Wydarzenia

moka-T i Makul & Soulbowl: Press Play # 14

Data: 24 listopada 2012 Autor: Komentarzy:

Czternastą odsłonę Press Play urozmaica duet moka-T i Makul. Wybór ten jest nieprzypadkowy, gdyż panowie szykują kolejne produkcje, które powinny ponownie narobić zamieszania. W 2009 roku, mając za sobą kilkanaście lat działalności w podziemiu, wydali własnym sumptem klasyczny winylowy singiel. Zarówno estetyka, jak i zawartość dwunastki przysporzyła im szereg środowiskowych pochwał, zwracając uwagę m.in. Druha Sławka. Trzymając kciuki za ich kolejne ruchy zapraszamy do zapoznania się z naszymi wspólnymi rekomendacjami.

 

moka-T

VA – Payday Representin’ The Streets, Payday (1996)

Puk puk! Kto tam? To tylko me 30 lat wpada z hukiem wzbogacając moją kolekcję o kolejny wosk, tym razem Payday Representin’ the streets ( urodzinowe yo StressIzo). Ku mej radości wymieszanej z gorzką żołądkową, nośnik zabiera mnie do magicznych lat 90-tych. Podążam spojrzeniem za igłą, która zaczyna maraton. Na wstępie wypiję moje zdrowie z Jeru the Damaja i Afu-Rą przy klasyku „Mental Stamina”, by po niespełna 2,5 minuty wejść na kolejny poziom. Znów polewa Dj Premier tyle, że z Show & AG „Next Level”. Gruuubo! Pięć groszy dorzuca J.Dilla na First Down „Front Street”, by znów wpuścić na głośniki Primo z Group Home da da da da….„Tha Realness”. Brudne brzmienie bez przepity wyhamowuje koniec strony A – cukierek Gabrielle z O.C. „Give me a little more time”.  Idąc za kawałkiem, daję odrobinę czasu na toast za zdrowie moje i za B side.

Goodfellas… znów Show & AG z jakże wybujanym „Got the flava”, gdzie z utęsknieniem czekam na zwrotkę Methoda, którą tłukłbym w nieskończoność. Druga strona, drugi numer, na drugą nóżkę Jay-Z, który w moim życiu (na szczęście) zapisał się z takimi hitami jak „In my life time”. Płynąc ku trzeciemu kawałkowi poświęcam żołądkową kolejne 3 minuty z pijakiem Christopherem Martinem. „I’m just sayin’ fuck you”, czyli „Sacrifice” Group Home. Kolega ze strony A – Jeru, wpada jeszcze na rozchodniaka ze wspomnianym wcześniej Christopherem – “Brooklyn took it”. Co dobre, szybko się kończy. Żołądkowa nie zamula jak i ten LP z zamykającą krążek produkcją Ice Cube’a dla ekipy z ELEJ – WC & The Maad Circle „Home sick”.

E LEJ raz jeszcze po bańce, mamy czas by przesłuchać tą płytę drugi raz z rzędu i trzeci i…. Powyższy wywód ma na celu promowanie dobrych wydawnictw winylowych oraz zdrowego trybu życia, gdyż wspomniana gorzka była oczywiście bezalkoholowa.

Makul

Imhotep – Blue Print, Delabel (1998)

Pochodzący z Algierii Imhotep (Pascal Perez) jak może nie każdy wie to przede wszystkim producent i kompozytor legendarnej francuskiej grupy hip-hopowej IAM. Jego twórczość nie ogranicza się jednak w żadnym razie do rapu; zajmuje się (pod różnymi pseudonimami) tworzeniem muzyki filmowej, elektronicznej czy instrumentalnej.

Blue Print to album jedyny w swoim rodzaju. Album, do którego wracam regularnie aż po dziś dzień. Powstawał podczas podróży artysty po (powiedzmy) rodzinnych stronach, a konkretnie Maroko. W zasadzie sam longplay jest swoistego rodzaju muzyczną podróżą po tych regionach. Monotonne arabskie motywy folkowe okraszone tajemniczymi, głębokimi, trip-hopowymi bębnami to coś, za czym ja osobiście przepadam najbardziej. Co jakiś czas wkradają się przerywniki stricte folkowe, grane najprawdopodobniej przez napotkanych przez Imothepa lokalnych muzyków.

Wydawnictwo ukazało się w 1998 nakładem zasłużonej francuskiej wytwórni Delabel nie tylko na CD, ale także na limitowanym winylu, którego cena dziś niestety oscyluje wokół 100 EUR.

Teofil Niedziałka

Roy Ayers Ubiquity – He’s Coming, Polydor (1972)

He’s Coming z 1971 roku Roya Ayersa to istny meisterstück w jego wykonaniu. Pod szyldem projektu Roy Ayers Ubiquity zaserwowano nam cudowną mieszankę jazzu, soulu i funku. Przebogate instrumentalne kompozycje i aranżacje sprawiają, że słucha się tego naprawdę z ogromną przyjemnością. Bardzo wyraziste brzmienie, które wybija się na czoło muzycznego dorobku Ayersa. Kopalnia sampli dla współczesnych dj-i i producentów. Groovu jest tu tak dużo, że można go kroić na kawałki. Ulubiony utwór: „We Live in Brooklyn, Baby” – czyli Roy Ayers w pigułceczyli tworzenie utworu z pietyzmem, dbałosć o szczegóły, estetyka jedyna w swoimr odzaju i innowacyjność brzmienia. Jeden z najwybitniejszych wibrafonistów w szczytowej formie!

DZESI

KEATS//COLLECTIVE – KEATS//COLLECTIVE vol. 2 (2012)

KEATS//COLLECTIVE vol.2 to całkiem pokaźny, bo 25-kawałkowy zbiór bitów, które zaserwowali między innymi Kaligraph E, Haz Solo, Lindsay Lowend, Booty Thrill, Imprintafter, sloslylove czy Vanilla. Co tu usłyszymy? Na przykład pięknie wymieszaną w jednej misce elektronikę, chill wave i future funk z pięknym vibe’m z lat 80’. Jedna z lepszych kompilacji, na jaką trafiłam w ostatnim czasie. A jak zapewniają: This is only the beginning.

Estrella Q

 

VA – Dreamgirls: Music From The Motion Picture, Sony (2006)

Przynajmniej raz w roku trafia na mój ekran musical Dreamgirls, po czym zostaje przez jakiś czas w głośnikach, w postaci ścieżki dźwiękowej. Nie tylkoBeyonce sprawia, że ten soundtrack należy do mych ulubionych – choć niewątpliwie „Listen” każdorazowo powoduje dreszcze. Jennifer Hudson zarzuca się, że przekrzyczała większość utworów, lecz „And I Am Telling You I’m Not Going” udowadnia, że w tejże surowości i nieokiełznanym wokalu tkwi jej urok. Wisienką na tym Broadwayowskim torcie jest rapujący Eddie Murphy w „I Meant You No Harm/Jimmy’s Rap”. Antyfanów musicali może nie zachwycać, ale miłośnicy lat 60tych i 70tych powinni znaleźć coś dla siebie.

 

Chojny

Angel Haze – Reservation (2012)

Kobiecy hip hop ma niby ostatnio swój renesans, jednak prawie zawsze jest coś nie tak. Nicki Minaj poszła w electropop, Azealia Banks bardziej celuje w hip house. Iggy Azalea zadziwia wtórnością, Rapsody męczy swoim sentymentalnym tonem, a Kreayshawn sumiennie nie pozwala siebie poważnie traktować. Na szczęście jest też Angel Haze – raperka mająca wszystko na miejscu: świetne flow, ucho do zarówno klasycznych jak i świeżych podkładów, odważne braggadocio, talent do poruszania w odpowiedni sposób ciekawych tematów. Na debiutanckim Reservation Angel postarała się zaprezentować z każdej mocnej strony. Mamy więc tutaj lekki chaos, ale z drugiej strony mamy świadomość, że w jakimkolwiek z wybranych kierunków nie pójdzie, to zajdzie daleko. Po tym jak sprawdzicie mixtape, koniecznie zapoznajcie się z jej wstrząsającą wersją „Cleaning Out My Closet” Eminema.

Eye Ma

 Little Mix – DNA, Syco (2012)

Od razu zaznaczam, że nie jestem fanką programów typu Idol, Mam Talent itd. Skąd więc moje zainteresowanie zespołem, który wygrał brytyjskiego X-Factora? Wszystko to za sprawą T-Boz, która podjęła współpracę z Little Mix nad piosenką „Red Planet”. Pop-rockowe wykonanie w przypadku członkini TLC może nieco zaskakiwać, ale piosenka doskonale pasuje do naiwnego tonu tej płyty. Mamy tu istny festiwal przesłodzonego popu, R&B i dance’u – co w przypadku debiutu artystów, którzy ledwo co zdążyli podpisać kontrakt z dużą wytwórnią, nie dziwi w ogóle. Odbiorcami DNA będą zapewne zakochane, szczęśliwie bądź nie, nastolatki, które nabiorą się na płaczliwe ballady i wesołe melodyjki. Wbrew pozorom, nastolatką już nie jestem, ale zwróciłam uwagę na przyjemne „Wings” czy podnoszące na duchu „We Are Who We Are” i Wam również polecam te numery. Debiut LM można uznać za poprawny.

K.Zięba

The Internet – Purple Naked Ladies, Odd Future Records (2011)

Chodzą słuchy, że najnowszy materiał od The Internet ma ukazać się jeszcze w bieżącym roku.  Oczekiwanie na Feel Good EP studzę zeszłorocznym albumem Syd i Matta. Kokainowy singiel narobił zamieszania w 2011 roku, wbijając mi się do głowy na długie miesiące. Resztę albumu poznałem zaledwie kilka tygodni temu i muszę stwierdzić, że pomimo kilku niewielkich minusów, spośród ekipy Odd Future – właśnie The Internet przyciągają zdecydowanie najmocniej.

 

moka-T i Makul w sieci:

Facebook / Soundcloud

Komentarze

komentarzy