Kelly Rowland, najbardziej niedoceniona wokalistka ocalała z Destiny’s Child dostaje druga szansę.
Ma dużo do udowodnienia. Pierwsza solowa płyta Kelly była rozczarowaniem. Zdecydowanie blednącym przy dokonaniach macierzystej grupy, czy tej której się powiodło – Beyonce Knowles. Beyonce duetem z Jayem-Z zapoczątkowała serię numerów jeden, panna Kelly strzeliła celnie raz, zresztą też w duecie, z oklejonymi plastrami raperem Nellym, co zilustrowano teledyskiem o sąsiedzkim romansie. Znamiennie. Bo o ile Beyonce pozuje na wyniosłą, pretensjonalną diwę, o tyle Rowland jest osiedlową elegantką, poczciwą dziewczyną z podwórka obok. Pech, że nie ma przy sobie utalentowanego narzeczonego, który trząsłby hiphopowym biznesem. Zachowała za to naturalny wdzięk, odzyskała zdrowy rozsądek. „Ms. Kelly” to rzecz spójna, Rowland koncentruje się na efektownym r&b. I tylko wciąż brakuje przeboju, który wywindowałby wokalistkę na zasłużoną pozycję.
Angelika Kucińska dla tygodnika „Przekrój”
Płyta otrzymała 3 na 6 kropek. Jak na wymagający „Przekrój” to całkiem nieźle ;)
Komentarze