Wydarzenia

emily king

#FridayRoundup: Mac Miller, Mura Masa, Theophilus London i inni

#FridayRoundup

Po krótkiej noworocznej przerwie wracamy do cyklu #FridayRoundup, w którym dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych, a tych było w miniony piątek całkiem sporo — od oczekiwanego pośmiertnego krążka z nagraniami nieodżałowanego Maca Millera, przez nowe krążki Mury Masy, Theophilusa Londona i Emily King, debiut 070 Shake i kolaborację Madliba z Oh No pod szyldem The Professionals aż po kuriozalny surprise album Eminema, który zelektryzował sieć, choć wcale nie powinien.


Circles

Mac Miller

Warner

Pierwszy pośmiertny krążek Mac Millera powstawał mniej więcej w tym samym czasie co ostatnia studyjna płyta artysty, czyli rewelacyjne Swimming i z założenia tworzyć miała spójną całość zatytułowaną Swimming in Circles. Tragiczna śmierć przerwała jednak proces tworzenia tego wydawnictwa. Po śmierci Malcolma rozpoczęte już szkice utworów postanowił ukończyć Jon Brion, czyli amerykański multiinstrumentalista oraz producent, znany, chociażby z wielu ścieżek dźwiękowych, ale również udziałów przy produkcji utworów dla takich artystów jak m.in. Beyonce, Frank Ocean, Janelle Monáe czy Kanye West. Muzyk współtworzył już wcześniej kilka utworów ze wspomnianego wcześniej Swimming i brał czynny udział w tworzeniu pomysłów na album Circles. Bazując na tym, co już powstało oraz na rozmowach, podczas których omawiali wspólne wizje tego, jak wyglądać ma końcowy efekt, doprowadził on wszystko do końca. Jeżeli dorzucimy do tego jedne z najbardziej osobistych tekstów rapera, otrzymamy bardzo smutne, ale jednocześnie przepiękne pożegnanie z fanami, które nie jest kolejnym, napchanym przypadkowymi udziałami gości, krążkiem stworzonym po śmierci artysty, ale pełnoprawnym i w dodatku znakomitym krążkiem. — efdote


R.Y.C

Mura Masa

Universal / Polydor / Anchor Point

Drugi album Mura Masy jest zupełnie inny od swojego poprzednika, którego warstwa muzyczna opierała się na marimbie, a całość była znacznie bliższa czarnym brzmieniom. R.Y.C (Raw Youth Collage), zgodnie z zapowiedzią, to mieszanka wszelkiej elektroniki lat 90. i gitar. Również wybór gości jest bardziej eklektyczny. Z jednej strony pojawia się tu Slowthai, z drugiej indie rockowy zespół Wolf Alice albo łagodna Clairo czy Tirzah. Chodzi tu przede wszystkim o powrót do przeszłości, pewną nostalgię i ucieczkę przed teraźniejszością. Decyzja o pójściu w tym kierunku muzycznym była dość ryzykowna. Sprawdźcie, jak Alex sobie z tym poradził. — Klementyna


Bebey

Theophilus London

My Bebey / Independently Popular

Mało kto chyba jeszcze pamiętał, że Bebey, zapowiadany od 2016 roku następca Vibes sprzed aż sześciu lat, wciąż jest na liście potencjalnych premier. Wtedy właśnie ukazał się fantastyczny new-wave’owy singiel „Revenge” z Arielem Pinkiem, który wieńczy tę niecodzienną płytę, na której znalazło się miejsce dla Raekwona, zaskakująco wyciszonego post-rapowego Lil Yachty’ego i dwóch świetnych duetów z Kevinem Parkerem z Tame Impali, spośród których jeden jest reinterpretacją klasycznego nigeryjskiego boogie z lat 80. Na Bebey urodzony na Trynidadzie London kreatywnie żongluje gatunkami we właściwy sobie sposób. To jazda po wertepach ze znakomitymi momentami. — Kurtek


Modus Vivendi

070 Shake

GOOD / Def Jam / UMG

Wyczekiwany debiut 070 Shake Modus Vivendi to muzyczna oprawa postapokalipsy, ale bardziej w wydaniu romantycznym niż futurystycznym. Oto potomkini Teyany Taylor ląduje w kapsule Dragon 3.19 na Marsie. Wciąż jednak odczuwa emocje tak samo jak jej przodkowie. A są to emocje godne GOOD Music: tęgie gitarowe riffy, pompatyczne elektro, odrobinę plemiennej rytmiki, no i Auto-Tune’a, który w 2070 jest zaadoptowany do tego stopnia, że stanowi pełnoprawny substytut naturalnego wokalu. Zamiast gości do swojej kosmicznej kapsuły 070 Shake zabiera cytaty z Debussy’ego czy Bena E. Kinga. Oś centralną Modus Vivendi stanowi połączenie syntetycznego pop rapu i R&B, rozmyte w chmurze dźwięków. Być może zbyt rozmyte (co mnie osobiście przypomina wspomnianą Teyanę Taylor z K.T.S.E., płyty sprawiającej niekiedy wrażenie mniej dopracowanej od strony producenckiej), ale i niepozbawione nadziei na przyszłość. — Maja


Sides

Emily King

ATO / PIAS

Najnowsza propozycja nowojorskiej artystki Emily King zawiera zbiór jedenastu wyselekcjonowanych z dotychczasowej twórczości utworów, zaaranżowanych na wersje akustyczne. Za produkcję albumu Sides odpowiada J. Most, a wokalnie artystkę wsparła Amerykanka Sara Bareilles, z którą Emily obecnie koncertuje. Całość krążka jest bardzo płynna, utrzymana w klimacie popu i rocka z lat osiemdziesiątych, z domieszką współczesnego R&B i lekkim tchnieniem jazzu. A wszystko dzięki różnorodności instrumentów wiolonczeli, smyczków, pianina, gitary, czy perkusji, wysuwających się zdecydowanie na pierwszy plan. Jednak elementem spajającym wszystkie szczegóły jest delikatny wokal King, który w instrumentalnych wersjach dotychczas znanych kompozycji, brzmi delikatnie i niezwykle kojąco. — Forrel


The Professionals

Madlib & Oh No

Madlib Invazion

Madlib i Oh No w końcu wydali wspólny album. Na przestrzeni lat współpracowali ze sobą rzadko, np. na The Disrupt — solowym debiucie młodszego z braci Jackson, a nazwa The Professionals, jako ich projektu, pojawiła chociażby dwanaście lat temu na producenckim krążku Madliba WLIB AM: King of the Wigflip. Przy natłoku płyt jakie panowie rocznie wypuszczają nie powinno dziwić, że właściwy krążek duetu ukazał się dopiero teraz. Taki pomysł na projekt sugerowałby, że dostaniemy coś w stylu drugiego Jayliba, przynajmniej jeśli chodzi o strukturę materiału — Madlib rapujący na bitach brata i odwrotnie, albo obydwaj bracia rapujący we wszystkich numerach, ale produkcją dzielący się po połowie. Tak nie jest. Madlib odpowiada tu za bity, Oh No za rap. Całość zawiera trzynaście numerów a gościnnie pojawiają się między innymi Chino XL i Elzhi. Cóż, Oh No nigdy nie był mistrzem mikrofonu, świetnie sprawdzał się za to jako producent, więc szkoda, że i jego bitów tutaj nie usłyszymy, ale i tak jestem bardzo ciekawy jaki wyszedł finalny efekt tej współpracy. — Dill


Music to Be Murdered By

Eminem

Interscope / Shady / Aftermath

Kuriozum. To określenie przyszło mi na myśl w trakcie słuchania najnowszego krążka (ex)legendy rapu z Detroid i nie chciało dać się zastąpić jakimkolwiek innym. Nie pomagała w tym, oczywiście, sama płyta, która kolejnymi abominacjami tylko jeszcze bardziej legitymizowała ten opis, serwując ciężkostrawną mieszankę hipokryzji, taniej kontrowersji i przeforsowanych rozwiązań producenckich. Emenems nagle zapomina o swoich korzennych manifestach i zaprasza do gościnnego udziału Young M.A. (bo przecież jak już zapraszać młodą szkołę to tylko tych obrzydliwie miałkich i niewyrazistych graczy) i próbuje wycisnąć trochę hajsu z żałoby po Juice Wrldzie (bo jak już bezcześcić swoje dziedzictwo, przy okazji można zahaczyć o spuściznę innych artystów). Oprócz tego dostajemy wyjątkowo patetyczną i leniwą interpolację „Sound of Silence”, gościnkę rudego barda (wiadomo którego), obrzydliwe, misoginistyczne podśmiechujki z molestatorskim podtekstem (She’s like „That’s harassment,” I’m like „Yeah, and?” mmm, pycha) i desperackie próby ratowania wizerunku generycznymi tematami przeżutymi i wyplutymi we wcześniejszej twórczości (kliszowy „Stepfather”, patetyczne „Leaving heaven”). Wisienką na torcie jest obleśny punchline o zamachu w Liverpoolu na koncercie Ariany Grande i mamy zarówno najgorszą część boomerskiej trylogii Eminema i poważnego kandydata na najgorszy album tego roku. — Wojtek


Wszystkie wydawnictwa wyżej i pełną selekcję tegorocznych okołosoulowych premier znajdziecie na playliście poniżej.

Nowy teledysk: Emily King „The Animals”

emily king

Choć Emily King występowała przed Floetry, Nasem, Johnem Legendem czy Alicią Keys, a ponadto była nominowana do nagrody Grammy – z całą pewnością należy do grona tych artystów, o których nadal mówi się za mało.

29-latka z Nowego Jorku kilka razy była już wspominana na łamach Miski między innymi przy okazji wydania swojego pierwszego krążka długogrającego. Teraz wokalistka i autorka tekstów jest w trakcie podgrzewania atmosfery przed premierą następcy East Side Story — The Switch, który dane nam będzie usłyszeć 29 czerwca (całe szczęście, że nie padło na gąszcz majowych wydawnictw!). Album promuje utwór „The Animals”, w którym Emily traktuje o nie najlepszych doświadczeniach, jakimi są zawody i rozczarowania ludźmi. Samym brzmieniem utworu, odbiegającym od klimatu poprzednich dokonań, a także teledyskiem przepełnionym kolorowymi animacjami stworzonymi przez Tomka Duckiego, w moim odczuciu King chciała chyba podkreślić słuszność zachowania pozytywnego myślenia oraz wynoszenia lekcji z każdej życiowej sytuacji. Jako iż jest to moja życiowa dewiza, to pomimo raczej smutnego tekstu utworu, całość kupuję z miejsca i z naprawdę dużym zniecierpliwieniem wyczekuję premiery płyty tej pani, której głos znajduje się w mojej czołówce ulubionych.

Nowy utwór: Emily King „Distance”

12348_10151714229113882_1050234081_n
Halo, czy wśród czytelników Miski jest ktoś kto pamięta debiut Emily King East Side Story, wydany 7 lat temu? Ach, znowu sprawiliśmy, że poczuliście się staro… No cóż, dodamy jeszcze, że międzyczasie piosenkarka koncertowała m.in. z Jaśkiem Legendą, Floetry, Kluczykową, Eryką Badu i Emeli Sandé. Doświadczenie ma więc spore, jak się za chwilę przekonacie talent także, pora na rozgłos. Świeży kawałek Pani King, „Distance”, napawa mnie pozytywnymi emocjami. Można się rozpłynąć słuchając jej ciepłego głosu. A gdy raz już odpalicie nowy singiel, nie będziecie mogli przestać. Piękno w najczystszej postaci.

Krok w tył: José James

2q83903

Gorąco Wam? Mamy coś, co działa jak zimny kompres położony na rozgrzaną do czerwoności głowę. Satysfakcja gwarantowana!

Tym samym rozpoczynamy wielkie odliczanie do jesiennej wizyty José Jamesa w Polsce. (więcej…)

Recenzja: José James No Beginning, No End

José James

No Beginning, No End (2013)

Blue Note

Syn saksofonisty z Minneapolis ciężko pracował na swój debiut w Blue Note. Odkryty przez Gillesa Petersona muzyk miał za sobą trzy dobrze przyjęte albumy. Zamysł czwartego szkicował będąc już w pełni świadomy, że wyda go legendarna oficyna.

Pierwsze sygnały dotyczące brzmienia No Beginning, No End pojawiły się na długo przed oficjalną premierą krążka. Zyskały kilka pochwał, obyło się jednak bez zbędnego szumu. Słusznie — „Trouble” nie jest przebojowe jak „I Need Dollar” Aloe Blacca, a ”It’s All Over (Your Body)” nie podkręca temperatury w sypialni jak „Climbing” Bilala. Odpowiednie znaczenie zyskały dopiero wtedy, gdy odbiorcy zrozumieli, że singiel może być jedynie pewnym zwiastunem nadchodzącego materiału, niekoniecznie przebojem, który ma ciągnąć za sobą resztę płyty. Niełatwe jest wyprodukowanie albumu, będącego w całości odbiciem wnętrza artysty. Jamesowi bez wątpienia się to udało.

No Beginning, No End jest płytą po brzegi wypełnioną jazzem. Na albumie znajdziemy świetnie zaaranżowane ballady, bujający neo-soul a’la koniec lat 90. czy oszczędne, downtempowo-soulowe kompozycje. Wokalista skorzystał tu zresztą z pomocy najlepszych instrumentalistów poruszających się w obrębie gatunku. Po raz kolejny mogliśmy się przekonać o fantastycznych efektach współpracy Roberta Glaspera i Chrisa Dave’a. Swój wkład wniósł także Pino Palladino — basista współtworzący Voodoo D’Angelo czy Mama’s Gun Eryki Badu, a także wokalistki: Hindi Zahra i Emily King.

Niepowtarzalne umiejętności wokalne José Jamesa ubarwione bogatą paletą akordów jazzowych i neo-soulowych naleciałości, stawiają album w trudnym do zanegowania położeniu. No Beginning, No End to solidna płyta z niezawodnym gospodarzem w towarzystwie najlepszych muzyków. James nie wykorzystuje jednak do końca potencjału, jakim dysponuje. Jest dobrze, byłoby jednak lepiej, gdyby wokalista zaserwował nam album nieco bardziej różnorodny i wyważony brzmieniowo, jak było chociażby na Blackmagic LP.

Nowe teledyski: seria underground :)

2 teledyski od trochę mniej znanych artystów ale zakładam, że większość czytelników Soul Bowl już zna tych wykonawców.

Emily King – Walk In My Shoes

Donnie – 911

Soulshit poleca: Emily King


Kontynuacja postu Siostry z 27 lutego.
Emily King. Młoda dziewczyna, ma dopiero 21 lat i kontrakt z J Records (Coś mi się wydaje, że Clive Davis woli młodsze koleżanki, dlatego Angiew Stone musiała odejść). W studio współpracowała z najlepszymi z branży, ale kawałki wyprodukowane przez mojego guru Raphaela Saadiqa (jeden z najlepszych prducentów soul) i Ne-Yo (zakompleksiony geniusz, który wpada w autoplagiat). Na album East Side Story trafiły autorskie utwory Emily i zapomnianego Chucka Thompsona… Pamiętacie genialne Time Mary J. Blige z albumu Mary? To własnie dzieło Chucka, dobre czarne, bujające granie. I szczerze nowy sinigel Emily Walk In My Shoes to odświeżone Time, podobny vibe, tempo, nostalgiczny beat. Jestem bardzo pozytywnie nastawiony do artystki i zabieram się do odsłuchu jej albumu. Mam nadzieję, że jest czego posłuchać.
Na myspace artystki do odsłuchania singiel Walk In My Shoes. Gorąco polecam. Zapraszam do komentowania, niech nasz blog będzie platformą do wartościowej dyskusji.

White Soul

Mam dla was dzisiaj dwie panie. Obie wygladają na białe a spiewają z czarną duszą. Jedna znana, jedna jeszcze nieznana.

Image Hosted by ImageShack.us

Nowy album Joss Stone, której chyba nie trzeba przedstawiać, pojawi się w sklepach w Stanach już 12 marca.
Singiel promujący te płytę „Tell Me ‚Bout It” jest bardzo w stylu Joss. Pogodny i vibeujący (nowe słowo ;P) – zyskuje na produkcji Raphaela Saadiqu’a, który zresztą pojawił sie również w teledysku. Na płycie goscinnie równiez Common w kawałku „What We Gonna Do”.
Jedyne co mnie drazni to nowy wizerunek Joss. Trudno powiedziec czy próbuje być hippisowską prostytutką czy tancerką gogo zakochaną w pop arcie. No ale cóż. Artysta musi się zmieniać – wymóg kaprysnych fanów.

Joss Stone – Tell Me ‚Bout It

Ach, no i wygrzebałam jakis jej nowy kawałek. Prawdopodobnie ze wspomnianej płyty.

Joss Stone – Put Your Hands On Me

Oficjalna strona Joss: http://www.jossstone.co.uk/

******************

Image Hosted by ImageShack.us

Druga pani to Emily King.
Emily nie wydała jeszcze żadnej płyty. Jedyne co MOŻE znajdziecie o niej w necie to jej strona myspace i jak bedziecie mieli duzo szczescia to kilka kawałków umieszczonych na samplerze jej nadchodzącego albumu. Mnie sie nie udało ich znalezc.
Muzyka Emily zapowiada sie bardzo przyjemnie. Tak naprawde w 100% biała nie jest ale tak wygląda ;) Oczywiscie to nie ma dla nas znaczenia. Choć ma dopiero 21 lat Emily brzmi bardzo dojrzale. Swoim głosem i sposobem spiewania przypomina mi trochę Jill Scott. Na swojej stronie napisała:

MY NAME IS EMILY. I’M FROM NEW YORK CITY. I GREW UP RIDING TRAINS AND PLAYING ON SIDEWALKS. SINGING WITH MY FAMILY AROUND THE WORLD.. SWV AND MILES DAVIS. ROACHES IN MY SODA AND SLAP BRACELETS. I LOVE TO SHOUT AND SMILE. I LOVE THE FEELING OF MUSIC..!!!!!

Kilku piosenke z jej albumu mozecie posłuchać na MySpace. Osobiscie polecam „Walk In My Shoes”. Oto jego okładka:

Image Hosted by ImageShack.us