Wydarzenia

Recenzja: Esperanza Spalding Emily’s D+Evolution

Data: 15 marca 2016 Autor: Komentarzy:

esperanza-spalding-emilys-d-evolution-album-stream

Esperanza Spalding

Emily’s D+Evolution (2016)

Concord Records

Napisać, że na swojej nowej płycie Esperanza Spalding przeszła pewną ewolucję byłoby banałem. Przecież już sam tytuł wyraźnie sugeruje, że coś jest na rzeczy. Niemniej jednak dla części fanów wokalistki jej piąty krążek może okazać się nie lada zaskoczeniem. Na Emily’s D+Evolution artystka coraz bardziej odchodzi od ściśle rozumianego jazzu, a wchodzi w rejony do tej pory w jakimś sensie dla siebie nieodkryte.

Poprzednie dokonania Spalding w większości aż kipiały od kontrabasowych zagrywek czy, chociażby na ostatniej płycie, soulowych, dość przystępnych dla ucha rytmów. Wszystko mieściło się jednak w pewnej jazzowej konwencji. Emily’s D+Evolution to obrót praktycznie o sto osiemdziesiąt stopni. Na czym polega tytułowa ewolucja? Artystka przedstawia nam postać Emily — swoje alter ego, które artystycznie idzie w inną stronę niż Esperanza. Teraz jest mocniej, bardziej gitarowo, jak w otwierającym album „Good Lava”, rockowo wręcz, bo instrumentalnie to właśnie gitara elektryczna króluje w dużej części numerów na płycie. Zastanawiałem się, czy jakiekolwiek porównania np. do Red Hot Chilli Peppers i innych tego typu grup są tu w ogóle uprawnione, ale, jak mówi sama artystka, pomysł na postać Emily i jej muzyczną duszę zrodził się po obejrzeniu dokumentu o rockowym perkusiście Gingerze Bakerze, może więc coś jest na rzeczy. Na płycie bywa oczywiście też nieco spokojniej — trochę balladowo, jak w przypadku „Noble Nobles”. Tu i tam mówiło się o porównaniach do Prince’a, ale przyznam szczerze, że ja za bardzo ich nie dostrzegam. Podejrzewam bardziej, że Spalding była pod silnym wpływem ostatnich dokonań Janelle Monáe i to gdzieniegdzie słychać. Szczerze mówiąc, nie obraziłbym się, gdyby kobieta-android wystąpiła gościnnie w kilku numerach, bo idealnie pasowałaby np. do takiego „Judas”. Ale Janelle lubi uciekać w elektronikę, a Esperanza stawia jednak na tradycyjne instrumentarium. Oczywiście naleciałości poprzednich płyt są, jak chociażby w „Elevate or Operate”, ale przede wszystkim jest to wyraźnie słyszalne w samym wokalu — sposobie śpiewania, który jest, jak dla mnie, wyraźnie jazzowy i niejednostajny, bo artystka lubi bawić się głosem, zmieniać tempo, a to jeszcze bardziej uatrakcyjnia i tak już świetne piosenki. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy do czynienia z nową jakością w jej twórczości — koniec końców wszystko brzmi przecudnie. Jest teatralnie, wielowymiarowo — raz na pierwszy ogień idzie wspomniana gitara elektryczna, innym razem na czoło wysuwa się bas idealnie współgrający z głosem artystki.

Tematycznie Esperanza nigdy nie ociera się o banał, w ciekawy sposób opisuje to, co chce w danym momencie przekazać. Na Emily’s D+Evolution zwraca się w stronę tematów duchowych — przedstawiając swoją wizję relacji między Ziemią a Niebem, stara się przekonać słuchacza do swojego wyobrażenia miłości, bez sztywnych reguł i ról, jakie na co dzień przyjmujemy w relacjach damsko-męskich, czy motywuje do spełniania marzeń. Poza tym nie stroni od tego, by krytykować to, na jakich wartościach stoi dzisiejszy świat. Idzie momentami w stronę poezji, ale np. w „I Want It Now” mówi prosto z mostu, czego chce. Wielowymiarowa warstwa muzyczna połączona z dobrymi tekstami zaśpiewanymi na jazzowo sprawia, że zanurzamy się w jedną wielką jazz-rockową czy może nawet funk-rockową operę.

Nie jest to łatwy materiał. Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z „Good Lava”, jeszcze na długo przed premierą całego materiału, trudno było mi się przekonać do tego numeru, ale gdy już postanowiłem dać szansę całości, z każdym kolejnym przesłuchaniem album zyskiwał w moich uszach i teraz wracam do niego z wielką przyjemnością. Cieszy to, że pomimo dużej już przecież popularności Esperanza Spalding nie poszła na łatwiznę. Mogłaby przecież nagrać dużo prostszą płytę zrobioną pod masowego słuchacza, bo w końcu ludzie ją znają, więc dlaczego by się im nie przypodobać? Pozostała jednak wierna sobie i nagrała kolejny świetny krążek, który zaskakuje już od pierwszej nuty i pokazuje, że ewolucja jest obecna nie tylko w tytule, ale również w zawartości. Już teraz to jedna z najlepszych płyt w tym roku.

Komentarze

komentarzy