Wydarzenia

Kanye West z singlem zapowiadającym nową płytę!

Data: 30 czerwca 2020 Autor: Komentarzy:

Nadchodzi God’s Country

KANYE ALERT! Ye podzielił się ze światem swoim nowym singlem „Wash Us in the Blood” zapowiadającym jego nadchodzący album God’s Country. Na tracku udziela się również Travis Scott, ale nie mrugajcie, jeżeli nie chcecie go przegapić…

Po małych snipettach albumu mówiło się o fuzji industrialnego minimalizmu spod znaku Yeezusa oraz głęboko spirytualistycznego przekazu i tematyki Jesus is King, co wielu fanom już mogło zaostrzyć apetyt, zważywszy na fakt, że najciekawszymi, najbardziej kontrowersyjnymi wcieleniami Ye są właśnie te oparte na mocnych kontrastach mroku i światła, hedonizmu i świętości czy introwersji i gwiazdorstwa. Finalny produkt rzeczywiście zapowiedzi te spłaca z nawiązką. Dostajemy zatem surowe, nokturnalne beaciwo z zawodzącymi liniami syntezatorów i plemiennymi, rytualistycznymi perkusjonaliami, a na nim mechanicznego, robotycznego Kanye w swojej futurystycznej odsłonie, ale wszystko pozostaje w obrębie przemyśleń na temat duchowości, wiary i potrzeby zwrotu w kierunku wiary w tak trudnym dla Ameryki okresie. Przyznać trzeba, że błagalna modlitwa o obmycie w krwi wydaje się wspaniale eksplorować zarówno brutalny charakter najbardziej odklejonych fantazji Ye, jak i realizować religijne unoszenia twórcy. Niestety, wraz z zaletami obu płyt „Wash Us in a Blood” wydaje się kopiować także ich przywary. Yeezusowa powtarzalność i pozorujące głębie refleksji teksty odciskają swoje piętno na takich grach słownych jak „Kanye- Calm-Ye”, a z Jesus is King powielona zostaje surowa, demówkowa jakość produkcji, której konsekwentne trzymanie się dziwi o tyle, że przysporzyła przecież największych kontrowersji na poprzednim albumie. Szczególnie zaskakująco wypada to ze świadomością, że w produkcje i mix zamieszany był nie kto inny jak Dr Dre, ale najwidoczniej jest to nowa estetyka będąca składową wizja Kanyego na swoją nową osobowość. Całość jednak przez to zwyczajnie nie uderza tak mocno i bezkompromisowo jak mogłaby. Całości towarzyszy nakręcony w większości telefonem komórkowym teledysk w duchu Westowskiego postmodernizmu składający się na kolaż niepokojących, zniekształconych ujęć walk ulicznych, streamów z gier, występów telewizyjnych i teledysków Travisa Scotta.

Czy zatem nowy singiel Kanye jest idealny? Mogłoby być o niebo lepiej.
Czy jesteśmy dalej podekscytowani całą ideą? Hell Yeah… (or hell-ye, amiright?)*

*przepraszam…

Komentarze

komentarzy