Wydarzenia

Recenzja: Nas Illmatic XX

Data: 24 kwietnia 2014 Autor: Komentarzy:

81BFDrp0b2L._SL1500_

Nas

Illmatic XX (2014)

Columbia Records

Dokładnie 19 kwietnia odbyła się 20. rocznica wydania debiutanckiego krążka Nasa. To nie pierwszy raz, kiedy nowojorski raper świętuje premierę albumu Illmatic, który urósł już do rangi klasyka — 10 lat temu mieliśmy okazję posłuchać reedycji, która oprócz pierwotnej wersji albumu, zawierała także 4 remiksy i 2 nowe piosenki. Czy formuła Illmatic XX różni się od tego co zostało nam zaprezentowane ostatnio? W zasadzie nie.

Już w 1994 roku Illmatic zadziwiał warstwą produkcyjną i liryczną. Dźwięk wjeżdżającego pociągu i sampel z filmu Wild Style sprawiają, że “The Genesis” nie pozostawia złudzeń — to wydawnictwo prowadzi nas w zakamarki Nowego Jorku, do których jeszcze nikt nie dotarł. To historie miasta i ludzi, podszyte przestępstwami, nieczystymi zagrywkami, handlem narkotykami, które raper opowiada niczym poeta z wieloletnim doświadczeniem. Uszy słuchacza stają się oczami Nasa i to jest największy atut Illmatic. Pewność siebie uwieczniona na “The World Is Yours”, “Represent” i “It Ain’t Hard to Tell” stanowi o tym, jak bardzo Jones był głodny sukcesu. Ale Nas nie zawdzięcza chwały tylko i wyłącznie swojemu elastycznemu flow, a także podkładom autorstwa DJ Premiera, Pete’a Rocka, Q-Tipa i Large Professora, które dzięki prostym pętlom i jazzowo-funkowym samplom skupiają zainteresowanie nie tylko fanów hip hopu.

A po części znanej każdemu obcującemu z rapem, nadchodzi pora na „nowości”. Czy warto było dokładać do wydawnictwa kilka remiksów, obwieszczając je jako nowe i unikalne, skoro od kilku lat fruwają gdzieś po YouTube w lepszej lub gorszej jakości? Czy naprawdę nie można było wrzucić na prędce nowych utworów („I’m Villian”, „The Stretch Armstrong and Bobbito Show on WKCR October 28, 1993”) na wydawnictwie sprzed 10 lat? Ten drobny dodatek może zadowolić tylko chyba tylko najbardziej hardkorowych fanów Nasa, reszcie nie zrobi to żadnej różnicy. Jak długo powinniśmy rozwodzić się jeszcze nad znakomitością Illmatica? Od czasu do czasu na pewno przyda się spojrzenie wstecz. Nowe pokolenie raperów, czy to głównego nurtu, czy tych bardziej niezależnych, nie raz, nie dwa używało sampli i cutów z tego historycznego wydawnictwa lub wymieniało je jako podstawowe źródło inspiracji. Wystarczy wspomnieć tylko Mac Millera (“Nikes on My Feet”), J.Cole’a (“Villmatic”, “Let Nas Down”), Elzhiego (Elzmatic), A$AP Mob (“Trillmatic”), Schoolboya Q (“Hoover Street”) czy Kendricka Lamara. Czy powtórne wydanie Illmatic ma więc jakikolwiek sens? Wydaje się, że to dobry moment, by wtajemniczyć młodszych słuchaczy w złotą erę rapu, na której podwalinach w pewnym stopniu zbudowane są dzisiejsze trendy. Jeśli natomiast za kolejne 10 lat zobaczę na sklepowej półce kolejne wydanie debiutu Nasa, przejdę koło niej bez zastanowienia. Oryginał, jedna reedycja — to dopuszczalna norma. Cała reszta zaczyna dziwnie pachnieć chęcią wyłudzenia pieniędzy od fanów.

Komentarze

komentarzy