Santigold
99¢ (2016)
Atlantic
Okładka trzeciego krążka Santigold to najweselszy obrazek z całej dyskografii wokalistki, co ma również przełożenie na warstwę muzyczną nowej płyty. Świeżo upieczona mamuśka stwierdziła: „jeśli mam robić to do końca życia, muszę mieć z tego ubaw!”. Nie oznacza to jednak, że Santi poszła w stronę wszędobylskiego popu, miałkiego R&B czy alternatywy, która przykuwa uwagę głównie młodszych i mniej obeznanych słuchaczy. Wręcz przeciwnie — rozwiązania na 99¢ wielokrotnie wymykają się spod kontroli, irytując swoimi niedoskonałościami potencjalnych fanów. Ale to właśnie za ten nieporządek i chaos pokochaliśmy Santigold. I nie inaczej jest tym razem.
Krążek otwiera pulsujące „Can’t Get Enough of Myself”, które z miejsca zarysowuje naturalny rytm wydawnictwa. Jeszcze spokojnie dzieje się w inspirowanym jamajskim klimatem „Big Boss Big Time Business”, ale przy kolejnym numerze — „Banshee” Santigold jedzie już po całości, prezentując cały przekrój lukrowanych dźwięków i podsycając naiwny charakter singla dziecięcym chórkiem. I choć uwodzicielskie rytmy czy elegancki trap na 99¢ mogą sugerować, że to płyta z serii „lekkie, łatwe i przyjemne”, artystka skupiła się w swoich tekstach na szeroko pojętym konsumpcjonizmie i skomercjalizowaniu świata. Płyta 99¢ sama w sobie jest przekazem — Santigold daleka jest od zamykania się w jakichkolwiek ramach, a już na pewno nie można o niej pisać jako o produkcie przemysłu muzycznego.
Druga część płyty zagęszcza się w warstwie produkcyjnej, spychając Santigold w rejony bardziej elektroniczne i mroczne, znane ze wspaniałego debiutu artystki. „Walking in a Circle” czy „Who Be Lovin Me” z genialnym gościnnym udziałem iLoveMakonnen to układ w stronę dzisiejszej sceny PBR&B, podczas gdy „Rendezvous Girl” czy „All I Got” przywołują na myśl radiowe hity rockowych kapel z lat 90. Dziwnym trafem, różnobarwne inspiracje łączą się w spójną, melodyjną, a nawet i taneczną całość. 99¢ pewnie więc przysporzy wokalistce nowych sympatyków, nie naruszając jednocześnie sympatii starych. Jestem pewna, że materiał będzie królował na tegorocznych letnich festiwalach. Sama z chęcią wybrałabym się na jeden z koncertów. Co innego mogłoby bowiem jeszcze bardziej może podkreślić szaleństwo i magię tego wydawnictwa?
Komentarze