Jay-Z
Magna Carta… Holy Grail (2013)
Roc Nation / Universal
Miała być rewolucja, miała być wielka zmiana zasad. Nie wątpię i nigdy nie wątpiłem w talent Jaya-Z do autopromocji, w jego głowę do robienia interesów, zwłaszcza tak lukratywnych jak ten z firmą Samsung. W chwili kiedy czytacie te słowa, RIAA pod wpływem biznesplanu Hovy zmienia reguły przyznawania wyróżnień za sprzedaż płyt. Cel został osiągnięty. Niestety nas — szarych zjadaczy chleba — bardziej zainteresowało co Magna Carta… Holy Grail ma nam do zaoferowania pod względem samej muzyki. Oto jak przedstawiają się Jayowskie zasady gry zwanej powszechnie rapgrą:
Zabawa dla co najmniej miliona osób w wieku od lat pięciu do stu pięciu. Mistrz Gry zaprasza do przygotowania muzycznej podstawy pod rozgrywkę najlepszych producenckich zawodników i przyjaciół zarazem. Każdy z producentów płyty rzuca kostką. Liczba nieparzysta daje przeciętny podkład, liczba parzysta — przyzwoity, ale z poczuciem, że inni wykonawcy dostali ostatnio od niego lepsze produkcje. Jak wypadnie szóstka i jest się Timbalandem, to można z powodzeniem zapętlić wybrany utwór Adriana Younge. Nowi zawodnicy, tacy jak np. Mike WiLL Made It, bez rzucania kością mogą dać dobry bit, ale pod warunkiem, że utwór nie będzie trwał więcej niż minutę.
Mistrz Gry zaprasza do rozgrywki gości i narzuca im oryginalne zadania. Jeśli jest to przeciętny raper, ma napisać najgorszą zwrotkę swojego życia. Jeśli zaprosi jednego z największych tekściarzy w historii hip hopu, to ma on nawinąć kilka płytkich linijek uwłaczających jego godności. Ikony muzyki pop, jeśli nie należą do rodziny Mistrza, dostają wyzwanie, by sprofanować wybrany klasyk Nirvany. W przypadku nowej nadziei R&B celem jest narzucenie ciekawego tematu i wypadnięcie lepiej od gospodarza już w samym refrenie. Co to by był za problem dla takiego Franka Oceana?
Celem ponad miliona pozostałych graczy jest słuchać i wyłapywać momenty, kiedy Jay faktycznie odnosi się w swoim rapie do tematyki obiecanej w filmikach promocyjnych. Nagradzane są też tradycyjnie charyzmatyczne one-linery, na przykład takie dające prztyczka w nos miłośnikom teorii o muzycznych iluminatach. Dodatkowe punkty (bardzo trudno dostępne) przyznawane są w sytuacji, kiedy Hova naprawdę emocjonalnie angażuje się w treść swoich zwrotek, tak jak robił to w trakcie sesji do The Blueprint czy jeszcze tak niedawno przy okazji konceptualnego American Gangster. Istnieje również system punktów ujemnych. Te przyznawane są słuchaczom wtedy, kiedy słyszą kolejne odniesienia do Basquiata, liczenia milionów dolarów, czy konkurowania z rekordami Elvisa Presleya i Beatlesów. Gracz jest ponadto zmuszony powrócić na miejsce startu, kiedy usłyszy Mistrza Gry bez zastanowienia porywającego się na pokraczną, próbującą popłynąć nurtem TNGHT produkcję od Timbo.
Zwycięzcą gry zostaje ten, kto nazywa się Jay-Z i jest autorem Magna Carta… Holy Grail. Wszyscy pozostali przegrywają w mniejszym, lub w większym stopniu. Największa porażka spotyka tych, którzy uwierzyli w zamieszanie wokół produkcji i już przed premierą liczyli na kolejny klasyk od Jiggi. Mniejszymi przegranymi są ci, którzy liczyli na przyzwoitą mainstreamową produkcję i nic więcej. W zasadzie dostali to, czego oczekiwali, bo Kingdom Come, czy The Blueprint 3 to na szczęście nie jest, ale i tak MC…HG wyraźnie oswaja słuchacza ze świadomością, że God M.C. czasy świetności ma zdecydowanie za sobą. Game over?
Komentarze