Wydarzenia

30s

Nowy teledysk: Miley Cyrus „Tongue Tied”

MileyCyrus-TongueTied-04Nie sądziłem, że kiedykolwiek spodoba mi się utwór Miley Cyrus, raczej nic tego nie zapowiadało. Dlatego broniłem się przed tym jak mogłem, odsłuchując „Tongue Tied” chyba kilkanaście razy, by ostatecznie przyznać jednak, że TEN NUMER JEST NIEZŁY. Pod względem produkcji jest to zupełnie inny świat od tego, którym gwiazdka Disneya częstowała nas dotychczas, a i sama Miley nie brzmi tutaj irytująco. Kolejny plus wędruje do ludzi od teledysku, bo wykonali kawał naprawdę dobrej roboty. Co prawda na pierwszym planie nadal jest ta narzucająca się nagość wokalistki, jej wizerunkowy znak rozpoznawczy, za to już sam montaż poszczególnych ujęć przywołuje na myśl choćby zacne klipy z ostatniej epki FKA Twigs. Czyżby naczelna skandalistka młodszego pokolenia popkultury miała jednak dobre intencje? Czy może należy traktować to jedynie jako małe, aczkolwiek miłe odstępstwo od normy i nie doszukiwać się jakiegoś muzycznego nawrócenia? Zapewne czas pokaże, póki co sprawdźcie, czym zaskoczyła nas tym razem.

EDIT: To było jednak zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Okazuje się bowiem, że muzyka podłożona pod gimnastykującą się Miley Cyrus to w oryginale numer „Stockholm Syndrome” autorstwa 30sZOEE. Klip z kolei powstał przy współpracy z portalem NOWNESS, a za jego reżyserię odpowiedzialny jest Quentin Jones. Założycielka magazynu Adult, Sarah Nicole Prickett, która w tym przedsięwzięciu również maczała palce, wyjaśnia, że klip w założeniu miał być bardziej ironiczny, aniżeli erotyczny, a Miley Cyrus gra w nim swoją karykaturę. Według niej, Miley nie jest byłym dzieckiem Disneya, będzie dzieckiem Disneya już zawsze. Pani Sarah idzie nawet o krok dalej i twierdzi, że sześćdziesiąt lat po tym, jak Walt Disney współpracował z Salvadorem Dali, jego fantasmagoryczne marzenia o głupkowatej niewinności i erotycznie naładowanym surrealizmie zostały właśnie wskrzeszone. Niezależnie od tego, jak to wszystko interpretować, bez dwóch zdań wszyscy wyżej wymienieni zapewnili mi dzisiaj niemałe zamieszanie. Powstały obraz najprawdopodobniej będzie towarzyszył wokalistce podczas jej tegorocznej trasy koncertowej.

Back In The Day: Benny Goodman’s Sing, Sing, Sing (With a Swing)!

Benny Goodman. Jeśli to nazwisko nie mówi Ci zupełnie nic, to należy to szybko nadrobić, bo Goodman był postacią niewątpliwie wyjątkową. Niektórzy uważają, że z jazzem i swingiem odniósł podobny sukces, co Elvis Presley z rock & rollem kilka dekad później. Goodman jest co prawda białym muzykiem, ale słuchając jego nagrań nie można oprzeć się wrażeniu, że to przecież zupełnie czarna muzyka. Zresztą sam artysta wielokrotnie gościł na amerykańskiej rhythm & bluesowej liście przebojów w latach 40tych.

(więcej…)

Back In The Day: The Ink Spots’ The Gypsy

The Ink Spots

The Ink Spots, mimo, że w owym czasie byli za oceanem bardzo popularni, obecnie, szczególnie na Starym Kontynencie, należą niestety raczej do tych zapomnianych wykonawców z przeszłości. Nie wydaje się ich największych hitów w nowych odsłonach, nie wznawia się ich największych przebojów w limitowanych edycjach, nie puszcza się ich w stacjach radiowych. Mimo, że jest co wznawiać, bo w latach 30tych i 40tych ubiegłego wieku muzyka The Ink Spots w Ameryce święciła nie lada triumfy.

(więcej…)