Wydarzenia

holak

#FridayRoundup: Ben Khan, Tirzah, Termanology i inni

Jak co tydzień dzielimy się garścią rekomendacji i odsłuchów najciekawszych premier płytowych.


Ben Khan

Ben Khan

Dirty Hit

Ben Khan zwodził nas wizją solowego longplaya już od czterech lat, gdy po raz pierwszy usłyszeliśmy jego bezprecedensową fuzję soulu i synthpopu. Od kwietnia piosenkarz zdążył zaprezentować aż sześć mniej lub bardziej piosenkowych teaserów długogrającego debiutu zatytułowanego po prostu Ben Khan. W sumie na wydanym przez oficynę Dirty Hit krążku znalazło się aż 15 numerów składających się na 40 minut z sygnaturowym brzmieniem Khana. Jeśli podobały wam się jego epki, z pewnością powinniście sięgnąć po nowy album. — Kurtek


Devotion

Tirzah

Domino

Jeśli marzy wam się, aby Kelala nagrała kameralnie zaaranżowany na żywe instrumenty album, to być może odpowiedzią na tę potrzebę okaże się Devotion Tirzy Mastin. Debiutancki krążek brytyjskiej singerki/songwriterki to neo-soulowa dekonstrukcja, intymna zawiłość musząca budzić skojarzenia zarówno z Blonde Franka Oceana jak i z eksperymentami Dirty Projectors. Trudno tę płytę odpowiedzieć. Zdecydowanie lepiej posłuchać samemu. — Kurtek


Bad Decisions

Termanology

ST. Records

Ostatni solowy album More Politics Termanology wydał w 2016 roku. Później był projekt ze Slainem, a teraz czas na kolejną solówkę. Bad Decisions to czternaście świeżych numerów. Na produkcji usłyszymy między innymi Psycho Lesa, Ericka Sermona, Dame’a Grease’a i Daringera, którego możecie znać z albumów Westside Gunna i Conwaya. Oczywiście swoje muzycznie dołożył też. Statik Selektah Nowością jest to, że trzy bity są autorstwa samego Terma. Nie spodziewałbym się po tej płycie czegoś wychodzącego poza ramy klasycznie rozumianego hip-hopu, ale dla fanów boom bapu może to być nie lada gratka. — Dill


Black in the Deep Red, 2014

Moses Sumney

Jagjaguar

Po rewelacyjnym zeszłorocznym długogrającym debiucie Aromanticism i fenomenalnym koncercie na tegorocznym OFF Festivalu Moses Sumney powraca z nową krótką formą. Jego czwarta (a druga w tym roku) epka to niecałe 10 minut progresywnej fuzji neo-soulu i niezależnego rocka, która odczaruje zdominowany przez kameralne ballady obraz Sumneya jako artysty i pokaże, że drzemie w nim niespokojny rock’n’rollowy duch. Prince, Terence Trent D’Arby i Lenny Kravitz mają godnego następcę. — Kurtek


Dożyłem 25 lat i nie będę nic zmieniał

Holak

Holak

Mateusz Holak ostatnimi czasy poświęcał się wielu rodzajom działalności artystycznej. Grał na gitarze w zespole Tego Typa Mesa, rapował w Małych Miastach czy zajmował się grafiką. Wreszcie skupił się na sobie i wydał drugą solową płytę. Dożyłem 25 lat i nie będę nic zmienia powstało we współpracy z Maxem Psują. Na albumie usłyszymy Ralpha Kaminskiego, Włodiego, Jana-rapowanie czy Frostiego Rege. Album promował między innymi utwór „Ćwiczenia z zapominania”. Warto dodać, że również tym razem Mateusz wszystkiego dopilnował niemalże samodzielnie. Teksty, muzyka (z pomocą wspomnianego Maxa Psui), oprawa graficzna, teledyski, wydawnictwo — miał swój udział przy każdym z tych elementów. Sprawdzajcie! — Polazofia


The Big Chang Theory

Nef the Pharoah

KLIFMB

Bay Area w ostatnich latach ma się coraz lepiej. Z jednej strony są tam wciąż aktywni weterani (E-40, Too $hort), z drugiej, mocno odczuwalny jest napływ świeżej krwi. Jednym z młodych i wyróżniających się zawodników z tamtych okolic jest Nef The Pharaoh. Chłopak jest dość aktywny, niecały miesiąc temu wypuścił wspólną epkę z 03 Greedo, a dziś premierę ma jego drugi solowy projekt zatytułowany The Big Chang Theory. Na nim znajduje się 14 kawałków, a gościnnie udzielają się m.in. Dej Loaf i OMB Peezy. Pogoda za oknem coraz bardziej przypomina Kalifornię, krążek Nefa nada się więc idealnie. —Mateusz


Dia Del Asesinato (Assassination Day)

DJ Muggs

Soul Assassins Records

W oczekiwaniu na album Elephants on Acid od Cypress Hill, kolejnym producenckim krążkiem z serii Soul Assassins obdarował nas dzisiaj Dj Muggs. Czego możemy się spodziewać po albumie mającym podtytuł Dia Del Asesinato? Na pewno dużej ilości mrocznych produkcji, na których usłyszymy zarówno kilku weteranów, wśród których znaleźli się m.in. Kool G Rap, Raekwon czy MF DOOM, jak i kilka bardziej anonimowych dla przeciętnego słuchacza hip-hopu ksywek jak: Meyhem Lauren, Mach-Hommy, Hus Kingpin czy Eto. — efdote


Pełną plejlistę z tegorocznymi okołosoulowymi premierami znajdziecie poniżej:

Holak zapowiada nowy album

Holak spokojnie zasługuje na miano człowieka renesansu. Jest raperem, piosenkarzem, producentem muzycznym, projektantem, grafikiem. Znamy go z duetu Małe Miasta, zespołu Kumka Olik czy działalności solowej. Jak na razie doczekaliśmy się dwóch wydawnictw będących owocem jego samodzielnej działalności. Najpierw nieoczekiwanie wypuścił album The Introvert, który ukazał się w formie magazynu z CD. Kolejnym materiałem od Holaka była epka Niecierpliwość, której towarzyszył 15-minutowy teledysk. Muzyk nie zwalnia tempa, bowiem już 10 sierpnia wypuszcza płytę zatytułowaną Dożyłem 25 lat i nie będę nic zmieniał. Krążek stworzył współpracując z Maxem Psują. Gościnnie usłyszymy Ralpha Kamińskiego, Jana-rapowanie, Włodiego oraz Frostiego Rege. Holak sam pracował nad szatą graficzną i teledyskami. Całość ukaże się pod jego własnym labelem. Sprawdźcie kawałek „Ćwiczenia z zapominania” promujący materiał.

Recenzja: Otsochodzi Nowy Kolor

Otsochodzi

Nowy Kolor (2017)

Asfalt Records

Otsochodzi skrupulatnie, małymi krokami przygotowywał słuchaczy na wypuszczenie najnowszego albumu. Od Slamu wyraźnie poszerzył swoje zainteresowania muzyczne, czego skutkiem było szukanie inspiracji w nowej szkole i alternatywnych brzmieniach. Tym samym, musiał stanąć twarzą w twarz z czynionymi niegdyś zarzutami wobec nowofalowców. Trudno jednak nazwać to konfrontacją z samym sobą, bo mimo wszystko proces zmiany stylu przebiegł u niego dosyć płynnie. Po wydaniu drugiego albumu skakał z kwiatka na kwiatek — a to mogliśmy usłyszeć go na bicie Flirtini, a to u Włodiego, innym razem zwrotką zasilił numer Sonara. Ta muzyczna wszechstronność doprowadziła do wydania Nowego Koloru, kontrowersyjnego materiału, którego głównym tematem jest właśnie owa tytułowa „nowość”.

Zostawiane gdzieniegdzie poszlaki dotyczące tego, jak brzmieć będzie trzeci już album Otsochodzi okazały się niewystarczające. Janek sam trafnie przewidział, jakie poruszenie wywoła krążek. Chyba większość fanów Slamu czy 7 mogła podczas odsłuchu zadać sobie pytanie: „Serio? Serio? W takim kierunku idzie ta płyta?”. Album ten najwyraźniej nie był docelowo skierowany do pewnej stałej grupy fanów, którą zyskał sobie staroszkolnymi brzmieniami. Nowy Kolor rzeczywiście otwiera inny już rozdział kariery rapera. Zaryzykował utratą jednego grona, ale na pewno zaskarbił sobie zupełnie nową, szerszą grupę słuchaczy. Pytanie, na jak długo i czy pozostanie ona przy nim, gdy sięgnie po inny styl? „Chcę szybszego tempa, pozytywnych emocji. Dlatego powstał Nowy Kolor. Zabawa konwencją, odejście od ciężkiego stylu – pozostając przy tym nadal starym Jankiem.”. Zabawę faktycznie widać w wielu aspektach. Chociażby w samym doborze materiału na płytę. W tym przypadku jednak bliżej jej do chaosu. Nie wszyscy młodzi Asfaltu muszą robić od razu materiał koncepcyjny z fabułą i tacohemingwayowską narracją, ale słuchając Nowego Koloru można się pogubić. Brak spójności to między innymi duża różnorodność podkładów. Kilka kawałków brzmi dosyć podobnie. Są jednak momenty, które mogą zdziwić nawet największych przeciwników monotonności. Kiedy po przebojowym singlu „Nowy Kolor” dostajemy numer ze śpiewnym, wprawiającym w zakłopotanie „Jeżeli słuchasz, ułou”, możemy czuć się lekko zakłopotani. Z drugiej strony, dzięki tej niespójności w pakiecie otrzymujemy zarówno takie single jak „Nie, nie”, jak i ciekawe „Bez ‘00”. Ukoronowaniem płyty jest słusznie dodany w ostatniej chwili numer „Szacunek za klasyk”, którego pierwotnie miało nie być na krążku.

Różnorodność to wynik współpracy z szerokim, choć dobrze wyselekcjonowanym gronem producentów. Z jednej strony mamy podbijających rapową scenę 2K czy Michała Graczyka, z drugiej strony Ostrego czy SoSpecial. Doskonale spisał się ENZU — autor świeżo brzmiącego „Nienawidzą” oraz „SumieNIA”. Ten drugi numer przełamuje typowo rapową konwencję i jest swoistym oddechem, spuszczeniem z tonu po „Bzie ’00” i przed trapowym „Szarym Uśmiechem”. Z każdym kawałkiem Otsochodzi konsekwentnie buduje swój styl. Inspiracje Lil Uzi Vertem potrafi przekuć we własne flow i pokazać, że daleko mu do monotonności. W tym „nowym kolorze” muszą odnaleźć się również goście. Zaproszenie byłych członków Molesty, Ostrego czy Pezeta to nie wynik chęci „rekompensaty” słuchaczom niedoboru klimatu lat dziewięćdziesiątych, lecz próba wciągnięcia zaproszonych raperów do wspomnianego „nowego koloru”.

Kluczem interpretacyjnym narzuconym przez Otsochodzi ma być traktowanie albumu jako „zabawy i odejścia od ciężkiej konwencji”. Objawia się to przede wszystkim w tekstach. Tyle że nawet postrzegając krążek z takiej perspektywy, obok warstwy lirycznej albo przechodzi się obojętnie, albo powoduje ona spore niestrawności. Nie sposób przełknąć takiego fragmentu jak: „Facepalm, facepalm, facepalm, o ja”. Niestety takich cytatów można przytoczyć więcej, a psują one smak całości. Janek nigdy nie był mocny tekstowo, bo trudno byłoby znaleźć wyróżniające się lirycznie numery na Slamie czy na 7, ale najnowszy materiał szczególnie to uwydatnił.

Nowy Kolor jest albumem pięknie opakowanym: w bity, w doskonały dobór gości i w umiejętności młodego rapera. Barwne opakowanie nie kryje jednak zbyt wiele w środku. Nie chodzi tu jedynie o tak pożądany przez konserwatywnych słuchaczy przekaz, bo nie każdy raper musi być Łoną, ale trudno byłoby wskazać, co kryje się pod tą hedonistyczną wizją płynącą z tekstów. Czegoś tu zabrakło – jakiejkolwiek idei, pomysłu, poza autotematyzmem. Tym samym Janek wpisuje się w schemat popularny wśród współczesnych raperów. Tematyka i cała otoczka płyty sprzyja niekoniecznie przekazaniu jakichś treści, a raczej skupieniu się na sobie. To skupienie się na sobie nie łączy się z głębokimi autorefleksjami, a możliwością wykreowania swojego stylu i tego, jak postrzegać rapera będą odbiorcy. 7 słuchacze zapamiętali jako szczery album na leniwe wieczory, Slam jako skuteczne wskrzeszenie starej szkoły, a Nowy Kolor? „Mów jak chcesz byle byś kojarzył styl”.

Nowy utwór: W.E.N.A. „Leniwe dni”

Nowy album Weny tuż, tuż. Niepamięć ma być wielkim powrotem rapera, który ostatnio nie udzielał się, jeśli chodzi o solową działalność. Nadchodzący krążek zapowiada jako materiał dotykający takich tematów jak przemijanie, młodość czy pogoń za lepszym życiem. „Leniwe dni” to czwarty singiel zapowiadający wydawnictwo. Świetny podkład jest zasługą Holaka, który wcześniej współpracował z Weną chociażby przy „Późno”. Dodatkowo w numerze słychać saksofon Bartka Tkacza. W utworze pobrzmiewa charakterystyczna dla Wudoe nutka nostalgii, która na myśl przywołuje leniwe wieczory późnym latem. Takie klimaty lubimy!

Pościg za pizzą w nowym klipie Alkopoligamii

Monika Borzym jako znudzona kelnerka, RAU jako lekarz czy Holak jako złodziej pizzy to tylko niektóre powody, dla których warto obejrzeć klip do „Pizzy sport”. Co prawda kawałek od premiery Molzy, która miała miejsce w zeszłym roku, zdążył się już osłuchać, ale obrazek jest na tyle humorystyczny, że nie ma co narzekać. Klip ma być również elementem promocji nowej odsłony ubrań Alkopoligamii Pizza Sport.

Nowy utwór: W.E.N.A. „Późno”

wena

Tak, tak, mecz. Ale zanim mecz, nowy W.E.N.A.! „Późno” to pierwszy singiel promujący warszawskiego rapera, na którym znajdą się nie tylko produkcje powstałe przy współpracy z Electro Acoustic Beat Sessions ale i innych producentów. Za produkcję dzisiejszej premiery odpowiada Holak (z Małych Miast, czy gitarowego Kumka Olik). Co do samego kawałka – Ile to już było numerów o relacjach raper – kobieta – studio? Jak dla mnie – nigdy mało. Może dlatego, że najczęściej to wyluzowane letniaczki, które jeszcze lepiej wchodzą nocą, może dlatego, że Dom Kennedy i jego „Don’t Call Me” z Too $hortem zdominowało mi playlistę. Bardzo basowo, klimatyczny klip, przyjemne zwrotki, może gdyby refren był trochę niżej zaśpiewany to byłoby idealnie. Tak czy siak – warto!