BadBadNotGood
III (2014)
Innovative Leisure
Niezależnie od tego czy gra się wolne improwizacje, czy przeprogramowuje się na język jazzu rapowe przeboje, czy ma się 75, czy 20 lat — w jazzie ponad wszystko liczy się ekspresja. Natchnienie i życie powinny tętnić w każdym pojedynczym dźwięku, by eksplodować w zachodzącej między muzykami synergii. O to chodzi w jazzie.
Tymczasem na swojej trzeciej płycie młodzi muzycy z Toronto jakby powoli zaczęli się wycofywać z realizacji freakowych nu-jazzowych pomysłów, które przecież na tym krążku dopiero miały się objawić w pełnej krasie. III wypełnia solidna, ale przytłaczająco zachowawcza fuzja jazzu i downtempo na hip-hopowych bitach. BBNG tym razem postawili wyłącznie na autorskie kompozycje, które, warto dodać, w większości przypadków oparte są na niejazzowych wzorcach kompozycyjnych, gdzie zwrotki przeplatają się z refrenami. Temu zresztą nie można się dziwić, bo trio od samego początku reprezentowało zupełnie inne podejście, niż wymagałyby od nich tego akademickie standardy, co było i nadal jest ich największym kapitałem. Jeśli ktoś ma naprawdę wprowadzić jazz w XXI wiek, tzn. zainteresować nim pokolenie uzależnionych od aplikacji w swoich iPhone’ach nastolatków, to właśnie BadBadNotGood.
III jest płytą niesamowicie frapującą, bo z jednej strony nie da się odsądzić chłopaków od kunsztu, wrażliwości czy prawdziwie jazzowego zacięcia, a z drugiej krążek zdają się wypełniać jazzowe hiciorki — nie piosenki, a numery, które ze swoją młodzieżową rytmiką i strukturą mogłyby bez przeszkód wypełnić playlisty bardziej liberalnych stacji radiowych dla młodych. Tylko posłuchajcie pędzącego przez stylistyczne zakręty, nieprzyzwoicie przebojowego „Since You Asked Kindly” czy następującego po nim dudniącego, wręcz trapowego, a przy tym awangardowo połamanego „CS60”. To wcale nie zaskakujące, ale jednak wciąż zupełnie nietuzinkowe w jazzowym świecie, podejście do materiału na III zostaje jednak skonfrontowane z odczuwalną (a obecną już w jakimś stopniu na poprzednich płytach grupy) dozą dystansu rozumianego jako kurczowe trzymanie się ścisłej determinacji programowej wykonywanej muzyki. I właśnie z uwagi na to jakże istotne zahamowanie w ekspresji, pomimo oczywistych atutów, nie ma ani rewelacji, ani rewolucji.
Komentarze