Wydarzenia

Recenzja: Kelly Rowland Here I Am

Data: 5 sierpnia 2011 Autor: Komentarzy:

Kelly Rowland

Here I Am (2011)

Universal Motown

O albumie Here I Am mówiono tak naprawdę już rok wcześniej, kiedy radia jak szalone zaczęły grać pierwszy singiel. „Commander” w ciągu całego lata zdołał porwać do tańca nawet najoporniejszych. Niestety nie wszystkich da się uszczęśliwić – fani dawnego stylu Kelly byli zawiedzeni takim obrotem spraw, a wśród nich także ja. Kilka miesięcy później widząc nazwisko Guetty zaledwie przy jednym utworze z tracklisty naprawdę odetchnęłam z ulgą. Jednak jak głosi stare przysłowie „nie chwal dnia przed zachodem słońca”, moja radość nie trwała długo. Bo choć co prawda ten niepoważany przez fanów R&B i rapu producent spauzował współpracę z Kelly, ona wcale nie spauzowała z gatunkiem dance.

Krążek miał być solidną pozycją, dobrze przygotowaną przez producentów: Darkchilda, Rico Love, Jima JonsinaChristophera „Tricky’ego” Stewarta. Okazuje się jednak, że te znane nazwiska nie zsynchronizowały się ze sobą. Co więc dostajemy? Chaos, pop-dance’ową papkę, nudne kompozycje w mid-tempo i wielkie, tekstowe NIC. Tematycznie u Kelly wciąż to samo: miłość, faceci, seks, intymność, seks, miłość, faceci, intymność. Następcy „Commander” szukałabym w równie tanecznym i trochę szalonym „Down for Whatever”. Kluby studenckie, których didżeje lubują się w hitach wprost z radia Eska nie pogardzą także „Lay It on Me”. Mocne i zdecydowane uderzenia, takie jak „I’m Dat Chick” oraz „Turn It Up” porównywalne z hymnami dla dziewczyn wykrzykiwanymi przez Beyonce nie wytrzymują presji całego albumu. Pamiętacie jeszcze kolaborację KellyLonnym Berealem? W podobnej stylizacji są kompozycje „Feelin’ Me Right Now”, „All of the Night” oraz „Work It Man” – poza tym są niestety monotonne i nużące. Najszczęśliwsze momenty tej płyty to niewątpliwie bardzo seksowne i dobrze przyjęte przez listy przebojów „Motivation” oraz miłosna ballada „Keep It Between Us”.

Nie da się nie zauważyć, że muzyka Rowland uległa metamorfozie. Nie czas jednak, żeby wylewać łzy nad tą zmianą. Jeśli ktoś nadal nie może pogodzić się z tym, że czasy „Stole” minęły bezpowrotnie, proponuję po prostu nie słuchać płyty. Here I Am ma wszystko co jest potrzebne by odnieść kasowy sukces: tempo, nieskomplikowane wokale i proste teksty. W sam raz… na jeden raz.

Komentarze

komentarzy