j dilla
Nowy teledysk: J Dilla feat. Nas „The Sickness”


Niedawno wyszła kolejna płyta J Dilla, którą zresztą recenzujemy na naszych łamach. Teraz pojawił się teledysk do bonusowego numeru z tego krążka, w którym gościnnie udziela się Nas. Pisałem też już o tym kawałku jakieś czas temu. Mocne bragga, na niezłym bicie Madliba. Co do samego klipu to trochę przypomina mozaiki oglądane w kalejdoskopie. Sprawdźcie sami.
Recenzja: J Dilla The Diary

J Dilla
The Diary (2016)
Mass Appeal / Pay Jay Productions
Nawyrastało ostatnio pośmiertnych albumów J Dilli jak grzybów po deszczu. Wiadomo, że często tego typu inicjatywy kończą się źle, bo ludzie, którzy się w nie angażują, zazwyczaj robią to dla kasy, żeby dorobić się na legendzie, że wspomnę tylko 2Paca i jego kolejne nowe nagrania. Na szczęście w przypadku Dilli jest inaczej, bo pomimo tego, że płyt rzeczywiście jest coraz więcej, nad wszystkim pieczę trzyma mama zmarłego w 2006 roku producenta i dzięki temu kolejne wydawnictwa nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Podobnie jest i tutaj, choć można się do paru rzeczy przyczepić.
Zacznijmy od tego, że The Diary to legendarna solówka Jaya, która miała wyjść w 2002 roku nakładem MCA Records, czyli dzisiejszego Geffena. Coś jednak nie zagrało i materiał wylądował w szafie. W 2008 roku duża część tego, co zostało nagrane, wyciekła do sieci. Mamy zatem do czynienia z odgrzewanym kotletem. Są oczywiście pewne różnice — na przykład „The Anthem” na zbootlegowanej wersji ma bit zrobiony przez Kanyego Westa, podczas gdy ostatecznie Dilla nawija pod swoją produkcję. No i na oficjalnym materiale jest więcej kawałków. Jednak nie da się ukryć, że sporą część tego już gdzieś słyszeliśmy i tu jest właśnie pies pogrzebany. „Fuck the Police” to znany już przecież singiel wydany swego czasu bodajże przez BBE, w tym samym czasie, w którym wyszło Welcome 2 Detroit. Poza tym o parę innych numerów też już się tu i ówdzie potykaliśmy. Tak było z „Trucks” i obydwiema częściami „The Shining”. Co ciekawe, bit do tytułowego utworu znalazł się na Legend of the Liquid Sword GZA w numerze „Animal Planet”.
Za produkcję odpowiada ekstraklasa — między innymi Nottz, Bink!, Pete Rock, Hi-Tek oraz rzecz jasna sam Dilla. Krążek jest muzycznie bardziej żywiołowy — dużo tu bangerów, przez co takich nieco bardziej chilloutowych numerów (jak kojarzące się z Soul Survivour 2 „The Ex”) przydałoby się więcej. Poza tym większość tracków nie przekracza trzech minut. Kończą się więc dosyć szybko, przez co i całość nie jest zbyt długa. A propo „The Ex” to tak jak i ten kawałek, również cała płyta jest trochę w klimacie retro. Niech świadczy o tym obecność niesłyszanego od dawna na płytach rewelacyjnego przecież beatmakera — Supa Dave’a Westa, a brzmienie „Gangsta Boogie” jest dokładnie takie, jakby było wyjęte z czasów, w których Hi-Tek współpracował chociażby z udzielającym się tu gościnnie Snoopem czy z Tha Eastsidaz. Dilla w takiej lekko G-funkowej stylistyce całkiem nieźle się odnalazł.
The Diary w założeniu miało być zrobione dla szerszego odbiorcy, dlatego też nie ma się co spodziewać głębokich socjologicznych komentarzy. Dużo tu bragga, jest imprezowo, są nawijki o pannach, czyli de facto standard. Ale z drugiej strony zarówno Dilla, jak i stary skład Slum Village też specjalnie nie wchodzili w różnorodną tematykę. Jedynie w „Fuck the Police” słychać odejście od schematu i byłoby to jakieś zaskoczenie, gdyby nie właśnie to, że już dawno znamy ten kawałek i duża część fanów pewnie nauczyła się tekstu na pamięć. Niemniej jednak Dilla na The Diary potwierdza, że wśród rymujących producentów do tej pory plasuje się w czołówce.
Na tym właściwie można by poprzestać. The Diary to po prostu niezły materiał, ale mimo obecności wielu klasowych nazwisk, na pewno nie tak dobry jak wspomniane Welcome 2 Detroit, które wyszło przecież chwilę wcześniej przed tym jak miała się ukazać ta płyta. To być może kwestia zbyt długiego przeleżenia nagrań w szafie. Na pierwszej solówce Dilli było więcej eksperymentów, tutaj mamy do czynienia z normalnym albumem, w którym Jay chciał się przede wszystkim zaprezentować jako raper. Szkoda, że duża część była już wcześniej dostępna, czy to w sieci, czy jako winylowe single.
Nowy utwór: J Dilla feat. Nas „The Sickness” (prod. Madlib)


Wciąż czekamy na premierę The Diary, która już jutro, ale póki co warto sprawdzić „The Sickness” — następny numer z płyty, który dzisiaj wyciekł do sieci. Co ciekawe, to kolejny już kawałek, którego nie ma na trackliście z 2002 roku, a który jest exclusiwem do iTunesowego wydania. Czyżbyście widzieli w tytule newsa, że Nas rapuje gościnnie na bicie Madliba? Dokładnie tak. Dilla i Nasir serwują nam klasyczne bragga i trzeba przyznać, że efekt jest więcej niż zadowalający. Bit niby prosty, ale jednak się wkręca bo sampel robi swoje. Sprawdźcie!
Nowy utwór: J Dilla feat. Miguel & Blu „Sun In My Face”


Wciąż czekamy na premierę The Diary, która już 15 kwietnia, a tu proszę jaka niespodzianka — Jay Love Japan doczeka się reedycji. Krążek z paroma dodatkowymi kawałkami ukaże się za miesiąc, bo już 6 maja. Jednym z tych bonusowych tracków jest „Sun In My Face” z gościnnym udziałem Miguela i Blu. Numer jest o tym jak się wszystko dobrze w życiu układa, kiedyś hejterzy hejtowali, a teraz chcą jeść obiady z Blu. Czyli ogólnie rzecz ujmując — pozytywnie i klimatycznie w sam raz na tak ciepłą pogodę.
Nowy teledysk: Phife Dawg „Nutshell” (prod. J Dilla)


Przez ostatnie miesiące Phife Dawg pracował nad mającym ukazać się w tym roku albumem Give Thanks. Tak naprawdę nie wiemy, ile materiału udało się zarejestrować, od dłuższego czasu zapowiadany był jednak singiel, czyli wyprodukowany przez J Dilla kawałek „Nutshell”. Teaser do klipu krążył po sieci już niemal od roku, pobudzając ciągle apetyt fanów na więcej. Dzisiaj w nocy na antenie Beats 1 odbyła się światowa premiera utworu, który trafił też do sprzedaży poprzez iTunes, a połowa zysków trafić ma na konto Amerykańskiego Stowarzyszenia Diabetyków, oraz organizację The National Kidney Foundation. Również dzisiaj, w The Apollo Theater, odbyło się specjalne wydarzenie, mające na celu uhonorowanie rapera przez zaproszonych ku temu artystów (m.in. The Roots, D’Angelo, KRS-One), gdzie odbyła się premiera klipu. Bilety na ten występ, nie trafiły do sprzedaży. Zaproszenie uzyskać mogli jedynie pierwszych 250 fanów, którzy pojawili się a specjalnym evencie, które odbyło się wczoraj w St. Alban’s Park na Queens. Poniżej klip.
Nowy utwór: J Dilla feat. Snoop Dogg & Kokane „Gangsta Boogie”


W swojej audycji radiowej The Pharmacy Dr. Dre puścił nowy-stary kawałek J Dilli — „Gangsta Boogie” z gościnnym udziałem wujka Snoopa i jego dobrego zioma Kokane’a. To już kolejny singiel z The Diary Poprzednio słyszeliśmy między innymi „The Introduction”. Zresztą, nie oszukujmy się, szperacze znają już praktycznie cały album bo to ten materiał, który Dilla przygotowywał swego czasu dla MCA. Wtedy zatytułowany był Pay Jay. Akurat „Gangsta Boogie” na znanej z sieci trkackliście nie było, ale i tak wiadomo, że jest to utwór właśnie z sesji nagraniowych na tamto wydawnictwo. Za muzykę odpowiada Hi-Tek. Brzmi to całkiem dobrze, tak jak produkcje Tekzilli dla westcoastowych artystów, których swego czasu dostarczył przecież całkiem sporo. Nie wiem tylko, czy przypadkiem partie wokalne Snoopa i Kokane’a nie zostały dodane niedawno bo oryginalnie krążek miał wyjść w 2002 roku, a Snoop nawija tu o Obamie, który na stanowisko prezydenta został wybrany siedem lat później. Poza tym mówi, że od dwudziestu jeden lat reprezentuje gangsterkę, a od czasu premiery Doggystyle minęło dwadzieścia trzy lata, więc wokale pewnie zostały nagrane w 2014 roku.
Nas zapowiada kolejny pośmiertny album J Dilli


„Łódź mu dziękuje. W Paryżu deklarują, że go kochają. W Canberze, że zmienił ich życie”. Norbert Frątczak o fenomenie J Dilla

W Miami zarezerwowano dla niego weekend. W Kansas pozostałą część następnego tygodnia. W Los Angeles świętują jednodniowo, ale z pewnością intensywnie. Łódź mu dziękuje. W Paryżu deklarują, że go kochają. W Canberze, że zmienił ich życie. W Heidelbergu świętują urodziny. W Warszawie wspominają o śmierci. Celebrują w Nowym Jorku, Los Angeles, Minneapolis, a także w Olsztynie i Wrocławiu. Na kredytowej – skromnie – na jego cześć organizują brunch. Wydarzenia ze słowem Tribute ciągle się mnożą. Z końcem lutego świat zawiesi imprezowanie. W takim stanie przeczeka jedenaście miesięcy, żeby znów przypomnieć o Dilli.
„Luty to nie jedynie Black History Month. To także miesiąc J Dilli” – stwierdziło 7 lat temu Stones Throw Records. Odważne zdanie, to fakt. Przez nie jednego mogłoby zostać uznane za spore nadużycie. To byłby jednak również spory błąd. O Dilli można spokojnie mówić jako o legendzie muzyki. I to nie tylko dla fanów hip-hopu. Jay Dee czerpał inspirację z jazzu, ale również sam stał się inspiracją dla wielu współczesnych jazzmanów. Karriem Riggins – perkusista jazzowy, który rozlegle współpracował z Dillą – stwierdził, iż był on dla niego bardzo ważny.
Ale nie tylko dla niego. Jay Dee zostawił po sobie wiele śladów w różnych środowiskach muzycznych. Współpracował z muzykami funkowymi, soulowymi, jazzowymi, hip-hopowymi oraz tymi tworzącymi muzykę R&B. Najczęściej udzielał się jako producent, rzadziej jako raper.
Słuchał bardzo dużo muzyki. Jego kolekcja płyt winylowych sięgała kilku tysięcy. Klasyfikował je i układał alfabetycznie, tak aby zawsze móc je łatwo znaleźć w razie potrzeby. W swojej twórczości sięgał po przeróżne brzmienia. Doskonale je ze sobą łączył, odznaczał się niebywałą intuicją muzyczną. Słuchał bardzo wiele muzyki, co jest często podkreślane przez ludzi, z którymi współpracował. Jednak jego muzyka nie opierała się na samych samplach, niejednokrotnie dogrywał różne partie na keyboardzie, basie, czy perkusji.
Swój nietypowy, „krzywy” rytm tworzył osobiście, to znaczy nie projektował go za pomocą sampli, ale samodzielnie wystukiwał na automacie, w charakterystyczny sposób, zawsze lekko „do tyłu”.
Matka Dilli twierdzi, że muzyką zainteresował się w wieku 2 lat. Gdy był starszy, codziennie chodził do parku ze sprzętem pod pachą i tam tworzył. W 1992 roku poznał Josepha „Amp” Fiddlera, który był pod wrażeniem tego co na bardzo ograniczonym sprzęcie jest w stanie zrobić Dilla. To właśnie Fiddler użyczył mu MPC, którego Dee bardzo szybko się nauczył.
Cztery lata później wraz z T3 i Baatinem – kumplami z podwórka – założył Slum Village. Po 6 latach odszedł z zespołu, aby rozpocząć solową karierę. Stworzył Welcome 2 Detroit, a następnie Ruff Draft. Od tego momentu nagrania Dilli będą wydawane jedynie przez niezależne wytwórnie.
Niecałe 3 lata później stworzył Donuts, album przez wielu uważany za opus magnum J Dilli. Zrobił go w szpitalnym łóżku. Płytę wydało Stones Throw Records 7 lutego 2006 roku, w 32 urodziny autora. 3 dni później Yancey zmarł z powodu zakrzepowej plamicy małopłytkowej i tocznia rumieniowatego układowego.
Od tamtego czasu, w lutym każdego roku na całym świecie organizowane są imprezy na jego cześć. Łącznie biorą w nich udział dziesiątki tysięcy ludzi. Za życia nigdy nie spotkał go komercyjny sukces. Dziś jego utwory znają setki tysięcy ludzi, The Guardian nazwał go Mozartem hip-hopu, na jego cześć założono fundacje, a jego ostatnie dzieło – Donuts obrosło legendą. Jakby tego było mało niektóre utwory Dilli doczekały się wykonania przez 60-osobową orkiestrę, a album z nimi został nazwany na cześć jego matki.
Autor tekstu: Norbert Frątczak
Ulubione utwory J Dilli – selekcja gości


To już 10 lat odkąd odszedł od nas legendarny producent hiphopowy J Dilla. Kultowy beatmaker miałby obecnie 42 lata. Wpływ jaki dziś dzień ma na brzmienie i produkcje wielu artystów jest niepodważalny. Dzisiaj, zarówno my, jak i kilku gości celebruje i wspomina twórczość Jay Dee. Zobaczcie co o Dilli sądzą zaprzyjaźnieni z Soulbowl muzycy oraz dziennikarze, a także jakie są ich ulubione utwory artysty.
Eskabuei
(raper, autor świetnej płyty nagranej z kwartetem Tomasza Nowaka)Ciężko jest wybrać jedną produkcję od Jay Dee. Uwielbiam Slum Village, Frank – N – Dank, „Like Water for Chocolate”, niezliczoną ilość świetnych remiksów… długo by wymieniać. Przeglądając dyskografię Dilli można, a nawet trzeba złapać się za głowę. Po przemyśleniu sprawy, nie zawiodło mnie jednak pierwsze skojarzenie…
De La Soul – „Stakes is High” – Jedna z pierwszych mainstreamowych produkcji Jay Dee + jeden z moich ulubionych zespołów i numerów ever. Świetny sampel, klimat, do tego uniwersalny i celny przekaz chłopaków z De La Soul, którzy nigdy nie bali się iść pod prąd. Nieśmiertelny klasyk. Nie wiem jak duża była ingerencja w utwór samych De La, którzy widnieją jako jego współproducenci. Nie zmienia to jednak faktu, że to pierwszy numer, który kojarzy mi się z Jay Dee. Znam na pamięć i mogę słuchać bez końca. Przekaz utworu absolutnie się nie zestarzał. Native Tongues Forever!
Spinache
(raper, producent)Kwintesencja wyjątkowości form budowanych przez Dillę. Wszystkie instrumenty i brzmienia mają znaczącą rolę w tym obrazie. Niezależnie od tego, czy są to elementy pierwszoplanowe czy te, które pojawiają się w tle, każdy z nich dostaje dużo powietrza, każdy z nich jest wyeksponowany. Groove, ułożenie warstw w przestrzeni, nasycenie, oddech. Ten utwór jest zbiorem muzycznych podpisów charakteryzujących dużą część twórczość Jay Dee. Często wracam do “Fantastic, Vol. 2”, zazwyczaj zostaję na dłużej przy zmysłowym utworze “Climax”.
Łukasz Kowalka
(autor audycji Duszne Granie w poznańskim Radio Afera)Twórczość J Dilli odbiła na mnie piętno dopiero po jego śmierci. Artykuł Andrzeja Cały w Ślizgu był dla mnie, wtedy małolata, mocnym bodźcem do zagłębienia się w temat. Solowe dokonania, potem odkrywanie jego produkcji w utworach innych twórców z Native Tangues, to były dla mnie przełomowe rzeczy. Od tego czasu towarzyszy mi głównie muzyka artystów, którzy za jedną ze swoich głównych inspiracji wymieniają właśnie Jamesa Yancey’a. Jedyny, niepowtarzalny soulful vibe.
Groh
(założyciel wytwórni U Know Me Records)Trywialnie napisać, że Dilla to ważna postać w historii hip-hopu, ale też nie napiszę, że odmienił moje życie. Cenię go, miał to COŚ. Dzięki swojej muzie wciąż jest wśród nas, choć pamięć o nim w Polsce niestety trochę przygasa. Te 10 lat sporo zmieniły w hip-hopie, sam nie wiem czy na lepsze. Teraz ważniejsze od tłustego brzmienia są trapowe cykacze, a winylowy sampling to prawie podziemie. Swoją drogą ciekawe co by teraz robił, komu by siekał bity w 2016? Nie dowiemy się. R. I. P.
Spisek Jednego
(producent i dj, członek zespołów Night Marks Electric Trio oraz Electro Acoustic Beat Sessions)Luty to jak co roku święto J Dilli. Celebrujemy jego dziedzictwo, wpływ jaki wywarł na obecny kształt muzyki. I to nie tylko tej z metką hip-hop, ale też wielu innych gatunków, jak np House. Jak co roku mam ogromną przyjemność grać dj sety podczas lokalnych rocznic i zawsze jest to dla mnie wielka radość i przeżycie. Zawsze są to wydarzenia wyjątkowe, podczas których publika tańczy do jazzowego Stana Getza „Saudade Vem Correndo”, którego Dilla samplował w „Runnin” The Pharcyde. Obecnie wielu artystów poszło o krok dalej w eksperymentowaniu z beatem, przerosło mistrza. Całe pokolenie beatmakerów wystukujące dillowy groove i po prostu nie umiejąc inaczej (i nie ma w tym nic złego). Dziękuję Jay Dee. Pamiętamy.
Krzysztof Nowak
(redaktor gazety marki odzieżowej Diamante, współpracownik T-Mobile Music, Interii, Noisey, Surge Polonia i Magazynu HIRO.)Nowy utwór: Aaliyah x J Dilla „Rock the Boat” x „Climax” (Spinache Blend)

Dziś 10. rocznica śmierci jednego z najlepszych producentów w historii hip-hopu — J Dilli. Na tę okoliczność Spinache przygotował szczególny blend, w którym osadził „Rock the Boat” nieodżałowanej Aaliyah na jednym z klasycznych bitów J Dilli — „Climax” Slum Village. Ten właśnie bit Spinache opisał jako kwintesencję wyjątkowości form budowanych przez Dillę.
„Z lewej Aaliyah, po prawej Dilla”
Jay Dee, muzyk, producent, który jest dla mnie jedną z największych muzycznych inspiracji. Artysta, geniusz. Wpływ jego twórczości na rozwój muzyki, koncepcji przestrzennych, groove’u, jest ogromny i przez swoją wielowątkowość trudny do opisania słowami. Aaliyah, wokalistka, anielska postać z mojego rocznika, łącząca urzekającą lekkość z kobiecą mocą. Unikalny miks ciepła, uśmiechu ze zdecydowaniem i przeszywającym spojrzeniem. Pomysł połączenia twórczości tych dwóch wyjątkowych postaci przyszedł do mnie kilka lat temu. Dziś dzielę się blendem utworu “Rock the boat” i “Climax”.
Spinache
Numer można pobrać tutaj: DOWNLOAD