Wydarzenia

meshell ndegeocello

#FridayRoundup: PRhyme, Sango, Ten Typ Mes, Meshell i inni

W marcowy piątek witamy Was dziesięcioma porządnymi płytowymi premierami, na które zapewne czekaliście już od dłuższego czasu. Jak to ostatnio często bywa, sporo rzeczy dla hip-hopowych głów, ale fani innych brzmień (w tym muzyki gospel, prezentowanej tym razem przez… Snoop Dogga) również powinni być zadowoleni.


PRhyme 2

PRhyme

PRhyme Records

Pierwszy wspólny album DJ’a Premiera i Royce’a da 5’9” był sporym wydarzeniem. Preemo wziął na warsztat utwory Adriana Younge’a, powyciągał z nich to co najlepsze, zrobił bity, a Royce napisał do nich świetne teksty. Od wydania tamtego materiału minęły cztery lata. Dziś premiera PRhyme 2. Koncept właściwie się nie zmienił, z tą tylko różnicą, że tym razem podkłady oparte są na samplach Antmana Wondera – tego, którego bity możecie usłyszeć między innymi na płytach Skyzoo. No i druga część jest dużo dłuższa, bo zawiera aż siedemnaście utworów. Zapowiada się obiecująco. — Dill


In the Comfort Of

Sango

Last Gang Records

Pochodzący z Seattle producent hiphopowy Sango po latach romansowania z portugalskim kuduro i brazylijskim baile funkiem wrócił wreszcie do matecznika. Nowy album In the Comfort Of to subtelne połączenie najwyższej klasy instrumentalnego hip hopu z wysmakowanym neo-soulem i właściwy długogrający następca solowego debiutu Sango North z 2013 roku. Na wokalach m.n. Jesse Boykins III, JMSN, Smino czy Xavier Omär (w znakomitym singlowym „Sweet Holy Honey”). Pozycja obowiązkowa dla miłośników chilloutowego nowego soulu i klasycznych hiphopowych bitów. — Kurtek


Rapersampler

Ten Typ Mes

Alkopoligamia

Ten Typ Mes powraca z kolejnym krążkiem, który po raz pierwszy wyprodukował w całości sam. O jego technice rymowania i tekstach nie ma co się za dużo rozwodzić, bo od lat jasne jest, że to ścisła czołówka w naszym kraju. Muzycznie kilka razy udowodnił już, że również w tej dziedzinie ma ponadprzeciętny talent, ale jak rozłoży się to na długość całego krążka, przekonać się możemy dopiero dzisiaj. Po pierwszych singlach (w tym fenomenalnej, trzyczęściowej serii klipów) czuć olbrzymią zajawkę i głód tworzenia, co wyostrzyło wszystkim fanom apetyt na całość, a pierwsze entuzjastyczne recenzje zapowiadają naprawdę udaną rzecz. Czas się o tym przekonać osobiście. — efdote


Ventriloquism

Meshell Ndegeocello

Naive

Przełom lat 80 i 90 był dla r&b wyzwalający. W Stanach Zjednoczonych okres ten stworzył podwaliny późniejszego boomu na „czarną muzykę”, umożliwił ekspansję rapu na listy przebojów, zrodził przepiękną erę neo-soulu. Wymieniać można by bez końca. Początek ostatniej dekady XX wieku był też początkiem kariery Meshell Ndegeocello. Artystka po czterech latach przerwy od ostatniego wydawnictwa Comet, Come to Me powraca z albumem składającym się z coverów hitów z tamtych lat. Znajdziemy więc reinterpretacje z repertuaru między innymi Prince’a, Sade, Tiny Turner, Janet Jackson czy TLC. Ventriloquism zawiera 11 kompozycji skrojonych na miarę Meshell, więc jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się jak brzmiałyby słynne Wodospady TLC w wersji light acoustic country to już nie musicie. Naszym faworytem jest „Nite and Day”, który z typowego przeboju lat 80 został wzniesiony na poziom niemal transcendentnej soulowej ballady. Nie możemy też nie wspomnieć o hołdzie dla Prince’a, wielkiego idola wokalistki. „Sometimes it Snows in April” zyskało należytą laurkę. — Pat


Ground Zero Mixtape

Pro8l3m

RHW Records

Po ponad pół roku od ukazania się ostatniej epki, PRO8L3M powraca z nowym wydawnictwem. Tym razem duet przygotował dla nas mixtape zatytułowany Ground Zero. To surowy materiał, który powstał na bazie inspiracji breakcore, techno i trance z przełomu lat 90. i 2000. Na płycie znajdą się 22 utwory i 5 skitów. Pokaźna ilość kawałków w ich przypadku nie przeraża, bo duet od lat utrzymuje wysoki poziom. Ground Zero stylem bliżej do Art Brut aniżeli ostatnich futurystycznych materiałów. Niezmienna pozostaje charakterystyczna, ostra nawijka Oskara, którą nieraz wzbogaca śpiewanymi momentami. Przed premierą poznaliśmy takie kawałki jak „Flary” czy „Hazard”, które wydają się najbardziej przystępnymi dla szerszej publiki numerami. Wiemy także, że mixtape nie będzie jedynym wydawnictwem od PRO8L3M-u w tym roku, muzycy szykują również długogrający album. —Polazofia


Bible of Love

Snoop Dogg

RCA

Snoop wydał gospelowy album. Może nie jest to precyzyjne sfomułowanie, bo tak naprawdę Bible of Love to składanka, a nie regularny krążek rapera, gospodarz nie udziela się we wszystkich kawałkach. Rzut oka na tracklistę i robi się całkiem ciekawie – Patti LaBelle, gospelowa wokalistka Kim Burrell, Faith Evans, a nawet Jazze Pha, Soopafly i Daz Dillinger. W sumie aż trzydzieści dwa utwory. Na produkcji między innymi DJ Battlecat. Snoop jest raperem, ale przecież próbował swoich sił z innymi gatunkami. Był już wokalistą reggae, próbował swoich sił w country i według mnie większość tych eksperymentów wyszła mu całkiem nieźle. Teraz czas na muzykę ku chwale Boga. Czemu tym razem miałoby nie wyjść? — Dill


The Truth Is

Alexandra Burke

Decca/Universal Music

Aż trudno uwierzyć, że trzeci studyjny album zwyciężczyni piątej edycji programu X-Factor ujrzał światło dzienne. Takiej mało charakterystycznej wokalistce, lecz z wielkim głosem, jak Alexandra Burke, którą można postawić w szeregu z Nicole Scherzinger, ciężko wydać płytę, bo zwyczajnie przejdzie niezauważona wśród morza debiutantów i innych artystów o określonym stylu. Otrzymujemy jednak The Truth Is, na którym oprócz głównego popowego nurtu, usłyszymy również reggae, czy elementy rozpychającego się coraz śmielej gatunku country. To trochę jak na naszym rodzimym poletku, na którym piosenki disco polo można już usłyszeć w dużych stacjach radiowych. Albo człowiek się przyzwyczai, albo przerzuci stację. Wracając do zawartości krążka, z poszczególnych kompozycji bije dojrzałość i widoczna jest przemiana Burke z dziewczyny śpiewającej dla nastolatek, w kobietę opowiadającą o miłości w sposób poważny. The Truth Is na pewno nie jest wydawnictwem rewolucyjnym, ale dobrze jest nacieszyć ucho nową muzyką od Alexandry. — Forrel


Elevators: Act I & II

Bishop Nehru

Nehruvia LLC

Pomimo stosunkowo krótkiej kariery Bishop Nehru współpracował już z takimi tuzami jak 9th Wonder czy MF Doom. Na swój najnowszy krążek postanowił ponownie zwerbować tego drugiego, a dla urozmaicenia w prace nad projektem zaangażował również Kaytranadę. W efekcie do naszych rąk trafi dwuczęściowy projekt zatytułowany Elevatros. Produkcją pierwszej części zajął się Kanadyjczyk, a za brzmienie drugiej odpowiada Doom. Style na pierwszy rzut oka dość odległe, ale jestem bardzo ciekawy, jak Nehru udało się to połączyć w jeden spójny projekt. Z przedpremierowych wywiadów wynika, że chłopak mierzy wysoko, i chce, żeby Elevators stało się kiedyś rapowym odpowiednikiem Pet Sounds. Jak te słowa mają się do rzeczywistości? Zapraszam do sprawdzenia. —Mateusz


Wired

Pablo Nouvelle

Armada Music

Nowy album szwajcarskiego DJ’a i producenta nie odróżnia się klimatem od jego poprzedniego wydawnictwa. Z tą jednak różnicą, że Wired skręca bardziej w stronę popu, ale tego melancholijnego, spychając na drugi plan modern soul i R&B. I nawet pomimo wokali takich artystek jak Lulu James i Andreya Triana, brzmienie płyty odbiega od czarnych dźwięków, których więcej można było usłyszeć na All I Need. Nie oznacza to, że płyta jest gorsza. Jej zawartość została sprawnie i oryginalnie połączona w elektroniczną całość, przez co fani poprzedniego krążka wiedzą już, czego spodziewać się na Wired. Nostalgia i chill out wypełniają pomieszczenie od pojawienia się pierwszych dźwięków, a Nouvelle umiejętnie potrafi tworzyć więź ze słuchaczem. Taka atmosfera nie jest niczym nowym w twórczości Pablo, ale na pewno wprowadza powiew świeżości do świata muzyki. — Forrel


Electrik

Bobby V.

Blu Kolla Dreams

Od międzynarodowego sukcesu debiutanckiego singla Bobby’ego V. (wówczas jeszcze występującego pod pseudonimem Bobby Valentino) mija w tym roku 13 lat. Dziś 38-letni już Bobby nakładem niezależnej oficyny Blu Kolla Dreams wydał swój siódmy krążek Electrik i trudno uwierzyć, żeby po latach zmagań w trzeciej lidze wokalnego R&B, Valentino miał nagle powrócić na listy przebojów — choć jak pokazał głośnyzeszłoroczny casus Luisa Fonsiego — to wcale nie niemożliwe, o ile nagra się „Despacito”. Czy w takim razie Electrik warto w ogóle włączać? To zależy na ile głos i artykulacja piosenkarza wydają wam się wyjątkowe. Dla nas cechą wyróżniającą dwa pierwsze nagrania wokalisty (wspomniane „Slow Down” i kolejne „Tell Me”) to przede wszystkim nietuzinkowa produkcja Tima Kelley’a i Boba Robinsona, którzy wcześniej odpowiadali między innymi za „Thong Song” Sisqó, a w 2003 roku byli na ostatniej prostej złotego okresu swojej kariery. — Kurtek


Meshell Ndegeocello coveruje Prince’a i Force MDs na nadchodzącą płytę

Meshell Ndegeocello, jeden z bardziej charakterystycznych głosów neo-soulu, zapowiada nowy album z coverami. Na pierwszy ogień piosenkarka wzięła Prince’owskie „Sometimes It Snows in April”, które w miniony piątek wydano jako pierwszy singiel promujący płytę, wczoraj upubliczniono drugi singiel — „Tender Love” (oryginalnie z repertuaru Force MDs). Całość zatytułowana w stylu artystki Ventriloquism zawierać będzie reinterpretacje utworów m.in. TLC, Janet Jackson czy Sade i ukaże się 16 marca. Pełna tracklista i odsłuch obu singli poniżej.

Spis utworów:
1. Lisa Lisa and the Cult Jam feat. Full Force – „I Wonder if I Take You Home”
2. Al B. Sure! – „Nite and Day”
3. Prince – „Sometimes it Snows in April”
4. TLC – „Waterfalls”
5. George Clinton – „Atomic Dog 2017”
6. Ralph Tresvant – „Sensitivity”
7. Janet Jackson – „Funny How Time Flies (When You’re Having Fun)”
8. Force MDs – „Tender Love”
9. The System – „Don’t Disturb This Groove”
10. Tina Turner – „Private Dancer”
11. Sade – „Smooth Operator”

Meshell Ndegeocello wystąpi we Wrocławiu

meshell

Piosenkarka, której na drugie imię soul, po raz kolejny odwiedzi Polskę. Ndegeocello wystąpi 28 kwietnia we wrocławskim Starym Klasztorze w ramach jej tegorocznego europejskiego tournée. Jak dotąd nie ma informacji o biletach. Wiadomo natomiast, że koncert artystki otworzy coroczne muzyczne wydarzenie zeszłorocznej Europejskiej Stolicy Kultury — Gitarowy Rekord Guinnessa. Wybierzecie się?

May This Be Love… czyli koncert Meshell Ndegeocello w Warszawie

meshellfot. Michał Murawski, ishootmusic.eu

„Czasem mam wrażenie, że muzyka Meshell wpływa na nasze zmysły bardziej niż czyjakolwiek. Tak jakby każda nuta była otoczona inną emocją. Czasem jest to smutek, czasem nadzieja, kiedy indziej jeszcze zaduma.” — Lejdi K

Są tacy artyści, na których koncerty czekamy tak niecierpliwie, że niekiedy tracimy wręcz wiarę, że usłyszenie ich na żywo kiedykolwiek dojdzie do skutku. Zwłaszcza w Polsce. Zdarza się jednak, że takich marzycieli jest w naszym kraju więcej, a na dodatek niektórzy z nich mają możliwości pozwalające na spełnienie marzeń ich oraz naszych.

Tak też było w przypadku Me’shell Ndegeocello – kobiety wszechstronnie utalentowanej, bezkompromisowej i do bólu szczerej. Artystki pisanej przez największe ‚a’. Kiedy wydała swoją pierwszą płytę, Plantation Lullabies, spokojnie mogła kołysać mnie do snu, bo miałam wtedy zaledwie kilka lat. W tym roku wydała jedenasty już album, a ja trzy dni temu miałam nie zgoła szczęście być uczestnikiem jednego z najpiękniejszych muzycznych doświadczeń tego roku; subiektywnie — prawdopodobnie jednego z najlepszych koncertów, na których w ogóle dane było mi być.

Na scenę wyszła równo z bandem; ubrana na tyle skromnie, że w półmroku niektórzy początkowo nawet jej nie poznali. I chociażby ta prostota świadczyła o tym, co dla niej jest najważniejsze – m u z y k a . I za to, choć stóp nie lubię, to do jej mogłabym paść. Ndegeocello swoim występem udowodniła jak bardzo nieistotne są przebieranki co 10 minut (pozdrawiam Beyonce), nadmierne kręcenie pupą czy świecenie dekoltem. Każdy dźwięk wypływający z jej gardła zdawał się czarować na tyle mocno, że równie dobrze mogłaby przez półtorej godziny śpiewać acapella, a każda osoba znajdująca się na sali Palladium nadal byłaby zachwycona. Towarzystwo na scenie jednak miała, i to nie byle jakie, bo muzycy zgrywali się perfekcyjnie i przez cały koncert czuć było unoszącą się między nimi chemię. Plusem było również, że zespół niczym się nie stresował, nie przejmował i donikąd nie spieszył, a każdą wolną pomiędzy utworami przestrzeń wypełniali uśmiechami i radością.

Czy to zniewalając słuchaczy nieskazitelnie czystym, niskim wokalem i perfekcyjną grą na basie podczas autorskich, bardziej melancholijnych utworów, czy nienatrętnych, nacechowanych niesamowitą emocjonalnością coverów fenomenalnej artystki jaką bez wątpienia była Nina Simone, a nawet podążając w stronę bardziej rockową, funkową, przechodząc tym samym przez pełny eklektyzm swojej dyskografii — bo oprócz zagranego niemal w całości Comet, Come To Me, Ndgeocello powróciła do utworów z wspomnianego wyżej Plantation Lullabies, genialnego Bitter, Weather, czy Pour une Âme Souveraine: A Dedication to Nina SimoneMeshell potwierdziła (bo udowadniać już nie musi), że prawdziwa muzyka, zawierająca w sobie nieskrytą prawdę – obroni się sama.

Jeśli zastanawiacie się, czy podczas sobotniego koncertu było coś, do czego można się przyczepić, to bez zawahania odpowiadam – nie. Nagłośnienie, światła… wszystko było w punkt, a ja nawet gdybym chciała, to minusów nie znajdę. Były co prawda ze dwa momenty, kiedy chciałam czegoś więcej, ale były to chwile, w których muzyk stroił gitarę, a ja po prostu niecierpliwie łaknęłam kolejnych dźwięków, jużteraznatychmiast!. Poza tym? Pozwolę sobie posłużyć się cytatami kolegów, które pokrótce, acz zgrabnie, stanowić będą idealną puentę: „Przepięknie było – podwodny sen – selekcja, ona, nagłośnie – 10/10”, „Nie wiem, czy kiedykolwiek jakikolwiek koncert tak mnie poruszył. Przepięknie, po prostu przepięknie”.

Jazzująco: Jason Moran w hołdzie Fatsowi Wallerowi

Image1

Jason Moran to jeden z najważniejszych współczesnych pianistów jazzowych, a Fats Waller to legenda tego instrumentu, człowiek odpowiedzialny za jeden z największych amerykańskich przedwojennych przebojów, „Ain’ Misbahavin'” z 1929 roku, które z pewnością słyszeliście niejeden raz. Poniżej możecie odświeżyć pamięć, oglądając fragment filmu Stormy Weather z 1943 roku.

Ale do rzeczy — wspomniany Jason Moran na 16 września zapowiedział swój nowy krążek, będący muzycznym hołdem dla Wallera, a zatytułowany All Rise: A Joyful Elegy for Fats Waller. Waller był bowiem nie tylko pianistą i kompozytorem, ale na scenie przyjmował rolę niemalże kabaretową, w związku z czym jakakolwiek inna niż radosna elegia nie wchodziła w grę! Ponadto na krążku pojawi się gościnnie piosenkarka soulowa Meshell Ndegeocello, która wraz z szefem Blue Note, Donem Wasem, jest odpowiedzialna za produkcję wydawnictwa. Sama płyta jest zresztą konsekwencją tanecznych imprez, które w 2011 roku Moran i Ndegeocello zorganizowali w nowojorskim Harlemie w celu uczczenia pamięci Wallera. Podczas nich Moran zresztą wcielał się w rolę samego Fatsa, przywdziewając specjalnie wykonaną w tym celu maskę z papier-mâché, co widać na fotografii powyżej. Poniżej zaś tracklista. Będzie ciekawie!

Spis utworów:
1. „Put Your Hands on It”
2. „Ain’t Misbehavin’”
3. „Yacht Club Swing”
4. „Lulu’s Back in Town”
5. „Two Sleepy People”
6. „The Joint Is Jumpin’”
7. „Honeysuckle Rose”
8. „Ain’t Nobody’s Business”
9. „Fats Elegy”
10. „Handful of Keys”
11. „Jitterbug Waltz”
12. „Sheik of Araby”/”I Found a New Baby”

Meshell Ndegeocello wystąpi w Polsce

10154036_617052541706071_6978538909464839432_n
Agencja Go Ahead z przyjemnością może zaprosić na koncert Meshell Ndegeocello! Artystka wystąpi w warszawskim Palladium 8 listopada. Meshell Ndegeocello to wokalistka, kompozytorka i basistka, która w swojej twórczości łączy wiele gatunków — od hip-hopu przez reggae, rock, r’n’b i jazz. Wokalistka przyjedzie do Polski w ramach promocji najnowszego, jedenastego w jej dyskografii, albumu Comet, Come To Me. Płyta powstała przy udziale znakomitych muzyków. Pojawiają się na niej m.in. Shara Worden (My Brightest Diamond), Doyle Bramhall, Christopher Bruce, Jebin Bruni i Earl Harvin. Bilety na koncert wkrótce pojawią się w sprzedaży. Dostępne będą na stronach Go Ahead, Eventimu, Ebiletu, Ticketpro oraz w sklepach sieci Empik, Media Markt i Saturn.

Mentalcut & Soulbowl: Press Play # 15

fot. Karol Wysmyk

Po raz piętnasty  zapraszamy Was do przejrzenia naszych muzycznych rekomendacji. W tym tygodniu Press Play uświetnia Mentalcut z Poznania. Wychowany na hiphopie, w ostatnim latach z powodzeniem rozpala klubowe parkiety. Kilka tygodni temu wydał epkę Nuff To Burn (label Car Crash Set), na którą powinni koniecznie zwrócić uwagę entuzjaści kosmicznych syntezatorów i elektronicznego funku. (więcej…)

Recenzja: Meshell Ndegeocello Pour une âme souveraine: A Dedication to Nina Simone

Meshell Ndegeocello

Pour une âme souveraine: A Dedication to Nina Simone (2012)

Naive

Jeśli album jest 10-tym wydawnictwem szanowanej i uznanej artystki, a dodatkowo porywa się ona na materiał muzyka formatu Niny Simone, to oczekiwania mogą być niemiłosiernie wygórowane. Należy więc podkreślić, że zamierzeniem Meshell nie było obdarcie utworów Simone z jej samej i stworzenie czegoś kompletnie innego. Wręcz przeciwnie, ideą albumu było oddanie hołdu tej nieżyjącej artystce.

Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że jednym z atutów oryginalnych aranżacji jest wpływ wielu stylów takich jak R&B, jazz, blues czy folk. Jednocześnie należy oddać sprawiedliwość Ndegeocello, która tak dobrze znanemu repertuarowi, nadała swoje brzmienie. Zaczyna od klimatycznego “Please Don’t Let Me Be Misunderstood”, przez energetyczne „House of the Rising Sun”, aż do stanowiącego idealną kodę “Four Women”, prezentując instrumentalną perfekcję i spójność.

Dodatkowym atutem albumu są współpracownicy Meshell. Jedyny męski wokal należy do Codiego Chesnutta, który dzięki ciepłej barwie głosu, nadaje głębię minimalistycznemu podkładowi w „To Be Young, Gifted and Black”; Sinead O’Connor podejmuje próbę okiełznania „brudnego” brzmienia instrumentów w „Don’t Take All Night”, a Toshi Reagon, która w „House of the Rising Sun” daje słuchaczom popis dobrego, czarnego brzmienia, nie sposób wręcz się nie zachwycić. W ten bogaty wachlarz głosów i instrumentów wpisuje się i sama Meshell. Może się wydawać, że pośród tak ogromnej liczby coverów „Please Don’t Let Me Be Misunderstood”, jest w zasadzie niemożliwe stworzenie czegoś godnego uwagi – a jednak w tym wypadku opłaciło się podjąć ryzyko.

Trzeba przyznać, że Meshell znalazła złoty środek między poszanowaniem dla utworów uwielbianych od lat a nadaniem im swojego własnego stylu. Album jest dobrze skomponowany, wykonany i dopracowany do ostatniego dźwięku. Artystce można zarzucić jedynie brak podjęcia ryzyka w przypadku niektórych aranżacji — jak gdyby, na kilka utworów zabrakło już zdecydowanego pomysłu (choćby „Black is the Color of My True Love’s Hair” – niby ujmujące i przekonujące, ale brakuje tu Ndegeocellowego sznytu).

Nowa płyta: Meshell Ndegeocello Pour une âme souveraine

Wielozadaniowa maszyna muzyczna w osobie Meshell Ndegeocello wypuściła dedykację dla Niny Simone w postaci albumu Pour une âme souveraine (For a sovereign soul). Jest to już 10te wydawnictwo tej wyjątkowo utalentowanej artystki, która wybrała niesamowity materiał i nadała mu swój własny charakter. Współpracując z muzykami takimi jak Sinead O’Connor, Lizz Wright, Tracy Wannomae, Toshi Reagon i Cody ChesnuTT stworzyła wersje m.in.  ponadczasowych „Please Don’t Let Me Be Misunderstood” czy „Feelin’ good”. Poniżej posłuchać możecie klimatycznego singla „To Be Young, Gifted and Black” z ciepłym wokalem Codiego.

Zapowiedź płyty Meshell Ndegeocello dedykowanej pamięci Niny Simone

Jak już wiadomo 9 października 2012 jest oficjalną datą premiery 10tego albumu wokalistki, raperki i basistki Meshell Ndegeocello, który będzie nosić tytuł POUR UNE ÂME SOUVRAINE (FOR A SOVEREIGN SOUL) . Tym razem nasze membrany raczyć będą utwory Niny Simone. Z pewnością nie lada wyzwanie stoi przed samą Artystką jak i współtwórcami nagrań, którymi są Chris Bruce (gitara), Jebin Bruni (klawisze) oraz Deantoni Parks (perkusja). Niestety przedsmak, który zaserwowano nam w postaci utworu „Be My Husband” z udziałem Valerie June, pozostawia wiele do życzenia – wokal wydaje się wręcz gryźć z ciekawym aranżem. Oprócz wspomnianej już Valerie na płycie gościnnie wystąpią m.in. Sinead O’Connor, Lizz Wright, Tracy Wannomae, Toshi Reagon i Cody ChesnuTT.

Sama Meshell zaznacza, że płyta jest nie tylko dedykacją dla Niny oraz wpływu jaki miała na scenę muzyczną, lecz również afirmacją życia wewnętrznego, którego wszyscy doświadczamy. Podkreśla również silną osobowość i zaangażowanie zmarłej prawie 10 lat temu Artystki na rzecz walki o prawa człowieka oraz równouprawnienie.

Chris Bruce, współproducent oraz osoba odpowiedzialna za aranżacje znajdujące się na płycie, podejmuje próbę przybliżenia nam konwencji, w jakiej utrzymane będą utwory: „Naszym celem nie było odtworzenie istniejących wersji, ponieważ czuliśmy, że jedynym sposobem oddania hołdu Niny będzie odnalezienie przez Meshell swojego własnego głosu w tym materiale”.

Apetyt rośnie w miarę zapoznawania się z przedstawioną tracklistą:
1. „Please Don’t Let Me Be Misunderstood”
2. „Suzanne”
3. „Real Real” feat. Toshi Reagon
4. „House of the Rising Sun” feat. Toshi Reagon
5. „Turn Me On”
6. „Feelin’ good”
7. „Don’t Take All Night” feat. Sinead O’Connor
8. „Nobody’s Fault But Mine” feat. Lizz Wright
9. „Be My Husband” feat. Valerie June
10. „Black is the Color of My True Loves Hair” feat. Valerie June
11. „See Line Woman” feat. Tracy Wannomae
12. „Either Way I Lose”
13. „To Be Young, Gifted and Black” feat. Cody ChesnuTT
14. „Four Women”

Miejmy więc nadzieję, że „nie porwano się z gitarą basową na słońce” i płyta sprosta oczekiwaniom fanów obu Pań.