Wydarzenia

Recenzja: Dornik Dornik

Data: 22 sierpnia 2015 Autor: Komentarzy:

Dornik

Dornik (2015)

PMR Records

Dornik na swoim debiutanckim krążku z wyczuciem starego wyjadacza zmieszał subtelny neo-soul z pochodnym chillwave’owi miejskim popem. Miejskim jednak nie w znaczeniu urban popu, ale city popu, który w latach 80. opisywał w Japonii specyficzną mieszankę tamtejszego technopopu (a naszego synthpopu) z funkowym vibe’m i elementami smooth jazzu i AOR. I tę niezwykłą atmosferę na swoim krążku ćwierć wieku później z dużą wprawą odtwarza właśnie Dornik. Podopieczny Jessie Ware jednak nie pozwala nudzić się słuchaczom, przybierając rozmaite maski — rozpoczyna mocno („Strong”) niemal bezpośrednim cytatem rytmicznym z innej wschodniej stylistyki lat 80. techno-kayo, w wybijającym się singlowym „Stand in Your Line” eksploruje syntezatorowy funk spod znaku Dam-Funka, a w kolejnym hajlajcie krążka — na swój sposób enigmatycznym „Mountain” — zaczyna, niezbyt pewnie, od imitacji Michaela Jacksona, by jednak zakończyć mistrzowską żonglerką stylami, podczas której udaje mu się ukryć progresywnie wplecione gitary i stylizowany wokal pod syntezatorowym mechanicznym motywem. Inspiracje Jacksonem przesiąkają zresztą przez wszystkie warstwy płyty, począwszy od zaczerpniętej od Króla Popu maniery wokalnej, a na specyficznej melodyce części refrenów skończywszy. Także różnorodne, zaskakująco koherentne brzmienie krążka bierze swój początek z królewskiego rogu obfitości. Dornik jednak czerpie z tego dziedzictwa w sposób kreatywny — dodając, odejmując, dzieląc i mnożąc. Efekt? Najbardziej nienachalny wakacyjny krążek tegorocznego lata.

Komentarze

komentarzy