Tinashe
Black Water (2013)
Self-released
Tinashe to jedna z młodych, wyjątkowo obiecujących wokalistek. Swoim najnowszym wydawnictwem udowadnia, że zasługuje na to, by znaleźć się w czołówce współczesnego R&B i wraz z takimi nowymi postaciami jak Banks czy Kelela kreować aktualny obraz tego gatunku.
Black Water jest trzecim i zarazem najlepszym mixtapem w dorobku artystki. Łączą się tu trzy talenty świadczące o tym, że Tinashe jest twórcą kompletnym — bardzo dobry wokal, umiejętność pisania przyzwoitych tekstów oraz dobieranie producentów, którzy nagrywają dla niej muzykę w taki sposób, jakby to ona sama przemawiała przez każdy dźwięk. Amerykanka świetnie wypada na typowo hip-hopowych podkładach, gdzie z łatwością i naturalnością prezentuje swoją zadziorną stronę („Stunt”). Zahaczające o mroczny klimat, charakterystyczny dla PBR&B, tytułowe „Black Water” i singlowe „Vulnerable” stanowią najmocniejsze ogniwo krążka. Są także sposobem na wyeksponowanie zmysłowości i tajemniczości, podanej w apetycznej oprawie. Dev Hynes pozwolił Tinashe poeksperymentować z syntezatorową stylistyką lat osiemdziesiątych znaną z jego wcześniejszych produkcji. Natomiast dzięki braciom z Inc. wokalistka przenosi słuchacza w odprężającą przestrzeń trafnie nazwaną „Middle of Nowhere”. Nagłe zmiany nastroju nawet na chwilę nie zaburzają odbioru wydawnictwa, a do budowy odpowiedniego klimatu przyczyniają się także właściwie dobrane introdukcje. Nie są to, tak jak w wielu przypadkach, przegadane i niepotrzebne wstawki, tylko istotne elementy wpływające na całokształt mixtape’u. Zachwyca także znakomicie wyeksponowana inspiracja latami dziewięćdziesiątymi, która pozwoliła stworzyć jedną z najlepszych tegorocznych ballad — „1 for Me”.
Tinashe korzysta na Black Water z różnych estetyk — łączy klasyczne wzorce znane z minionych lat i przenosi je na współczesne realia, żongluje nastrojami i sprawnie dostosowuje do nich swój zmysłowy, delikatny, ale też mocny, w odpowiednich momentach, wokal. Artystka stoi gdzieś na pograniczu tego, co określamy niezależnością i mainstreamem. Jej wyjątkowość nie polega na wygoleniu części włosów na głowie i przeładowaniu swoich utworów maksymalnym basem. Nie próbuje też przypodobać się na siłę albo być nadmiernie słodką, by w ostateczności stać się nijaką maskotką, dodatkiem do ekspresyjnych raperów. Tinashe jest przede wszystkim wyrazistą, uroczą, młodą dziewczyną. Śpiewa o tym, o czym chce, a poruszane przez nią tematy związane z namiętnością i miłością nie są mdłe ani wulgarne. Dodatkowo pokazywany przez nią niekiedy pazur jest daleki od sztucznych, przydługich tipsów, a raczej świadczy o buntowniczej, zadziornej naturze. Black Water jest odzwierciedleniem jej muzycznego gustu i rodzącej się stopniowo twórczej dojrzałości. To także zapis podróży do Czarnego Lądu i artystycznych poszukiwań. Ich zwieńczeniem ma być pełnoprawny debiut, który, miejmy nadzieję, spowoduje gorączkę zachwytu. Gorączkę wcale nie mniejszą niż malaria.
Komentarze