kid koala
#FridayRoundup: Janelle Monáe, Post Malone, Wiley, Akua Naru i inni

Przed nami bardzo długi weekend, podczas którego z pewnością znajdziecie czas na zapoznanie się z premierami płytowymi, jakie przynosi nam piątek. Wśród nich, najbardziej oczekiwaną rzeczą jest z pewnością świeży krążek od Janelle Monáe, ale fani kilku innych gatunków muzycznych również spędzą ten czas z uśmiechem na ustach. Zaczynamy!
Dirty Computer
Janelle Monáe
Bad Boy Records
Janelle Monáe swoją działalnością zasłużyła sobie na miano aktorki, modelki, producentki czy raperki. Po premierze jej najnowszego wydawnictwa, Dirty Computer, przypomniała się jednak przede wszystkim jako piosenkarka. To już trzeci długogrający krążek w jej dorobku. Najnowszy materiał został poprzedzony singlami, „Make Me Feel”, „Django Jane”, „I Like That” oraz „Pynk” z gościnką Grimes. Warto wspomnieć, że swój wkład w „Make Me Feel” miał Prince, którego brzmienie od zawsze inspirowało Janelle. Na płycie, poza Grimes, usłyszeć możemy także Briana Wilsona, Zoë Kravitz i Pharrella Williamsa. Piosenkarka twierdzi, że w przypadku tego albumu zależało jej na oddaniu głębokich, skrajnych nieraz emocji. Zabiera głos w kwestiach takich jak seksualność czy rola i pozycja kobiet. Tytuł nawiązywać ma do metaforycznego „brudu”, który każdy z nas niepotrzebnie stara się wyprzeć z siebie (artystka sądzi, że nie jest on niczym złym). Z kolei do komputera porównuje nasz umysł, maszynę, przez którą przewijają się informacje i która bywa zawirusowana. —Polazofia
Beerbongs & Bentleys
Post Malone
Republic Records
Dzięki spektakularnemu sukcesowi Stoney i takich hitów jak „Congratulations” czy „I Fall Apart” Post Malone wbił się do absolutnej czołówki hip-hopowego mainstreamu. Trapowe produkcje, melodyjność i chwytliwe refreny stały się jego znakiem rozpoznawczym, a swoista powtarzalność nie przeszkodziła mu zaatakować Billboard kolejnymi przebojami, „Rockstar” i „Psycho”. Beerbongs & Bentleys będzie z całą pewnością zawierało kontynuację tego brzmienia. Usłyszymy tu gościnne zwrotki takich gwiazd jak Nicki Minaj, 21 savage, YG czy Swae Lee, oraz bity autorstwa samego Posta i kilku innych producentów z obozu rapera. Spore obawy może budzić długość płyty – 18 utworów oznacza wysokie ryzyko monotonii, chociaż kto wie, może czeka nas parę niespodzianek, jak np. zwrot w stronę muzyki rockowej, z której Post przecież się wywodzi. Największe culture vulture od czasów Elvisa Presleya? Niech będzie, ważne, żeby bujało — Adrian
Godfather II
Wiley
CTA
Król grime’u powraca zaledwie rok po premierze ostatniej płyty. Godfather było świetnym krążkiem, w którym każdy z siedemnastu znajdujących się na nim numerów był prawdziwą petardą. Czy tym razem ojciec chrzestny grime’u potwierdzi swoją pozycję na scenie? Kontynuacja zawiera dwanaście tracków, a single, które do tej pory się pojawiły zdecydowanie zachęcają do sprawdzenia całości. Oby nowy materiał był co najmniej tak dobry jak poprzedni. — Dill
The Blackest Joy
Akua Naru
Code Black
Nie dajcie się zmylić łagodnej trąbce i odgłosom przyrody inaugurującym The Blackest Joy. Akua Naru to kobieta z krwi i kości, która nie obawia się trudnych tematów i sprowadzenia Sereny Williams do symbolu współczesnej Afroamerykanki. Na pierwszym planie u Naru jest charyzma, ale i pewna subtelność, która jednak nie jest słabością. Jeżeli lubicie świadomy, zaangażowany hip-hop wykorzystujący żywe instrumentarium osadzone w soulu i w jazzie (oraz dodatki, jak fale Oceanu Indyjskiego zarejestrowane o szóstej rano), sprawdźcie trzeci studyjny album artystki. — Maja Danilenko
Rejuvenate
Paul White
R&S Records
Moje pierwsze skojarzenie z nazwiskiem Paula White’a to przede wszystkim szalone kolaboracje w duecie z Dannym Brownem. Po niemalże wspólnym (nie licząc kilku bitów) Atrocity Exhibition, panowie wydali razem w ubiegłym roku krótką epkę Accelerator. I choć słuchacze przyzwyczaili się do jego pokręconych produkcji, to artysta nie boi się „ożywić” swojego stylu. Na Rejuvenate najprawdopodobniej usłyszymy Paula White’a w wersji bardziej stonowanej i łagodnej. A przynajmniej na to wskazują single „Spare Gold” i „Returning”. Czy rezygnacja z sampli na rzecz żywych instrumentów wyjdzie Brytyjczykowi na dobre? — Mateusz
Caer
Twin Shadow
Reprise Records
George Lewis Jr. aka Twin Shadow dwoi się i troi, żeby pod egidą Warner Music Group odtworzyć nostalgiczne, retro-popowe brzmienie z domieszką różnorodnych wpływów (w tym R&B), jakim dał się poznać na całkiem niezłym debiucie, zbiorze „letniaczków” Forget. W tym celu mają mu pomóc między innymi siostry z tria Haim, z którymi to współpraca wydawała się wręcz nieunikniona. Jeżeli chcecie poznać odpowiedź na pytanie, czy bajka Twin Shadow jest jedną z tych, które można opowiadać wielokrotnie, bez ryzyka utraty ich charakteru, to nie ma lepszego momentu w roku na weryfikację. — Maja Danilenko
Exotic Worlds and Masterful Treasures
Stimulator Jones
Stones Throw
Jeśli marzyła wam się płyta pełna oldschoolowych popsoulowych refrenów na surowych synthfunkowych bitach w stylu Dam-Funka, to właśnie się ukazała. Wydany dziś nakładem Stones Throw album Exotic Worlds and Masterful Treasures nie wyczerpuje może do końca obietnicy dalekich podróży z tytułu, ale z pewnością zapewni odpowiednie wibracje podczas wiosennego garden party. Stimulator Jones, czyli Sam Lunsford to najnowszy nabytek soulowej oficyny, didżej, producent, piosenkarz, songwriter i multiinstrumentalista, który potrafi zagrać na czymkolwiek — na swoim nowym krążku stawia jednak na syntezatory wskrzeszające ducha funku lat 70. i 80. — Kurtek
Floor Kids (Original Video Game Soundtrack)
Kid Koala
Kid Koala Productions
Floor Kids, to gra na konsolę Nintendo, osadzona w świecie tancerzy breakdance. Pojedynki rysunkowych B-Boys i B-Girls, jakie staczać możemy na ekranie, podkręcone zostały przez muzykę, którą specjalnie na potrzeby gry stworzył kanadyjski Dj i producent — Kid Koala. Jeżeli nie jesteście fanami konsol, a zamiast wpatrywać się w ekran, wolicie osobiście pobawić się na parkiecie, to ścieżka dźwiękowa z gry, składająca się z 42 utworów, trwających łącznie 71 minut, powinna dać Wam idealny podkład pod tego typu zachowanie. — efdote
Everything Matters
Clément Bazin
Nowadays
Po obiecującej zeszłorocznej epce Us francuski producent Clément Bazin wydaje wreszcie swój długogrający debiut. Na krążku bardziej niż kiedykolwiek wcześniej kieruje się w stronę tropikalnego UK bassu, łącząc vibe Quantica z brzmieniem Disclosure. Kolejny wart sprawdzenia kandydat na tegoroczną wakacyjną plejlistę. — Kurtek
Soma 0,25 mg
Taconafide
Nowadays
Dwa tygodnie po najgłośniejszej polskiej hiphopowej premierze roku Quebonafide i Taco Hemingway udostępniają w szerokiej ofercie streamingowej drugi dysk Somy 0,5 mg. To 11 dodatkowych nagrań w tym remiksy numerów z podstawowej wersji płyty z gościnnym udziałem m.in. KęKego, Palucha, Kaza Bałagane czy Dawida Posiadły. Must listen dla fanów fiskalnego trap popu. — Kurtek
Recenzja: Deltron 3030 Event 2

Deltron 3030
Event 2 (2013)
Bulk Recordings
Trzynaście lat zajęło Danowi, Delowi, Koali i spółce wydanie następcy jednego z najciekawszych koncept albumów w historii hip hopu, niesamowitego Deltron 3030 (czasem opatrzonego podtytułem Event 1) osadzonego w dystopijnym roku 3030, gdzie geniusz komputerowy Deltron Zero (w tej roli oczywiście Del) walczy z porządkiem świata wyznaczonym przez bezwzględne korporacje. Pierwsze zwiastuny drugiej części, zatytułowanej odpowiednio Event 2, pojawiły się już w 2006 roku — nic więc dziwnego, że oczekiwania niektórych względem projektu urosły do niebotycznych rozmiarów. Z drugiej strony wiara w wydanie drugiego równie przełomowego i odkrywczego albumu z rzędu, zwłaszcza po tak długiej przerwie, wydawała się odrobinę bezzasadna, nawet jeśli Janelle Monáe udowodniła w tym roku, że można.
Trio zagrało na nowej płycie odrobinę zbyt bezpiecznie — choć trudno mieć do nich pretensje tylko dlatego, że trzymają się wypracowanego przez siebie, w gruncie rzeczy doskonale sprawdzonego, brzmienia — wszak jeśli hip hop przez ostatnią dekadę odnotował jakąkolwiek ewolucję, to chyba jedynie wsteczną. Paradoksalnie, mimo że akcja projektu przenosi się o dziesięć lat później, dla współczesnego słuchacza krążek jest raczej muzyczną podróżą w przeszłość — zupełnie tak samo jak inny długo wyczekiwany tegoroczny powrót, Event 2 zdaje się zaczynać dokładnie tam, gdzie zatrzymał się jego poprzednik. Bity Automatora są solidne, ale nie rewelacyjne (a co dopiero rewolucyjne) i dokładnie to samo można powiedzieć o rymach Dela, który stara się jak może, ale nie udaje mu się ukryć bezwzględnie upływającego czasu. Nie jest już tak zręczny i błyskotliwy jak przy okazji Event 1, a całej płycie, brakuje trochę świeżości i ekscytacji, które zbudowały legendę pierwszej części. Wydaje się, że zamiast oprzeć Event 2 o nowe pomysły, grupa próbowała jedynie odtworzyć brzmienie i klimat poprzedniego krążka — choć, trzeba przyznać, z względnie udanym efektem końcowym.
Po raz kolejny zupełnie bezstresowo przyszło im wciągnięcie w bieg historii kilkunastu zaproszonych gości — Joseph Gordon-Levitt w otwierającym album monologu „Stardate” tworzy znakomite wprowadzenie do futurystycznej fabuły, zbudowanej na niemal tuzinie zrównoważonych i satysfakcjonujących numerów: na czele z singlowym „Pay the Price”, obrazowym „The Return” i przejmującym „What Is This Loneliness” z refrenem starego znajomego z Gorillaz — Damona Albarna. Pozytywne wrażenie zaciera się jednak niestety przynajmniej czterokrotnie przy okazji żenujących komediowych interludiów.
Ale kto wie — może gdybyśmy przed trzynastoma laty nie poznali znakomitego Deltron 3030, przy tegorocznej odsłonie projektu wrażenia byłyby jednoznacznie pozytywne. A tymczasem do tego w istocie bardzo solidnego krążka trzeba dołożyć szereg zastrzeżeń, których zwyczajnie nie sposób przemilczeć.