z Grey Albumu (Black Album + White Album) kombinacja „99 Problems” i „Helter Skelter” to przykład idealnej symbiozy. Wersy Hovy zyskały nowy wymiar swego prowokacyjnego tonu, proto-metalowe gitary McCartneya i Harrisona zaskoczyły energią  podaną w zupełnie nowy sposób. Największym zwycięzcą był DJ Danger Mouse – jeden z najważniejszych muzycznych producentów XXI wieku wypłynął na szerokie wody właśnie dzięki tej zabawie z blendami.

Świąteczny tydzień: The Supremes „My Favorite Things”

„My Favorite Things” to dość specyficzny utwór, jeśli chodzi o Boże Narodzenie. Zadebiutował w 1959 roku w musicalu The Sound of Music i do tej pory był wykonywany w rozmaitych aranżacjach niezliczoną liczbę razy, ze względu na tekst zyskując status świątecznego przeboju. Tak też zrobiły i The Supremes, które nagrały kawałek w 1965 roku na swój album Merry Christmas. Muszę przyznać, że jak do tej pory, to właśnie ich wersja zrobiła na mnie największe wrażenie i zapadła w pamięć, wliczając w to 14-minutową interpretację Milesa Davisa.

50 lat Motown !

Jacyś jubilaci na sali? My znamy jednego bardzo wyjątkowego! Dzisiaj swoje pięćdziesiąte urodziny obchodzi  wytwórnia Motown. Firma została założona dokładnie 12 stycznia 1959 roku w Detroit w stanie Michigan przez biznesmena i autora piosenek Berry’ego Gordy’ego i pierwotnie nazywała się Tamla. Ta nazwa została później zmieniona na Motown Record Company (skrót od „Motor Town”, jak nazywano słynne z przemysłu samochodowego Detroit). W ciągu pięćdziesięciu lat działalności artyści ze stajni Motown zdobyli na całym świecie 200 numerów 1 (dwieście numerów jeden!), a ich charakterystyczny  dźwięk jest dziś dumnie nazywany ,,brzmieniem Motown”. Chciałoby się zakrzyknąć sto lat!, ale szkoda byłoby, aby firma płytowa, która miała tak szczególny oraz ważny wpływ na historię muzyki i wydała na świat tak wspaniałych artystów (Marvin Gaye, The Temptations, Diana Ross & The Supremes, Stevie Wonder, Smokey Robinson, Martha & The Vandellas, Michael Jackson, The Marvelettes – mam wymieniać dalej ?) doczekała tylko marnej setki, zarezerwowanej dla zwykłych śmiertelników. (więcej…)

Nowy teledysk: Solange „I decided (Part 2) (Freemasons Mix)'”

Uwaga, kradnę Solange. Wybaczcie, ale musiałam. Ten utwór tymczasowo zawładnął moją wyobraźnią. Oto druga wersja teledysku do I decided zrealizowana do remiksu Freemasons, który ukaże się na singlu w Wielkiej Brytanii. Utwór w takiej postaci będzie także dostępny w serwisie iTunes. Obrazek nie różni się bardzo od pierwotnej wersji wideoklipu. Oczywiście jeśli chcecie, możecie w wolnej chwili zabawić się w znajdź 10 różnic. Ja jednak chciałabym powiedzieć coś o muzyce. Przyznaję, że dopiero w takiej formie ten kawałek do mnie przemówił i zaczął mieć sens. Od razu wróciłam też do części pierwszej, żeby nie było. Mam nadzieję, że Beyonce nie wpadnie na jakiś cudowny pomysł wyjścia teraz z pudełka i nie będzie przez jakiś czas zwracać zbytnio na siebie uwagi, choć to wątpliwe, znając jej ,,nadaktywność”. Bowiem nasze oczy powinny być teraz skierowane na Solange. I decided jest świetną propozycją. Młodą i świeżą. Jednocześnie czai się w tym kawałku duch The Supremes, który ostatecznie przesądził o mojej sympatii do SoląŻ, jak ją sobie pozwalam nazywać. To jeden z moich pierwszych przebojów wakacyjnych. Sprawdźcie, czy może stać się i Waszym.

Przepis na jednego Marka Ronsona na wiele osób

35-letni Mark Ronson to niezaprzeczalnie jeden z najbardziej oryginalnych producentów ostatnich miesięcy. To spod jego ręki wychodzą intrygujące zjawiska muzyczne takie jak na przykład retro wcielenie Amy Winehouse i jej album Back To Black. Widać, że Ronson ma rękę do wokalistów charakteryzujących się zarówno oryginalnymi głosami (Wino, Allen, Merriweather), jak i nietuzinkowymi osobowościami. Lecz nie wnikajmy tu w to, co z tego zachowania jest wyrazem zwichrowanej psychiki, a co PRowskim chwytem. Ważne, że działa i Ronson oraz jego podopieczni, są dzisiaj na topie. W związku z tym, przedstawię dzisiaj przepis na sukces Marka Ronsona. Takie małe jak on to robi, i jak TY, drogi czytelniku, możesz zmajstrować sobie Ronsonowy sukces pod postacią Stop Me w domowym zaciszu.

A zatem, do pracy! Bierzemy kawałek The Smiths, których kiedyś namiętnie słuchałam rano w drodze do szkoły. Może zaznaczę, że głos Morrissey’a, który śpiewa tak jakby za chwilę wejść do komory gazowej oraz jego teksty idącące m.in tak: Last night I dreamt/That somebody loved me/No hope, no harm/Just another false alarm albo And if a double-decker bus/Crashes into us/To die by your side/Is such a heavenly way to die RACZEJ nie grzeszą pozytywnym myśleniem, zwlaszcza gdy tu cały dzień przed tobą … W każdym razie weźcie stąd oryginalną wersję Stop Me If You Think You’ve Heard This One Before z 1987 roku i przekonajcie się sami. Dorzućcie do tego You Keep Me Hangin’ On, hit z roku 1966 w wykonaniu The Supremes, genialnego tria pod wodzą Diany Ross. Swego czasu przechodziłam poważne zauroczenie tym doo-wopowym brzmieniem. Pamiętam, że The Supremes stanowiły znakomitą scieżkę dźwiękową do Tolkienowskiej trylogii Władcy Pierścieni, którą w tamtym czasie czytałam. Ich piosenki rytmicznie idealnie zgrywały się z ruchem Drużyny Pieścienia po Sródziemiu. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy zobaczylam film, a tu zamiast moich doo-wopów, gra cała orkiestra symfoniczna! Zajęło mi 3 części, każda średnio po 3,5 godziny, zanim się przyzywczaiłam do bardziej klasycznej muzycznej wizji. Jednak, ja tu wpadam w dygresje, a nasz Ronson jeszcze niegotowy! You Keep Me Hangin’ On w oryginalnej wersji The Supremes ściągnicie tutaj .

Nie zapominajcie, że do tego wszystkiego potrzebujecie jakiegoś głosu, który będzie substancją lączącą i poskleja tę masę razem. Nalepiej byłoby, gdyby był to głos pokroju Winhouse albo Daniela Merriweathera, ale jeśli nie uda Wam się kogoś takiego dostać w sklepie, wystarczy Lily Allen. Teraz naszego Ronsona mieszamy dodając do niego nowoczesną produkcję na miarę XXI wieku, trochę klubowych dźwięków, szczyptę brzmień spod znaku urban. Et voilà, gotowe. Jakie to proste! Oczywiście, gdy dysponujemy środkami i odpowiednimi składnikami. Powinno wyjść Wam to, co na załączonym obrazku.