Kixnare to nowojorski producent hip-hop’owy. Popularność przyniosły mu takie projekty jak „All Souled Out”, „Mecca and the Soul Brother” czy „The Main Ingredient”, wszystkie nagrane we współpracy z raperem o pseudonimie C.L. Smooth. Ich płyty na stałe weszły do historii muzyki. Kix swoją pozycję na scenie umocnił takimi tytułami jak „Soul Survivor”, „KixStrumentals”, „Soul Survivor II”, „NY’s Finest”… Aktualnie ten zdolny artysta pracuje jednocześnie na kilku frontach, między innymi z zespołem Tha Dogg Pound, ze Smif-N-Wessun… Przez wielu słuchaczy Kix jest uważany za najlepszego producenta hip-hop’owego w dziejach.
Wstęp nie jest wcale żartem. Tak by prawdopodobnie było (albo dosyć podobnie) gdyby Kix urodził się około roku 1970 in Bronx. Jednak ułożyło się troszkę inaczej. I tak zamiast gościa o ksywie Planet Asia, Kix swoimi produkcjami obdarował Koun’a (tak to się odmienia?). Rapera nie z Cali, tylko z Polistyrenu. Jednak nie ma co płakać – Koun to solidny typ, choć z pewnością nie posiada takiego fame’u jak 1/2 Cali Agents. Początkowo myślałem, że Kollage to będzie duet. Tym bardziej się ucieszyłem, gdy doszły mnie wieści o trzeciej osobie w zespole: wokalistce ze Szwajcarii (!). Co prawda słabo znam tamtejszą scenę, więc nazwisko Gloria Lama nie wiele mi mówiło. Aby jeszcze bardziej uradować fanów na „Volume. 01” zostali zaproszeni goście. Czyżby każdy członek zespołu wybierał po jednej osobie? Bardzo możliwe. Swoje „pięć groszy” dorzucili: Self Says, Russell Tate i Nr1. Z takim zespołem śmiało można podbijać serca słuchaczy. Czy misja została zakończona sukcesem?
Co przede wszystkim połączyło te sześć jednostek? Miłość do muzyki? Radośc z jej tworzenia? Zaangażowanie? Chęć stworzenia czegoś całkowicie świeżego? Talent? Pasja? Żadnego z tych składników nie brakuje. Miłość z głośników uderza mocniej od bębnów Kixa i stwarza uśmiech na twarzy każdego słuchacza. Nie ma tutaj przypadkowych dźwięków, niepotrzebnych wersów, fałszu. Takiego projektu jeszcze na polskiej scenie nie było (i nie będzie, bo jestem pewien, że „Volume. 2” będzie czymś jeszcze lepszym). Można rzec, że takiej zlepki osobowości muzycznych nie znajdziecie nigdzie (worldwide!). Oddaj pokłon, Kollage to nowa Mekka artystyczna.
Kix i jego orkiestra. Płytę rozpoczyna mocna perkusja, potem wchodzi basista… Bass to chyba jeden z większych problemów wśród polsich producentów z etykietą h-h. Tutaj nie ma tematu, bo Kix = profesjonalizm. Świetne aranże. Piękne melodyjki. Podkłady są raczej laidback’owe. Podejrzewam, że bardzo fajnie słucha się bitów Kix’a po spaleniu magicznej roślinki – próbował ktoś? Dla osób osłuchanych w rapie lat 90′: niektóre dźwięki mogą tworzyć wspaniałe obrazy w waszych głowach. Nie myślcie jednak, że Kix zatrzymał się i tworzy cały czas podkłady na poziomie „Class of 90’s”. To byłoby błędne rozumowanie z Waszej strony. Kix niczym artysta z epoki romantyzmu (najgłupsze porównanie miesiąca) potrafi stworzyć nastrój. Szkoda, że nie odważył się bardziej eksperymentować z dźwiękami. Myślę, że z takiego bawienia się w „muzycznego Dextera” mogłaby powstać bomba o niesamowitej sile rażenia. Więcej odwagi, zuchu! I czy przypadkiem to już nie ten etap, aby olać podwórko (przepraszam za to określenie) i zacząć podbój świata? Nas słysząc Twoje produkcje (apostrofa do Kix’a) powiedziałby jedno: „The world is yours”.
Pani Gloria śpiewa ładnie. W dodatku ma teksty, które każdy raczej powinien zrozumieć. Niektórych słuczaczy może razić wymieszanie języków, ale czy muzyka w tym przypadku nie jest językiem uniwersalnym? Koun wpasował się w klimat płyty swoim leniwym rapem. Nie ma w jego tekstach przechwałek, nagromadzenia wielokrotnych. Słucha się tego przyjemnie. Z powodu sporej ilości Koun’a na płycie, raczej nie odniesie ona sukcesu poza krajem. Jednak czuć chemię między producentem a raperem. To chyba ważniejsze. W sumie jeśli chodzi o dwa główne wokale płyty (Koun i Gloria Lama) to oba poznałem właśnie na „Volume. 01”. Miłe niespodzianki. Najlepsza niespodzianka czekała na mnie w utworze 10 (0:48), ale to jednak za sprawą Kix’a. Props!
Na sam koniec parę słów o wydaniu: jest spoko. Mam numerek 431, czyli dosyć późno się obudziłem. Próbujcie, może jeszcze znajdziecie ten rarytas (mniam!) gdzieś na półkach. A jak nie to pozostaję licytacja. Warto wydać hajs na to CD. Powodzenia w poszukiwaniach!
Komentarze