Wydarzenia

yasiin bey

Madlib wyprodukuje nowy album Black Stara?

Prawie dwa lata temu Mos Def (Yasiin Bey) zapowiadał, że wspólnie z Talibem Kwelim nagrywają album na bitach Madliba. W sieci zawrzało. Czyżby drugi krążek Black Stara miał stać się faktem? Wydawało się, że na zapowiedziach się skończyło, bo od tamtego momentu cisza zapadła. Jednak ostatnio coś się w temacie ruszyło. W audycji Ebro Dardena na Beats 1 DJ Premier promował nowy album Gang Starra — One Of The Best Yet. W pewnym momencie na antenę wbił się Talib Kweli. Ebro zapytał go, czy zapowiadany projekt ujrzy światło dzienne.

Tak, to potwierdzony temat. Słucham go cały czas.

— powiedział Kweli.

Jest zatem szansa, że drugi wspólny album Taliba i Mos Defa rzeczywiście ujrzy światło dzienne. Jednak ja, mimo wszystko, byłbym ostrożny. Nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta, że w 2011 roku zapowiadany był mixtape Black Stara na bitach Oh No i także Madliba z samplami z dyskografii Arethy Franklin. Pojawiły się nawet dwa świetne single „You Already Know”„Fix Up”. Na singlach niestety się skończyło, bo projektu jak nie było, tak nie ma. Jak będzie tutaj zobaczymy, ale nadzieja jest.

Relacja z Hip Hop Kemp 2017

Wbrew czeskiemu hasłu promocyjnemu — „sweet 16” — line-up Hip Hop Kemp 2017 przypominał raczej program zlotu sympatyków geriatrii. Ostatecznie wypadło całkiem nieźle — dla każdego coś miłego. Polskie hasło promocyjne, czyli „festiwal z atmosferą”, odbierałam wcześniej jako trochę serowe, ale szybko zmieniłam zdanie — nigdzie indziej nie widziałam artystów napełniających napojami kubki widzów i zabierających publice telefony, żeby… nagrać się na nie czy zrobić pamiątkową fotkę (piękna sprawa). Hip Hop Kemp, pomimo jego imponującego stażu wiekowego, jest wciąż bardzo kameralnym wydarzeniem.

Pierwszy dzień co prawda lekko krztuśny, a to ze względu na występ Tego Typa Mesa z livebandem. A może raczej Tego Typa Moza? To świetny pomysł, żeby zabrać w trasę nową płytę, swoje największe przeboje oraz Kingę Miśkiewicz i Holaka, a nawet — jak na „komentatora rzeczywistości” przystało — nawiązać do Twin Peaks w „Czy ty to ty”. Ale pyskówka do widzów i sarkastyczne komentarze trochę zepsuły klimat koncertu. Duży kontrast w porównaniu z Rejjiem Snowem, który nie zawiódł i zadbał o przeniesienie swobodnej atmosfery swoich krążków na grunt koncertowy, polewając przy tym napoje widzom i zapraszając na scenę randomowego ziomka z Australii (trzeba było pomóc rapować). Najlepszym występem tego dnia był zdecydowanie Masego. Jego TrapHouseJazz (jak określa sam zainteresowany) był raczej mieszanką funku i future bassu. Jazzu było znacznie więcej chwilę później u Czecha Pauliego Garanda w Radio Spin Hangarze, zwanym też — słusznie zresztą — sauną. Jednak to energia i tak zwana „osobowość sceniczna” Masego doprawione szczyptą altowego saksofonu (momentami słabo słyszalnego, ale jednak) i hiciorem „Send Yo Rita” (opartym na samplu „Señority” Justina Timberlake’a) dały wybuchową, rozgrzewającą mieszankę, zaskakującą chyba nawet dla samej publiczności.

Drugi dzień to dla mnie zdecydowanie koncerty, które nie były najważniejszymi w programie. Zaczęło się od Little Simz. Świetny kontakt z publicznością, anegdotki i ogromna żywiołowość, nawet mimo dość skromnej frekwencji pod sceną. Wciąż jednak czekam na tak wyraźne kawałki w repertuarze jak choćby „Picture Perfect” czy „Dead Body”. Jeszcze lepiej wypadli kempowi weterani z Kontrafaktu. Oczywiście, to koncert z serii „złote przeboje” — bez bisów, bo sam był jednym długim bisem (z obowiązkowym, ulubionym przez Polaków, „JBMNT”; ale i z wieloma innymi, nazwijmy rzecz po imieniu — bangerami). W porównaniu z takimi Jedi Mind Tricks było o wiele więcej mocy. Rytmus udowodnił, że jego pozycja na czesko-słowackiej scenie hip-hopowej nie jest bezpodstawna; i ja za rok równie chętnie obejrzę powtórkę, choć rozumiem, że po kilku-kilkunastu latach może nudzić. Największy banger to jednak Quebonafide, który dał niesamowicie energetyczny występ, okrążając z zachwyconą widownią cały świat w jedną godzinę. Możecie mieć swoje zarzuty do Quebo, ale jego zaangażowanie i swego rodzaju teatralność wygrały wszystko, nawet jeżeli „nie zagrał Euforii, buuuu”.

Mimo bardzo dziwnego „be right back” w połowie koncertu Kool G Rapa (koncert dość osobliwy — dj rapera wypadł lepiej od samego rapera; hiciory od House of Pain i Tribe Called Quest znacznie bardziej rozgrzały publikę) i poprawnego Mos Defa (samo zastępstwo za Commona raczej nikogo nie uraziło — może prócz tych, którzy na Kempa nie pojechali — niemiecki out4fame spotkała zresztą dokładnie ta sama sytuacja), trzeci dzień był bardzo dobry. Na uznanie zasługuje oczywiście Grammatik. Eldoka i Jotuze do spółki z Noonem dali wspaniały wspominkowy koncert, który można by w skrócie nazwać „Grammatik gra Światła Miasta”. Atmosfera była tak podniosła i wzruszająca, że nawet konferansjerzy z Czech, zwykle obojętni albo nawet lekko ironizujący o polskich występach, krzyczeli po koncercie w tłum „zróbcie halas” (jeszcze raz: HALAS). Dla mnie największym highlightem, zarówno tego dnia, jak i całego festiwalu, był najbardziej dopracowany wizualnie, ale też najmniej kempowy Alltta. Kawałki z tegorocznego „The Upper Hand” w domu brzmią jak rapowa wersja Ratatat (czyt. bez szału), ale koncertowo to petarda. Obłędne biciwa od 20syla: chiptunesy, french touch, funk, nawet odrobina PC Music w towarzystwie doskonałej nawijki Mr. J. Medeirosa stworzyły razem niesamowity show, w wyniku którego cała sala dała się porwać do ekstatycznego tańca. Arturze Rojku, chyba wiesz, co masz robić. — MajaDan

Na Hip Hop Kemp przyjeżdża się głównie dla dwóch rzeczy — świetnej muzyki i niepowtarzalnego klimatu. Dla klimatu, na który składają się przyjaźnie nastawieni ludzie i lecący zewsząd rap. Wiadomo, dodatkowy urok nadają temu miejscu takie detale jak wypady nad jezioro, Kaufland czy dostępne w Czechach różnorodne specyfiki. W tym roku, mimo licznych narzekań uczestników, klimat był, i to naprawdę niezwykły. Co do muzyki, trudno zatrzeć złe wrażenie, jakie wywarł na fanów tegoroczny line-up. Oliwy do ognia dolał fakt odwołania Commona na krótko przed występem, ale trzeba przyznać, że organizatorzy spisali się na medal, błyskawicznie zastępując go Yasiinem Beyem. Bezbolesna zamiana, no chyba że ktoś gnał do Hradca specjalnie na Commona… wtedy to inna sprawa.

Masego, Oddisee czy Kool G Rap, nie ma co narzekać na ilość i różnorodność artystów z zagranicy. Faktycznie było w czym wybierać, bo oferta i spora, i różnorodna. Mimo to na wielu z tych koncertów czegoś zabrakło. W przypadku Kool G Rapa występ bardziej rozkręcił sam DJ. Wielkich rzeczy spodziewano się również po Yasiinie Beyu, tymczasem to, co działo się przed jego koncertem na scenie głównej całkowicie przyćmiło występ headlinera. Trzeba przyznać, że nieoczekiwanie ten dzień należał do Alltty! 20syl oraz Mr. J. Medeiros zrobili chyba najlepsze show tej edycji. Zgadzam się, że ich styl odbiega od samego Kempa, a szczególnie od artystów, którzy grali ostatniego dnia, bo już bliżej im do Masego. Przynajmniej była jakaś okazja, żeby się poruszać przed dosyć statycznym Beyem. Tegorocznym wygranym, jeśli chodzi o zagraniczne gwiazdy, jest dla mnie Rejjie Snow. Nie dość, że był szczerze zachwycony możliwością grania przed kempową publicznością, to dał znakomity koncert. Irlandczyk zawsze zaskakiwał różnorodnością w swojej twórczości, bo jeśli przyrówna się klimat singlów „1992” i „Flexin”, to można zacząć się zastanawiać, czy to oby ta sama osoba. Nieco obawiałam się, jak owa stylistyczna różnorodność przełoży się na koncertowe flow rapera, ale bez problemu przechodził od wolnych bitów po energiczne, a nawet nowoszkolne brzmienia.

Mimo że na mainie dominowali artyści zagraniczni, a na terenie Kempa proporcje Polacy-Czesi były raczej równomierne, to dla mnie Kemp muzycznie został zdominowany przez Polaków. O taki Kemp walczyliśmy? Być może, ciężko zaprzeczyć, że w tym roku polscy artyści zaskoczyli naprawdę pozytywnie.

Zaczęło się od QueQuality showcase. Quebo jak mało kto stawia na „młodziaków”, także mieliśmy okazję usłyszeć, jak brzmi załoga z jego wytwórni. Bokun, VBS, Emes i Kartky, a na koniec PlanBe udowodnili, że warto było do Hradca przyjechać dzień wcześniej. „Jak koncerty, to z rozmachem” — tak chyba obecnie brzmi dewiza Tego Typa Mesa, która przyświeca mu przy organizowaniu koncertów. Cały zespół z Holakiem, Kinga Miśkiewicz, Stasiak no i sam Mes, występami na żywo tylko potwierdza to, iż forma się go trzyma. Poza tym, że zaliczył mocny progres w rapie, progres zaliczył także jego wokal (ale żeby od razu Anthony Kiedis…). Akcja ze zdenerwowanym na fana Piotrem była równie dziwna co śmieszna, ale Artyście takie rzeczy się wybacza. W zupełnie innym klimacie odbył się występ naczelnego podróżnika polskiego hip-hopu, Quebonafide. Ten koncert można streścić w kilku słowach: pozytywna energia, pozytywny Quebo, skacząca publika i „Madagaskar”. Nieco później na scenie zawitał najmocniejszy obecnie jeden z mocniejszych polskich składów, czyli PRO8L3M. Oskar i Steez w Hradcu zagrali koncert prezentujący przekrojowo dotychczasowy dorobek duetu. Jak było? Jeśli ktoś kiedykolwiek był na show tych dwóch panów to chyba nie ma wątpliwości, że ten dzień należał do nich. Najpierw czarowali publikę takimi numerami jak „Księżycowy krok”, by za chwilę pobudzić słuchaczy mocnym uderzeniem, czyli „VHS” czy „Molly”. Magia!

Mój pierwszy Kemp i pierwszy koncert @pro8l3m

Post udostępniony przez Paulina Lubowiecka (@polazofia)

Z kolei Grammatik zabrał swoich słuchaczy w niezwykłą wspominkowo-muzyczną podróż. W tym wypadku sama atmosfera okazała się ważniejsza od tego, w jakiej formie są Eldo i Jotuze. Dawno nie byłam na tak poruszającym, sentymentalnym koncercie. Co prawda miałam okazję zobaczyć całą trójkę na tegorocznym Openerze, ale to właśnie Kemp był dla nich lepszym miejscem na powrót. Miejmy nadzieję, że Grammatika będzie można jeszcze gdzieś zobaczyć. Tegoroczny Festiwal z Atmosferą zakończyłam w hangarze na koncercie Małpy i Mielzkiego. Mimo ogromnej sympatii do obydwu raperów, Rottenberg zdecydowanie nie należy do zapętlanych przeze mnie płyt. Panowie chyba sami wyczuli, że nie jest to typowo kempowy materiał, urozmaicając go co i rusz wrzutkami z solowych dokonań. Backspin pękał w szwach, ale co tam, dla tak dobrego koncertu można było się przemęczyć, bo Małpa i Mielzky doskonale zamknęli występy tegorocznej reprezentacji polskiej na Kempie. — Polazofia

Yasiin Bey zapowiada jeszcze więcej nowych albumów

mannie-fresh

Na początku tygodnia informowaliśmy was o nadchodzącym, pierwszym od siedmiu lat albumie Yasiina Beya. Okazuje się, że zaplanowana na 9 grudnia premiera Dec. 99th to początek całej kampanii wydawniczej rapera. Podczas wczorajszej audycji w radiu WNL Mos Def przyznał się do posiadania w zanadrzu jeszcze dwóch kompletnych, gotowych do wydania albumów! Jeden z nich zatytułowany jest Negus In Natural Person i będzie to rasowy, solowy krążek. Natomiast drugi, noszący tytuł As Promised, to zapowiadana od bodajże trzech lat płyta nagrywana w duecie z legendarnym nowoorleańskim producentem Manniem Freshem — dawniej pod szyldem OMFGOD. Jeszcze nie znamy dat premier dopiero-co-zapowiedzianych projektów, ale 21 grudnia, podczas rzekomo pożegnalnego koncertu rapera w The Apollo Theater, zebrani szczęśliwcy będą mogli usłyszeć na żywo piosenki ze wszystkich trzech nowych albumów. Jeżeli muzyk faktycznie przechodzi w najbliższym czasie na emeryturę, to trzeba przyznać, że robi to z niebywałym przytupem.

Mos Def, znaczy się Yasiin Bey, z nowym albumem w grudniu

dec99

Listopad dobiega końca, dla wielu muzycznych mediów oznacza to definitywne zakończenie 2016. Rolling Stone czy Consequence of Sound opublikowały już swoje listy najlepszych albumów roku, nie zważając na obfite już grudniowe plany wydawnicze, jak i ewentualne niespodzianki pokroju D’Angelo w 2014. Taką właśnie niespodziankę postanowił nam sprawić raper każący się nazywać Yasiin Beyem, choć dla nas zawsze będzie Mos Defem. Materiał zatytułowany December 99th wyjdzie 9 grudnia (póki co za pośrednictwem Tidala) i będzie pierwszym albumem rapera od 2009 roku. W zasadzie nie będzie to tyle solówka, co projekt powstały w ścisłej współpracy z producentem Ferrari Sheppardem. Sytuacja tym ciekawsza, że muzyk jeszcze w styczniu ogłosił przejście na emeryturę, a większość mijającego roku spędził przetrzymany w Republice Południowej Afryki z powodu zarzutów dotyczących posiadania fałszywego paszportu. Zapewne nie zdążył odnieść się do zaistniałej sytuacji w tekstach na December 99th, ale z pewnością znalazł wiele więcej interesujących tematów do ugryzienia.

1. „N.A.W.”
2. „Blade In The Pocket”
3. „SPESH”
4. „Local Time”
5. „Tall Sleeves”
6. „Seaside Panic Room”
7. „Shadow In the Dark”
8. „It Goes”
9. „Special Dedication”

Nowy utwór: Yasiin Bey „Dec 99th – Local Time”

mos-def

Mos Def może się nazywać Yasiin Bey, czy jakkolwiek inaczej, ale dla mnie zawsze będzie Mosem. Raper zapowiedział w styczniu, że niedługo odejdzie od nagrywek i zawiesi mikrofon na kołku, co więcej, zrezygnuje też z aktorstwa.”Odchodzę od tak wyglądającego dziś muzycznego biznesu i też z Hollywood, od zaraz. (…) W tym roku wypuszczę swój ostatni album i to wszystko.” — powiedział.

Jestem sceptyczny co do takich deklaracji bo wiadomo jak zwykle się one kończą, ale szkoda by było… Na razie możemy posłuchać „Dec 99th – Local Time”, być może właśnie z rzekomej ostatniej płyty. Jak stwierdził Mos przy okazji udostępnienia numeru — „Czas lokalny jest zawsze teraz. Wieczność to teraźniejsze zdarzenie” i o tym właśnie jest ten utwór. Bit raczej oszczędny, ale klimatyczny. Do posłuchania niżej.

Nowy utwór: Mannie Fresh & Yasiin Bey „Let’s Go”

yasiin-bey-mos-def-mannie-fresh-lets-go

Dla każdego kto czekał cały ten czas na wspólny album YasiinaMannie Freshem mamy świetną wiadomość. Producent pojawił się na spotkaniu Microphone Check radia NPR, gdzie pomiędzy swoimi opowieściami oraz dwudziestominutowego setu zagrał utwór właśnie z OMFGODBKNOLA. Kawałek nie jest ani trochę rozczarowaniem, a wręcz przeciwnie — na to czekaliśmy! Produkcję nowoorleańczyka można opisać prostym hashtagiem #Świeżość. Gorąco zachęcamy do zapoznania się z przedsmakiem owocu tej kolaboracji, której data premiery nadal niestety jest owiana tajemnicą. Let’s go, let’s go, let’s get it.

Yasiin Gaye – zapowiedź drugiej cześci

yasiin gaye

Nadchodzi druga część obsypanego pochwałami projektu Amerigo Gazewaya. Lutowa premiera konceptualnego albumu udowodniła, jak fantastyczne efekty rodzą się z połączenia hip hopu i soulu. Zmotywowany Gazeway dokonuje właśnie ostatnich szlifów drugiej odsłony projektu Yasiin Gaye. Póki co, możemy nacieszyć się kolejną reinterpretacją „Travellin Man” Mos Defa oraz sprawdzić wideo promujące. Warto czekać.

Nowy utwór: Yasiin Gaye „Inner City Travellin’ Man”

yasmarvin

Wybornie zapowiada się nadchodzący projekt Amerigo Gazeway‚a. Artysta, znany dotychczas z połączenia Fela Kuti i De La Soul oraz The Pharcyde i A Tribe Called Quest, postanowił tym razem zespolić ze sobą dokonania Marvina Gaye‚a i Mos Defa.  Zwiastujący singiel „Inner City Travellin’ Man” brzmi świetnie i rokuje udane wydawnictwo. Do 25 lutego jeszcze trochę czasu, dlatego koniecznie miejcie rękę na pulsie.

Yasiin Bey „Czarnym Jezusem”

yasiin bey black jesus

Minęło już ponad pół roku odkąd Mos D… Yasiin Bey zapowiedział wspólny album z Manniem Freshem. Trochę się bałem, że skończy się wyłącznie na zapowiedzi, na szczęście tak się nie stało. W jednym z tegorocznych wywiadów Mannie powiedział, że całość materiału jest już w fazie miksu. Kilka dni temu do sieci trafił fragment koncertu Yasiina, podczas którego wykonywał utwór pod tytułem „Black Jesus”, dzisiaj w nasze ręce oddana została oficjalna wersja tego singla. Jeśli komuś się wydaje, że kolaboracja ikony niezależnego nowojorskiego hip hopu z ojcem chrzestnym nowoorleańskiego bounce’u to dziwny pomysł – posłuchajcie jak bardzo jesteście w błędzie.

Nowy utwór: The Bullitts „They Die By Dawn”

Erykah-Badu-They-Die-By-Dawn-official-poster-Jules-Arthur

Nie śledzę specjalnie kinowych nowości, więc nic do tej pory nie słyszałem o westernie „They Die By Dawn”, ani tym bardziej o tym, że grają w nim między innymi Rosario Dawson czy Erykah Badu. Słyszałem za to utwory autorstwa The Bullitts i wiem, że tajemniczy projekt Jeymesa Samuela jest supercool. Jakikolwiek by ten film nie był, z przyjemnością sprawdzę ścieżkę dźwiękową do niego. Poniżej prezentujemy tytułowy utwór z soundtracku – totalnie odjechany crossover country i współczesnego hip hopu. Gościnnie udzielają się tutaj dobrzy znajomi Samuela: Jay „kiedy wreszcie wydasz album” Electronica, Lucy „najfajniejsza z Aniołków Charliego” LiuYassin „zawsze będziesz dla nas Mos Defem” Bey.

ODSŁUCH NA SOUNDCLOUD