Dwa dni temu miała miejsce premiera wspólnego materiału mojego ulubieńca Milesa Bonny i „nowobitowego” asa B. Lewisa, o którym wspominaliśmy na łamach miski nie raz. Piorunujący efekt. Panowie spisali się na medal tworząc zróżnicowaną acz spójną epkę, która zasługuje na należyty rozgłos. Więcej słów nie trzeba. Przekazujcie dalej!
Komentarze