Wydarzenia

Recenzja: Raheem DeVaughn A Place Called Love Land

Data: 8 września 2013 Autor: Komentarzy:

Raheem DeVaughn

A Place Called Love Land (2013)

Mass Appeal

Raheem DeVaughn, notoryczny drugoligowiec mainstreamowego R&B, w ramach swojego czwartego studyjnego albumu A Place Called Love Land, wydanego w barwach niezależnej wytwórni Mass Appeal, dostarcza równy, ale nieszczególnie natchniony materiał. Tytuł idealnie puentuje zawartość — w szesnastu tyle nastrojowych, co konwencjonalnych numerach piosenkarz jęczy, wzdycha i piszczy w toku sypialnianych uniesień. Próbując uchwycić klimat klasycznego „Bump n’ Grind” nad wyraz nieumiejętnie, plasuje się gdzieś między Usherem końcówki lat 90. a podstarzałym R. Kelly’m obnoszącym się ze swoim libido. Wyciąga z szafy wszystkie największe potwory lat 90. — od boysbandowej maniery wypełniającej niekończące się ballady, po smooth jazzowy saksofon w stylu Kenny’ego G w zamykającym płytę „Maker of Love”. Szkoda tylko, że za podstawową sferę swojego zainteresowania obrał sobie bezpieczną formę pościelówy, bo — jak już niejednokrotnie pokazał na wcześniejszych krążkach — zdecydowanie lepiej wypada w bardziej upbeatowym repertuarze („Love Connection”, „Make Em Like You”).

Komentarze

komentarzy