paul white
Recenzja: Danny Brown U Know What I’m Sayin?

Danny Brown
U know What I’m Sayin?
Warp
Jedna z najbardziej oryginalnych postaci współczesnego hip-hopu wraca po trzech latach od premiery doskonale przyjętego Atrocity Exhibition. O ile tamta płyta była pełna mroku, strachu i niepokoju — Danny walczył wtedy ze swoimi demonami i dał upust tej walce na krążku, teraz raper wszedł na scenę odmieniony. Nie zapomniał jednak o przeszłości.
Uwagę zwraca kolorowa okładka i już samo to, że taka jest, zwiastuje pewną zmianę. Sugeruje, że Danny wygrał wewnętrzną wojnę i idzie dalej. Widzimy go bez rozwichrzonej fryzury, ostrzyżonego, na zdjęciach w internecie szczerzy zreperowane zęby. Słowem — inny człowiek. Raper, co prawda, tłumaczy, że zmiana wizerunku spowodowana była małą rolą w filmie White Boy Rick, ale jedno jest pewne — to, co było, już nie wróci.
Otwierające płytę „Change Up” wyraźnie pokazuje, że Brown nadal walczy, by stare nawyki nie dały o sobie znać, ale jednocześnie nie zmieniłby tego, co było, bo przeszłość ma wpływ na to, kim jest teraz. Z wyraźnym dystansem odnosi się do przygód z dawnych lat, jak chociażby w „Dirty Laundry”, w którym w prześmiewczy sposób opisuje seksualne doświadczenia z kobietami. W jednej z wypowiedzi stwierdził, że U Know What I’m Sayin? to jego wersja albumu stand-upowego i do pewnego stopnia można przyjąć takie założenie — ten kawałek idealnie do tej tezy pasuje. Jednak nowy album to nie tylko odnoszenie się do dawnego „ja”. To także obecny Danny, który celebruje życie, co wyraźnie słychać w znakomitym singlu „Best Life”. Można by pewnie pomyśleć, że ten wariat z poprzednich płyt gdzieś zniknął? Nic bardziej mylnego. Mimo ewidentnych zmian, w pewnym sensie to jest dalej ten sam Danny Brown, którego słyszeliśmy na Old czy XXX. Na nowym wydawnictwie raper wciąż jest niepokorny i serwuje obrazoburcze wersy, jak chociażby „I’m anemic with the ink, you a Stevie Wonder blink/I take a piss in that same sink you wash dishes with”. Do tego nie zostawia suchej nitki na słabych raperach i pospolitych idiotach.
Muzyka na krążku to połączenie eksperymentu i klasycznego hip-hopu. Nie uświadczymy tu raczej industrialnych klimatów z Atrocity Exhibition, ale na nudę na pewno nie można narzekać. Wciąż jest bardzo ciekawie, nierzadko w nieoczywisty sposób, jak w „Belly of the Beast” na bicie Paula White’a, boom-bapowym „Savage Nomad” czy utrzymanym w stylu J Dilli „3 Tearz” z bitem Jpegmafii, a z gościnnym udziałem Run the Jewels, którzy może nie zaliczają jakiegoś wybitnego występu, ale całkiem dobrze się z Dannym uzupełniają. Magiczną robotę robi stale współpracujący z Brownem wspomniany Paul White. Poza „Belly of the Beast” ma na koncie jeszcze trzy produkcje. Każda z nich jest inna i świetnie pokazuje jak Danny Brown potrafi się poruszać w szerokim spektrum brzmień. W „Negro Spiritual” charakterystyczny podkład dostarczają Flying Lotus i Thundercat, tego wszystkiego jednak nie byłoby bez jednej osoby, która zasługuje na oddzielny akapit.
Sprawcą całego zamieszania jest tak naprawdę Q-Tip, który został producentem wykonawczym materiału. Executive Producer to trochę zaniedbana na naszym rynku muzycznym profesja, która polega, mniej więcej, na koordynowaniu powstawania dzieła. To producent wykonawczy tak naprawdę decyduje, w jakim kierunku idzie dany materiał, w tym przypadku płyta. Sam Danny Brown powiedział nawet, że U Know What I’m Sayin to w zasadzie album Q-Tipa, a on, jako raper, miał na tyle dużą swobodę, że wystarczyło przyjść do studia i zrobić swoje. Jeśli tak było w rzeczywistości, Tip wywiązał się ze swojego zadania znakomicie. Nie tylko dostarczył kilka świetnych bitów („Dirty Laundry”, „Best Life” i trochę zwariowane, niesamowicie energetyczne muzycznie „Combat”), ale pokierował gospodarzem tak, że osobowość Danny’ego Browna po transformacji w minionych trzech latach, znalazła artystyczne ujście na U Know What I’m Sayin. Raper idzie do przodu, zostawił dawne demony w przeszłości, przeszedł przemianę, która ma przełożenie na jego muzykę. Dalej poszukuje i zdecydowanie warto czekać na to, co pokaże następnym razem.
Danny Brown ujawnia tytuł i producenta nadchodzącego krążka

Kiedy w 2017 roku Danny Brown chwalił się, że jego następny album wyprodukuje prawdziwa legenda, wielu fanów zastanawiało się, kto będzie stał za brzmieniem następcy Atrocity Exhibition. Dziś dzięki samemu Danny’emu wiemy już o wiele więcej. W ostatniej rozmowie z portalem Highsnobiety raper zdradził kilka istotnych szczegółów na temat nadchodzącej płyty. Jak się okazuje, za stronę muzyczną odpowiadać będzie członek A Tribe Called Quest – Q-Tip! Album będzie nosić tytuł uknowhatimsayin?, a do jego powstania przyczynili się m.in. Paul White oraz JPEGMAFIA. Brzmi nieźle! Jakby tego było mało, do sieci wyciekł filmik, na którym można usłyszeć, jak Brown wykonuje jeden ze swoich nowych kawałków.
@E_Diep longer snippet of the new @xdannyxbrownx track. This new album@is going to be In-fucking-sane. pic.twitter.com/xwhZeTrRh5
— LØRDNMF (@Dat_NMF) 3 maja 2019
#FridayRoundup: Janelle Monáe, Post Malone, Wiley, Akua Naru i inni

Przed nami bardzo długi weekend, podczas którego z pewnością znajdziecie czas na zapoznanie się z premierami płytowymi, jakie przynosi nam piątek. Wśród nich, najbardziej oczekiwaną rzeczą jest z pewnością świeży krążek od Janelle Monáe, ale fani kilku innych gatunków muzycznych również spędzą ten czas z uśmiechem na ustach. Zaczynamy!
Dirty Computer
Janelle Monáe
Bad Boy Records
Janelle Monáe swoją działalnością zasłużyła sobie na miano aktorki, modelki, producentki czy raperki. Po premierze jej najnowszego wydawnictwa, Dirty Computer, przypomniała się jednak przede wszystkim jako piosenkarka. To już trzeci długogrający krążek w jej dorobku. Najnowszy materiał został poprzedzony singlami, „Make Me Feel”, „Django Jane”, „I Like That” oraz „Pynk” z gościnką Grimes. Warto wspomnieć, że swój wkład w „Make Me Feel” miał Prince, którego brzmienie od zawsze inspirowało Janelle. Na płycie, poza Grimes, usłyszeć możemy także Briana Wilsona, Zoë Kravitz i Pharrella Williamsa. Piosenkarka twierdzi, że w przypadku tego albumu zależało jej na oddaniu głębokich, skrajnych nieraz emocji. Zabiera głos w kwestiach takich jak seksualność czy rola i pozycja kobiet. Tytuł nawiązywać ma do metaforycznego „brudu”, który każdy z nas niepotrzebnie stara się wyprzeć z siebie (artystka sądzi, że nie jest on niczym złym). Z kolei do komputera porównuje nasz umysł, maszynę, przez którą przewijają się informacje i która bywa zawirusowana. —Polazofia
Beerbongs & Bentleys
Post Malone
Republic Records
Dzięki spektakularnemu sukcesowi Stoney i takich hitów jak „Congratulations” czy „I Fall Apart” Post Malone wbił się do absolutnej czołówki hip-hopowego mainstreamu. Trapowe produkcje, melodyjność i chwytliwe refreny stały się jego znakiem rozpoznawczym, a swoista powtarzalność nie przeszkodziła mu zaatakować Billboard kolejnymi przebojami, „Rockstar” i „Psycho”. Beerbongs & Bentleys będzie z całą pewnością zawierało kontynuację tego brzmienia. Usłyszymy tu gościnne zwrotki takich gwiazd jak Nicki Minaj, 21 savage, YG czy Swae Lee, oraz bity autorstwa samego Posta i kilku innych producentów z obozu rapera. Spore obawy może budzić długość płyty – 18 utworów oznacza wysokie ryzyko monotonii, chociaż kto wie, może czeka nas parę niespodzianek, jak np. zwrot w stronę muzyki rockowej, z której Post przecież się wywodzi. Największe culture vulture od czasów Elvisa Presleya? Niech będzie, ważne, żeby bujało — Adrian
Godfather II
Wiley
CTA
Król grime’u powraca zaledwie rok po premierze ostatniej płyty. Godfather było świetnym krążkiem, w którym każdy z siedemnastu znajdujących się na nim numerów był prawdziwą petardą. Czy tym razem ojciec chrzestny grime’u potwierdzi swoją pozycję na scenie? Kontynuacja zawiera dwanaście tracków, a single, które do tej pory się pojawiły zdecydowanie zachęcają do sprawdzenia całości. Oby nowy materiał był co najmniej tak dobry jak poprzedni. — Dill
The Blackest Joy
Akua Naru
Code Black
Nie dajcie się zmylić łagodnej trąbce i odgłosom przyrody inaugurującym The Blackest Joy. Akua Naru to kobieta z krwi i kości, która nie obawia się trudnych tematów i sprowadzenia Sereny Williams do symbolu współczesnej Afroamerykanki. Na pierwszym planie u Naru jest charyzma, ale i pewna subtelność, która jednak nie jest słabością. Jeżeli lubicie świadomy, zaangażowany hip-hop wykorzystujący żywe instrumentarium osadzone w soulu i w jazzie (oraz dodatki, jak fale Oceanu Indyjskiego zarejestrowane o szóstej rano), sprawdźcie trzeci studyjny album artystki. — Maja Danilenko
Rejuvenate
Paul White
R&S Records
Moje pierwsze skojarzenie z nazwiskiem Paula White’a to przede wszystkim szalone kolaboracje w duecie z Dannym Brownem. Po niemalże wspólnym (nie licząc kilku bitów) Atrocity Exhibition, panowie wydali razem w ubiegłym roku krótką epkę Accelerator. I choć słuchacze przyzwyczaili się do jego pokręconych produkcji, to artysta nie boi się „ożywić” swojego stylu. Na Rejuvenate najprawdopodobniej usłyszymy Paula White’a w wersji bardziej stonowanej i łagodnej. A przynajmniej na to wskazują single „Spare Gold” i „Returning”. Czy rezygnacja z sampli na rzecz żywych instrumentów wyjdzie Brytyjczykowi na dobre? — Mateusz
Caer
Twin Shadow
Reprise Records
George Lewis Jr. aka Twin Shadow dwoi się i troi, żeby pod egidą Warner Music Group odtworzyć nostalgiczne, retro-popowe brzmienie z domieszką różnorodnych wpływów (w tym R&B), jakim dał się poznać na całkiem niezłym debiucie, zbiorze „letniaczków” Forget. W tym celu mają mu pomóc między innymi siostry z tria Haim, z którymi to współpraca wydawała się wręcz nieunikniona. Jeżeli chcecie poznać odpowiedź na pytanie, czy bajka Twin Shadow jest jedną z tych, które można opowiadać wielokrotnie, bez ryzyka utraty ich charakteru, to nie ma lepszego momentu w roku na weryfikację. — Maja Danilenko
Exotic Worlds and Masterful Treasures
Stimulator Jones
Stones Throw
Jeśli marzyła wam się płyta pełna oldschoolowych popsoulowych refrenów na surowych synthfunkowych bitach w stylu Dam-Funka, to właśnie się ukazała. Wydany dziś nakładem Stones Throw album Exotic Worlds and Masterful Treasures nie wyczerpuje może do końca obietnicy dalekich podróży z tytułu, ale z pewnością zapewni odpowiednie wibracje podczas wiosennego garden party. Stimulator Jones, czyli Sam Lunsford to najnowszy nabytek soulowej oficyny, didżej, producent, piosenkarz, songwriter i multiinstrumentalista, który potrafi zagrać na czymkolwiek — na swoim nowym krążku stawia jednak na syntezatory wskrzeszające ducha funku lat 70. i 80. — Kurtek
Floor Kids (Original Video Game Soundtrack)
Kid Koala
Kid Koala Productions
Floor Kids, to gra na konsolę Nintendo, osadzona w świecie tancerzy breakdance. Pojedynki rysunkowych B-Boys i B-Girls, jakie staczać możemy na ekranie, podkręcone zostały przez muzykę, którą specjalnie na potrzeby gry stworzył kanadyjski Dj i producent — Kid Koala. Jeżeli nie jesteście fanami konsol, a zamiast wpatrywać się w ekran, wolicie osobiście pobawić się na parkiecie, to ścieżka dźwiękowa z gry, składająca się z 42 utworów, trwających łącznie 71 minut, powinna dać Wam idealny podkład pod tego typu zachowanie. — efdote
Everything Matters
Clément Bazin
Nowadays
Po obiecującej zeszłorocznej epce Us francuski producent Clément Bazin wydaje wreszcie swój długogrający debiut. Na krążku bardziej niż kiedykolwiek wcześniej kieruje się w stronę tropikalnego UK bassu, łącząc vibe Quantica z brzmieniem Disclosure. Kolejny wart sprawdzenia kandydat na tegoroczną wakacyjną plejlistę. — Kurtek
Soma 0,25 mg
Taconafide
Nowadays
Dwa tygodnie po najgłośniejszej polskiej hiphopowej premierze roku Quebonafide i Taco Hemingway udostępniają w szerokiej ofercie streamingowej drugi dysk Somy 0,5 mg. To 11 dodatkowych nagrań w tym remiksy numerów z podstawowej wersji płyty z gościnnym udziałem m.in. KęKego, Palucha, Kaza Bałagane czy Dawida Posiadły. Must listen dla fanów fiskalnego trap popu. — Kurtek
Nowy teledysk: Paul White feat. Danny Brown „Accelerator”


Paul White oraz Danny Brown prezentują pierwszy numer z zapowiedzianej całkiem niedawno epki zatytułowanej Accelerator. Na początku ciężko stwierdzić czy bardziej odjechany jest sam utwór, będący połączeniem brudnej, niemal rock’n’rollowej jazdy z szybką i szaloną nawijką Browna, czy przekomiczny wręcz klip. W kategoriach odlotu postawimy jednak na to drugie. Obrazek przypomina klimatem horrory klasy b i docenią go w pełni chyba tylko fani tego gatunku. Grana tu przez Ewena MacIntosha postać, ugania się po całym mieście za swoim… mózgiem, który najwidoczniej nudził się już, siedząc w głowie i postanowił skorzystać z kilku rozrywek, jakie oferuje miasto. Jak skończy się ta pogoń i ile osób na tym zyska, a ile straci, przekonać się możecie poniżej. Cała epka trafi do nas już w najbliższy piątek.
Epka Danny’ego Browna i Paula White’a w przyszłym tygodniu


News z gatunku zupełnie niespodziewanych, takie lubimy najbardziej. Już za trochę ponad tydzień będziemy mogli usłyszeć nową muzykę Danny’ego Browna — rapera, który dopiero co powalił nas na kolana swoim Atrocity Exhibiton. Za dwie trzecie (tak, policzyłem) zawartych na tamtym albumie podkładów odpowiadał Paul White i to właśnie on będzie współautorem EP zatytułowanego Accelerator. Od razu wspomnę jednak o tej złej informacji. Materiał będzie się składał z zaledwie dwóch premierowych utworów oraz ich wersji instrumentalnych. Twórcy zapewniają jednak, że tracki te będą stanowić zupełnie odmienne oblicza hip hopu. Tytułowe „Accelerator” ma zdefiniować brzmienie rapu a.d. 2017, a “Lion’s Den” ma zawstydzić niejednego purystę tego gatunku. Macie moje zainteresowanie, panowie!
Paul White nie pozwala o sobie zapomnieć i powraca z darmowym beat tape’em


Brytyjski producent Paul White może z zaliczy ubiegły rok do udanych m.in. za sprawą udanej kolaboracji z raperem Open Mike Eagle, a przede wszystkim dzięki znakomitym produkcjom na albumie Atrocity Exhibition, którym pobłogosławił nasze uszy Danny Brown. Dokładnie dzisiaj światło dziennie ujrzał darmowy beat tape zatytułowany Everything You’ve Forgotten, na którym artysta zamieścił kilkanaście niewydanych wcześniej instrumentali, będących najprawdopodobniej odrzutami z sesji do wspomnianych wcześniej wydawnictw. Dziewiętnaście tracków połączonych w jeden 28-minutowy ciąg, głównie dla odważnych poszukiwaczy ciekawych i trudnych do zdefiniowania brzmień, które zabiorą Wasz umysł w nieco inny wymiar. Warto dać się tam porwać.
Recenzja: Danny Brown Atrocity Exhibition

Danny Brown
Atrocity Exhibition (2016)
Warp Records
„I’m sweating like I’m in a rave / Been in this room for three days / Think I’m hearing voices / Paranoid and think I’m seeing ghost-es, oh shit” — tymi słowami Danny Brown rozpoczyna otwierające jego najnowszy album „Downward Spiral” będące nawiązaniem zarówno do kultowego albumu Nine Inch Nails z 1994 roku, jak i do tytułowego „XXX” z jego drugiej płyty. Leniwe, sludge’owe niemal bębny i piaszczyste, stonerowe riffy zdają się otwierać portal do pokręconego wnętrza artysty wypełnionego niepokojącymi, fraktalnymi wizualizacjami, ekstatyczną zabawą niejednokrotnie ustępującą miejsca paranojom i wynikającym z nich stanom depresyjnym, a także wyjątkową, chaotyczną wrażliwością, dzięki której ta karuzela emocji i obrazów jest tak przejmująco plastyczna i szokująco spójna. Wraz z Paulem White’m, producentem związanym z Dannym od początku jego kariery, odpowiedzialnym za większość kompozycji na Atrocity Exhibition, zaprojektował nowy wymiar hip-hopowego eksperymentu pchniętego w nieznane gitarową energią i elektronicznym kwasem.
Wszystko rozpoczęło się informacją o kontrakcie z kultową londyńską wytwórnią Warp Records i pierwszym singlem „When It Rain”. W osłupiająco zgrabny sposób czerpiąca ze spuścizny elektroniki z Detroit i gatunków pokroju jit czy ghettotech produkcja o trzymającym w napięciu, klubowym aranżu to splot złowieszczej melodii i nawiedzonej linii basowej, który przy otwartej publice równie dobrze sprawdziłby się w kulminacyjnym momencie obskurnego, połamanego, technicznego seta. Kolejnym strzałem był utwór „Pneumonia”, w którym za warstwę instrumentalną odpowiada Evian Christ. Opętańcze serie werbli, mroczne brzmienia rodem z Memphis połowy lat 90-tych i obłędna agresja Browna okraszona bezbłędnym, proporcjonalnie stonowanym refrenem stanowią prawdopodobnie najbardziej przebojowy i najbardziej zbliżony współczesnemu hip-hopowi moment płyty. Przy wyborze ostatniego singla zdecydowano się na być może najbardziej oczekiwany posse-cut drugiej dekady XXI wieku. Kompozycja Black Milka „Really Doe” to kolaboracja pomiędzy gospodarzem a Kendrickiem Lamarem, Ab-Soulem i Earlem Sweatshirtem. Charakterystyczne dla producenta z Detroit ciężkie bębny sprytnie balansujące na granicy żywego i automatycznego feelingu, przystrojone złowrogimi dzwonkami i niezwykle melodyjnym, scratchowanym sygnałem z porywającego refrenu okazały się naturalnym wspólnym mianownikiem dla całej czwórki. Hip-hopowy duch rywalizacji i czerpiąca z klasycznego brzmienia hip-hopu warstwa instrumentalna wycisnęły z tak utalentowanych tekściarzy wszystko co najlepsze — „Big power, big stages / My zoo cannot fit the cages / This booth is not used to fakin’ / My crew just love confrontation” Kendricka, czy „You’ve been the same motherfucker since 2001 / Well, it’s the left-handed shooter, Kyle Lowry the pump” Earla to tylko wierzchołek góry lodowej. Dobór singli zresztą to ogromny sukces taktyczny, bo to jedne z najbardziej energetycznych punktów projektu, na przestrzeni którego zostały świadomie rozrzucone jako trzy szczytujące momenty oderwanego od rzeczywistości, narkotycznego lotu Daniela.
Nie oszukujmy się — spora część podejmowanych prób łączenia rapu i gitarowej estetyki najczęściej kończy się czymś co najwyżej przeciętnym. Jeżeli wśród wzorcowych przykładów tego typu fuzji możemy wymienić pozycje pokroju debiutu Rage Against the Machine czy (bardziej współcześnie) The Money Store Death Grips, to Atrocity Exhibition jeszcze bardziej rośnie w oczach z racji eksplorowania nieznanych do tej pory możliwości tego typu. Kiedy na jednym krążku słychać zarówno Joy Division, jak i Pimpa C z Super Tight, to na dzień dzisiejszy jest to coś jak najbardziej świeżego. Bezpośrednio po sobie dostajemy tutaj analogową dyskotekę z „Tell Me What I Don’t Know” przemycającą gwizdki prosto z Bay Area i rockowy groove „Rolling Stone” z minimalnie chybionym refrenem Petite Noir ostatecznie przeradzającym się jednak w kapitalną finałową mini-improwizację wokalną. W „Lost” — futurystycznej reinkarnacji brzmienia z Enter the Wu-Tang (36 Chambers) autorstwa Playa Haze opartej na samplu z „Flame of Love (Lian Zhi Huo)” Chinki Leny Lim — Danny Brown manifestuje: „I’m like Kubrick with two bricks and hoes on the strip”. Porównanie najwyraźniej okazuje się niezwykle wiążące — w kolejnym „Ain’t It Funny” raper wrzuca nas w bardzo obrazowy, psychodeliczny wir pełen sinusoidalnych absurdów, zbudowany na acidowej wręcz rytmice, zabójczym tempie i poszatkowanej sekcji dętej z utworu „Wervin'” Nicka Masona (Nick Mason’s Fictitious Sports, 1981). Morderczy wyścig skrzekliwych zwrotek Browna z zatrważającą melodią Alchemista w brutalnie groźnym „White Lines” skutecznie rozgrzewającym przed singlową „Pneumonią”, paradoksalnie funkowe, przestrzenne „From the Ground” z Kelelą i oparte na fragmencie „B.O.B” OutKastu gotyckie „Today” to jedynie przykłady siły kontrastu albumu, gdzie szok związany z coraz bardziej nieprzewidywalnymi rozwiązaniami nieustannie miesza się z podziwem wobec tak świadomie zrealizowanej koncepcji.
W kategorii hip-hopowego eksperymentu Atrocity Exhibition należałoby umieścić obok takich pozycji jak Madvillainy, Dr Octagonecologyst, Deltron 3030 czy The Cold Vein Cannibal Ox, jednakże żadna z nich nie zapuszczała się w głąb tak niezbadanych terytoriów jak czwarty studyjny album Danny’ego Browna. Mięsisty groove, elektroniczne sekwencje, głębokie, gitarowe akordy (jak przykładowo w komicznie plażowym, laid-backowym „Get Hi” z B-Realem) i zatrważający mrok minimalistycznych melodii spotykają się z celowo nieuporządkowaną, nieszablonową opowieścią o depresji, nałogu, euforii i szaleństwie, jakiej nie sposób szukać w innym miejscu. Atrocity Exhibition to obok To Pimp a Butterfly najważniejszy współczesny album hip-hopowy, eksponujący nowatorskie możliwości znoszenia ram gatunkowych i świetlaną przyszłość tych zabiegów. Takiej płyty po prostu jeszcze nie było.