Wydarzenia

Recenzja: Bobby Womack The Bravest Man in The Universe

Data: 15 lipca 2012 Autor: Komentarzy:

Bobby Womack

The Bravest Man in The Universe (2012)

XL Records

Początek współpracy na linii Bobby WomackDamon Albarn (Blur, Gorillaz…) przypada na rok 2010. Legenda soulu wystąpiła wówczas gościnnie w „Stylo” drugiej z wymienionych grup za namową córki. Podobno do nagrania partii wokalnych Bobby’ego doszło wtedy na zasadzie „weź mikrofon i zaśpiewaj cokolwiek przyjdzie Ci do głowy”. Kiedy dowiedziałem się, że panowie (wraz z Richardem Russellem) przygotowują razem cały album, byłem zachwycony. Skoro spontanicznie stworzyli tak udany singiel, to w pełni przemyślany longplay musiał być strzałem w dziesiątkę!

Nie wiem czy to kwestia niezwykłego wyczucia smaku, czy może przysłowiowej chemii między Bobby’mDamonem, ale nie pamiętam kiedy ostatnio byłem świadkiem tak stylowego powrotu na scenę. Nie jest sztuką odtworzyć po latach swoje sprawdzone brzmienie, lecz odnaleźć się w czasach, w których w muzyce modne jest jednocześnie wszystko i nic. Pan Womack odnalazł swoją niszę – gdzieś pomiędzy spokojnymi klawiszowo-smyczkowymi kompozycjami a zimnymi uderzeniami automatów perkusyjnych. Bywa skromnie, to prawda. Legenda wie jednak jak najlepiej zapełnić każdą wolną przestrzeń – jeśli nie wokalem, to osobowością. Każda partia wokalna niesie ze sobą bagaż życiowych doświadczeń artysty – zawartą między wierszami treść.

Niestety, rozczarowuje częściowy brak spójności. Bluesowe, oparte na akustycznej gitarze „Deep River”, wyjątkowo przesłodzone, funkowo pulsujące „Love Is Gonna Lift You Up”, albo totalnie odjechane, up-tempo „Jubilee” – każdy z tych utworów na swój sposób wytrąca nas ze stanu prawie 40-minutowej hipnozy, w jaki wprowadza cały album. Choć oczywiście nie są to złe numery. Intrygująca była też decyzja, by większość „Dayglo Reflection” powierzyć implantoustej Lanie del Rey – utwór z jej udziałem jednak również nie przeszkadza, jako swoisty pomnik muzycznej przemiany pokoleń.

Dlaczego zatem narzekam? Otóż ja wcale nie narzekam, a jedynie zwracam uwagę na, co by nie było, dowody wielkiej odwagi. Wszystko się zgadza – Bobby Womack faktycznie jest najdzielniejszym człowiekiem we wszechświecie. A przynajmniej wśród powoli przygasających już gwiazd.

Komentarze

komentarzy