r. kelly
R. Kelly reaktywuje „Trapped In The Closet”

Dwa nowe albumy to nie wszystko czym R. Kelly zaplanował się z nami podzielić w najbliższym czasie. Pogłoski na temat tego, że muzyk ma napisane kolejne 32 rozdziały jego słynnej hip hopery, krążą od dawna. Wczoraj do sieci trafiła zajawka mająca na celu uświadomić nam, że zdecydowanie coś się dzieje. Biorąca udział w produkcji telewizyjna stacja IFC zapewnia, że pierwsze odcinki nowej serii „Trapped In The Closet” ujrzą światło dzienne jeszcze w tym roku. Natomiast w ciągu najbliższych kilku tygodni powinny się ukazać trailery, z których będziemy mogli dowiedzieć się czegoś więcej niż z filmiku poniżej.
R. Kelly zapowiada nowy album

Write Me Back jeszcze w tym roku. Krążek promuje już pierwszy singiel „Share My Love”. Wszystko wskazuje na to, że na szczęście Kelly po lekko anachronicznym Love Letter porzucił ostatecznie pomysł wydania klubowego krążka. I nawet mimo, że „Share My Love” jest numerem ściśle tanecznym, nie jest to produkcja spod znaku Davida Guetty, ale rzecz mocno inspirowana disco lat 70-tych. Powstał nawet bardzo niskobudżetowy teledysk (przynajmniej na potrzeby oficjalnego kanału VEVO piosenkarza) złożony z przewijającego się tekstu utworu na mieniącym się tysiącem barw dyskotekowym tle (do obejrzenia poniżej). Sam Kelly przyznał w którymś z wywiadów, że nadchodzący krążek będzie mieszanką jego wcześniejszych krążków Love Letter, Happy People i TP-2.Com. Zapowiada się nie najgorzej. Może bez fajerwerków, ale czy naprawdę potrzebujemy ich w przypadku tak doświadczonych wykonawców, którzy przecież niczego już nie muszą nam udowadniać?
Dwa albumy od R. Kelly’ego w 2012
Po ciepło przyjętym, wydanym w 2010 roku krążku Love Letter, R. Kelly postanowił powrócić nie z jednym, ale aż z dwoma wydawnictwami. O pierwszym z nich, zatytułowanym Black Panties, już kiedyś pisaliśmy. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami ma to być produkcja nawiązująca klimatem do debiutanckiego 12 Play. Drugim planowanym na 2012 rok albumem ma być Write Me Back. Jak można się domyslić, tytuł jest nawiązaniem do krążka z 2010. Nie bez powodu tak ma się on nazywać, gdyż tak samo jak Love Letter było hołdem dla czarnej muzyki lat sześćdziesiątych, tak ten album ma być hołdem dla lat siedemdziesiątych. „Planuję przenieść się do czasów Shafta i zobaczyć jak to jest przywracać brzmienie r&b tamtych czasów” – zdradził wokalista. Też jestem bardzo tego ciekaw. Jak dobrze pójdzie, to R. Kelly zaspokoi moją ciekawość wydając Write Me Back jako pierwsze, gdzieś pod koniec marca.
R. Kelly z dwoma niewydanymi numerami
Na koniec roku, R. Kelly ujawnia jeszcze dwa numery – odrzuty z poprzednich lat. Pierwszy, „I Quit You” jest kompozycją w średnim tempie, gdzie chórek w kółko powtarza frazę, która po jakimś czasie może zacząć drażnić. Drugi, „Nothing On You” jest nieco spokojniejszy i bardziej soulowy. Producent skorzystał chyba z dźwięku kapiącej wody… Niech Was to jednak nie zniechęca do sprawdzenia.
Nowy utwór: R. Kelly „U Turn”
R. Kelly opublikował parę dni temu w sieci numer zatytułowany „U Turn”. Nie jest to niestety żaden singiel z najnowszego albumu wokalisty (o roboczym tytule Black Panties, ponoć ma być to powrót do brzmienia debiutanckiego 12 Play), a najprawdopodobniej odrzut z sesji nagraniowych poprzedniego krążka. Jeśli to prawda, to dobrze chyba się stało, że „U Turn” nie trafiło na Love Letter. Muzycznie utwór nie powala, aczkolwiek dla samej „krótkiej historii o zdradzie” opowiedzianej przez pana Roberta warto się zapoznać.
Nowy teledysk: R. Kelly ‚Radio Message’
R. Kelly postanowił przypomnieć wszystkim o swoim ostatnim, motownowskim krążku ‚Love Letter’ i sprezentował nam teledysk do utworu ‚Radio Message’. Obrazek jest ładny i estetyczny, ale to nic specjalnego. On ją przywołuje przez radio cierpiącym głosem, ona to słyszy, ale ciągle się zastanawia. Czu powróciła w końcu do niego czy to tylko złudzenie? Tego dowiemy się w kolejnym odcinku. A teraz skaczcie!
Nowy album The Isley Brothers w drodze!
…i byłaby to pewnie wspaniała wiadomość, ale nawet jeśli projekt dojdzie do skutku, to obawiam się, że już w tej chwili wiem, jak będzie brzmiał. The Isley Brothers w latach 60tych byli naprawdę rewelacyjni. Odnajdywali się znakomicie zarówno w przebojowych rock & rollowych aranżacjach, jak i w soulowym repertuarze. Wystarczy posłuchać szaleńczego „Shout” z 1959 roku, żeby pojąć o co chodzi. Grupa przez lata aż po dziś dzień z różnym skutkiem kontynuowała swoją karierę, aż w końcu z czterech oryginalnych (i kilku później podpiętych) członków zespołu pozostało dwóch: Ronald, który ostatnio najwyraźniej odczuwa silną potrzebę powrotu na świecznik, i jego młodszy brat Ernie. W zeszłej dekadzie Isleyowie wydali razem trzy, oscylujące wokół soulu, raczej przyzwoicie przyjęte albumy, z których pierwszy wydał nawet dość poważny hit „Contagious” z towarzyszeniem R. Kelly’ego. Ale to tak naprawdę nieważne. Ważne jest, że Ronald, po porażce jego zeszłorocznego (bardzo słabego zresztą) solowego krążka Mr. I, myśli o nagraniu nowej płyty z bratem. W planach jest współpraca ze wspomnianym już R. Kelly’m, Kanye Westem (czy wy też tego nie widzicie?) czy Trickym Stewartem. A jak wyjdzie, pewnie niedługo się przekonamy.
Recenzja: R. Kelly odkrywa klasykę soulu

Ale, ale… nie jest to barbarzyńskie odtwórstwo, na jakie raz na jakiś czas targają się kolejno upadli bardowie minionych lat Seal, Phil Collins, Rod Stuart, Craig David, wymieniając jedynie kilku. To bardzo kreatywna, pełna pozytywnej energii podróż od współczesnego R&B na najwyższym poziomie do motownowskich korzeni.
Lil Jon wybiera miss czekolady
Jeden z najbardziej znanych muzycznych krzykaczy powrócił. Nie wiem czy to dobrze, czy też może źle. Fakt jest faktem, a dowodem na jego comeback jest poniższy teledysk. Przed jego uruchomieniem musicie się trochę wyluzować – z pewnością nie jest to muzyka dla wszystkich naszych czytelników. Nic się nie zmieniło, jeśli nie lubiłeś Jona wcześniej to teraz raczej nie zostaniesz jego zwolennikiem. On wciąż krzyczy, mimo że crunk już dawno stracił na popularności. Panie Lil Jon to już nie rok 2004, kiedy to byli i tacy co nazywali pana jednym z najciekawszych producentów muzycznych. Czy moda na agresywną, imprezową muzykę powróci już niedługo? Zobaczymy. Mam nadzieję, że obecni w klipie R. Kelly i Mario nie zaczną nagrywać wyłącznie pod syntezatory. Raperem Lil Jon nigdy nie był powalającym i raczej nie przewiduję zmian w tej kwestii. Zebrało się trzech świntuszków i oto mamy takie video:
O religijnej piosence R. Kelly’ego (i muzycznych powrotach do przeszłości)
Zdaję sobie sprawę z tego, że od wypuszczenia „Religious”, drugiego oficjalnego singla z nowego krążka R. Kelly’ego, minęło już kilka tygodni. Nie mniej jednak na początku poza tajemniczym tytułem i ciekawą okładką, sama piosenka wydała mi się dosyć mdła. Tymczasem przez te kilkanaście dni zdążyłem już dosyć dokładnie zapoznać się z nowym nagraniem Roberta i dojść do wniosku, że utwór w przeciwieństwie do poprzedzającego go „Number One” brzmi jak stare dobre R&B z lat 90tych, jakie to tworząc piosenkarz osiągnął największe sukcesy. Ostatnio do swoich muzycznych korzeni sięga coraz większa ilość wykonawców R&B, którzy próbują za wszelką cenę odnieść sukces komercyjny, zastępowani powoli przez młodsze pokolenia. Tak jest chociażby z „Yesterday” Toni Braxton, „H.A.T.E.U.” Mariah Carey, które brzmi jak żywcem wyciągnięte z Rainbow czy „I Look to You” Whitney Houston, wykonanym w tradycji jej najbardziej znanych hitów. Ciężko jednoznacznie stwierdzić czy to dobra czy zła tendencja. Należy zdać sobie sprawę, że soul i R&B z nigdy już nie powrócą w szerokim zakresie w formie, jaką przyjmowały w zeszłej dekadzie. Jednocześnie jednak zaprzedanie się vocoderowo-elektronicznym trendom, choć lukratywne finansowo grozi artystyczną śmiercią i dodaniem do swojej muzycznej historii raczej hańbiącego rozdziału… Po skoku do odsłuchu „Religious”. Naprawdę polecam!