Miało być krwistoczerwono, ale ostatecznie pożyczyliśmy odrobinę bardziej uniwersalnego majtkowego różu z okładki The Love Below od André 3000. Dziś święto zakochanych, czyli w amerykańskim rozumieniu — romantycznych kolacji poprzedzonych seansami Ciemniejszej strony Greya. I hej, nie zrozumcie nas źle, to super. To jednak też dobra okazja, by prześledzić bogatą soulową tradycję utworów o rozstaniu, zdradzie, wreszcie zemście i przebaczeniu. Jeśli więc zamierzacie spędzić ten wieczór inaczej, mamy dla Was szeroki wachlarz antymiłosnych piosenek. Cała plejlista na dole wpisu, a poniżej kilka hajlajtów.
Marvin Gaye
(1978)
Chociaż Marvin Gaye kojarzy się raczej z materiałem hmm… pro-walentynkowym, to nie zabrakło w jego repretuarze znakomitych piosenek o miłosnych rozczarowaniach. Wydany w 1978 roku „rozwodowy” album Here, My Dear to w zasadzie kompendium rozstawionej piosenki soulowej. Każdy z utworów na nim zawartych mógłby trafić do tego zestawienia jako manifestacja wszelkich możliwych stanów człowieka z ciężkim przypadkiem złamanego serca. Paranoja, gniew, zagubienie dają znać o swej potędze, ale paradoksalnie najmocniej trafia do mnie przedstawiona w „Is That Enough” progresywnie trawiąca artystę apatia. Obojętność Marvina na emocjonalne bodźce osiąga szczyt kiedy wyprany mentalnie muzyk przerywa narrację nazywając całą sytuację bzdurą i zapala w studiu jointa. Chwila katharsis na albumie, choć sarkastyczna troska o sytuację byłej żony wciąż przebrzmiewa pełnym goryczy echem. Chojny — Chojny
TLC
(1999)
Obok „Silly Ho” to jeden z najbardziej niedocenionych numerów na opus magnum TLC Fanmail. Kawałek zainspirowany innym sztosem, czyli „What About” Janet Jackson, to jeden wielki środkowy palec wymierzony w stronę chłopaków, o których nawijały dziewczyny w „No Scrubs”. Szokujące zmiany tempa, pulsujący bit, T-Boz nucącą pod nosem I love to love you baby, zwariowana zwrotka Left Eye i gdzieś tam Chilli schowana w chórkach. Sto procent TLC w TLC. Także moje drogie — złoto, a nie platyna; obniżanie standardów, jeśli chodzi o facetów, jeszcze żadnej nie wyszło na dobre. — Eye Ma
Outkast
(2003)
W tym niezwykle przebojowym numerze z albumu Speakerboxxx/The Love Below André 3000 i Big Boi rozprawiają się ze szkolną pięknością o imieniu Caroline. Początkowo omamiła ich swoją urodą i być może złamała nawet serce, ale po bliższym zapoznaniu się z jej intencjami, w odpowiedni dla siebie sposób pokazują jej miejsce w szeregu. O ile Andre w charakterystyczny dla siebie, poetycki sposób porównuje ją do nie koniecznie pachnącej róży i wysyła ją z powrotem na Marsa, to Big Boi jak zawsze jest bardziej konkretny i ze świadomością tego, że „she’s got a hottie’s body but her attitude is potty” a jedyne, o co jej chodzi to materialne rzeczy, nie poprzestaje na dalszym podrywie, zachowując jednak ciągle zdrowy rozsądek i chłodną głowę. 1:0 dla gracza. — Efdote
„What Goes Around…/…Comes Around”
Justin Timberlake
(2006)
Historia lubi się powtarzać, a karma zawsze wraca ze zdwojoną siłą. Z tego założenia wyszedł również Justin Timberlake, nagrywając swój trzeci singiel z płyty FutureSex/LoveSounds. Mniej popularny od „SexyBack”, ale doceniony przez krytyków, wbija ostrą szpilę kobietom, które zdradziły i zostawiły swoich facetów dla innych lovelasów, a później płaczą, że to jednak nie było to. Kawałek opowiada więc o nieszczęśliwej miłości, a sam Justin wymierzył go w stronę którejś ze swoich kobiet. Nie wiadomo jednak której, bo artysta nie zdradził szczegółów, a krążących plotek jest mnóstwo. — Forrel
Jazmine Sullivan
(2008)
Sam nie wiem dlaczego, ale choć nie wracam zbyt często do wydanego w 2008 roku (i trzeba zaznaczyć — bardzo udanego) debiutanckiego krążka Jazmine Sullivan, moim pierwszym, i jak wciąż myślę, trafionym w punkt, skojarzeniem z odwetową walentynkową plejlistą było właśnie otwierające album „Bust Your Windows”. Sullivan może i ma do dyspozycji kij bejsbolowy i ostrą amunicję, ale pomimo śmiałych deklaracji, z pomocą Salaama Remiego udaje jej się załatwić całą sprawę w białych aksamitnych rękawiczkach. Remi wyczarował dla niej doowopujący bit przełożony filmowymi smyczkami, a Sullivan wykonała tu kawał wokalnej ekwilibrystyki — jest kunsztowna, autentyczna, ale nigdy melodramatyczna. — Kurtek
Mayer Hawthorne
(2009)
Kawałków, w których kobiety dają kosza facetom, były setki, a może nawet tysiące, pewnie nawet dziesiątki tysięcy jeżeli weźmiemy pod uwagę aboslutnie wszystkie. Faceci raczej takich utworów nie grają, a jeżeli już to robią, to na pewno nie z taką klasą jak Mayer Hawthorne. Nasz przyjemniaczek ze Stones Throw niesamowicie gładko i chłodno kończy relację ze swoją nie do końca ukochaną, muzycznie przenosząc lata 70. w XXI wiek. I chociaż relacje nie zawsze muszą zagrać, tak ten singiel w anty-walentynki zagrać wypada, najlepiej na winylu w kształcie serca, na którym się ukazał.. — Richie Nixon
Childish Gambino
(2011)
Zakończone związki mają to do siebie, że chemia niektórych z nich nie ginie. Pytanie tylko, czy w relacji duchowej dwóch osób czy fizyczna… U Donalda Glovera nie do końca wiadomo, bo swoją byłą zdaje się nienawidzić i kochać jednocześnie, a która ma już nowego faceta. Jemu też się oberwało. Zresztą, Gambino ma obsesję na jej punkcie, śledząc ją i pojawiając się w najmniej oczekiwanych momentach i próbując sprawdzać, czy nadal mają przed sobą przyszłość poprzez seks. Tak czy inaczej, numer ten nie napawa ani romantycznością, ani optymizmem. — Kuba Żądło
Tyler, the Creator
(2013)
“I fucking hate you, but I love you / I’m bad at keeping my emotions bubbled / You’re good at being perfect, we’re good at being troubled” — kiedy Tyler, the Creator rapuje te wersy w refrenie “IFHY” od razu staje się jasne, że nie będziemy mieli tu do czynienia ze słodką, miłosną piosenką. Wręcz przeciwnie, singiel pochodzący z wydanego w 2013 roku Wolf to skierowana w stronę niedoszłej dziewczyny pasywno-agresywna tyrada, podczas której lider Odd Future wyznaje jej “you’re perfectly perfect for me”, by za chwilę stwierdzić , iż z nieskrywaną przyjemnością zakończyłby jej żywot poprzez uduszenie. Wszystko to przyprawione świetnymi chórkami Pharrella i podane na szalonym, aczkolwiek mającym w sobie coś pięknego podkładzie wyprodukowanym przez Tylera we własnej osobie. — Jędrek
„Send My Love (To Your New Lover)”
Adele
(2015)
Chyba większość z nas przeżyła miłość, która miała być tą jedyną, wielką i ostateczną z perspektywą obrączki na palcu. No, ale jak to w życiu bywa, on znalazł inną, ona znalazła innego, a po wielkich słowach został nieprzyjemny niesmak w ustach. Jednak czy jest po czym płakać jeśli ta druga strona nie dotrzymywała nam kroku, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że stać nas na coś znacznie lepszego, że zasługujemy na więcej? Zamiast płakać trzeba świętować i razem z Adele wysłać najszczersze pozdrowienia do nowych drugich połówek naszych byłych niedoszłych (dzięki Bogu!) mężów i żon. — KarolinaBo
Action Bronson feat. Chance the Rapper
(2015)
Ten numer ma tak pozytywny wajb, ale… nie o to tutaj chodzi. Bronson wraz z Chance’m przejechali się po swoich ex-wybrankach na pełnym stylu. Gruby kucharz bardziej skupił się na tym jak mu się teraz dobrze wiedzie i czego adresatka (adresatki?) tego numeru może żałować, natomiast The Rapper bez ogródek wymienił w swojej szesnastce „klątwy egipskie” jakie życzy byłej pannie i to właśnie zwrotka gościa jest esencją Baby Blue. Fantastyczny klimat, świetna muzyka od Marka Ronsona i teledysk, który jest jednym wielkiem follow-upem do filmu „Książę w Nowym Jorku”. Wszystko w tym numerze jest sztosem. — Kulek
I hope your titties all saggy in your early 20’s
I hope there’s always snow in your driveway
I hope you never get off Fridays
And you work at a Friday’s that’s always busy on Fridays
Komentarze