Wydarzenia

Recenzja: Big K.R.I.T. 4evaNaDay

Data: 4 kwietnia 2012 Autor: Komentarzy:

Big K.R.I.T.

4evaNaDay (2012)

Cinematic Music Group

Oczekiwanie na defjamowski debiut rapera z okolic Mississippi przedłuża się i przedłuża. Ale nikt mu chyba nie ma tego za złe, skoro wykorzystuje ten czas na nagrywanie kolejnych darmowych albumów, które swoim poziomem bez trudu przewyższają setki zalegających na sklepowych półkach pozycji. Nie sposób jednak nie zapytać z jakiej racji tak utalentowana postać jak Big K.R.I.T. miałaby wiecznie tkwić w mixtape’owym niebycie. Dlatego choć na oficjalne Live From the Underground poczekamy pewnie o jeden dzień dłużej, to będzie on bez wątpienia pełen niezapomnianych wrażeń.

Krizzle budzi się rano, śpiewając przy dźwiękach saksofonu, że będzie to najlepszy dzień jego życia. Przepełniają go zdrowa ambicja, determinacja w dążeniu do celów i pewność siebie. W południe oddaje się swojej największej pasji – samochodowym wojażom z jazzowymi standardami i klasykami teksańskiego hip hopu w kaseciaku. Im bliżej wieczora, tym więcej refleksji, rozczarowania, a mniej zaufania do otaczającej go rzeczywistości, przez co nie może zasnąć i ostatecznie do snu układa go dźwięk funkujących gitar.

W tej metaforze dnia jako nieubłaganie szybko mijającego życia, nie giną na szczęście pozytywny przekaz i sztuka tworzenia wysmakowanego hip hopu. Z pełną ufnością przyjmujemy obietnicę rapera, że pozostanie zawsze autentycznym.

4evaNaDay jest już ostatnim przystankiem przed komercyjnym debiutem Big K.R.I.T.’a (premiera obecnie planowana jest na czerwiec). Warto jest miło ten postój wykorzystać, będąc jednocześnie spokojnym o właściwy cel podróży.  Panu Krizzle’owi ufam do końca świata i jeden dzień dłużej.

Komentarze

komentarzy