MC Melodee & Cookin’ Soul
Passport Pimpin (2016)
Vinyl Digital
MC Melodee nigdy nie była raperką, która ślepo podążała za trendami. Artystka pozostawała w strefie działań, którym zdecydowanie bliżej było do nowojorskiego rapu z lat 90-tych, choć nie mam tu na myśli inspiracji Lil’ Kim czy Foxy Brown, niż do obecnych fuzji hip hopu z elektroniką, którą prezentują przykładowo Lady Leshurr, Angel Haze czy Azealia Banks. Zawsze był to wachlarz rozwiązań zaczerpnięty od Mobb Deep, Nasa, Wu Tang Clanu czy Notoriousa B.I.G. Innymi słowy — stara szkoła. Wyglądało na to, że na przestrzeni lat Melodee znalazła swoją niszę i z powodzeniem kontynuowała te założenia przy trylogii epek wydanych w 2014 roku. Rzecz nie zmieniła się przy premierze Passport Pimpin — krążka, który MC Melodee nagrała wspólnie z hiszpańskim duetem producenckim Cookin’ Soul.
Motywem przewodnim płyty, jak może sugerować już sam tytuł, są szeroko pojęte podróże, a tych raperka odbyła już w swoim życiu kilkadziesiąt, grając m.in. w Stanach Zjednoczonych, Meksyku i Tajlandii. Doświadczenia zatem nie brakuje, choć trudno pisać o singlu „Place Is Lit” jako o żeńskim odpowiedniku „Travellin’ Man” Mos Defa. Pomimo tego, to wciąż i tak nie najgorszy moment na płycie, która skomponowana jest nadzwyczaj nierówno. Obok relaksującego „Passport Pimpin”, które doskonale definiuje filozofię odświeżonej złotej ery rapu, zbyt często spotykamy się z kawałkami, które można podsumować hasłem: gdzieś już to słyszałam. Jasne, Cookin’ Soul od dawna znani są z tego, że posiłkują się sztandarowymi samplami z klasyków, jednak brakuje tutaj świeżości i polotu. Nie zapominajmy, że to nie mikstejp, a pełnoprawny długogrający krążek, od którego wymaga się naturalnie czegoś więcej. Tu wszystko jest jakby ulotne, krótkotrwałe, na chwilę. Nagrodą za przebrnięcie przez nużące „Up & Down”, suche „So Wavy” czy zbyt leniwe „Tricky” jest natomiast mocna końcówka tego wydawnictwa — gorący letniak „Disco Dip” z marzycielskim podkładem, niezwykle refleksyjne i solidne „Terrible Thing to Waste” oraz bangerowe, silne uderzenie w postaci niemalże fristajlowego „Spectacular”. Wszystkie te trzy numery znane nam były wcześniej i pomimo upływu lat, nie straciły na wartości.
Passport Pimpin jest w dużej mierze tym, czego moglibyśmy spodziewać się po tej kooperacji, choć cały czas odnoszę wrażenie, że można by w ten projekt pchnąć więcej życia. Zrobić to z większą rozwagą, unikając efektu nieporządku i chaosu, nierówno rozłożonych ścieżek i zmęczenia materiału. Być może jednak cały ten bałaganiarski zamysł, niemrawy koncept i zużyta zawartość to właśnie rzeczywistość wyrażona zwrotem „życie na walizkach”.
Komentarze